– Czasem pada przez cala droge z Irlandii do Nowej Fundlandii.

Zdarzaja sie tez grad, lod, snieg i burze.

– Czy lod nie stanowi zagrozenia dla samolotu? – zapytal Harry, przypomniawszy sobie wiadomosci zaczerpniete z lektur.

– Staramy sie tak zaplanowac trase, by uniknac najnizszych temperatur. Ale na wszelki wypadek przed startem zakladamy kaptury.

– Kaptury?

– Gumowe powloki naciagane na skrzydla i ogon, tam gdzie najszybciej pojawia sie oblodzenie.

– A jaka jest prognoza pogody?

Jack zawahal sie lekko.

– Nad srodkowym Atlantykiem szaleje sztorm.

– Silny?

– W centrum – nawet bardzo, ale my tylko o niego zahaczymy.

Nie wydawal sie o tym przekonany.

– Jak to jest, kiedy przelatuje sie przez sztorm? – zapytal Tom Luther. Usmiechal sie, ale Harry wyraznie dostrzegl strach w jego bladoniebieskich oczach.

– Troche trzesie – odparl Jack.

Wyraznie wolal nie wdawac sie w szczegoly, lecz jego wypowiedz uzupelnil inzynier pokladowy.

– To troche przypomina ujezdzanie dzikiego konia – powiedzial, patrzac prosto w oczy Lutherowi.

Pasazer pobladl, a Jack obrzucil Eddiego gniewnym spojrzeniem.

Nastepne danie stanowila zupa zolwiowa. Podawali ja obaj stewardzi, Nicky i Davy. Nicky byl pulchny, Davy niski, obaj zas wygladali na homoseksualistow. Harry'emu podobala sie ich dyskretna sprawnosc.

Inzynier pokladowy wydawal sie czyms bardzo zaabsorbowany. Harry przygladal mu sie ukradkiem; ze swoja szczera, otwarta twarza nie wygladal na skrytego czlowieka. Harry postanowil go troche rozruszac.

– Kto pilnuje interesu, kiedy ty jesz kolacje, Eddie?

– Moj zastepca, Mickey Finn – odparl Deakin grzecznie, choc bez usmiechu. – Zaloga sklada sie z dziewieciu osob, nie liczac stewardow. Wszyscy, z wyjatkiem kapitana, mamy czterogodzinne wachty. Jack i ja pracowalismy od startu, czyli od drugiej, wiec o szostej ustapilismy miejsca zmiennikom.

– A co z kapitanem? – zapytal zaniepokojony Luther. – Lyka pastylki, zeby nie zasnac?

– Od czasu do czasu moze uciac sobie drzemke, a na pewno przespi sie troche dluzej, kiedy miniemy punkt bez powrotu.

– Wiec kapitan bedzie spal w najlepsze, kiedy nam zostanie jeszcze do pokonania prawie polowa drogi? – zapytal troche zbyt glosno Tom Luther.

– Jasne – odparl Eddie z szerokim usmiechem.

Luther byl przerazony, wiec Harry postanowil skierowac rozmowe na spokojniejsze wody.

– Co to jest „punkt bez powrotu”?

– Caly czas dokladnie kontrolujemy poziom paliwa w zbiornikach. Kiedy zostanie go mniej, niz potrzeba na powrot do Foynes, bedzie to oznaczalo, ze minelismy punkt bez powrotu – wyjasnil Deakin. Harry nie mial najmniejszych watpliwosci, ze inzynier przekazywal informacje w taki obcesowy sposob wylacznie po to, by jeszcze bardziej nastraszyc Toma Luthera.

– Na razie mamy jeszcze wystarczajacy zapas, zeby doleciec do celu albo zawrocic – wtracil nawigator uspokajajacym tonem.

– A co bedzie, jesli zabraknie paliwa? – zapytal Luther.

Eddie pochylil sie nad stolikiem i usmiechnal ponuro.

– Prosze mi zaufac, panie Luther.

– Och, cos takiego nie moze sie zdarzyc! – zapewnil pospiesznie nawigator. – Gdyby cos bylo nie tak, natychmiast zawrocilibysmy do Foynes. Poza tym dla zachowania marginesu bezpieczenstwa wszystkie obliczenia przeprowadzamy dla trzech silnikow, na wypadek, gdyby jednemu przytrafila sie jakas awaria.

Jack staral sie uspokoic Luthera, ale wzmianka o awarii silnika podzialala na tamtego jeszcze bardziej deprymujaco. Reka tak mu sie trzesla, ze podnoszac do ust lyzke z zupa wylal sobie na krawat niemal cala jej zawartosc.

Eddie umilkl, najwyrazniej zadowolony z dokonanego dziela. Jack staral sie podtrzymac rozmowe i Harry czynil wszystko, by mu pomoc, lecz mimo to przy stoliku zapanowala napieta atmosfera. Co, do diabla, zaszlo miedzy tymi dwoma? – zastanawial sie Harry.

W ciagu kilku chwil jadalnia zapelnila sie calkowicie. Przy sasiednim stoliku usiadla piekna kobieta w sukience w czerwone kropki, ktorej towarzyszyl mezczyzna w rozpinanym swetrze. Nazywali sie Diana Lovesey i Mark Alder. Margaret powinna ubierac sie tak jak pani Lovesey – pomyslal Harry. – Wygladalaby chyba jeszcze lepiej od niej. Jednak pani Lovesey nie sprawiala wrazenia szczesliwej; wlasciwie wygladala jak smierc na choragwi.

Obsluga byla sprawna, jedzenie zas znakomite. Wniesiono glowne danie – filet mignon z holenderskimi szparagami i puree ziemniaczanym. Stek byl niemal dwukrotnie wiekszy od tego, jaki podano by w angielskiej restauracji. Harry nie zjadl calego i podziekowal za dolewke wina. Chcial zachowac czujnosc. Przeciez zamierzal ukrasc Komplet Delhijski. Na mysl o tym odczuwal dreszcz podniecenia, ale i cos w rodzaju obawy. Bedzie to najwiekszy skok w jego karierze, ktory jednoczesnie mogl byc ostatnim. Dawal szanse zamieszkania w obrosnietym bluszczem domu z kortem tenisowym.

Po steku podano salatke, co troche zdziwilo Harry'ego. W londynskich restauracjach z reguly nie jadalo sie salatek, a jezeli juz, to na pewno nie jako oddzielne danie.

Posilek uzupelnily brzoskwiniowa melba, kawa i ciasteczka. Eddie Deakin chyba uswiadomil sobie, ze zachowywal sie niezbyt uprzejmie, gdyz postanowil nawiazac rozmowe.

– Moge zapytac, jaki jest cel panskiej podrozy, panie Vandenpost?

– Postanowilem zejsc z drogi Hitlerowi – odparl Harry. – Przynajmniej do chwili, kiedy Ameryka przylaczy sie do wojny.

– Mysli pan, ze to nastapi? – zapytal sceptycznie Eddie.

– Poprzednim razem tak wlasnie sie stalo.

– Nie mamy zadnych konfliktow z nazistami – odezwal sie Luther. – Sa przeciwko komunistom, tak jak my.

Jack skinal glowa.

Dla Harry'ego ich postawa stanowila duze zaskoczenie. W Anglii wszyscy byli przekonani, ze Ameryka wkrotce przystapi do wojny, ale wygladalo na to, ze przy tym stoliku nikt nie zgadzal sie z ta opinia. Mozliwe, iz nadzieje Brytyjczykow byly tylko poboznymi zyczeniami i ze upragniona pomoc nigdy nie nadejdzie. Dla matki Harry'ego, ktora zostala w Londynie, oznaczalo to bardzo zle wiesci.

– A ja uwazam, ze powinnismy walczyc z nazistami – odezwal sie Eddie, a w jego glosie zabrzmial gniew. – Sa jak gangsterzy – dodal, wpatrujac sie wprost w Luthera. – Tacy ludzie powinni zostac czym predzej wytepieni jak szczury.

Jack podniosl sie szybko z miejsca.

– Jesli juz skonczyles, to mysle, ze powinnismy pojsc troche odpoczac – powiedzial z zaniepokojona mina do Deakina.

W pierwszej chwili Eddie wydawal sie zaskoczony, ale potem skinal glowa i obaj czlonkowie zalogi odeszli od stolu.

– Ten inzynier nie byl zbytnio uprzejmy – zauwazyl Harry.

– Naprawde? – zdziwil sie Luther. – Nie zwrocilem uwagi.

Ty cholerny klamco! – pomyslal Harry. – Przeciez niemal powiedzial ci w twarz, ze jestes gangsterem.

Luther zamowil brandy, a Harry zastanawial sie, czy siedzacy naprzeciw niego mezczyzna rzeczywiscie jest gangsterem. Ci, ktorych znal z Londynu, znacznie bardziej rzucali sie w oczy: nosili mnostwo sygnetow, futra i buty na grubej podeszwie. Luther wygladal raczej na milionera zawdzieczajacego wszystko pracy swoich rak, na przyklad rzeznika albo ciesle.

– Czym sie zajmujesz, Tom? – zapytal go od niechcenia.

– Prowadze interes w Rhode Island.

Nie byla to odpowiedz zachecajaca do dalszej rozmowy, wiec po pewnym czasie Harry wstal, skinal uprzejmie glowa i wyszedl z jadalni.

Вы читаете Noc Nad Oceanem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату