· I co? Gdzie on jest?
· A niech to – powiedziala Lula. – Postrzelilas go w stope ostatnia kula, co? Spapralas sprawe i zabraklo ci naboi. – Pokiwala gjowa. – Nie masz juz dosc takich numerow?
Connie przyniosla z drugiego pokoju pudelko naboi.
· Jestes pewna, ze je chcesz? – zapytala mnie. -Nie wygladasz najlepiej. Nie wiem, czy to dobry pomysl, zeby dawac paczke naboi kobiecie, kiedy ma pryszcz.
Wlozylam cztery naboje do rewolweru, a pudelko wrzucilam do torby.
· Nic mi nie bedzie.
· To sie nazywa kobieta z planem – pochwalila Lula.
To sie nazywa kobieta z kacem, ktora chce jedynie jakos przetrwac dzien.
W polowie drogi do domu Munsona, na Rockwell Street, zatrzymalam sie przy krawezniku. Habib i Mit-chell, ktorzy jechali za mna, skrzywili sie.
· To musiala byc noc – zagadnela Lula.
· Nie chce o tym myslec. – I nie powiedzialam tego ot, tak sobie. Naprawde nie chcialam o tym myslec. Chodzilo mi o to, co, u diabla, jest grane miedzy mna a Komandosem? Chyba pozegnalam sie z rozumem! Nie moglam uwierzyc w to, ze siedzialam z babcia, popijajac bourbona i czekolade na goraco. Nie mam glowy do picia. Jestem pijana po dwoch butelkach piwa. Czulam sie tak, jakby moj mozg eksplodowal gdzies w przestrzen, a cialo pozostalo w tyle.
Przejechalam kolejne piecset metrow i wtoczylam sie na wjazd do McDonalda, zeby kupic niezawodne remedium na mojego kaca: frytki i coca-cole.
· Skoro juz tu jestesmy, tez moge zjesc male co nieco -oswiadczyla Lula. – Jajko McMuffin, platki sniadaniowe, koktajl czekoladowy i Big Mac! – krzyknela mi przez ramie.
Poczulam mdlosci.
· To ma byc przekaska?
· Masz racje – powiedziala. – Bez platkow sniadaniowych.
Gosc w okienku podal mi torbe z jedzeniem i spojrzal na tylne siedzenie buicka.
· A gdzie pies?
· W domu.
· To dobrze. Ostatnio niezle narozrabial. Prosze pani, to byla gora…
Nacisnelam na pedal gazu i odjechalam. W drodze do domu Munsona jedzenie zniknelo, a ja poczulam sie znacznie lepiej.
· Skad wiesz, ze ten facecik tutaj wrocil? – zapytala Lula.
· Mam przeczucie. Musial zabandazowac stope i zabrac inne buty. Na jego miejscu poszlabym w tym celu do domu. Byla pozna noc. A gdybym juz dotarla do wlasnego domu, to chcialabym sie przespac we wlasnym lozku.
Patrzac na dom z zewnatrz, trudno bylo cos powiedziec. W oknach ciemno. Ani znaku zycia wewnatrz. Objechalam domy i wjechalam na drozke prowadzaca do garazu. Lula wysiadla i zajrzala tam przez okno.
· Jest w domu, wszystko gra – powiedziala, pakujac sie z powrotem do Wielkiego Blekitu. – A przynajmniej stoi tutaj ten jego wrak.
· Masz swoj paralizator i sprej?
· A czy laska ma ptaszka? Moglabym dokonac inwazji na Bulgarie ta kupa gowna, ktora mam w torbie.
Zajechalam z powrotem od frontu domu i wysadzilam Lule, zeby pilnowala drzwi wejsciowych. Nastepnie zaparkowalam samochod dwa domy dalej, na drozce dojazdowej, poza zasiegiem wzroku Munsona. Habib i Mitchell zaparkowali za mna tym swoim samochodem dla dzieci, zamkneli sie i wyjeli torby ze sniadaniem z McDonalda. Przedarlam sie przez dwa podworka, dostalam sie na tyly domu Munsona i zajrzalam przez okno kuchenne. Nic. Na stole lezalo pudelko plastrow i rolka papierowych recznikow. Czyzbym byla geniuszem? Zrobilam krok do tylu i spojrzalam na pietro. Uslyszalam niewyrazny odgjos lejacej sie wody. Munson bral prysznic. Ludzie, zycie jest piekne.
Sprobowalam otworzyc drzwi. Zamkniete na zamek. Sprobowalam okna. Tez zamkniete. Mialam zamiar wybic jedno z nich, kiedy Lula otworzyla tylne drzwi.
