stanie stwierdzic, czy lady Oxenford myslala tak samo.
Zacznie od sprawdzenia bagazu osobistego. Spod jej fotela wystawal skraj kosztownej skorzanej walizeczki z metalowymi okuciami. Tylko jak dostac sie do srodka? Moze w nocy, kiedy wszyscy pojda spac, nadarzy sie jakas okazja.
Na pewno uda mu sie cos wymyslic. Oczywiscie wiazalo sie z tym znaczne ryzyko; zabawa w zlodzieja nie nalezala do najbezpieczniejszych. Jednak do tej pory zawsze udawalo mu sie wyniesc calo skore, nawet wtedy, kiedy sytuacja wydawala sie zupelnie beznadziejna. Nie dalej niz poprzedniego wieczoru przychwycono go niemal na goracym uczynku, z kradzionymi spinkami w kieszeni. Spedzil noc w wiezieniu, a teraz jakby nigdy nic lecial do Nowego Jorku Clipperem Pan American. Szczescie? To za malo powiedziane!
Slyszal kiedys dowcip o czlowieku, ktory wyskoczyl z dziesiatego pietra, a kiedy przelatywal obok piatego, uslyszano, jak powiedzial: „Na razie wszystko w porzadku.” To jednak nie byl dowcip o nim.
Steward przyniosl karte dan oraz zaproponowal drinka. Harry'emu wcale nie chcialo sie pic, lecz mimo to zamowil kieliszek szampana, gdyz wydawalo mu sie, ze wlasnie tego sie od niego oczekuje:
To dopiero zycie, chloptasiu! – westchnal w duchu. Uniesienie spowodowane faktem przebywania na pokladzie najbardziej luksusowego samolotu na swiecie walczylo w nim o lepsze z niepokojem przed lotem przez Atlantyk, ale kiedy pojawil sie szampan, uniesienie zwyciezylo.
Zdziwilo go niezmiernie, ze menu jest po angielsku. Czyzby Amerykanie nie wiedzieli o tym, ze wszystkie eleganckie karty dan powinny byc po francusku? A moze byli zbyt rozsadni, zeby bawic sie w drukowanie menu w obcych jezykach? Zanosilo sie na to, iz spodoba mu sie w tej Ameryce.
Steward poinformowal pasazerow, ze kolacja bedzie podawana w trzech turach, jako ze w jadalni miesci sie jednorazowo tylko czternascie osob.
– Zyczy pan sobie jesc o szostej, siodmej trzydziesci czy o dziewiatej, panie Vandenpost?
Harry natychmiast zorientowal sie, ze oto stanal przed ogromna szansa. Jesli rodzina Oxenford pojdzie na kolacje wczesniej lub pozniej od niego, byc moze uda mu sie zostac samemu w kabinie. Ale ktora ture wybiora? W myslach sklal stewarda za to, ze zaczal akurat od niego. Brytyjski kelner odruchowo zapytalby najpierw bardziej utytulowanych gosci, ten demokratyczny Amerykanin natomiast kierowal sie zapewne tylko numerami miejsc. Bedzie musial zgadywac i lepiej, zeby sie nie pomylil.
– Niech sie zastanowie… – mruknal, by zyskac na czasie. Z jego dotychczasowych doswiadczen wynikalo, ze zamozni ludzie spozywali posilki pozniej niz ubodzy. Jezeli robotnik jadl sniadanie o siodmej, obiad w poludnie i kolacje o piatej, to w domu, dajmy na to, lorda sniadanie podawano o dziewiatej, obiad o drugiej, a kolacje okolo osmej trzydziesci. Nalezalo przypuszczac, iz rodzina Oxenford holduje podobnym zwyczajom, wiec Harry wybral pierwsza ture.
– Jestem troche glodny, wiec zjem o szostej – powiedzial.
Steward zwrocil sie do lorda Oxenford, a Harry wstrzymal oddech.
– Mysle, ze o dziewiatej – powiedzial ojciec Margaret.
Harry z trudem ukryl usmiech zadowolenia.
– To za pozno dla Percy'ego – odezwala sie lady Oxenford. – Wolalabym troche wczesniej.
W porzadku, byle nie za wczesnie! – pomyslal z niepokojem Harry.
– W takim razie wpol do osmej – rozstrzygnal sprawe lord Oxenford.
Harry nie posiadal sie z zadowolenia. Uczynil znaczny krok w kierunku Kompletu Delhijskiego.
Steward czekal juz tylko na odpowiedz wygladajacego na policjanta mezczyzny w czerwonej kamizelce, ktory przedstawil sie wspolpasazerom jako Clive Membury. Powiedz „siodma trzydziesci” i zostaw mnie samego w kabinie – blagal go w myslach Harry. Jednak ku jego rozczarowaniu Membury nie byl glodny i wybral godzine dziewiata.
Co za pech – jeknal Harry w duchu. Membury zostanie w kabinie kiedy rodzina Oxenford pojdzie na kolacje. Moze wyjdzie choc na chwile? Zachowywal sie dosc niespokojnie, czesto wstawal i poprawial sie w fotelu. Jednak jesli nie wyjdzie z wlasnej woli, Harry bedzie musial znalezc jakis sposob, zeby sie go pozbyc. Byloby to bardzo proste, gdyby nie to, ze znajdowali sie na pokladzie samolotu. W normalnych warunkach wystarczyloby powiedziec, ze ktos prosi go do drugiego pokoju, ze jest do niego telefon albo ze po ulicy przechadza sie naga kobieta. Tutaj jednak sprawa przedstawiala sie znacznie powazniej.
– Panie Vandenpost, jesli nie ma pan nic przeciwko temu, przy posilku beda panu towarzyszyc nawigator i inzynier pokladowy – powiedzial steward.
– Bardzo prosze – odparl Harry. Z przyjemnoscia porozmawia z kims z zalogi.
Lord Oxenford zamowil kolejna whisky. Ten to dopiero ma spust, jak by powiedzieli Irlandczycy. Jego zona byla blada i milczaca. Trzymala w dloniach ksiazke, lecz ani razu nie przewrocila kartki. Sprawiala wrazenie bardzo przygnebionej.
Percy poszedl na przod maszyny, by porozmawiac z czlonkami zalogi, Margaret zas usiadla po drugiej stronie przejscia, obok Harry ego. Wyczul zapach jej perfum i rozpoznal „Tosce”. Zdjela plaszcz, dzieki czemu przekonal sie, ze odziedziczyla figure po matce: byla dosc wysoka, o szerokich ramionach, obfitych piersiach i dlugich nogach. Stroj, jaki miala na sobie, choc na pewno kosztowny, nie dodawal jej wdzieku. Harry wyobrazil ja sobie w dlugiej wieczorowej sukni z glebokim dekoltem, z zebranymi do gory rudymi wlosami i odslonieta dluga szyja, na ktorej tle znakomicie prezentowalyby sie klipsy w ksztalcie wydluzonych kropli, najlepiej autorstwa Louisa Cartiera z jego okresu indyjskiego… Wygladalaby olsniewajaco. Jednak nie ulegalo watpliwosci, ze ona sama nie widziala sie w takiej roli. Krepowalo ja to, ze jest zamozna arystokratka, w zwiazku z czym ubierala sie jak zona pastora.
Byla wspaniala dziewczyna i Harry czul sie troche oniesmielony jej towarzystwem, ale udalo mu sie wyczuc jej slaba strone, co dodalo mu nieco otuchy. Mniejsza z tym, chlopcze – pomyslal. – Pamietaj tylko, ze stanowi dla ciebie zagrozenie i dlatego musisz obchodzic sie z nia jak z jajkiem.
Zapytal ja, czy latala juz samolotem.
– Tylko do Paryza, z matka.
„Tylko do Paryza, z matka”… Jego matka nigdy w zyciu nie zobaczy Paryza ani nie wsiadzie do samolotu.
– Jakie to uczucie, kiedy jest sie tak bogatym i uprzywilejowanym?
– Nie znosilam tych podrozy – odparla. – Musialam pic herbate z roznymi nudnymi Anglikami, mimo ze mialam ochote pojsc do jakiejs zadymionej restauracji i posluchac murzynskiego jazzu.
– Moja mama zabierala mnie do Margate – powiedzial Harry. – Taplalem sie w morzu, a potem jedlismy lody i smazona rybe.
Jeszcze zanim skonczyl zdanie, uswiadomil sobie z przerazeniem, ze mowiac prawde popelnia karygodny blad. Powinien mamrotac cos nieokreslonego o prywatnej szkole z internatem i domu na wsi, jak czynil zawsze, kiedy musial opowiadac dziewczetom z wyzszych sfer o swoim dziecinstwie. Ale przeciez Margaret znala jego tajemnice, a poza tym szum silnikow Clippera sprawial, ze nikt inny nie mogl ich uslyszec. Mimo to, kiedy zdal sobie sprawe z tego, ze mowi prawde, poczul sie tak, jakby wlasnie wyskoczyl z samolotu i lecial w pustke, czekajac az otworzy sie spadochron.
– My nigdy nie chodzilismy nad morze – stwierdzila z zazdroscia Margaret. – Kapali sie tylko prosci ludzie. Elizabeth i ja ogromnie zazdroscilysmy ubogim dzieciom tego, ze moga robic wszystko, na co maja ochote.
Harry'ego rozbawilo jej wyznanie. Stanowilo kolejny dowod na to, ze mial w zyciu szczescie: dzieci moznych tego swiata, wozone w wielkich czarnych samochodach, ubierane w najlepsze stroje i jedzace codziennie do syta, zazdroscily mu jego bosonogiej wolnosci i smazonej ryby.
– Najlepiej zapamietalam zapachy – ciagnela Margaret. – Zapach przed drzwiami ciastkarni w porze lunchu, zapach naoliwionych maszyn otaczajacy karuzele, zapach piwa i tytoniowego dymu uciekajacy zima przez uchylone drzwi pubu… Mialam wrazenie, ze ludzie bardzo przyjemnie spedzaja tam czas, a ja nawet nigdy nie bylam w pubie.
– Niewiele stracilas – odparl Harry, ktory nie lubil pubow. – W Ritzu daja duzo lepsze jedzenie.
– Wyglada na to, ze kazde z nas woli sposob zycia drugiego – zauwazyla.
– Ja sprobowalem obu – przypomnial jej Harry. – Wiem, ktory jest lepszy.
Zamyslila sie na chwile, po czym zapytala:
– Co masz zamiar zrobic ze swoim zyciem?
Nie spodziewal sie takiego pytania.
– Zamierzam dobrze sie bawic.
– A naprawde?