· Tak jak wszyscy inni w promieniu Bog wie ilu kilometrow.
Mama stala w drzwiach, kiedy przyjechalismy. Wydawalo sie dziwne, ze jest sama. W ciagu ostatnich kilku lat zawsze byla kolo niej babcia. Matka i corka, ktore zamienily sie rolami – babcia z przyjemnoscia zrzekla sie odpowiedzialnosci rodzicielskiej, mama, krzywiac sie, zaakceptowala taki stan rzeczy, usilujac sie odnalezc jako kobieta w srednim wieku, ktora nagle zamienila sie w dziwaczne polaczenie tolerancyjnej matki i buntowniczej corki. Ojciec zaszyl sie w pokoju goscinnym i nie chcial miec z tym nic wspolnego.
· Czyz to nie wspaniale? – zachwycila sie babcia. -Wszystko wyglada inaczej, kiedy patrzy sie z drugiej strony drzwi.
Bob, zwabiony unoszaca sie w powietrzu wonia pieczeni wieprzowej, wyskoczyl z samochodu i rzucil sie na mame.
Myron wygramolil sie nieco wolniej.
· To jest prawdziwy samochod – powiedzial. – Cacko. Takich samochodow juz nie produkuja. Te wszystkie nowoczesne auta to kupa smieci. Plastikowa tandeta. Produkowana przez bande obcokrajowcow.
Do holu wparowal moj ojciec. To byla gadka w jego stylu. Ojciec byl Amerykaninem w drugim pokoleniu i uwielbial najezdzac na obcokrajowcow, wylaczajac oczywiscie swoich krewnych. Cofnal sie nieco, kiedy zobaczyl, ze mowi to czlowiek-zolw.
· To jest Myron – zaprezentowala go babcia. – Mam z nim randke dzis wieczor.
· Ladny dom – pochwalil Myron. – Aluminiowa elewacja jest bezkonkurencyjna. To jest elewacja aluminiowa, prawda?
Bob biegal po calym domu jak oszalaly, weszac zapachy jedzenia. Zatrzymal sie w holu i zaczal obwachiwac ojca w miejscu, gdzie plecy traca swa szlachetna nazwe.
· Zabierzcie stad tego psa – powiedzial ojciec. – Skad sie tu wzial?
· To jest Bob – wyjasnila babcia. – On tylko chce sie przywitac. Widzialam w telewizji program o psach i mowili, ze obwachiwanie tylkow przez psy jest tym samym, co podawanie reki. Teraz wiem wszystko o psach. I naprawde mamy szczescie, ze wykastrowali Boba, zanim sie zestarzal i popadl w nawyk ciupciania ludzkich nog. Powiedzieli, ze bardzo ciezko oduczyc psa tego nawyku.
· Kiedy bylem dzieckiem, mialem krolika, ktory bzykal sie z noga – powiedzial Myron. – Ludzie, kiedy juz cie lapsnal, to czlowiek nie mogl sie go pozbyc. Krolikowi bylo wszystko jedno, na kogo wlazil. Raz dorwal kota i prawie go zabil.
Czulam, jak Morelli chichocze bezglosnie.
· Umieram z glodu – oznajmila babcia. – Chodzmy cos zjesc.
Wszyscy usiedlismy przy stole, oprocz Boba, ktory jadl w kuchni. Ojciec nalozyl na swoj talerz pare plastrow pieczeni i reszte podal Morellemu. Podsuwalismy sobietluczone ziemniaki. I fasolke szparagowa, surowke, koszyk z buleczkami i male marynowane buraczki.
· Ja dziekuje za buraczki – powiedzial Myron. – Mam po nich rozwolnienie. Nie wiem, jak to jest, starzejesz sie i wszystko powoduje rozwolnienie.
Trzeba sie z tym liczyc.
· Na szczescie mozna jezdzic – odrzekla babcia. – Na szczescie nie trzeba kupowac narkotykow. Teraz, kiedy Diler nie bedzie robil interesow, ceny narkotykow strzela w gore. Inne rzeczy tez beda poza zasiegiem. Kupilam ten samochod w sama pore.
Mama i ojciec podniesli glowy znad talerzy.
· Kupilas samochod? – zapytala mama. – Nic o tym nie wiedzialam.
· To jeszcze male piwo – powiedziala babcia. – Kupilam czerwona corvette. Mama przezegnala sie.
Dobry Boze – westchnela tylko.
rozdzial 10
· Skad wzielas pieniadze na corvette? – zapytal ojciec. – Przeciez dostajesz tylko emeryture.
· Mialam forse ze sprzedazy domu – powiedziala babcia. – A poza tym ubilam niezly interes. Nawet Ksiezyc powiedzial, ze to byl niezly interes.
Mama znowu sie przezegnala.
· Ksiezyc – powtorzyla z nuta histerii w glosie. – Kupilas samochod od Ksiezyca?
· Nie od Ksiezyca – odparla babcia. – Ksiezyc nie sprzedaje samochodow. Kupilam go od Dilera.
· Dzieki Bogu – rzekla mama z ulga, kladac reke na sercu. – Przez chwile myslalam… No coz, ciesze sie, ze poszlas do dilera samochodow.
· Nie do dilera samochodow – wyjasnila babcia. -Kupilam samochod na czarnym rynku. Zaplacilam za niego czterysta piecdziesiat dolcow. To niezle, prawda?
· Zalezy – zauwazyl ojciec. – Ma silnik?
· Nie zagladalam – powiedziala babcia. – A wszystkie samochody maja silniki?
Joe najwyrazniej cierpial. Nie chcial byc osoba, ktora podkabluje babcie za posiadanie kradzionego wozu.
· Kiedy ogladalysmy z Louise samochody, na podworku u Dilera stalo dwoch mezczyzn i rozmawialo o Homerze Ramosie – ciagnela babcia. – Mowili, ze handlowal samochodami na duza skale. Nie wiedzialam, ze rodzina Ramosow zajmuje sie handlem samochodami. Myslalam, ze sprzedaja tylko bron.
· Homer Ramos sprzedawal kradzione samochody -potwierdzil ojciec, schylajac gjowe nad talerzem. – Wszyscy o tym wiedza.
Obrocilam sie w strone Joego.
· To prawda?
Joe wzruszyl ramionami. Wymijajaco. Przywolal typowy wyraz twarzy gliny. Jesli ktos umie czytac te znaki, musi pomyslec: sledztwo w toku.
· To jeszcze nie wszystko – dodala babcia. – Oszukiwal zone. To byl prawdziwy skurczybyk. Mowili, ze jego brat jest taki sam. Mieszka w Kalifornii, ale utrzymuje tutaj dom, zeby moc spotykac sie po kryjomu z kobietami. Mysle, ze cala ta rodzina to jedna wielka zgnilizna.
· Musi byc dosc zamozny, skoro utrzymuje dwa domy – zauwazyl Myron. – Chcialbym byc taki bogaty. Tez bym utrzymywal przyjaciolke.
Zapadla cisza, poniewaz wszyscy zastanawiali sie, co tez Landowsky by z nia robil.
Siegnal po salaterke z ziemniakami, ale byla juz pusta.
· Pozwol, przyniose ci – rzekla babcia. – Ellen zawsze ma cos w zapasie na kuchence. – Chwycila salaterke i wy-biegja do kuchni. – O kurka wodna! – zakrzyknela, kiedy juz sie tam znalazla.
Zerwalysmy sie z mama jednoczesnie, zeby zbadac sytuacje. Babcia stala na srodku kuchni, patrzac na ciasto, ktore lezalo na stole.
· Dobra wiadomosc jest taka, ze Bob nie zjadl calego ciasta – powiedziala. – Zla wiadomoscia jest to, ze z jednej strony wylizal krem.
Mama w okamgnieniu wyjela z szuflady noz do masla i rozsmarowala pozostala mase na tej czesci ciasta, ktora Bob wylizal do czysta, a nastepnie posypala calosc wiorkami kokosowymi.
· Dawno nie jedlismy ciasta kokosowego – zauwazyla babcia. – Wyglada calkiem ladnie.
Mama postawila ciasto na lodowce, poza zasiegiem jezyka Boba.
· Jak bylas mala, zawsze zlizywalas polewe – powiedziala do mnie. – Jadalismy wtedy czesto placki kokosowe.
Kiedy wrocilam do stolu, Morelli popatrzyl na mnie zaciekawionym wzrokiem.
· O nic nie pytaj – powiedzialam. – I nie jedz gornej warstwy ciasta.
Kiedy wrocilismy do domu, parking byl prawie pelny. Seniorzy juz byli w swoich mieszkaniach, usadowieni przed ekranami telewizorow.
Myron zabrzeczal kluczami przed nosem babci.
· Moze wpadniesz na szklaneczke wina, kochanie?
· Wy, mezczyzni, wszyscy jestescie tacy sami – powiedziala babcia. – Myslicie tylko o jednym.
· O czym? Babcia wydela usta.
· Gdybym ci powiedziala, nie byloby sensu isc na szklaneczke wina.