reke milczaca starsza kobiete.

Poczula sie nieswojo.

Przecisnela sie do znajdujacego sie najbardziej na uboczu stanowi­ska obslugi pasazerow. Stal tam starszy siwy mezczyzna w granato­wym mundurze z odznaka TWA.

Zapytala o lot TWA800.

Nagle stalo sie cos dziwnego. Mezczyzna wyszedl zza ciezkiej lady oddzielajacej obsluge od pasazerow, podszedl do niej bardzo blisko i zapytal, czy przyszla odebrac kogos przybywajacego tym lotem. Gdy potwierdzila, skinal glowa do kogos stojacego przy nastepnym stanowi­sku, zlapal ja za obie dlonie, popatrzyl jej w oczy i powiedzial spokoj­nym, wyraznym glosem po angielsku:

– TWA800 nie przyleci. Samolot wpadl do morza jedenascie minut po starcie i wszyscy pasazerowie oraz zaloga zgineli. Jest nam ogrom­nie przykro.

Stala spokojnie i dziwila sie, dlaczego ten obcy mezczyzna trzyma ja za rece.

Wysluchala tego zdania... i odwrocila sie, sadzac, ze on mowi do kogos innego.

Nie bylo nikogo... Nagle dotarlo do niej to «Jest nam ogromnie przykro...» i wtedy zrozumiala wszystko: nosze, telewizje, cisze.

Znow uslyszala glos tego mezczyzny:

– Kim byl dla pani ten pasazer, ktorego chciala pani powitac?

– Byl??? Jak to byl... To jest Jakub... On jest, a nie byl...

Lzy poplynely w niekontrolowany sposob. Probowala cos powie­dziec, ale nie mogla. Nagle podbiegla jakas kobieta w takim samym mun­durze jak ten mezczyzna, z ktorym rozmawiala przed chwila, i nie pyta­jac o przyzwolenie, razem odprowadzili ja do fotela stojacego za lada.

Stracila glos. Slyszala wszystko, co sie wokol niej dzieje, ale nie mogla nic powiedziec.

Jakub nie zyje...

Lecial do niej, a teraz juz go nie ma.

Przeciez on zawsze byl, zawsze, gdy potrzebowala. Nigdy nie chcial nic w zamian. Po prostu byl.

Przypomniala sobie ich pierwsza rozmowe w Internecie, jego nie­smialosc i wszystkie te rzeczy, ktore jej opowiadal. Zmienil jej swiat, zaczal zmieniac ja... A teraz go nie ma.

Plakala, nie wydajac glosu. Ogarnal ja nieskonczony smutek i zal.

Zauwazyli, ze stracila glos, i przywolali sanitariusza.

Przyszedl, wzial jej lewa reke i wstrzyknal cos do zyly. Podniosla wzrok, patrzac na tego sanitariusza jak na przybysza z obcej planety.

Nagle obok sanitariusza pojawil sie recepcjonista z hotelu. Ode­pchnal sanitariusza, wyciagnal z kieszeni jakis pomiety papier i pokazu­jac palcem, zaczal cos wykrzykiwac po polsku do niej. Ta substancja, ktora wstrzyknal jej sanitariusz, zaczela dzialac, wzmocniona tym szo­kiem, w ktorym byla.

Musiala sie najmocniej skupic, aby zrozumiec, co mowil ten Polak.

Ten krzyczal po raz kolejny:

– Jakub spoznil sie na ten lot i przyleci za pol godziny Delta. Rozu­miesz? On zyje! Jego nie bylo w tym samolocie... On leci ciagle do ciebie! Powiedz, ze rozumiesz!!!

Nagle zrozumiala...

Podniosla reke, wyrwala mu ten papier i zaczela czytac.

Czytala kilkakrotnie. W pewnym momencie odtracila wszystkich, podniosla sie z fotela i po prostu odeszla bez slowa.

Recepcjonista, nie mowiac ani slowa, szedl obok niej, kierujac ku wyjsciu z hali przylotow Delty.

Posadzil ja na lawce naprzeciwko wyjscia, powiedzial, ze samolot juz wyladowal, i nagle uklakl przed nia i przeprosil, ze tak pozno dotarl na lotnisko. Potem gwaltownie wstal i odszedl.

Siedziala zupelnie sama na tej lawce naprzeciwko wyjscia i wpatry­wala sie w nie.

Wyobrazala sobie, jak teraz wyglada: z rozmazanym makijazem, z siniakiem tworzacym sie wokol miejsca, gdzie dostala ten zastrzyk.

Jak jakis cpun – pomyslala z usmiechem.

Znowu moze sie smiac.

Nagle zaczela plakac, zlozyla rece jak do modlitwy i choc nigdy nie wierzyla w Boga, wyszeptala:

– Boze! Dziekuje ci za to.

ON: Nie mogl zniesc tego, co sie dzialo po wyladowaniu. Czekali na otwarcie wlazu cala wiecznosc. On byl juz gotowy do wyjscia, gdy przelatywali jeszcze nad Dover w Anglii! Teraz, gdy stal z laptopem przewieszonym przez ramie w dusznym samolocie zaraz za pasazerami pierwszej klasy, dusil sie z niecierpliwosci.

Tak bardzo chcial byc pewien, ze ona wie.

Nareszcie otworzyli wlaz. Przy wyjsciu stala ta stewardesa.

Zatrzymal sie, a ona podala mu dwa arkusze szarego papieru spiete spinaczem.

– Zdobylam to dla pana, to jest jak relikwia, niech pan tego nie zgu­bi – powiedziala.

Stanal i calujac jej reke na pozegnanie, powiedzial:

– Na pewno spotkamy sie jeszcze, boja zawsze latam Delta. Tylko teraz chcieli mnie wepchnac do TWA, ale nawet Bog nie chcial tego. Dziekuje za wszystko.

Gdy wyszedl, zobaczyl ja placzaca na tej lawce i wiedzial, ze po­wiedzieli j ej za pozno.

Ale wiedzial tez, ze w ogole jej powiedzieli.

Szedl wolno w jej kierunku, widzac, ze go zauwazyla. Podszedl bli­zej, a ona nie podnoszac sie z tej lawki, polozyla palec na ustach, dajac mu znak, zeby nic nie mowil.

Widzial, co przeszla, zanim sie tutaj znalazla. Przysiadl sie do niej i nic mowiac, patrzyl jej w oczy. Nagle wziela jego dlonie, przylozyla do swoich ust i zaczela calowac.

Chcial sie jakos usprawiedliwic, przeprosic, ale mu nie pozwolila.

Szeptala tylko jego imie i dotykala go od czasu do czasu, jak gdyby upewniajac sie, ze to on. Nie mogl powstrzymac wzruszenia, gdy nie­ustannie dziekowala mu, ze tu jest z nia i ze zyje.

Minela godzina, nim ochloneli. Ani razu nie wspomnieli tej kata­strofy.

Powoli zaczynali cieszyc sie swoja obecnoscia.

Postanowili wreszcie opuscic lotnisko. Ona poszla do toalety popra­wic makijaz, w tym czasie on odszukal przedstawicielstwo Avisa i ode­bral zarezerwowany samochod. Po krotkich formalnosciach stali przed lsniacym saabem 9000 convertible ze skorzanymi siedzeniami w kolo­rze szampana.

Poprosila, aby pojechali do jego hotelu, gdzie chciala wziac prysz­nic i odswiezyc sie po tych wszystkich przezyciach. Nie chciala wracac do swojego hotelu, wiedzac, jaka sensacje wzbudzilaby tam teraz, gdy rozniosla sie ta historia.

On zatrzymal sie w hotelu La Louisiane na Saint Germain. Stary, wygodny hotel z atmosfera, z doskonala przytulna restauracyjka, mieszczaca sie w przybudowce przylegajacej do podworza porosniete­go winorosla.

Wedlug niego najbardziej romantyczny hotel w Paryzu.

Jazda kabrioletem odswiezyla ich oboje.

Nie mowili duzo, tylko od czasu do czasu spogladali sobie w oczy, a ona czasami wysuwala reke, aby go tak mimochodem dotknac, gdy zmienial biegi.

Bylo pelno swiatecznej czulosci w tym samochodzie w drodze na Saint Germain.

Zaparkowal auto w garazu pod hotelem, odebral klucze do pokoju i po chwili cieszyli sie chlodem wysokich murow.

Zamowil szampana. Kiedy juz stali z kieliszkami w dloniach, ona powiedziala:

– Jakubku, ja jeszcze nigdy tak bardzo za nikim nie tesknilam.

On nie mogl nic powiedziec. Dotknal tylko lewa reka jej policzka.

Postanowili, ze od dzisiaj zawsze beda pili zdrowie taksowkarzy z Manhattanu, szczegolnie hinduskich.

Potem ona poszla do lazienki wziac prysznic.

Zostal sam w pokoju, z lazienki dochodzil szum prysznica, a on wiedzial, ze mimo ogromnej fascynacji i emocji, ktore w nim budzila, nie pojdzie do tej lazienki. Chcial tego bardzo, ale lek przed tym, ze moglby cos zepsuc lub naruszyc w tym opartym na calkowitym zaufa­niu zwiazku, byl wiekszy. Szczegolnie dzisiaj, po tym, co

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату