Zanim zdazyl zmienic zdanie, Teresa podala mu numer faksu, wziela od niego adres i zanotowala sobie, ze musi rano wypelnic przekaz. Doszla do wniosku, ze czek z jej konta osobistego moglby mu sie wydac podejrzany.
Nazajutrz zadzwonila do biura Shendakina w Boston College i zostawila mu wiadomosc, ze wyslala pieniadze. Poszla do pracy. Krecilo sie jej w glowie. Nie potrafila myslec o niczym innym oprocz tego, ze ktos znalazl trzeci list. Nadal nie wiedziala, czy list napisal ten sam mezczyzna, ale jesli tak, to nie miala pojecia, jak powinna postapic. Prawie cala noc rozmyslala o Garretcie. Probowala wyobrazic sobie, jak wyglada, co lubi robic. Nie rozumiala wlasnych uczuc, ale doszla do wniosku, ze pozwoli, aby o wszystkim zadecydowal trzeci list. Jesli nie napisal go Garrett, zamknie te sprawe. Przestanie szukac w Internecie, nie bedzie probowala odnalezc innych listow. Jesli zas okaze sie, ze nie moze pozbyc sie obsesji, wyrzuci wczesniejsze dwa listy. Nie dopusci do tego, by ciekawosc zniszczyla jej zycie.
Z drugiej strony, jesli ten list napisal Garrett…
Nie wiedziala, co zrobi. Jakas jej czesc liczyla na to, ze tak nie jest, wtedy nie musialaby podejmowac decyzji.
Podeszla do swojego biurka i celowo zatrzymala sie przy nim na dluzej, nie ruszyla prosto do faksu. Wlaczyla komputer, zadzwonila do dwoch lekarzy, z ktorymi musiala porozmawiac o tekscie do przygotowywanej przez siebie kolumny, nagryzmolila kilka zdan o nowych tematach. Gdy juz skonczyla sie krzatac, niemal udalo sie jej przekonac siebie sama, ze listu nie napisal Garrett. Pewnie tysiace listow plywalo w morzach – powiedziala sobie. – Bardziej niz pewne, ze napisal go ktos inny.
Kiedy nie mogla juz myslec o niczym innym, podeszla do faksu i zaczela przegladac stos nadeslanych dokumentow. Jeszcze ich nie posortowano. Wsrod kilkudziesieciu kartek zaadresowanych do roznych osob znalazla kilka ze swoim nazwiskiem. Przyjrzala sie im blizej. Zauwazyla – tak jak w poprzednich listach – sylwetke zaglowca w prawym gornym rogu. List ten byl krotszy od poprzednich i zdazyla go przeczytac, zanim wrocila do biurka. Ostatni akapit Arthur Shendakin zacytowal w artykule.
Dwudziesty piaty wrzesnia 1995
Droga Catherine,
Juz miesiac minal od czasu, gdy pisalem po raz ostatni. Uplynal o wiele wolniej niz zwykle. Zycie mija teraz jak krajobraz za oknem samochodu. Oddycham, jem i spie, jak zawsze to robilem, ale czynie to zupelnie bezwolnie, nie mam zadnego celu. Po prostu unosze sie na powierzchni jak listy, ktore do Ciebie wysylam. Nie wiem, dokad zmierzam ani kiedy tam dotre.
Nawet praca nie lagodzi bolu. Moge nurkowac dla wlasnej przyjemnosci lub pokazywac innym, jak to sie robi, ale gdy wracam do sklepu, bez Ciebie wydaje sie taki pusty. Sprawdzam magazyn i zamawiam tak, jak zawsze to robilem, ale nawet teraz ogladam sie czasem przez ramie i wolam Cie. Gdy pisze te slowa, zastanawiam sie, kiedy i czy w ogole to sie zmieni.
Czuje pustke w duszy, nie mogac trzymac Cie w ramionach. Wsrod tlumu szukam Twojej twarzy – wiem, ze to niemozliwe, ale nie moge nic na to poradzic. Moje poszukiwanie Ciebie jest nie konczaca sie pogonia skazana na przegrana. Rozmawialismy o tym, co sie zdarzy, gdybysmy zostali zmuszeni do rozstania, ale nie potrafie dotrzymac obietnicy, ktora zlozylem Ci tamtej nocy. Przepraszam, Najdrozsza, ale nigdy nikt Cie nie zastapi. Slowa, ktore Ci wyszeptalem, byly glupie i wtedy powinienem o tym wiedziec. Pragnalem Ciebie i tylko Ciebie, a teraz, gdy odeszlas, nikogo juz nie pragne. Poki smierc nas nie rozlaczy… wyszeptalismy w kosciele. Zaczalem wierzyc, ze slowa te sa prawdziwe tylko do dnia, w ktorym i mnie smierc zabierze z tego swiata.
Garrett
– Deanna, masz wolna chwile? Musze z toba pomowic.
Deanna oderwala spojrzenie od komputera i zdjela okulary.
– Oczywiscie, ze mam. O co chodzi?
Teresa bez slowa polozyla na biurku trzy listy. Deanna brala je jeden po drugim z oczyma rozszerzonymi zdumieniem.
– Skad masz pozostale dwa listy?
Teresa wyjasnila, w jaki sposob natrafila na ich slad. Kiedy skonczyla mowic, Deanna w milczeniu przeczytala listy. Teresa usiadla na krzesle po drugiej stronie biurka.
– A wiec to tak – powiedziala, odkladajac ostatni list – trzymalas to w tajemnicy.
Teresa wzruszyla ramionami.
– Chodzi o cos wiecej niz znalezienie listow, prawda?
– Co masz na mysli?
– To – zaczela Deanna z przebieglym usmiechem – ze nie przyszlas do mnie z powodu listow. Przyszlas, bo zainteresowal cie Garrett.
Teresa otworzyla usta, by zaprzeczyc, ale Deanna rozesmiala sie glosno.
– Nie miej takiej zaskoczonej miny, Tereso. Nie jestem zupelna idiotka. Wiedzialam, ze od kilku dni cos sie dzieje. Bylas roztargniona, nieobecna myslami. Zamierzalam zapytac cie o przyczyne, ale doszlam do wniosku, ze kiedy bedziesz gotowa, sama mi powiesz.
– Sadzilam, ze nad wszystkim panuje.
– Byc moze inni niczego nie zauwazyli. Znam cie dostatecznie dlugo, by zorientowac sie, ze cos cie gryzie. – Znowu sie usmiechnela. – Opowiedz mi, co sie dzieje.
Teresa zamyslila sie na chwile.
– To naprawde dziwne. Chodzi mi o to, ze nie potrafie przestac o nim myslec i nie rozumiem dlaczego. Zupelnie jakbym znowu byla w szkole sredniej i zadurzyla sie po uszy w kims, kogo nigdy nie spotkalam. Tym razem jest podobnie. Nie tylko nigdy nie rozmawialismy ze soba, ale nawet go nie widzialam. Niewykluczone, ze wlasnie skonczyl siedemdziesiatke.
Deanna oparla sie wygodniej i pokiwala glowa.
– To mozliwe, ale tak nie myslisz, prawda?
– Nie, chyba nie.
– Ani ja – przytaknela Deanna i znowu wziela listy do reki. – Z ich tresci wynika, ze zakochali sie w sobie, kiedy byli mlodzi. Nie pisze nic o dzieciach, uczy nurkowania i wspomina Catherine tak, jakby byli malzenstwem tylko przez kilka lat. Watpie, zeby byl bardzo stary.
– Ja tez.
– Chcesz wiedziec, co o tym mysle?
– Naturalnie.
Deanna ostroznie dobierala slowa.
– Uwazam, ze powinnas pojechac do Wilmington i sprobowac odnalezc Garretta.
– Ale wydaje mi sie to… takie smieszne, nawet dla mnie…
– Dlaczego?
– Poniewaz nic o nim nie wiem.
– Tereso, wiesz o wiele wiecej o Garretcie niz ja o Brianie, zanim go poznalam. Poza tym nie kaze ci wychodzic za niego za maz. Powiedzialam, ze powinnas pojechac i go odnalezc. Moze stwierdzisz, ze w ogole ci sie nie podoba, ale przynajmniej bedziesz o tym wiedziala? Coz to szkodzi?
– A jesli… – Teresa urwala, a Deanna dokonczyla za nia.
– A jesli nie jest taki, jak go sobie wyobrazilas? Tereso, juz teraz moge ci zagwarantowac, ze nie bedzie taki, jak myslisz. Nigdy tak nie jest. Moim zdaniem jednak to nie powinno miec zadnego wplywu na twoje decyzje. Szczerze ci radze – jesli chcesz dowiedziec sie czegos wiecej, jedz. W najgorszym wypadku stwierdzisz, ze nie jest mezczyzna, jakiego szukalas. Co wtedy? Po prostu wrocisz do Bostonu, ale bedziesz znala odpowiedz. Czy moze byc bardzo zle? Prawdopodobnie nie gorzej niz teraz.
– Nie uwazasz, ze to wariactwo?
Deanna pokrecila glowa.
– Tereso, od dawna na to czekalam. Tak jak ci powiedzialam na wakacjach. Zaslugujesz na to, by znalezc mezczyzne, z ktorym moglabys dzielic zycie. Teraz nie wiem, czy uda ci sie to z Garrettem. Gdybym sie miala zalozyc, powiedzialabym, ze prawdopodobnie do niczego nie dojdzie. Jednak to nie oznacza, ze nie nalezy probowac. Gdyby kazdy, kto uwazal, ze mu sie nie uda, nawet nie sprobowal, to gdzie bylibysmy dzisiaj?
Teresa milczala chwile.
– Za duzo w twoich slowach logiki…