uniemozliwic odplyw pieniedzy poza granice kraju. Lord Oxenford przemycil swoje obligacje, co stanowilo powazne przestepstwo.

Jest takim samym oszustem jak ja – pomyslal Harry ze zlosliwa uciecha.

Nigdy nie mial do czynienia z papierami wartosciowymi. Czy udaloby mu sie je sprzedac? Zgodnie z wydrukowana na nich informacja byly wystawione na okaziciela, ale kazda z obligacji miala wlasny numer, dzieki ktoremu mozna bylo je zidentyfikowac. Czy Oxenford zglosilby kradziez? Musialby wtedy przyznac sie do przeszmuglowania ich z Anglii, ale na pewno wymyslilby jakies klamstwo, ktore uwolniloby go od odpowiedzialnosci.

Sprawa wygladala na zbyt niebezpieczna. Harry nie mial zadnego doswiadczenia w tej dziedzinie. Mogl zostac schwytany przy probie spieniezenia obligacji. Z zalem odlozyl je na bok.

Drugi przedmiot znaleziony w skrytce przypominal meski portfel, tyle tylko, ze byl nieco wiekszy. Harry odkleil podtrzymujaca go tasme.

W srodku mogla znajdowac sie bizuteria.

Rozpial suwak.

Na wysciolce z czarnego atlasu lezal Komplet Delhijski.

Zdawal sie lsnic we wnetrzu luku niczym witraz w katedrze. Gleboka czerwien rubinow mieszala sie z teczowym blaskiem brylantow. Kamienie byly ogromne, wspaniale dobrane i doskonale oszlifowane, kazdy osadzony na zlotej podstawie i otoczony takimiz platkami. Harry oslupial z zachwytu.

Wreszcie wzial ostroznie naszyjnik do reki i pozwolil, by kamienie przemykaly mu miedzy palcami jak krople kolorowej wody. To niesamowite, zeby cos mialo tak cieple barwy, a jednoczesnie bylo tak zimne – pomyslal ze zdumieniem. Byla to najpiekniejsza bizuteria, jaka kiedykolwiek widzial, a kto wie, czy nie najwspanialsza, jaka w ogole wykonano.

I miala zmienic jego zycie.

Po minucie lub dwoch odlozyl naszyjnik, by przyjrzec sie pozostalym czesciom kompletu. Bransoleta takze skladala sie z umieszczonych na przemian rubinow i brylantow, tyle tylko, ze proporcjonalnie mniejszych. Szczegolnie zachwycily go kolczyki: kazdy mial rubinowy slupek zakonczony wiszaca na zlotym lancuszku kropla z okruchow brylantow i rubinow, przy czym kazdy byl okolony miniaturowa korona nadzwyczaj delikatnych zlotych platkow.

Harry wyobrazil sobie, jak w tej bizuterii wygladalaby Margaret. Czerwien i zloto znakomicie pasowalyby do jej jasnej cery. Chcialbym zobaczyc ja ubrana tylko w te klejnoty… pomyslal i natychmiast poczul erekcje.

Nie mial pojecia, jak dlugo siedzial bez ruchu na podlodze, wpatrujac sie w bezcenne kamienie, kiedy nagle uslyszal czyjes kroki.

W pierwszej chwili przemknela mu przez glowe mysl, ze to zapewne drugi inzynier, ale te kroki byly inne: glosne i pewne.

Zmartwial z przerazenia, a cale jego cialo pokrylo sie gesia skorka.

Ktos zblizal sie szybko. Harry nagle ozyl, blyskawicznie wsadzil szuflady na miejsce, wrzucil do srodka koperte z obligacjami i zatrzasnal kufer. Wlasnie wpychal do kieszeni Komplet Delhijski, kiedy ktos otworzyl drzwi luku.

Harry dal nura za kufer.

Przez dluga chwile nic sie nie dzialo. Opanowalo go okropne przeczucie, ze nie schowal sie dosc szybko i zostal dostrzezony. Slyszal czyjs glosny oddech, jakby otylego mezczyzny, ktory przed chwila wchodzil po schodach. Czy ten ktos zaraz zajrzy za kufer? A jesli nie, to co zrobi? Harry wstrzymal oddech.

Drzwi zamknely sie.

Czy tajemniczy mezczyzna wyszedl, czy tez zostal w pomieszczeniu? Harry nie slyszal juz jego sapania. Wstal i rozejrzal sie ostroznie. Byl sam.

Westchnal z ulga.

Ale co sie wlasciwie dzieje?

Mial przeczucie, ze ciezkie kroki i sapiacy oddech nalezaly do policjanta albo celnika. Moze jednak byla to tylko rutynowa kontrola.

Podkradl sie do drzwi i uchylil je odrobine. Slyszal stlumione glosy dobiegajace z kabiny nawigacyjnej, ale w korytarzyku chyba nikogo nie bylo. Wymknal sie z luku bagazowego i stanal przy drzwiach kabiny. Byly nie domkniete, dzieki czemu nie mial zadnych problemow z uslyszeniem rozmowy prowadzonej przez dwoch mezczyzn.

– Nie ma go na pokladzie.

– Musi byc, bo nie wychodzil na brzeg.

Obaj mezczyzni mowili z kanadyjskim akcentem. Ale kogo mieli na mysli?

– Moze wyslizgnal sie na samym koncu?

– Jesli tak, to gdzie sie podzial? Nigdzie go nie ma.

Czyzby Frankie Gordino uciekl Ollisowi Fieldowi? – przemknelo Harry'emu przez mysl.

– A kto to wlasciwie jest?

– Podobno jakis wspolnik tego ptaszka, ktorego wioza do Stanow.

A wiec to nie Gordino uciekl, tylko jeden z czlonkow jego gangu, ktorego obecnosc odkryto na pokladzie samolotu. Ciekawe, ktory z tak zacnie wygladajacych pasazerow okazal sie zwyklym gangsterem?

– To chyba nie przestepstwo byc czyims wspolnikiem?

– Nie, ale on posluguje sie falszywym paszportem.

Harry'ego ogarnely niedobre przeczucia. On takze mial falszywy paszport. Ale chyba to nie jego szukaja?

– No wiec, co teraz zrobimy?

– Zameldujemy sie sierzantowi Morrisowi.

Harry'emu zaswitala mrozaca krew w zylach mysl, ze to on moze byc obiektem poszukiwan. Gdyby policja domyslila sie, ze ktoras sposrod osob znajdujacych sie na pokladzie ma zamiar dopomoc Frankiemu Gordinowi w ucieczce, przede wszystkim dokladnie sprawdzilaby liste pasazerow. Bardzo szybko wyszloby na jaw, ze Harry Vandenpost przed dwoma laty zglosil w Londynie kradziez swojego paszportu, a jeden telefon do jego domu pozwolilby stwierdzic, ze nie podrozuje Clipperem linii Pan American, lecz siedzi w kuchni zajadajac platki kukurydziane na mleku lub czyta poranna gazete. Wiedzac, ze podszywajacy sie pod niego czlowiek posluguje sie falszywym paszportem, policja natychmiast doszlaby do wniosku, ze to on wlasnie ma za zadanie wyrwac Frankiego Gordina z rak sprawiedliwosci.

Nie wyciagaj zbyt pochopnych wnioskow – pomyslal. – Moze jednak chodzi o kogos innego.

Do rozmowy wlaczyl sie trzeci glos, bez watpienia nalezacy do Mickeya Finna.

– Kogo panowie szukaja?

– Faceta podajacego sie za Harry'ego Vandenposta.

To ostatecznie wyjasnilo wszystkie watpliwosci. Harry zmartwial z przerazenia. Zdemaskowano go. Wizja domu na wsi i kortu tenisowego zblakla jak stara fotografia. Zamiast niej ujrzal pograzony w ciemnosci Londyn, sale rozpraw, wiezienna cele, a wreszcie wojskowe koszary. To byl najwiekszy pech, o jakim slyszal w zyciu.

– Wyobrazcie sobie, ze przylapalem go, jak tu weszyl, kiedy stalismy w Botwood! – powiedzial drugi inzynier.

– Ale teraz nigdzie go nie ma.

– Jestescie pewni?

Stul pysk, Mickey! – ryknal bezglosnie Harry.

– Zajrzelismy we wszystkie katy.

– A sprawdziliscie stanowiska kontroli silnikow?

– Gdzie to jest?

– W skrzydlach.

– Tak, patrzylismy i tam.

– Ale czy weszliscie do srodka? Sa tam miejsca, ktorych nie widac z kabiny.

– W takim razie, lepiej sprawdzmy jeszcze raz.

Obaj policjanci nie sprawiali wrazenia zbyt rozgarnietych.

Mial powazne watpliwosci, czy dowodzacy nimi sierzant zaufa ich swiadectwu. Jesli dysponowal choc odrobina rozsadku, powinien zarzadzic ponowne przeszukanie samolotu, a wtedy na pewno ktos zajrzy za kufer lady Oxenford. Gdzie powinien sie schowac, zeby nie zostac odkryty?

Вы читаете Noc Nad Oceanem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату