poczula autentyczne zawstydzenie i skrepowanie.

– Jest pani w szostym tygodniu ciazy – powiedzial, wstajac od biur­ka i przychodzac do niej za parawan. – Musi pani radykalnie zmienic tryb zycia, jezeli chce pani urodzic to dziecko. Po ostatnim poronieniu wie to pani tak samo dobrze jak ja, prawda?

Jej maz zdecydowanie nie chcial dzieci.

«Ja chce troche pozyc. Popatrz na Aske, jak jest udupiona przez te­go dzieciaka. Nie. Absolutnie nie! Nie teraz. Poczekamy jeszcze kilka lat» – mowil i wracal do swoich projektow, ktore trzymaly go w poko­ju, gdzie stal komputer, jak kraty w celi.

Kiedys odstawila tabletki, nie mowiac mu o tym. Skonczyla trzy­dziesci lat i czula, ze czas jej ucieka. Taka reakcja wyleknionej, «starze­jacej sie» kobiety, ktora poczula sie nagle biologicznie bezuzyteczna.

Kiedy juz bedzie, on je zaakceptuje – myslala.

Poronila. Maz nawet sie nie dowiedzial. Wysylala go do apteki po torby podpasek. Zakrwawila potwornie kilka przescieradel. Wmowila mu, ze ma «wyjatkowo ciezki okres». Dziwil sie, ze musi cale piec dni przelezec w lozku. Gdy plakala, myslal, ze z bolu. Mial racje. Ale my­lil bol podbrzusza z zupelnie innym bolem.

Z zamyslenia wyrwal ja glos ginekologa.

– Niech sie pani nie martwi. Tym razem zadbamy o pania i wszyst­ko bedzie dobrze.

– Tak. Oczywiscie – odpowiedziala zmieszana, zapinajac guziczki spodnicy. – Czy moglby mi pan dokladnie powiedziec, kiedy... kiedy zaszlam w ciaze?

– Mowilem juz pani. To, wedlug moich szacunkow, szosty tydzien. Plus minus cztery doby.

Spojrzal w kalendarz na biurku.

– Niech pani przyjdzie za tydzien. O tej samej porze. Trzeba ustalic szczegolowy plan utrzymania tej ciazy. Musi sie pani liczyc z tym, ze ostatnie miesiace spedzi pani na podtrzymaniu w klinice.

Wstal zza biurka, podal jej reke i powiedzial:

– Niech pani teraz unika stresu i dobrze sie odzywia.

Wyszla z jego gabinetu prosto na ciemna klatke schodowa, pelna papierosowego dymu.

Oparla sie plecami o sciane obok drzwi prowadzacych do gabinetu i oddychala ciezko, z trudem lapiac powietrze. Po chwili, po omacku, dotykajac scian, zaczela przesuwac sie w strone windy.

«Plus minus cztery doby» – slowa ginekologa odchodzily i powraca­ly jak echo.

ON: To juz szesc tygodni – pomyslal, patrzac w kalendarz. Sam dy­rektor instytutu zadzwonil i polecil ustalic termin urlopu. W zasadzie wydal mu polecenie sluzbowe.

– Pan nie bierze urlopow od czterech lat. Wlasnie przyslali mi ofi­cjalne upomnienie z administracji. Tak dalej byc nie moze. Bede mial problemy ze zwiazkami zawodowymi. Jeszcze tylko pojedzie pan do Princeton i potem przez szesc tygodni nie chce pana tutaj ogladac. Pro­sze jutro do poludnia podac mi termin swego urlopu.

Dokladnie szesc tygodni temu przytulil ja do siebie na lotnisku w Paryzu. A potem calowal jej nadgarstki, siedzac na tej lawce na lotni­sku i patrzac w jej zalzawione oczy. A potem wieczorem byla naga. Zu­pelnie naga. I mimo ze calowal ja cala, wszedzie, wielokrotnie, to i tak jej nadgarstki pamieta najbardziej.

Jest piekna. Oszalamiajaco piekna. Jest tez wrazliwa, delikatna, ro­mantyczna i madra. Zachwycajaca. Pamieta, jak tej nocy, tuz nad ra­nem, gdy wtulila sie, wyczerpana, w niego plecami i posladkami, po­wiedziala szeptem:

– Wiesz, ze przy tobie przypominaja mi sie wszystkie wiersze, kto­re mnie wzruszaly?

Przytulil ja. Usta zanurzyl w jej wlosach. Tak cudownie pachniala.

– Po tym, co sie zdarzylo z tym samolotem, wydaje mi sie, ze poda­rowano mi dzisiaj nowe zycie – szepnal.

Przyciagnal jej prawa dlon do swoich ust. Zaczal ssac delikatnie jej palce. Jeden po drugim. Delikatnie ssal i dotykal jezykiem.

– I ty jestes w nim od pierwszego dnia.

Jego slina mieszala sie ze lzami. Odkad odeszla Natalia, plakal ogromnymi lzami.

– I bedziesz zawsze, prawda?

Nie odpowiedziala. Oddychala spokojnie. Spala.

ONA: Wyszla przed blok, w ktorym znajdowal sie gabinet ginekolo­ga. Usiadla na metalowej lawce naprzeciwko piaskownicy dla dzieci. Wyciagnela telefon komorkowy. Wybrala numer Asi.

– Spotkaj sie ze mna – powiedziala, nie przedstawiajac sie nawet. – Teraz!

Asia nie pytala o nic. Slyszala tylko, jak z kims rozmawia w tle. Po chwili powiedziala:

– Za dwadziescia minut bede przy Freta@Porter na Starym Mie­scie. Tam gdzie bylysmy ostatnio z Alicja. Pamietasz?

Pamietala. To tam pily wino i ogladaly przez caly wieczor zdjecia z Paryza. Smialy sie i wspominaly. Byla taka szczesliwa. W pewnym momencie wszystko stalo sie mniej wazne. Musiala wyjsc na zewnatrz. Wybrala numer jego telefonu w biurze w Monachium i nagrala sie na automatyczna sekretarke:

«Jakubku, jestem pijana. Od wina tylko troche. Najbardziej od wspomnien. Dziekuje ci, ze jestes. I ze ja moge byc».

Asia juz byla. Zajela miejsce w ogrodku na zewnatrz.

Usiadla. Skulona, tulac torebke do piersi.

– Ten Jakub cie skrzywdzil – rozpoczela Asia. Spojrzala na nia przerazona.

– Skad wiesz o Jakubie?

– Gdy ja wymawialam przez sen imie jakiegos mezczyzny, to ten skurwiel nastepnego dnia zenil sie z inna. Ale to bylo bardzo dawno – odpowiedziala Asia bez sladu emocji w glosie.

Asia zdumiewala ja nieustannie. Wbrew pozorom znala ja bardzo malo.

– Nie. Jakub nie potrafi nikogo skrzywdzic. Ten model tak ma. Dla­tego on jest tak czesto smutny. Asia przerwala jej:

– Opowiedz. Wszystko. Powiedzialam mezowi, ze moge wrocic dopiero po polnocy. Ostatnio na wszystko sie zgadza bez mrugniecia okiem.

Opowiadala. O wszystkim. Jak go poznala. Jaki jest. Dlaczego taki jest. O tym, co czuje, gdy jest i czego nie czuje, gdy go nie ma. O piat­kach po poludniu i poniedzialkach rano. Gdy skonczyla o Natalii, Asia trzymala ja za reke i prosila, aby przez chwile nic nie mowila.

Zatrzymala kelnera:

– Podwojny jack daniels i puszka red bulla. Dobrze schlodzona. Asia spojrzala na kelnera i powiedziala:

– Dla mnie to samo. I niech sie pan pospieszy.

Dopiero gdy kelner wrocil ze szklankami, opowiedziala o locie TWA i o tym, co przezyla na lotnisku w Paryzu. W tym momencie Asia przysunela sie do niej i dotknela jej twarzy.

– Pamietasz, gdy spotkalysmy sie na dworcu w Warszawie, przed wyjazdem do Paryza? Przywiozl mnie samochodem moj maz. Bylam na niego wsciekla. Pytalas, co sie stalo. Powiedzialam ci, ze nie chce o tym mowic.

Przerwala na chwile. Wziela szklanke do reki.

– Wrocil tej nocy z jakiejs firmowej imprezy. Juz spalam. Obudzil mnie. Chcial sie ze mna kochac. Nie mialam absolutnie ochoty. Od ty­godni nie mialam ochoty. On tez nie. To tylko alkohol. Poza tym mialam koncowke okresu. Przysunal sie niespodziewanie. Pociagnal za tasiem­ke i jednym ruchem wyrwal mi tampon. Zlapal mnie za rece jak poli­cjant, ktory zamierza zalozyc kajdanki. Nie mialam szans. Wszedl we mnie. Po kilkunastu ruchach bylo po wszystkim. Odwrocil sie i zasnal. Zostawil we mnie swoja sperme jak wegorz mlecz na ikrze i zasnal.

Wziela potezny lyk ze szklanki.

– Cztery noce pozniej zawiozlam Jakuba do jego hotelu i rozebrana polozylam sie na jego lozku, czekajac, az we mnie wejdzie. Zalozyl prezerwatywe. Zdjelam ja ustami. Nie chcialam go czuc przez kauczuk. Chcialam go czuc takim, jakim jest. Tej nocy byl we mnie jeszcze kil­ka razy.

Zaczela lkac.

– Asiu, wracam od ginekologa. Jestem od szesciu tygodni w ciazy. Nie wiem, czyje to dziecko.

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×