szczegolnosci w Wilmington i zapewnila, ze chce napisac artykul o goscinnosci poludniowcow oraz ich uprzejmosci wobec obcych. Po takiej przemowie kobieta po drugiej stronie linii byla gotowa jej pomoc.

– Skoro pani tylko sprawdza informacje, a nie prosi o nic, czego pani nie wie, jestem pewna, ze nie bedzie z tym problemu. Prosze poczekac.

Deanna bebnila palcami po blacie biurka, gdy tymczasem ze sluchawki plynela piosenka Barry'ego Manilowa. Po chwili kobieta sie zglosila.

– Zobaczymy… – Deanna uslyszala stukot klawiatury, potem dziwny dzwiek. Wreszcie kobieta wypowiedziala slowa, ktore obie, Deanna i Teresa, chcialy uslyszec.

– Tak. Wlasnie tak jest. Garrett Blake… Dobrze zapamietala pani nazwisko, przynajmniej wedlug naszych danych. Napisano tu, ze lodz nosi nazwe „Happenstance”.

Deanna podziekowala jej goraco i poprosila o nazwisko, zeby „mogla napisac o jeszcze jednej osobie bedacej wzorem goscinnosci i uprzejmosci”. Po przeliterowaniu nazwiska kobiety, rozpromieniona, odlozyla sluchawke.

– Garrett Blake – powiedziala z triumfujaca mina. – Nasz tajemniczy nadawca nazywa sie Garrett Blake.

– Nie moge uwierzyc, ze go znalazlas.

Deanna pokiwala glowa zdumiona, ze udalo sie jej osiagnac cos, w co sama watpila.

– Uwierz. Staruszka nadal umie szukac informacji.

– Z pewnoscia.

– Czy chcialabys jeszcze cos wiedziec?

Teresa zastanawiala sie chwile.

– Czy mozesz dowiedziec sie czegos o Catherine?

Deanna wzruszyla ramionami.

– Nie wiem, ale warto sprobowac. Zadzwonimy do „Wilmington Journal”, zeby sprawdzono, czy ukazala sie jakas wzmianka. Jesli byl to wypadek, to moze o nim napisano.

Deanna zadzwonila raz jeszcze do gazety i poprosila o polaczenie z dzialem miejskim. Niestety, po kilku rozmowach dowiedziala sie, ze egzemplarze archiwalne z ostatnich lat przeniesiono na mikrofisze i bez znajomosci dokladnej daty nie da sie latwo dotrzec do tekstu. Deannie, na jej prosbe, podano nazwisko osoby, z ktora mogla skontaktowac sie Teresa, gdyby po przyjezdzie chciala szukac tej informacji na wlasna reke.

– Uwazam, ze to wszystko, co moglysmy teraz zrobic. Reszta zalezy od ciebie, Tereso. Przynajmniej wiesz, gdzie go szukac.

Deanna podala jej kartke z nazwiskiem. Teresa zawahala sie. Przyjaciolka przygladala sie jej chwile, potem odlozyla kartke na biurko. Raz jeszcze podniosla sluchawke.

– Do kogo teraz dzwonisz?

– Do biura podrozy. Musisz miec bilet na samolot i miejsce do spania.

– Jeszcze nie powiedzialam, ze jade.

– Jedziesz.

– Jak mozesz byc taka pewna?

– Poniewaz nie zamierzam pozwolic, zebys przez caly przyszly rok snula sie po redakcji, rozmyslajac, co by bylo, gdyby… Zle pracujesz, kiedy cos rozprasza twoja uwage.

– Deanna…

– Nie marudz. Wiesz, ze nie zaspokojona ciekawosc doprowadzilaby cie do obledu. Mnie juz doprowadza.

– Ale…

– Dosc tego. – Deanna zamilkla na chwile, po czym dodala lagodniejszym tonem: – Tereso, pamietaj, nie masz nic do stracenia. Najwyzej po paru dniach wrocisz z niczym. To wszystko. Nie wyruszasz na wyprawe w poszukiwaniu plemienia ludozercow. Jedziesz sprawdzic, czy twoja ciekawosc byla usprawiedliwiona.

Popatrzyly na siebie w milczeniu. Deanna miala przebiegla mine. Teresa poczula mocniejsze bicie serca, gdy uswiadomila sobie, ze decyzja zapadla. Moj Boze, naprawde to zrobie. Nie moge uwierzyc, ze zamierzam to zrobic.

Mimo to podjela jeszcze ostatnia, niepewna probe sprzeciwu.

– Nawet nie wiem, co mu powiedziec, kiedy go wreszcie spotkam.

– Jestem pewna, ze cos wymyslisz. Teraz pozwol, ze zajme sie telefonami. Idz po torebke. Bedzie mi potrzebny numer twojej karty kredytowej.

