plaszcz, Mervyn zas swoja lotnicza kurtke. Mniej wiecej polowa podroznych postanowila skorzystac z okazji i rozprostowac nieco nogi. Pozostali lezeli jeszcze w lozkach za szczelnie zasunietymi granatowymi kotarami.

Przeszli po wystajacej nad poziom wody powierzchni stabilizatora na poklad lodzi. W powietrzu czuc bylo wyrazny zapach morza i swiezych desek; prawdopodobnie gdzies niedaleko znajdowal sie tartak. W poblizu miejsca postoju Clippera cumowala barka z napisem: SHELL; ludzie w bialych kombinezonach czekali juz, by dolac paliwa do zbiornikow. W porcie staly takze dwa spore frachtowce, z czego nalezalo wysnuc wniosek, ze droga wodna byla tu dosc gleboka.

Wsrod osob, ktore zdecydowaly sie udac na lad, znajdowali sie takze zona Mervyna i jej kochanek. Diana zmierzyla Nancy przeciaglym spojrzeniem, Nancy zas odwrocila wzrok, choc wlasciwie nie miala zadnego powodu, zeby czuc sie winna. To tamta kobieta popelnila zdrade, nie ona.

Przeszli na brzeg po waskim trapie. Mimo wczesnej pory zgromadzil sie tam tlumek ciekawskich. Miejscowa siedziba Pan American znajdowala sie w trzech drewnianych budynkach – jednym duzym i dwoch malych. Wszystkie byly pomalowane na zielono i mialy czerwonobrazowe narozniki. Za nimi rozciagalo sie pole, na ktorym paslo sie kilka krow.

Pasazerowie weszli do najwiekszego budynku, gdzie pokazali paszporty zaspanemu celnikowi. Nancy natychmiast zwrocila uwage, ze mieszkancy Nowej Fundlandii mowili bardzo szybko, z akcentem przypominajacym raczej irlandzki niz kanadyjski. W budynku znajdowala sie obszerna poczekalnia, lecz wszyscy podrozni zdecydowali sie odbyc spacer po osadzie.

Nancy czekala z niecierpliwoscia na rozmowe z Patrickiem MacBride w Bostonie. Wlasnie miala zapytac, gdzie tu jest telefon, kiedy wywolano jej nazwisko. Podeszla do mlodego mezczyzny w mundurze linii lotniczych.

– Telefon do pani – poinformowal ja.

Serce zabilo jej zywiej.

– Gdzie jest aparat? – zapytala, rozgladajac sie po pomieszczeniu.

– Na poczcie przy glownej ulicy, kilometr stad.

Kilometr! Przeciez to kawal drogi.

– W takim razie pospieszmy sie, dopoki nie przerwano polaczenia! Macie tu jakis samochod?

Mlody czlowiek zrobil taka mine, jakby zapytala o statek kosmiczny.

– Nie, prosze pani.

– W takim razie, chodzmy. Prosze wskazac mi droge.

Wyszli z budynku – chlopak pierwszy, za nim Nancy i Mervyn – po czym ruszyli prowadzaca pod gore gruntowa droga, na ktorej obrzezu pasly sie spokojnie niewielkie stadka owiec. Na szczescie Nancy miala wygodne buty – wyprodukowane w jej fabryce, rzecz jasna. Czy jutro wieczorem nadal bedzie to jej fabryka? Dowie sie o tym od Patricka MacBride'a. Cala az drzala z niecierpliwosci.

Mniej wiecej po dziesieciu minutach dotarli do innego drewnianego budynku i weszli do srodka. Nancy wskazano krzeslo stojace przy aparacie telefonicznym. Usiadla, po czym podniosla sluchawke trzesaca sie reka.

– Mowi Nancy Lenehan.

– Lacze pania z Bostonem – poinformowala ja telefonistka.

Po dluzszej chwili w sluchawce rozlegl sie meski glos:

– Nancy, jestes tam?

To nie byl Mac. Minelo kilka sekund, zanim skojarzyla glos z osoba.

– Danny Riley! – wykrzyknela.

– Nancy, mam powazne klopoty. Musisz mi pomoc.

Zacisnela mocniej dlon na sluchawce. Wygladalo na to, ze jej plan powiodl sie.

– Co za klopoty, Danny? – zapytala obojetnie, lecz z odrobina niecierpliwosci, jakby ta rozmowa przeszkodzila jej w jakims znacznie bardziej interesujacym zajeciu.

– Jacys ludzie wesza wokol tamtej starej historii.

Dobra wiadomosc! A wiec Macowi udalo sie nabrac Danny'ego. Riley byl najwyrazniej ogarniety panika. O to wlasnie jej chodzilo, na razie jednak udawala, ze nie wie, o czym on mowi.

– Jakiej historii? Co ty wygadujesz?

– Przeciez wiesz. Nie moge o tym mowic przez telefon.

– Skoro nie mozesz rozmawiac przez telefon, to po co do mnie dzwonisz?

– Przestan traktowac mnie jak kupe gowna! Potrzebuje cie, Nancy!

– W porzadku, uspokoj sie. – Danny byl przerazony; teraz musiala wykorzystac jego strach, by osiagnac zamierzony cel. – Opowiedz mi dokladnie, co sie stalo, pomijajac wszystkie nazwiska i adresy. Wydaje mi sie, ze wiem, jaka historie masz na mysli.

– Przechowujesz wszystkie papiery ojca, prawda?

– Oczywiscie. Sa w sejfie w moim domu.

– Byc moze ktos poprosi cie o udostepnienie ich.

W ogolnikowy sposob Danny powtarzal Nancy to, co sama wymyslila. Jak na razie wszystko toczylo sie zgodnie z jej oczekiwaniami.

– Nie wydaje mi sie, zebys potrzebowal sie czegos obawiac – powiedziala lekcewazacym tonem.

– Skad mozesz byc tego pewna?

– Szczerze mowiac…

– Przejrzalas je wszystkie?

– Nie, jest ich zbyt wiele, ale…

– Nikt nie wie, co zawieraja. Powinnas byla spalic je wiele lat temu.

– Mozliwe, ze masz racje, ale jakos nigdy nie przyszlo mi na mysl, ze… A wlasciwie to kto moze byc nimi zainteresowany?

– Komisja Stowarzyszenia Prawnikow.

– Beda mieli nakaz?

– Nie, ale moja odmowa wywrze niekorzystne wrazenie.

– A moja wywrze korzystniejsze?

– Nie jestes prawnikiem. Nie beda mogli wywierac na ciebie nacisku.

Nancy umilkla, udajac wahanie i trzymajac go w napieciu przez jeszcze kilka sekund.

– W takim razie nie ma problemu – powiedziala wreszcie.

– Odmowisz im?

– Zrobie cos lepszego. Jutro spale wszystko do ostatniej kartki.

– Nancy… – Glos zalamal mu sie, jakby Danny za chwile mial wybuchnac placzem. – Nancy, jestes prawdziwym przyjacielem.

– Jak moglabym postapic inaczej? – odparla, czujac sie jak ostatnia hipokrytka.

– Jestem ci bardzo wdzieczny. Jeden Bog wie, jak bardzo. Nie mam pojecia, jak ci dziekowac.

– Coz, skoro sam o tym wspomniales… Jest cos, co moglbys dla mnie zrobic. – Przygryzla lekko warge. Zaczynala sie najtrudniejsza czesc calej operacji. – Chyba wiesz, dlaczego zdecydowalam sie jak najpredzej wracac do domu?

– Nie mam pojecia. Tak bardzo martwilem sie tamta sprawa, ze…

– Peter usiluje bez mojej wiedzy sprzedac firme.

Odpowiedziala jej cisza.

– Danny, jestes tam jeszcze?

– Tak. A ty nie godzisz sie na sprzedaz?

– Nie! Cena jest zbyt niska, a w nowym ukladzie nie ma dla mnie miejsca. Oczywiscie, ze sie nie godze. Peter doskonale wie, ze robi marny interes, ale nie cofnie sie, bo zdaje sobie sprawe, jak wielka sprawia mi przykrosc.

– Marny interes? Ostatnio firma nie prosperowala zbyt dobrze…

– Chyba wiesz dlaczego, prawda?

– Chyba tak.

– Dalej, wykrztus to. Dlatego, ze Peter jest nedznym szefem.

– No, owszem…

– Zamiast sprzedawac firme za pol ceny, czy nie lepiej zwolnic go ze stanowiska? Moge go zastapic. Umiem

Вы читаете Noc Nad Oceanem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату