bardziej wojskowa prycze. Tym razem moj pokoj znajdowal sie na innym pietrze niz pokoj Helen – przezornosc jej ciotki? – ale przynajmniej zostawaly mi na oslode niemodne amorki oraz austro-wegierskie wience i girlandy.
Helen czekala na mnie w glownym holu i bez slowa wyprowadzila przez wielkie, hotelowe drzwi na szeroka ulice. Znow miala na sobie jasnoniebieska bluzke -ja po podrozy wygladalem cokolwiek niechlujnie, podczas gdy ona byla odswiezona i w wyprasowanym ubraniu – a wlosy upiela na karku w zgrabny wezel. W drodze na uniwersytet milczala zatopiona we wlasnych myslach. Nie smialem o nic pytac, ale niebawem ona sama przerwala cisze.
«To dziwne uczucie wrocic tu tak nagle» – powiedziala, odwracajac twarz w moja strone.
«W dodatku z dziwacznym Amerykaninem?»
«W dodatku z dziwacznym Amerykaninem» – odparla tonem, ktory nie zabrzmial jak komplement.
Uniwersytet tworzyly okazale budynki, niektore z nich przypominaly sympatyczna biblioteke, ktora widzielismy wczesniej. Poczulem osobliwe drzenie, kiedy Helen wskazala mi cel naszej wedrowki: rozlegla, klasyczna budowle otoczona na wysokosci pierwszego pietra kamiennymi posagami. Zadarlem glowe, by odczytac niektore imiona napisane po wegiersku: Plato, Descartes, Dante. Wszystkie postaci mialy na glowach laurowe wience i spowijaly je klasyczne szaty. Pozostale posagi byly mi mniej znane: Istvan Szent, Corvinus Matyas, Janos Hunyady. Wszyscy dzierzyli berla lub nosili korony.
«Kogo przedstawiaja posagi?» – zapytalem Helen.
«Powiem ci jutro – odparla. – Teraz sie pospieszmy. Juz po piatej».
Wkroczylismy do glownego holu. Dostrzeglem kilkunastu mlodych i wyraznie ozywionych ludzi, z pewnoscia studentow. Wspielismy sie po schodach na pierwsze pietro i weszlismy do rozleglej sali. Na chwile skurczyl mi sie zoladek. Miejsce wypelnione bylo profesorami w czarnych, szarych badz tweedowych garniturach i przekrzywionych krawatach (to musza byc profesorowie – przekonywalem sam siebie), ktorzy zajadali z malych talerzykow czerwona papryke z bialym serem, krzepiac sie czyms, co pachnialo jak silny medykament. Wszyscy sa historykami pomyslalem i az jeknalem w duchu. Mimo ze pozornie bylem jednym z nich, kurczylo mi sie z bojazni serce. Helen natychmiast otoczyl wianuszek kolegow i znajomych. Dostrzeglem, iz w przyjacielskim gescie potrzasa dlonia mezczyzny z biala czupryna ufryzowana
«To jest profesor Sandor, dziekan wydzialu historycznego uniwersytetu w Budapeszcie, a jednoczesnie wybitny mediewista» – przedstawila bialego pudla, a ja pospiesznie wymienilem swoje imie i nazwisko.
Profesor Sandor zgniotl mi dlon w zelaznym uscisku i oswiadczyl, ze to wielki honor goscic mnie na tej konferencji. Przez chwile zastanawialem sie, czy jest bliskim znajomym tajemniczej ciotki. Ku memu zdziwieniu mowil poprawna, choc powolna angielszczyzna.
«Cala przyjemnosc po naszej stronie – zapewnil mnie goraco. – Z niecierpliwoscia czekamy na panski jutrzejszy wyklad».
Unikajac wzroku Helen, odwzajemnilem sie stwierdzeniem, ze udzial w konferencji to dla mnie wielki zaszczyt.
«Wysmienicie! – zagrzmial profesor Sandor. – Darzymy ogromnym respektem uniwersytety w panskim kraju. Niech nasze dwa kraje zawsze zyja w pokoju i przyjazni. – Wzniosl na moja czesc toast kieliszkiem wypelnionym trunkiem o zapachu medykamentu. Natychmiast odwzajemnilem jego gest, gdyz w sposob wrecz magiczny taki sam kieliszek znalazl sie nagle w mojej dloni. – Pragniemy jak najbardziej uprzyjemnic panu pobyt w naszym ukochanym Budapeszcie. Prosze tylko bez skrepowania wyrazac swoje zyczenia».
Jego ciemne oczy, blyszczace mlodzienczym blaskiem w podstarzalej twarzy i osobliwie kontrastujace z gesta, biala czupryna przypomnialy mi Helen. Odnioslem nagle wrazenie, ze polubie tego czlowieka.
«Dziekuje, profesorze» – powiedzialem szczerze i Wegier klepnal mnie wielka dlonia w plecy.
«A teraz prosze sie ugoscic. Prosze jesc, pic, a w miedzyczasie utniemy sobie pogawedke».
Jednak po tych slowach natychmiast zniknal w tlumie, by pelnic swoje inne, rozliczne obowiazki. Natychmiast otoczyli mnie pracownicy wydzialu i goszczacy na konferencji naukowcy, z ktorych niejeden byl mlodszy ode mnie. Tloczac sie wokol mnie i Helen, zasypali nas gradem pytan. Mowili po niemiecku, po francusku i w jakims innym jezyku, zapewne rosyjskim. Byli tak bardzo ozywieni, serdeczni i przyjacielscy, ze stopniowo zaczelo opuszczac mnie zdenerwowanie. Helen przedstawiala mnie z wdziekiem, lecz bez poufalosci, wyjasniajac jednoczesnie istote naszych wspolnych badan, majacych zaowocowac obszerna publikacja w jednym z amerykanskich czasopism naukowych. Otaczali ja pelni entuzjazmu ludzie, zadajac wiele pytan po wegiersku. Kiedy sciskala im dlonie, a niektorych dawnych wspolpracownikow calowala jowialnie w policzek, na twarz wystapily jej rumience. Najwyrazniej nikt o niej tu nie zapomnial. Zreszta jak ktokolwiek mogl to zrobic? – blysnela mi mysl. Zauwazylem, ze na sali przebywa sporo kobiet, starszych lub mlodszych od niej, lecz ona wszystkie je przycmiewa swoja osoba. Byla wyzsza, bardziej swiatowa, pewniejsza siebie, o szerokich ramionach i szlachetnym ksztalcie glowy, na jej twarzy malowal sie wyraz pewnosci siebie i lekkiego dystansu. Ognisty trunek zaczynal juz krazyc mi w zylach, wiec by nie patrzec na Helen, zwrocilem sie do jednego z pracownikow wydzialu.
«Czy czesto organizujecie tu takie konferencje?» – Sam wlasciwie nie wiedzialem, o co pytam, ale musialem cos powiedziec, by oderwac wzrok od Helen.
«0 tak – odparl z duma moj rozmowca. Byl niskim czlowiekiem okolo szescdziesiatki, w szarej marynarce i szarym krawacie. – Na naszym uniwersytecie odbywa sie wiele miedzynarodowych imprez tego typu, zwlaszcza teraz».
Zamierzalem wlasnie zapytac go, co rozumie przez «zwlaszcza teraz», lecz nieoczekiwanie zmaterializowal sie profesor Sandor, prowadzac ze soba przystojnego mezczyzne, ktory najwyrazniej palal checia poznania mnie.
«Pragne przedstawic panu profesora Jozsefa Geze. Bardzo chce zawrzec z panem znajomosc».
W tej samej chwili popatrzyla w nasza strone Helen i ku swemu zdziwieniu zauwazylem na jej twarzy wyraz wielkiego niezadowolenia wrecz odrazy? Natychmiast, jakby idac mi z odsiecza, ruszyla w nasza strone.
«Jak sie masz, Geza?» – powiedziala, potrzasajac chlodno i z rezerwa jego dlon, zanim ja sam zdazylem przywitac sie z nowym znajomym.
«Milo cie znow widziec, Elena» – odparl profesor Geza, skladajac lekki uklon.
Wyczulem w jego glosie jakis osobliwy ton. Bylo w nim troche szyderstwa, ale tez wiele innych emocji. Przez chwile zastanawialem sie, czy rozmawiaja po angielsku jedynie przez wzglad na moja obecnosc.
«Tez ciesze sie, ze cie widze – odparla bezbarwnym glosem. – Pozwol, ze przedstawie ci mego kolege, z ktorym razem pracujemy w Ameryce…»
«Milo mi pana poznac» – powiedzial z czarujacym usmiechem na przystojnej twarzy.
Byl wyzszy ode mnie, mial geste, kasztanowe wlosy i pewnosc siebie czlowieka najglebiej przekonanego o swej meskosci. Pomyslalem, ze wspaniale prezentowalby sie na konskim grzbiecie, pedzac przez rowniny i gnajac przed soba stada owiec. Uscisnal mi serdecznie dlon, a druga reka, w kolezenskim gescie, siarczyscie wyrznal w ramie. Nie rozumialem, dlaczego Helen uwazala go za odrazajacego typa, ale wyraznie widzialem, ze tak dokladnie go traktuje.
«Jutro wyglosi pan referat? To dla nas honor… – Urwal na chwile. Moj angielski nie jest najlepszy. Moze woli pan przejsc na francuski lub niemiecki?»
«Jestem przekonany, ze panski angielski jest znacznie lepszy niz moj francuski lub niemiecki» – odparlem szybko.
«Bardzo pan uprzejmy. – Jego usmiech przypominal ukwiecona lake. – Rozumiem, ze panskie zainteresowania koncentruja sie wokol dominacji Osmanow w Karpatach?»
Wiesci rozchodza sie tu rownie szybko jak u nas – pomyslalem.
«To prawda – przyznalem. – Niemniej jestem pewien, ze na waszej uczelni poglebie swoja wiedze».
«Na pewno nie – mruknal uprzejmie. – Ale ja studiowalem troche ten temat i z najwieksza checia przedyskutuje z panem kilka kwestii».
«Profesor Geza ma bardzo szerokie zainteresowania» – wlaczyla sie nieoczekiwanie do rozmowy Helen.
Ton jej glosu moglby zmrozic w zylach krew. Cala sytuacja stanowila dla mnie zagadke i dopiero po chwili uprzytomnilem sobie, ze na wszystkich uniwersyteckich wydzialach trwala miedzy pracownikami nieustanna, podziemna wojna, a budapesztenska uczelnia nie stanowila w tym wypadku wyjatku. Zanim wymyslilem jakas dyplomatyczna odpowiedz, Helen gwaltownie odwrocila sie w moja strone.