Teresie krecilo sie w glowie, kiedy szla do swojego pokoju. Garrett Blake. Wilmington. „Nurkowanie na Wyspach”. „Happenstance”. Slowa te powracaly, jakby cwiczyla tekst roli.

Otworzyla dolna szuflade, w ktorej trzymala torebke, i znowu ogarnely ja watpliwosci. Odsunela je jednak od siebie, pomaszerowala do gabinetu Deanny i w koncu podala jej karte kredytowa. Nastepnego wieczoru miala pojechac do Wilmington w Karolinie Polnocnej.

Deanna kazala jej odpoczac przed podroza. Gdy Teresa wyszla z redakcji, poczula sie jak ktos schwytany w pulapke. Pewnie podobnie czul sie pan Shendakin.

W przeciwienstwie do niego, w glebi duszy byla zadowolona, a gdy nastepnego dnia samolot wyladowal w Wilmington, zameldowala sie w hotelu, zastanawiajac sie, dokad to wszystko zaprowadzi.

Rozdzial piaty

Teresa obudzila sie wczesnie, jak to bylo w jej zwyczaju. Wstala z lozka, zeby wyjrzec przez okno. Slonce w Karolinie Polnocnej rzucalo zlote promienie przebijajace sie przez poranna mgle. Otworzyla szeroko drzwi balkonowe, by przewietrzyc pokoj.

W lazience zsunela pizame i weszla pod prysznic. W tym momencie pomyslala, jak latwo bylo tutaj dotrzec. Niecale czterdziesci osiem godzin temu siedziala z Deanna nad listami, sluchala, jak przyjaciolka rozmawia przez telefon i szuka Garretta. Po powrocie do domu poprosila Elle, by w czasie jej nieobecnosci zaopiekowala sie Harveyem i wyjmowala poczte ze skrzynki.

Nastepnego dnia poszla do biblioteki i poczytala troche o nurkowaniu. Lata pracy dziennikarskiej nauczyly ja, zeby niczego nie pozostawiac przypadkowi i byc przygotowanym na wszystko.

Wymyslila prosty plan. Pojedzie do sklepu „Nurkowanie na Wyspach” i pomyszkuje tam z nadzieja, ze bedzie mogla rzucic okiem na Garretta Blake'a. Jesli okaze sie, ze to siedemdziesiecioletni starzec lub dwudziestoletni student, wyjdzie bez slowa i wroci do domu. Postanowila, ze jesli przeczucie jej nie myli i jest mniej wiecej w jej wieku, sprobuje z nim porozmawiac. Dlatego wlasnie poswiecila troche czasu, aby dowiedziec sie czegos o nurkowaniu. Chciala sprawic wrazenie, ze troche sie na tym zna. Prawdopodobnie bedzie mogla dowiedziec sie od niego wiecej, jesli uda jej sie porozmawiac z nim na interesujacy go temat, nie zdradzajac przy tym zbyt wiele o sobie. Wtedy lepiej zapanuje nad sytuacja.

Co potem? Tego nie byla pewna. Nie chciala wyjawic Garrettowi prawdy o przyczynie swojego przyjazdu. „Czesc, przeczytalam twoje listy do Catherine i gdy dowiedzialam sie, jak bardzo ja kochales, pomyslalam sobie, ze jestes mezczyzna, jakiego szukam”. Nie, to wykluczone. Inne rozwiazanie nie wydawalo sie lepsze. „Czesc, jestem z „Boston Times”. i znalazlam twoje listy. Moglibysmy napisac artykul o tobie?” To tez nie wydawalo sie wlasciwe. Ani zaden inny pomysl, ktory przychodzil jej do glowy.

Nie po to jednak wyprawila sie tak daleko, zeby teraz zrezygnowac tylko dlatego, ze nie wie, jak go zagadnac. Poza tym, jak powiedziala Deanna, jesli jej sie nie uda, po prostu wroci do Bostonu.

Wyszla spod prysznica, wytarla sie, nasmarowala ramiona i nogi balsamem, wlozyla biala bluzke z krotkimi rekawami, niebieskie szorty i biale sandaly. Chciala wygladac zwyczajnie. Nie zalezalo jej na rzucaniu sie w oczy. W koncu nie wiedziala, czego moze sie spodziewac. Pragnela stworzyc sobie mozliwosc oceny sytuacji na wlasnych warunkach i nie przejmowac sie innymi.

Kiedy byla gotowa do wyjscia, odnalazla ksiazke telefoniczna, przekartkowala, nagryzmolila na kartce adres sklepu „Nurkowanie na Wyspach”. Wziela gleboki oddech i zeszla na dol. Raz jeszcze powtorzyla sobie w duchu slowa Deanny.

Zatrzymala sie najpierw przed sklepem z pamiatkami, w ktorym kupila mape Wilmington. Sprzedawca wskazal jej kierunek. Bez trudu znalazla droge, chociaz Wilmington okazalo sie wieksze, niz sie spodziewala. Na

Вы читаете List w butelce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату