dzwiek. Z domu Hannibala. Ciarki przeszly mi po plecach. W tych ciemnosciach ktos mieszkal. Zamarlam, wstrzymujac oddech i nasluchujac kazda czasteczka ciala. Nie docieraly wiecej zadne odglosy ani oznaki zycia. Nie mialam pojecia, co to moze znaczyc, ale bylam do glebi przerazona. Pognalam wzdluz sciezki, pobieglam przez trawnik do samochodu i zwialam.
Kiedy stanelam w drzwiach, Rex krecil sie w swoim kole, a Bob podbiegl do mnie z blyszczacymi slepiami, sapiac w oczekiwaniu na poklepanie po lbie i jedzenie. Przywitalam sie z Reksem i dalam mu rodzynka. Potem podsunelam kilka rodzynkow Bobowi, co sprawilo, ze zaczal machac ogonem tak gwaltownie, iz cala tylna czesc jego ciala ruszala sie z prawa na lewo.
Postawilam pudelko z rodzynkami na kuchennej ladzie i poszlam do lazienki. Kiedy wrocilam, rodzynki zniknely. Zostalo po nich tylko zaslinione i poszarpane pudelko.
· Masz zaburzenia przewodu pokarmowego – powiedzialam do Boba. – Kazdy, kto sie na tym zna, powie ci, ze nalogowe obzeranie sie nie jest najlepszym rozwiazaniem. Zanim sie zorientujesz, skora na tobie peknie.
Babcia zostawila mi w pokoju goscinnym poduszke i koldre. Zrzucilam buty, wpelzlam pod koldre i w ciagu sekundy zasnelam.
Obudzilam sie z uczuciem zmeczenia i dezorientacji. Popatrzylam na zegarek. Druga. Spojrzalam w ciemnosc.
· Komandos?
· Co to za pies?
· Opiekuje sie nim. Zdaje sie, ze nie ma zbyt wiele cech psa obronnego.
· Gdyby tylko mogl znalezc klucz, na pewno otworzylby mi drzwi.
· Wiem, ze poradzic sobie z zamkiem to pestka, ale co zrobiles z lancuchem?
· Tajemnica zawodowa.
· To takze moj zawod.
Komandos wreczyl mi duza koperte.
· Przejrzyj te zdjecia i powiedz mi, kogo rozpoznajesz.
Usiadlam, zapalilam lampke nocna i otworzylam koperte. Rozpoznalam Alexandra Ramosa i Hannibala. Byly tam rowniez zdjecia Ulyssesa, Homera Ramosa i dwoch kuzynow. Wszyscy czterej byli do siebie podobni; kazdy z nich mogl byc czlowiekiem, ktorego widzialam w drzwiach domu w Deal. Oczywiscie z wyjatkiem Homera, ktory nie zyl. Na zdjeciu z Homerem Ramosem byla jeszcze jakas kobieta. Niska, o blond wlosach. Usmiechala sie. Homer obejmowal ja i tez sie do niej usmiechal.
· Kto to jest?
· Ostatnia przyjaciolka Homera. Nazywa sie Cynthia Lotte. Pracuje w centrum. Recepcjonistka u kogos, kogo znasz.
· O rany! Teraz poznaje. Pracuje u mojego bylego meza.
· Tak – stwierdzil Komandos. – Swiat jest maly.
Powiedzialam mu o ciemnym domu Hannibala, w ktorym nie dostrzeglam zadnych oznak czyjejs obecnosci, i o odglosie spuszczonej wody.
· Co to znaczy? – zapytalam Komandosa.
· To znaczy, ze w tym domu ktos jest.
· Hannibal?
· Hannibal jest w Deal.
Komandos zgasil lampke i wstal. Byl w czarnym podkoszulku, czarnej wiatrowce z goreteksu i czarnych spodniach, wpuszczonych w czarne buty, styl wojskowy. Dobrze ubrany miejski komandos. Zaloze sie, ze kazdy facet, ktory spotkalby go na pustej ulicy, mialby pelno w gaciach. A kazda kobieta oblizywalaby suche wargi i sprawdzala, czy ma zapiete wszystkie guziki. Objal mnie wzrokiem, trzymajac rece w kieszeniach. Jego twarz ledwie bylo widac w ciemnosciach pokoju.
· Zechcialabys odwiedzic swojego eks i sprawdzic Cynthie Lotte?
· Jasne. Cos jeszcze?
Usmiechnal sie, a kiedy odpowiadal, zmiekl mu glos.
· Nie wtedy, kiedy twoja babcia spi w pokoju.
A niech to.
Kiedy wyszedl, zalozylam lancuch i zwalilam sie na lozko, rozmyslajac. Przychodzily mi do glowy erotyczne mysli. Nie bylo cienia watpliwosci. Bylam zdesperowana dziwka. Popatrzylam w strone nieba, natykajac sie wzrokiem jedynie na sufit.
· To wszystko przez hormony -powiedzialam do kogokolwiek, kto mogl mnie slyszec. – To nie moja wina. Mam zbyt duzo hormonow.
Wstalam, wypilam szklanke soku pomaranczowego, wrocilam na kanape i rozmyslalam dalej, poniewaz babcia chrapala tak glosno, ze obawialam sie, by nie wessala jezyka do gardla i nie udusila sie.
· Czyz to nie cudowny poranek? – zagadnela babcia, idac do kuchni. – Mam ochote na ciasto!
Popatrzylam na zegarek. Szosta trzydziesci. Zwloklam sie z lozka i poszlam do lazienki, gdzie dlugo stalam pod prysznicem, w podlym nastroju. Wyszlam spod prysznica i popatrzylam na swoje odbicie w lustrze nad umywalka.
Mialam ogromnego syfa na policzku. Czyz to nie wspaniale? Musze zobaczyc sie z moim bylym mezem, majac taki ohydny pryszcz na policzku. Pewnie Pan Bog mnie pokaral za wczorajsze lubiezne mysli.
Pomyslalam o rewolwerze kalibru 38 w misce na herbatniki. Zacisnelam dlon w piesc, wystawilam palec wskazujacy, a kciuk podnioslam do gory. Przylozylam palec wskazujacy do skroni i powiedzialam:
· Pif, paf!
Ubralam sie w stylu Komandosa. Czarny podkoszulek, czarne spodnie, czarne buty. Wielki pryszcz na twarzy. Wygladalam jak idiotka. Zdjelam czarny podkoszulek, spodnie i buty i wskoczylam w bialy podkoszulek, flanelowa koszule w kratke i levisy z mala dziurka w kroku, co do ktorej bylam przekonana, ze nikt jej nie zobaczy. To byl stroj odpowiedni dla kogos z pryszczem.
Kiedy wyszlam z lazienki, babcia czytala gazete.
· Skad ja masz? – zapytalam.
· Pozyczylam od tego milego pana, ktory mieszka po przeciwnej stronie korytarza. Tylko on jeszcze nic o tym nie wie.
Babcia czytala szybko.
· Lekcje jazdy mam dopiero jutro, wiec idziemy z Louise obejrzec kilka mieszkan. Sprawdzalam tez, co slychac na rynku pracy, i wyglada na to, ze jest mnostwo ciekawych ofert. Szukaja kucharzy, sprzataczek, wizazy-stek i sprzedawcow do salonow samochodowych.
· A gdybys mogla miec dowolna prace, to jaki zawod wybralabys?
· To proste. Zostalabym gwiazda filmowa.
· Bylabys niezla – powiedzialam.
· Jasne. Chcialabym byc najlepsza. Niektore czesci ciala odmawiaja mi posluszenstwa, ale nogi nadal mam niezle.
Popatrzylam na nogi babci, ktore wystawaly spod sukienki. Mysle, ze wszystko jest wzgledne.
Bob stal juz pod drzwiami, wiec zapielam mu smycz i wyszlismy. Prosze, prosze, od rana cwicze. Po dwoch tygodniach wyprowadzania Boba bede musiala kupic nowe ubrania, bo zrobie sie chuda jak szczapa. Swieze powietrze nie zaszkodzi tez mojemu pryszczowi. Do licha, moze nawet calkiem go wyleczy. Zanim wroce do mieszkania, pryszcz zniknie.
Spacerowalismy z Bobem w calkiem niezlym tempie. Skrecilismy za rog i weszlismy na parking, gdzie zobaczylam Habiba i Mitchella, ktorzy czekali na mnie w swoim dziesiecioletnim dodge’u, calym pokrytym jakimis paskudztwami. Neon na dachu reklamowal sklep z dywanami „Art’s”. Latajaca maszyna byla przy tym szczytem dobrego smaku.
· Niech mnie kule bija! – zdumialam sie. – Coz to jest?
· To, co mozna bylo kupic z ogloszen ekspresowych -wyjasnil Mitchell. – I na twoim miejscu nie robilbym z tego afery, bo to czuly punkt. Nie chcialbym zmieniac tematu, ale zaczynamy sie niecierpliwic. Nie mamy zamiaru cie straszyc, ale bedziemy musieli zrobic naprawde cos ekstra, jesli nie dostarczysz nam wkrotce swojego narzeczonego.
· Czy to ma byc grozba?