Teresa przyjechala dwadziescia minut pozniej, ubrana w szorty i wydekoltowana bluzke bez rekawow, ktora wspaniale podkreslala jej figure. Gdy weszla do sklepu, obaj, Ian i Garret, zagapili sie na nia. Teresa rozejrzala sie wokol, dostrzegla go, usmiechnela sie i z miejsca, w ktorym stala, zawolala:

– Czesc!

Ian uniosl brwi, jakby chcial zapytac Garretta: „Nie powiedziales mi o czyms?” Garrett zlekcewazyl mine Iana i ruszyl w kierunku Teresy z jej kurtka w reku. Wiedzial, ze Ian bedzie ich bacznie obserwowal, a potem meczyl o szczegoly. Nie zamierzal mu cokolwiek mowic.

– Jak nowa – powiedzial, podajac kurtke w chwili, kiedy Teresa znalazla sie dostatecznie blisko, aby ja wziac.

Garrett zdazyl zmyc z rak smar, wlozyl tez nowa koszulke, taka, jaka mozna bylo kupic w jego sklepie. Wygladal troche lepiej niz przedtem.

– Dziekuje, ze po nia poszedles – odparla, patrzac na niego w sposob, ktory przywrocil mu wczorajsze zainteresowanie. Zaklopotany, podrapal sie w policzek.

– Zrobilem to z przyjemnoscia. Chyba wiatr musial ja zwiac.

– Chyba tak – zgodzila sie, wzruszajac lekko ramionami.

Garrett przygladal sie, jak poprawia ramiaczko bluzki. Nie wiedzial, czy sie spieszy, i nie byl pewien, czy chce, aby juz sobie poszla. Wypowiedzial na glos pierwsze slowa, jakie mu przyszly do glowy:

– Spedzilem wczoraj bardzo mily wieczor.

– Ja tez.

Nie wiedzial, co jeszcze moglby dodac. Juz dawno nie byl w takiej sytuacji. Dawal sobie rade z klientami i nieznajomymi, ale to spotkanie okazalo sie zupelnie czyms innym. Zauwazyl, ze przestepuje z nogi na noge jak szesnastolatek. W koncu to ona sie odezwala:

– Czuje sie winna, ze zabralam ci czas.

– Nie zartuj.

– Chodzi mi nie tyle o szukanie kurtki, ile o wczorajszy wieczor.

Potrzasnal przeczaco glowa.

– Daj spokoj. Ucieszylem sie, ze przyszlas.

Ucieszylem sie, ze przyszlas – powtorzyl te slowa w mysli, gdy tylko je wymowil. Dwa dni temu nie uwierzylby, ze je komus powie.

Dzwonek telefonu przerwal jego rozmyslania.

– Czy przyjechalas taki kawal drogi tylko po kurtke, czy chcialas rowniez troche pozwiedzac?

– Wlasciwie to niczego nie zaplanowalam. To pora lunchu, zamierzalam cos zjesc. – Spojrzala na niego pytajaco. – Polecisz mi cos?

Zastanowil sie nad odpowiedzia.

– Lubie chodzic do Hanka, to niedaleko molo. Jedzenie jest swieze, a z okien rozposciera sie wprost nieziemski widok.

– Gdzie to jest?

Wskazal kierunek reka.

– Na Wrightsville Beach. Wjezdzasz na most i skrecasz w prawo. Nie przegapisz, jesli bedziesz patrzyla na znaki przy molo. Restauracja miesci sie wlasnie tam.

– Co podaja?

– Glownie owoce morza, krewetki i ostrygi, ale rowniez inne jedzenie – kotlety i tym podobne.

Zaczekala chwile, jakby chciala sprawdzic, czy jeszcze czegos jej nie powie. Poniewaz milczal, odwrocila wzrok i spojrzala w kierunku wystawy. Stala nieruchomo, a Garrett po raz drugi w ciagu ostatnich kilku minut poczul sie nieswojo w jej obecnosci. Skad to sie wzielo? Wreszcie wzial sie w garsc i zwrocil do niej:

– Jesli chcesz, moge ci pokazac, gdzie to jest. Sam zglodnialem i z przyjemnoscia cie tam zabiore, jesli potrzebujesz towarzystwa.

– Bardzo prosze, Garrett – odparla z usmiechem.

Na jego twarzy pojawil sie wyraz ulgi.

– Moja ciezarowka stoi za sklepem. Chcesz, zebym prowadzil?

– Znasz droge lepiej ode mnie – odpowiedziala.

Garrett poprowadzil ja przez sklep do tylnego wyjscia.

