Asia wpatrywala sie w nia, milczac. Ona opowiadala dalej.

– Wtedy w Paryzu dwa razy nie wzielam pigulki. Pierwszy raz, gdy wrocilysmy z tego przyjecia z wietnamska swinia, drugi raz w dniu, kiedy on przylecial do Paryza.

Asia podniosla reke. Przerwala jej. Wyjela telefon komorkowy. Wy­brala numer.

– Przyjmiesz ja teraz? Nie, to nie moze czekac do jutra. Nie. Nie wytlumacze ci tego. Bedziemy za pol godziny – mowila. – Jedziemy do Mariusza. To moj kuzyn. Robil doktorat z ginekologii. Przyjmie cie zaraz. Musisz sie upewnic.

Przywolala kelnera, zaplacila i poprosila o zamowienie taksowki.

Asia czekala na nia w kawiarni naprzeciwko gabinetu Mariusza.

– Mial czeste przypadki poczec w trakcie miesiaczki. Mial tez row­nie czeste przypadki poczec u kobiet, ktore na dwa dni zapomnialy o pi­gulkach. Szczegolnie u takich, ktore przezyly taki szok jak ja tam na lotnisku w Paryzu. Mimo to uwaza, sadzac po wielkosci plodu, ze to dziecko mojego meza. Powiedzial mi, ze jest prawie absolutnie pewien, ze plod jest starszy o te cztery dni.

Asia wysluchala jej bez slowa. Po chwili powiedziala:

– To wiemy chociaz na pewno, ze jestes w ciazy. Nie wierz mu tak do konca. On jest bardzo katolickim ginekologiem. Jesli opowiedzialas mu cala historie ze szczegolami, to nie zasnie dzisiejszej nocy. Zadzwo­ni do mnie i bedzie mnie «ostrzegal» przed kobietami takimi jak ty. Je­go zona wazy ponad sto kilo, on jest ginekologiem, ma trzydziesci dwa lata i jak dotad piecioro dzieci. Ale jest bardzo dobrym specjalista.

Zrobila przerwe i zapytala szeptem:

– Usuniesz?

Czasami podziwiala u Asi ten jej chlodny pragmatyzm. Ale to byla maska. Wiedziala to od czasu wspolnego pobytu w Nimes.

– Nigdy! Gdybym to zrobila, musialabym zapomniec o dzieciach w ogole i na zawsze. Twoj Mariusz tez to potwierdzil. Nie pytany. W tym momencie zadzwonil telefon komorkowy Asi.

– Nie – powiedziala szybko. – Siedzimy w tej kawiarni naprzeciw­ko twojego gabinetu i rozmawiamy. Prosze, nie dzwon pozniej. Dosko­nale wiem, co chcesz mi powiedziec. Nie interesuje mnie to. Zupelnie nie. Jutro tez nie bedzie mnie to interesowac. Do widzenia.

Schowala telefon do torebki, wylaczajac go przedtem. Zamyslila sie.

– Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszcze – powiedziala po chwili cichym glosem. – Gdybym byla na twoim miejscu, pojechalabym teraz do domu, spakowala najwieksza walizke, wyjela paszport z szuflady i zamowila taksowke na lotnisko. Usiadlabym tam na lawce i czekala na samolot do Monachium. Nawet gdyby nastepny byl dopiero za ty­dzien.

Przywolala kelnera.

– Jeszcze raz to samo. I niech pan dolozy wiecej lodu. Dla tej pani niech pan przyniesie samego red bulla. Bez whisky.

Wyjela telefon. Wlaczyla go i podajac jej, powiedziala:

– Zadzwon do niego.

– Do kogo?

– Do Jakuba!

ON: Napisala, ze nie bedzie jej kilka dni. Zupelnie nieoczekiwanie. Z reguly wiedzial o jej urlopach lub wyjazdach sluzbowych znacznie wczesniej. Na dodatek nie przyslala mu normalnego e-maila, tylko wy­slala te informacje jako SMS z telefonu komorkowego. Oznaczalo to, ze nie miala dostepu do Internetu.

Czul sie opuszczony. Przychodzil pozniej do biura. Wychodzil po polnocy. Wydawalo mu sie, ze tydzien sklada sie tylko z sobot i nie­dziel. Codziennie pisal do niej l ta kartka byla jak wieczorna modlitwa. Pamietal z dziecinstwa, jak matka, dwukrotnie rozwiedziona, wielo­krotnie ekskomunikowana katoliczka, uczyla ich, ze modlitwa wieczo­rem jest podziekowaniem Bogu za przezyty dzien. Klekali z bratem na swoich tapczanikach twarza do krzyzykow przybitych zbyt duzymi gwozdziami do sciany. Krzyzyki przybil ich ojciec, ktory Boga z listy swoich przyjaciol wykreslil bardzo dawno temu, w Stutthofie. Skladali rece, wpatrywali sie w male krzyzyki i powtarzali za matka:

«Aniele Bozy, Strozu moj, Ty zawsze przy mnie stoj...».

Matka modlila sie z nimi. Kazdego wieczoru. Patrzyl czasami na jej zlozone dlonie, naznaczone wezlami zyl. Wydawalo mu sie, ze nie po­trzebuja zadnego aniola. Ona im w zupelnosci wystarczala...

ONA: Powiedziala mezowi nastepnego dnia po spotkaniu z Asia. Przygotowala kolacje. Upiekla ciasto. Kupila swiece. Otworzyla wino, by pooddychalo. Czekala na niego od popoludnia. Nie poszla tego dnia do pracy.

Wszedl. Wlaczyl komputer i poszedl do lazienki. Tak bylo od kilku­nastu miesiecy. Przechodzac obok nakrytego uroczyscie stolu, zapytal:

– Przeoczylem cos? Nasza rocznica slubu?

– Tak, przeoczyles. Mnostwo zdarzen. Ale to teraz niewazne. Usiadz.

Usiadl naprzeciwko niej. Juz dawno nie siadal, tak jak kiedys, obok niej. Zawsze siadal naprzeciwko. Podniosla sie i podala mu kieliszek z czerwonym winem.

– Bedziemy mieli dziecko – powiedziala cicho, patrzac mu w oczy. Na chwile zapadlo milczenie.

– Zartujesz, prawda? Umowilismy sie przeciez! Nie mozesz mi te­go zrobic! Nie jestem przygotowany. Przeciez obiecalas. Sluchaj! Ja mam projekty zaplanowane na caly rok. Nie zrobisz mi tego!!!

Wstala. Spokojnie, bez slowa przeszla do sypialni. Uklekla na dy­wanie i spod lozka wyciagnela walizke. Postawila ja na podlodze przed lustrem i zaczela powoli pakowac. Najpierw ze stolika zgarnela do fo­liowego worka wszystkie kosmetyki. Worek wrzucila do walizki. Pode­szla do biblioteczki. Wybierala ksiazki i wrzucala do walizki. W pew­nym momencie podeszla do stolu i nalala wina do kieliszka. Kieliszek postawila na stoliku nocnym przy lozku i wrocila do pakowania ksia­zek. Slyszala, jak j ej maz wykrzykuje do telefonu:

– Niech mama tutaj natychmiast przyjedzie! Ona naprawde sie pa­kuje. Nie mam pojecia, o co jej chodzi!

Zaczal krazyc wokol stolu. Im pelniejsza robila sie walizka, tym szybciej chodzil. W pewnym momencie zaczal krzyczec:

– Nie zrobisz tego, prawda? Przeciez masz wszystko. Ja haruje od rana do nocy, zebys miala wszystko. Czy ty to w ogole widzisz?! Nigdy tego nie docenialas! Nigdy nie bylas ze mnie dumna. Ja przeciez robie to dla nas. Zeby ci bylo dobrze. Jestes jedyna kobieta, ktora kocham. Ja nie potrafie zyc bez ciebie. Prosze, zostan. Nie odchodz. Przeciez be­dziemy mieli dziecko. To przez to zmeczenie tak zareagowalem. Zo­stan. Prosze!

Podszedl do niej. Objal ja.

– Prosze, zostan. Kocham cie. Jestes moja zona. Bede o ciebie dbal. Zobaczysz!

W tym momencie zadzwonil dzwonek u drzwi.

Umilkl, a potem pogasil wszystkie swiatla. Przylozyl palec do ust, nakazujac milczenie.

– Nie potrzebujemy ich – wyszeptal jej do ucha. Kiedy sie poznali, czesto szeptal jej cos do ucha. Uwielbiala to wi­brujace cieplo jego oddechu na swoim uchu. Teraz bylo tak samo. Przewrocil ja na lozko i zaczal rozbierac. Po kilku minutach dzwonek ucichl.

Tak. Jest jego zona. Skladala przysiegi! To jej dom. On tak sie sta­ra. Maja takie plany. Rodzice go uwielbiaja. Jest pracowity. Dba o dom. Nigdy jej nie zdradzil. Wiedzie sie im najlepiej ze wszystkich. Teraz beda mieli dziecko. On zrobilby dla niej doslownie wszystko. Wie to na pewno. To dobry czlowiek.

– Jutro zaczne szukac dla nas czegos wiekszego – powiedzial, zapa­lajac papierosa, gdy skonczyli sie kochac.

Sklada obietnice. Beda mieli dziecko. Rodzice go tak lubia. To tyl­ko Internet. On zrobilby dla mnie wszystko.

Zasnela.

ON: Otworzyl wino. Juz druga butelka dzisiaj, pomyslal. Ale bylo tak przytulnie i dobrze. Piatek wieczor. Puste, ciche korytarze. Puste cale pietra. Wlaczyl Grechute.

Czy Niemcy mogliby zrozumiec, co sie czuje, gdy Grechuta spiewa «bo wazne sa tylko te dni, ktorych

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×