· Drzwi wejsciowe nie byly zanadto zamkniete – powiedziala.
Musialam byc jedyna osoba na swiecie, ktora nie umie otworzyc zamka w drzwiach.
Stalysmy w kuchni, nasluchujac. Na gorze nadal lala sie woda. Lula w jednej rece trzymala paralizator, a w drugiej sprej. Ja mialam jedna reke wolna, a w drugiej sciskalam kajdanki. Weszlysmy schodami na palcach i zatrzymalysmy sie na samej gorze. Domek byl nieduzy. Na gorze dwie sypialnie i lazienka. Drzwi do sypialni otwarte, w pokoju nikogo. Drzwi do lazienki zamkniete. Lula stanela z boku, czajac sie ze sprejem w rece. Ja stanelam po drugiej stronie. Obie dokladnie wiedzialysmy, jak to sie robi, bo ogladalysmy programy o glinach. Munson nie nosil ze soba broni, a poza tym to nieprawdopodobne, zeby byl uzbrojony, stojac pod prysznicem, ale ostroznosc nie szkodzila.
· Licze do trzech – pokazalam Luli, poruszajac ustami i trzymajac reke na klamce. – Raz, dwa, trzy!
rozdzial 9
· Poczekaj – powiedziala Lula. – Przeciez on bedzie goly. Moze nie chcemy tego ogladac. W swojej karierze widzialam mnostwo ohydnych facetow. Nie pale sie do takich widokow.
· Pieprze jego nagosc – oswiadczylam. – Interesuje mnie to, czy on ma noz albo miotacz gazu.
· Racja.
· Dobra, licze od poczatku. Przygotuj sie. Raz, dwa, trzy!
Otworzylam drzwi do lazienki i obie wpadlysmy do srodka.
Munson odciagnal na bok zaslone przy prysznicu.
· Co, u diabla?
· Jestes aresztowany – poinformowala Lula. – I bylybysmy wdzieczne, gdybys wzial recznik, bo nie mam ochoty patrzec na twoje zalosne, zwiedle czesci intymne.
Mial na glowie mnostwo piany, a na stopie opatrunek, zabezpieczony reklamowka, ciasno przymocowana do kostki bandazem elastycznym.
· Jestem szurniety! – wrzasnal. – Jestem pojaranym czubkiem i nigdy nie wezmiecie mnie zywcem!
· Tak, ale mimo wszystko – odrzekla Lula, dajac mu recznik – zakrecisz wode?
Munson wzial recznik i cisnal nim w Lule.
· Hej! – powiedziala Lula. – Uspokoj sie. Rzuc we mnie tym recznikiem jeszcze raz, a dostaniesz kopa sprejem.
Munson znowu rzucil recznikiem.
· Tluscioch, tluscioch, tluscioch – podspiewywal.
Lula zapomniala o spreju i zdzielila go w kark. Munson siegnal reka do gory, puscil prysznic na Lule i wyskoczyl z brodzika. Probowalam go chwycic, ale byl mokry i sliski od mydla, a Lula wykonywala rozpaczliwe, nieskoordynowane ruchy, usilujac uciec przed woda.
· Pryskaj na niego! – krzyknelam do Luli. – Poraz go pradem! Zastrzel go! Zrob cos!
Munson odepchnal nas na bok i pognal schodami w dol. Bylam tuz za nim, a Lula biegla jakies trzysta metrow za mna. Stopa musiala go niezle rwac, ale biegl rownym tempem przez dwa podworka, a potem odbil w kierunku drogi dojazdowej. Dalam duzego susa i zlapalam go za plecy. Przewrocilismy sie na ziemie, turlajac sie w uscisku, klnac i drapiac. Munson usilowal sie wyrwac i uciec, a ja staralam sie kurczowo go trzymac i zalozyc mu kajdanki. Byloby znacznie prosciej, gdyby mial na sobie ubranie, za ktore moglabym chwycic. Ale w tej sytuacji naprawde nie mialam ochoty chwytac go za to, za co sie dalo.
· Walnij go tam, gdzie boli! – krzyczala Lula. – Walnij go tam, gdzie boli!
No to walnelam. Przychodzi taki moment, w ktorym czlowiekowi po prostu nie chce sie dluzej turlac. Przekrecilam sie na plecy i dalam Munsonowi kopniaka w jaja.
· Auuu! – zawyl, przybierajac pozycje embriona. Odciagnelysmy jego rece od smetnego worka i skulysmy je kajdankami na plecach.