Teresa szla tuz za nim. Gdy nie mogl zobaczyc jej miny, nie potrafila opanowac usmiechu.

Restauracje Hanka postawiono w tym samym czasie co molo. Odwiedzali ja mieszkancy i turysci. Nie bylo to wytworne miejsce, ale za to z charakterem. Lokal przypominal restauracje przy molo w Cape Cod – drewniane podlogi porysowane i zdarte przez zapiaszczone podeszwy sandalow, szerokie okna wychodzace na Atlantyk, fotografie wielkich ryb na scianach. W glebi znajdowaly sie drzwi prowadzace do kuchni. Kelnerzy i kelnerki w szortach i niebieskich podkoszulkach z nazwa restauracji roznosili na tacach talerze swiezych owocow morza. Drewniane, toporne stoly i krzesla byly nadwyrezone zebem czasu. Tutaj mozna bylo wejsc w stroju plazowym. Wiekszosc obecnych sprawiala wrazenie, jakby caly poranek spedzila nad morzem.

– Zaufaj mi – rzekl Garrett, gdy szli razem do stolika. – Jedzenie jest swietne, a reszta nie ma znaczenia.

Zajeli miejsce przy stoliku w rogu. Garrett odsunal na bok dwie butelki po piwie, ktorych jeszcze nie sprzatnieto. Karta byla wetknieta miedzy pojemniki z przyprawami. Stal tam ketchup, sos Tabasco, sos tatarski, sos mieszany w plastikowej butelce oraz sos o nazwie „Hank”. Karta w taniej plastikowej okladce wygladala tak, jakby nie wymieniano jej od lat. Teresa rozejrzala sie wokol i zauwazyla, ze prawie wszystkie stoliki sa zajete.

– Tloczno – stwierdzila, poprawiajac sie w krzesle.

– Tu zawsze tak jest. Zanim turysci trafili do Wrightsville Beach, to miejsce juz obroslo legenda. Nie dostaniesz sie do srodka w piatek lub sobote wieczorem, chyba ze jestes gotowa poczekac dwie godziny.

– Co tak przyciaga?

– Jedzenie i ceny. Hank co rano przywozi swieze ryby i krewetki. Mozna sie najesc do syta, nie wydajac wiecej niz dziesiec dolarow z napiwkiem wlacznie. Wypijesz przy tym ze dwa piwa.

– Jak on to robi?

– Chyba dzieki liczbie gosci. Jak juz powiedzialem, zawsze jest tu tloczno.

– Mielismy szczescie, ze znalezlismy stolik.

– Rzeczywiscie. Przyjechalismy o dobrej porze – stali goscie jeszcze sie nie pojawili, a turysci nigdy tu zbyt dlugo nie przesiaduja. Wskakuja na szybki posilek i wracaja na slonce.

Teresa raz jeszcze rozejrzala sie wokol siebie i zerknela na karte.

– Co polecasz?

– Lubisz ryby?

– Uwielbiam.

– To moze sprobujesz tunczyka lub delfina. Oba dania sa pyszne.

– Delfin?

Rozesmial sie cicho.

– Nie, to taka ryba. Tak my ja tutaj nazywamy.

– Chyba zjem tunczyka – zdecydowala i mrugnela do niego. – Tak na wszelki wypadek.

– Sadzisz, ze moglbym to wymyslic?

– Nie wiem, co mam o tym sadzic. Spotkalismy sie dopiero wczoraj, jak pamietasz – powiedziala zartobliwym tonem. – Nie znam cie zbyt dobrze i nie wiem, do czego jestes zdolny.

– Czuje sie urazony – przyjal ten sam ton. Rozesmiala sie. On tez. Zaskoczyla go, gdy wyciagnela reke przez stol i dotknela lekko jego ramienia. Nagle uswiadomil sobie, ze Catherine robila to samo, kiedy chciala zwrocic na cos jego uwage.

– Popatrz tam. – Wskazala glowa w strone okna.

Garrett odwrocil sie powoli. Po molo szedl starszy mezczyzna i niosl sprzet wedkarski. Wygladalby zupelnie normalnie, gdyby na jego ramieniu nie siedziala wielka papuga.

Garrett pokrecil glowa, wciaz jeszcze czujac dotyk jej palcow na ramieniu.

– Rozni ludzie tu przyjezdzaja. To jeszcze nie jest Kalifornia, ale za pare lat, kto wie.

Teresa odprowadzila spojrzeniem mezczyzne z ptakiem.

– Powinienies sprawic sobie taka papuge. Dotrzymywalaby ci towarzystwa w czasie zeglowania.

Вы читаете List w butelce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату