W pewnym momencie wysiadl i zaczal obchodzic samochod, ogla­dajac z uwaga opony. Jedna po drugiej. Gdy skonczyl, przeszedl przez ulice, kierujac sie w strone kiosku z gazetami. Przechodzac obok lawki, na ktorej on siedzial, usmiechnal sie. W kiosku kupil papierosy i wrocil do samochodu.

Po chwili pospiesznie wysiadl i obiegl samochod, zeby odebrac tor­be od osoby wychodzacej z bramy. Ruszyli. Ignorujac calkowicie inne auta na ruchliwej ulicy, zaczal zawracac, blokujac calkowicie ruch. Zrobil sie nagle straszny tumult.

W pewnej chwili samochod znalazl sie dokladnie na wprost lawki. Spojrzal na kierowce. Obok siedziala ona! W tym momencie samochod przyspieszyl. Po chwili zniknal w uliczce za kioskiem.

Tego samego wieczoru wrocil do Frankfurtu. Wysiadl z samolotu zbyt pijany, aby jechac samochodem. Oddal go w Avis na lotnisku we Frankfurcie i wrocil do Monachium pociagiem. Trwal w polsnie wy­muszonym przez zmeczenie i alkohol. Kierowca tamtego samochodu caly czas usmiechal sie do niego.

@11

Szesc miesiecy pozniej.

ON: Tydzien spedzala w klinice, tylko na weekendy wracala do do­mu. Ordynator byl dobrym znajomym jej ojca i zalatwil wszystko tak, aby miala pokoj praktycznie tylko dla siebie.

Mieszkali juz w nowym mieszkaniu. Od wschodniej strony, tam gdzie byl balkon, okna wychodzily na las. Na pokoj dziecinny przezna­czyli ten najbardziej nasloneczniony. Byl juz praktycznie urzadzony. Dla chlopca. Wiedziala, ze bedzie miala syna. Widziala to u ginekolo­ga na ekranie i potem na wydruku USG.

Wszyscy tak niewiarygodnie dbali o nia. Matka obiecala, ze wpro­wadzi sie do nich na kilka pierwszych tygodni po urodzeniu. Byla taka dobra dla niej. Tylko czasami pytala:

– Dlaczego ty sie tak malo usmiechasz?

Tego czwartku w klinice odwiedzila ja Asia. Wiedziala, ze dzisiaj nie bedzie jej meza, wiec przyszla. Wygladala swietnie. Schudla. Skro­cila i rozjasnila wlosy. Usmiechala sie caly czas.

Zaczely wspominac Paryz. Smialy sie. Bylo jak dawniej.

– A pamietasz tego recepcjoniste z hotelu? – zapytala w pewnym momencie Asia. – Widac bylo, ze tylko ty mu sie podobasz. Alicja nie mogla tego przezyc. A pamietasz...

Przerwala jej i zapytala szeptem, rozgladajac sie dokola:

– Asiu, zrobisz cos dla mnie? Asia spojrzala na nia z uwaga.

– Moglabys pojsc do mojego biura i odczytac poczte komputerowa, ktora do mnie przyszla? Ja wiem, ze to juz pol roku, ale jestem pewna, ze Jakub cos napisal. – Spuscila glowe na dol i wyszeptala: – Chciala­bym wiedziec, ze mi przebaczyl.

Podala Asi kartke z kodem i haslem do jej skrzynki pocztowej.

– Jestem prawie pewna, ze nie zmienili kodu w bramie prowadzacej do naszych biur. Idz tam pozno, kiedy juz nikogo nie bedzie. Pojdziesz?

– Jestes pewna, ze to dobry pomysl? – zapytala Asia powaznym glosem.

– Tak. Od kilku tygodni zasypiam, myslac tylko o tym. I budze sie z ta sama mysla. Chce wiedziec, czy mi przebaczyl. Rozumiesz?! Tylko to.

– Nie placz, do cholery! Oczywiscie, ze pojde. Jutro jest piatek. Po­loze mala i pojde. Zadzwonie do ciebie w sobote rano. Objely sie mocno na pozegnanie. Bylo tak jak dawniej.

– Zadzwon. Nie zapomnij. Bede czekac.

Joanna: A co bedzie, jesli jednak zmienili kod? – myslala, czujac sie jak wlamywacz. Gdy stanela przed drzwiami biura, chciala uciekac. Podniosla do oczu kartke i w mdlym swietle zarowki awaryjnej odczy­tala kod. Podeszla do kraty, powtarzajac na glos cyfry kodu. Wystuka­la wszystkie. Drzwi puscily.

Drugie po prawej. Pierwsze biurko. Naprzeciwko okna.

Kartke z haslem dostepu do skrzynki pocztowej polozyla obok kla­wiatury. Biurko bylo calkowicie puste. Nikt przy nim nie pracowal.

Uruchomila program pocztowy. Podala haslo. W skrzynce nieprzeczytanych e-maili bylo ponad 150 wiadomosci! Prawie wszystkie od Jakuba. Kazda miala w temacie slowo «Kartka», potem nastepowal ko­lejny numer, data, miejsce wyslania i w wiekszosci, w nawiasach, ja­kies slowo opisujace tresc. Zaczela czytac.

– Co pani tutaj robi o tej porze?! – zapytal mlody mezczyzna w gra­natowym mundurze i z latarka w dloni. Zaczytana, nie slyszala, gdy wszedl.

– Nie widzi pan?! – odpowiedziala, podnoszac glowe. – Placze.

– Ma pani upowaznienie?!

– Nie. Placze bez upowaznienia. Oboje jak na komende rozesmieli sie.

– Prosze wygasic wszystkie swiatla, gdy pani bedzie wychodzic, i wylaczyc komputer.

Nie pytal o nic wiecej i wrocil na korytarz.

Jeszcze nigdy nie czytala czegos takiego. I nigdy juz pewnie nie przeczyta. Rozmowa z kobieta, ktora odeszla. Zostawila go. Poprosila o przebaczenie. Przebaczyl, ale nie mogl jej zapomniec. Wiec pisal do niej e- maile. Kazdego dnia. Tak jak gdyby byla. Ani slowa zalu. Ani slowa pretensji. Pytania bez odpowiedzi. Odpowiedzi na pytania, ktorych ona nie postawila, ale on zrobil to za nia. E-maile wysylane z kom­puterow we Wroclawiu, Nowym Jorku, Bostonie, Londynie, Dublinie. Ale najczesciej z Monachium.

Listy do kobiety, ktora ich nie czyta. Pelne czulosci i troski. Wspa­niale historie opowiadane komus, kto jest najwazniejszy. Zadnej pre­tensji czy skargi. Tylko czasami jakies prosby lub blagania o cos dla niego. Tak jak wtedy, gdy z Wroclawia pisal, tuz przed Wigilia, z kom­putera jego brata:

Zapakowalem prezent dla Ciebie. Poloze z innymi pod choinka. Tak bardzo chcialbym, zebys go mogla rozpakowac, a ja zebym mogl widziec, jak sie cieszysz.

Ostatnia kartka miala numer 294. Wyslana 30 stycznia z komputera w Monachium. Byla jak wolanie o pomoc. Pisal:

Dlaczego wszyscy mnie zostawiaja? Dlaczego?! Znajdz mnie dzisiaj. Tak jak przed rokiem. Prosze, znajdz mnie. Uratuj!

Zostawila na ekranie otwarty ten ostatni e-mail. Siedziala oparta lokciami o blat biurka i wpatrywala sie w to zdanie. Zastanawiala sie, kogo jej bardziej zal.

Wstala. Znalazla dyskietke na sasiednim biurku. Sprawdzila, ze jest pusta. Skopiowala wszystkie kartki od niego na dyskietke, a oryginaly usunela z komputera.

Bylo bardzo pozno. Z telefonu na biurku zamowila taksowke. Za­mknela biuro i zjechala winda na dol. Po chwili nadjechala taksowka. W radiu Geppert spiewala «Landrynki». Taksowkarz pozwolil zapalic swiatlo. Zmyla czarne plamy od lez i poprawila makijaz.

Gdyby nie bylo tak pozno i gdybym nie bala sie tak ciemnosci, po­jechalbym teraz pod moje drzewo – pomyslala, dotykajac delikatnie palcami dyskietki w torebce.

Rano zadzwoni, jak obiecala. Powie, ze Jakub przebaczyl. Tak bedzie najlepiej. I taka jest przeciez prawda. Prawda to bardzo ogolne pojecie.

ON: Do Polski polecial jeszcze dwa razy.

Zaduszki. Bylo potwornie zimno i padal deszcz. Na grob Natalii po­szedl bardzo poznym wieczorem. Prawie noca. Nie mial ochoty kogokolwiek spotkac. Chcial jej wszystko opowiedziec. Byl na jej grobie co wieczor. Niektore znicze nie gasly przez cale trzy dni.

Na grob rodzicow poszedl z rodzina brata. Potem w domu pili her­bate z rumem, ktory on przywiozl, i wspominali. Listy od matki. Kaz­dego dnia. Przez piec lat...

Potem wrocil do Monachium i po kilku dniach polecial do Princeton. Konczyl projekt z Warszawa.

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×