Na przeciwleglej scianie znajdowal sie kominek. Nad nim wisialy fotografie wykonane pod woda. Teresa podeszla do nich.
– Moge sie rozejrzec?
– Prosze bardzo. Musze wyciagnac i przygotowac grill. Trzeba go troche oczyscic – odparl Garrett i wyszedl przez przesuwane szklane drzwi.
Teresa przez chwile ogladala zdjecia, potem obeszla reszte domu. Widziala wiele domow zbudowanych na plazy – tak jak w nich, tak i w tym nie bylo za duzo miejsca. Do jedynej sypialni wchodzilo sie z saloniku. Byly tu okna od sufitu do podlogi, wychodzace na plaze. We frontowej czesci domu, znajdujacej sie najblizej ulicy, miescila sie kuchnia, mala jadalnia i lazienka. Wszedzie panowal porzadek, ale dom wygladal tak, jakby nic nie zmieniano w nim od lat.
Wrocila do saloniku, przystanela na progu sypialni i ogarnela wzrokiem wnetrze. Znowu zauwazyla podwodne fotografie. Nad lozkiem wisiala duza mapa wybrzeza Karoliny Polnocnej. Zaznaczono na niej polozenie prawie pieciuset wrakow. Kiedy spojrzala na nocny stolik, zobaczyla oprawiona fotografie kobiety. Upewnila sie, ze Garrett czysci na zewnatrz grill, i weszla do srodka, by przyjrzec sie zdjeciu z bliska.
Catherine musiala miec dwadziescia kilka lat, gdy wykonano te fotografie. Garrett zrobil ja chyba sam. Teresa zastanawiala sie, czy zostala oprawiona przed wypadkiem czy po nim. Siegnela po zdjecie. Zobaczyla, ze Catherine byla atrakcyjna kobieta, drobniejsza od niej, z dlugimi jasnymi wlosami, opadajacymi do polowy plecow. Na fotografii bylo wyraznie widac ziarno, jakby powiekszono ja z malego zdjecia. Mimo to Teresa zauwazyla oczy Catherine. Ciemnozielone, kocie. Wydawalo sie Teresie, ze patrzy wprost na nia. Ostroznie odstawila zdjecie na stolik i sprawdzila, czy stoi teraz pod tym samym katem co przedtem. Odwrocila sie, ale nie mogla pozbyc sie wrazenia, ze Catherine sledzi kazdy jej ruch.
Na komodzie stalo tylko jedno zdjecie jego zony. Byla to fotografia Garretta i Catherine, szeroko usmiechnietych, na pokladzie „Happenstance”. Lodz wygladala na odnowiona, wiec Teresa uznala, ze fotografie zrobiono na kilka miesiecy przed smiercia Catherine.
Zdawala sobie sprawe, ze Garrett w kazdej chwili moze wejsc, opuscila wiec sypialnie, odczuwajac wyrzuty sumienia, ze okazala sie taka wscibska. Podeszla do szklanych drzwi prowadzacych z saloniku na ganek, otworzyla je i oparla sie o porecz na ganku. Garrett czyscil grill i usmiechnal sie do niej.
– Czy to twoje zdjecia, te, ktore wisza na scianach? – spytala.
Wierzchem dloni odgarnal wlosy z twarzy.
– Tak. Przez jakis czas zabieralem aparat prawie przy kazdym zanurzeniu. Wiekszosc powiesilem w sklepie, ale tyle ich bylo, ze postanowilem kilka powiesic tutaj.
– Wygladaja tak, jakby robil je zawodowiec.
– Dzieki. Sadze jednak, ze ich jakosc ma zwiazek z tym, iz pstrykalem bez opamietania. Powinnas zobaczyc te, ktore wyrzucilem.
Garrett zdjal gore grilla. W kilku miejscach byla przypalona, ale wygladala na oczyszczona. Odlozyl ja na bok. Siegnal po worek z weglem drzewnym i wysypal na dno, wyrownal reka. Potem wlal troche paliwa, nasaczajac przez chwile kazdy brykiet z osobna.
Odezwala sie tym samym kpiarskim tonem, ktorego uzyla wczesniej.
– Wiesz, ze juz produkuja grille na propan?
– Wiem, ale lubie to robic tak jak wtedy, gdy dorastalismy. Poza tym taki stek lepiej smakuje.
Usmiechnela sie lekko.
– A ty obiecales mi najlepszy stek w zyciu.
– Dostaniesz go. Zaufaj mi.
Skonczyl nalewac paliwo i postawil pojemnik obok wegla.
– Niech wsiaka przez dwie minuty. Chcesz cos do picia?
– A co masz? – spytala.
Garrett chrzaknal.
– Piwo, mineralna lub wino, ktore przynioslas.
– Piwo brzmi niezle.
Garrett wzial worek z weglem oraz pojemnik z paliwem i schowal do starej skrzyni stojacej przy domu. Otrzepal piach z butow i wszedl do srodka, zostawiajac rozsuwane drzwi otwarte.
Teresa odwrocila sie i popatrzyla na plaze. Slonce powoli zachodzilo, wiekszosc wczasowiczow wrocila do domow, zostali tylko nieliczni. Biegali i spacerowali. Mimo ze na plazy bylo pustawo, w krotkim czasie przeszlo obok chyba z dziesiec osob.
– Nie meczy cie ten ciagly tlum? – spytala, gdy wrocil.
Podal jej piwo.
– Nie bardzo. Poza tym nie przesiaduje tu zbyt dlugo. Gdy wracam do domu, plaza jest prawie pusta. Zima nikogo tu nie ma.
Przez chwile wyobrazala go sobie, jak siedzi na ganku, patrzy na wode, jak zwykle samotny. Garrett siegnal do kieszeni i wyjal pudelko zapalek. Rozpalil wegiel, cofnal sie szybko, gdy plomien gwaltownie wystrzelil w gore. Lekki wiatr zmuszal ogien do tanca.
– Skoro wegiel sie juz pali, zaczynam przygotowania do kolacji.
– Moge ci w czyms pomoc?
– Nie ma duzo do roboty – odparl. – Jesli bedziesz miala szczescie, to moze zdradze ci swoj tajny przepis.
Zadarla glowe i spojrzala na niego z szelmowskim usmiechem.
– Zapowiadasz prawdziwa uczte.
– Wiem. Ale nie brakuje mi wiary.
Mrugnal do niej. Rozesmiala sie i poszla za nim do kuchni. Garrett otworzyl szafke i wyjal kartofle. Stanal przy zlewie, umyl rece, nastepnie kartofle. Po wlaczeniu pieca zawinal je w folie aluminiowa i ulozyl na blasze.
– Co moge zrobic?
– Jak juz powiedzialem, niewiele. Sadze, ze panuje nad wszystkim. Kupilem gotowa salatke. Nic wiecej w karcie nie ma.
Teresa przystanela z boku. Garrett ulozyl ostatnia porcje ziemniakow w piecu i wyciagnal salatke z lodowki. Gdy wykladal salatke do miseczki, spojrzal na Terese ukradkiem. Co w niej bylo takiego, ze nagle zapragnal znalezc sie jak najblizej? Otworzyl lodowke i wyjal steki, ktore przygotowal na kolacje. Zajrzal do szafki obok lodowki i znalazl reszte potrzebnych rzeczy. Zebral je i postawil przed Teresa.
Spojrzala na niego z usmiechem, jakby rzucala mu wyzwanie.
– Czemu te steki sa takie szczegolne?
Nalal troche brandy do plytkiej miski.
– Chodzi o kilka rzeczy. Po pierwsze, masz dwa grube kotlety bez kosci. W sklepach zazwyczaj nie kroja tak grubo, musisz o to poprosic. Potem posypujesz je odrobina soli, pieprzem i startym czosnkiem. Wkladasz do brandy. Marynuja sie, dopoki wegiel nie rozpali sie do bialosci.
Opowiadal, wykonujac poszczegolne czynnosci. Po raz pierwszy od chwili poznania wygladal na swoj wiek. Doszla do wniosku, ze jest co najmniej cztery lata od niej mlodszy.
– To jest twoj sekret?
– To dopiero poczatek – obiecal i uswiadomil sobie nagle, ze jest piekna. – Zanim poloze je na grillu, dodaje srodek zmiekczajacy. Reszta polega na sposobie smazenia, a nie na przyprawach.
– Mowisz jak prawdziwy kucharz.
– Tak naprawde to nim nie jestem. Umiem przyrzadzac pare dan, ale nie gotuje zbyt czesto. Kiedy juz dotre do domu, nie chce mi sie przygotowywac czegos, co wymaga wysilku.
– To tak jak ja. Gdyby nie Kevin, chybabym w ogole nie gotowala.
Skonczyl przygotowywanie stekow. Podszedl do szafki, w szufladzie znalazl noz i wrocil do Teresy. Siegnal po lezace na blacie pomidory i zaczal je kroic w plasterki.
– Wyglada na to, ze doskonale sie rozumiesz z Kevinem.
– Mam nadzieje, ze tak pozostanie. Jest juz nastolatkiem i boje sie, ze gdy wydorosleje, bedzie chcial coraz mniej czasu spedzac ze mna.
– Nie martwilbym sie tym za bardzo. Z twojego sposobu mowienia o nim mozna sie domyslic, ze zawsze
