Morelli odprowadzil nas obie do mieszkania. Wpuscil babcie, a potem odciagnal mnie na bok.

· Moglibysmy pojechac do mnie – zaproponowal.

Kuszaca propozycja.

I bynajmniej nie z tych powodow, na ktorych Morelle-mu najbardziej by zalezalo. Ledwo trzymalam sie na nogach. Joe nie chrapal. W jego domu moglabym sie wyspac. Tak dawno nie przespalam calej nocy, ze nie pamietalam juz, jak to jest.

Musnal wargami moje usta.

· Babcia nie bedzie sie sprzeciwiala. Ma przeciez Boba.

Osiem godzin, pomyslalam. Osiem godzin snu i bede jak nowo narodzona.

Jego dlonie wslizgnely sie pod moj sweterek.

· To bylaby niezapomniana noc.To bylaby noc bez gadajacego od rzeczy piromana z nozem w rece.

· Co za niebianska propozycja – powiedzialam, nawet nie zdajac sobie sprawy z tego, ze glosno mysle.

Byl tak blisko, ze czulam, jak napiera na mnie kazda czesc jego ciala. A jedna z tych czesci powiekszala sie. W normalnych warunkach wzbudziloby to w moim ciele odpowiednia reakcje. Ale tego akurat wieczoru moglabym sie bez tego obejsc. Jesli jednak to stanowi cene, ktora mam zaplacic za spokojna noc, wchodze w ten interes.

· Skocze tylko do mieszkania, zeby zabrac pare rzeczy – powiedzialam Joemu, wyobrazajac sobie, jak leze w jego przytulnym lozku w cieplej, flanelowej koszuli nocnej. – No i musze zawiadomic babcie.

· Nie masz zamiaru wejsc, zamknac drzwi na klucz od srodka i zostawic mnie tutaj, prawda?

· Dlaczego mialabym to zrobic?

· Nie wiem. Po prostu przeczucie…

· Wejdzcie do srodka! – zawolala babcia. – W telewizji jest program o aligatorach. – Nastawila ucha. – Co to za dziwny odglos? Podobny do cykania swierszcza.

· Cholera – powiedzial Morelli. Ja i Morelli wiedzielismy, co to za odglos. To byl jego pager.

Joe staral sie za wszelka cene go zignorowac. Ja uleglam pierwsza.

· Wczesniej czy pozniej bedziesz musial to sprawdzic.

· Nie musze niczego sprawdzac. Wiem, co to jest i ze nie bedzie mile. – Odczytal numer, skrzywil sie i poszedl do telefonu w kuchni. Kiedy wrocil, trzymajac w rece papierowy recznik z nabazgranym adresem, spojrzalam na niego pytajacym wzrokiem.

· Musze isc – oswiadczyl. – Ale wroce.

· Kiedy? Kiedy wrocisz?

· Najpozniej we srode.

Wznioslam oczy do gory. Humor policyjny.

Szybko mnie pocalowal i poszedl.

Nacisnelam przycisk powtarzania numeru w moim telefonie. Odebrala kobieta i rozpoznalam jej glos. Terry Gilman.

· Patrz – powiedziala babcia. – Aligator zjadl krowe. Nie oglada sie tego na co dzien.

Usiadlam obok niej. Na szczescie nie pokazywali wiecej zjadanych krow. Chociaz teraz, kiedy wiedzialam, ze Morelli pojechal spotkac sie z Terry Gilman, smierc i zniszczenie przemawialy do mojej wyobrazni. Swiadomosc, ze chodzi niewatpliwie o spotkanie w interesach, nieco oslabila moje emocje. Ale gdybym nie byla tak potwornie zmeczona, prawdopodobnie doprowadzilabym sie do szalu.

Kiedy skonczyl sie program o aligatorach, ogladalysmy przez chwile telezakupy.

· Uderzam w kimono – oznajmila w koncu babcia. -Musze dac odpoczac swojej urodzie.

Gdy tylko wyszla z pokoju, wyciagnelam poduszke i koldre, zgasilam swiatlo i zwalilam sie na kanape. Zasnelam w ciagu sekundy glebokim snem i nic mi sie nie snilo. Sen byl krotki. Wyrwalo mnie z niego chrapanie babci. Wstalam, zeby zamknac drzwi od sypialni, ale okazaly sie juz zamkniete. Westchnelam, czesciowo z zalu nad soba, a czesciowo ze zdziwienia, jak ona sama moze spac w takim halasie. Wydawalo sie, ze zaraz obudzi ja wlasne chrapanie. Bob jakby nic nie slyszal. Spal na podlodze przy kanapie, rozwalony wygodnie na boku.

Wpelzlam pod koldre i usilowalam zmusic sie do spania. Myslalam o roznych glupstwach. Zatkalam uszy. Znowu myslalam o glupstwach. Kanapa byla niewygodna. Koldra mi sie zsuwala. A babcia wciaz chrapala.

· A niech to! – zaklelam.

Bob nawet sie nie poruszyl.

Babcia bedzie musiala sobie stad pojsc, to nie do wytrzymania. Wstalam i poczlapalam do kuchni. Przeszukalam szafki i lodowke. Nic ciekawego. Bylo troche po polnocy. Nie tak znowu pozno. Moze powinnam wyjsci kupic sobie batonik, zeby uspokoic nerwy? Czekolada dziala uspokajajaco, czyz nie?

Wlozylam dzinsy i buty, a na gore od pizamy narzucilam plaszcz. Chwycilam torbe z wieszaka w przedpokoju i wyszlam. Zdobycie batonika zajmie mi zaledwie dziesiec minut, a potem wroce do domu i zaraz zasne jak aniol.

Weszlam do windy, poniekad spodziewajac sie zobaczyc tam Komandosa, ale go nie bylo. Na parkingu rowniez nie. Odpalilam buicka, pojechalam do sklepu i kupilam snickersa i milky way. Snickersa pozarlam natychmiast, chcac zachowac milky way do lozka. Ale potem jakos zjadlo mi sie takze drugi baton.

Pomyslalam o babci i jej chrapaniu, mysl o powrocie do domu nie wprawila mnie w zachwyt, wiec pojechalam do Joego.

Mieszkal na granicy Burg w szeregowym domku, ktory odziedziczyl po ciotce. Z poczatku mysl, ze Joe moze byc wlascicielem domu, wydawala sie niedorzeczna. Ale w jakis sposob dom przystosowal sie do Joego, i takie polaczenie okazalo sie wygodne. Bylo to przyjemne, nieduze lokum przy spokojnej uliczce. Domek z kuchnia z tylu i sypialniami i lazienka na gorze.

W srodku bylo ciemno. Zza zaslon nie przeswitywalo zadne swiatlo. Przy krawezniku nie stal samochod Joego. Zadnych oznak obecnosci Terry Gilman. Dobra, moze bylam odrobine zakrecona. I moze batoniki stanowily tylko pretekst, zeby tutaj przyjechac. Zadzwonilam do Morellego z telefonu komorkowego. Nie odebral.

Szkoda, ze nie umialam otwierac zamkow wytrychem. Mogjabym wejsc do srodka i polozyc sie spac w lozku Joego.

Zapalilam silnik i powoli przejechalam wzdluz domow, nie odczuwajac juz tak wielkiego zmeczenia. Rety, pomyslalam, skoro i tak wyszlam z domu i nie mam nic lepszego do roboty, moze by sprawdzic dom Hannibala?

Opuscilam okolice Joego, dojechalam do Hamilton i skierowalam sie w strone rzeki. Wjechalam na trase numer 29 i w chwile pozniej przejezdzalam obok miejskiego domu Hannibala. Ciemno, ciemno, ciemno. Tutaj tez nie swiecilo sie swiatlo. Zaparkowalam przy sasiednim domu, zaraz za rogiem, i podeszlam do siedziby Hannibala. Stanelam przed samym wejsciem i patrzylam w okna. Czyzbym dostrzegla maly promyk swiatla w jednym z pokoi? Skradajac sie, podeszlam blizej, przecielam trawnik, wlazlam w krzaki, ktore otaczaly dom, i przycisnelam nos do szyby. Teraz nie mialam watpliwosci, ze gdzies w domu swieci sie swiatlo. To mogla byc lampka nocna. Trudno powiedziec, gdzie sie znajdowala.

Umknelam z powrotem na chodnik i szybkim krokiem przeszlam na sciezke rowerowa, gdzie przez chwile musialam przyzwyczajac wzrok do ciemnosci. Potem ostroznie ruszylam w kierunku podworka Hannibala. Wdrapalam sie na drzewo i wpatrzylam sie w okna. Wszystkie zaluzje byly spuszczone. Ale znow zobaczylam smuge swiatla padajaca z parteru. Pomyslalam sobie, ze to swiatlo moze nic nie znaczyc, kiedy nagle zamigotalo.

Sprawilo to, ze serce zaczelo mi walic, poniewaz nie tesknilam za tym, zeby ktos znowu do mnie strzelal. Zdaje sie, ze dalsze siedzenie na drzewie nie jest najlepszym pomyslem. Chyba bezpieczniej byloby obserwowac dom z wiekszej odleglosci… Na przyklad ze stanu Georgia. Po cichutku zesliznelam sie na dol i juz mialam odejsc z powrotem na paluszkach, kiedy uslyszalam odglos przekrecania zamka. Albo ktos zamykal drzwi na noc, albo wychodzil, zeby mnie zastrzelic.

Rzucilam sie do ucieczki.

Juz mialam sie znalezc na ulicy, gdy uslyszalam, jak bramka otwiera sie ze zgrzytem. Przylgnelam do ogrodzenia, schowana w cieniu. Wstrzymalam oddech i obserwowalam sciezke. Pojawila sie na niej jakas postac. Ten ktos zamknal drzwi. Zatrzymal sie na chwile i spojrzal dokladnie w moim kierunku. Bylam prawie pewna, ze wyszedl z podworka Hannibala. I prawie pewna, ze mnie nie widzi. Dzielila nas dosc duza odleglosc, a on prawie ginal w ciemnosciach; pobliskie swiatla pozwalaly dojrzec jedy-nie kontury postaci. Obrocil sie na piecie i ruszyl w druga strone. Padl na niego promien swiatla z sasiedniego domu i na chwile stal sie widoczny. Zaparlo mi dech w piersiach. To byl Komandos. Otworzylam usta, zeby go zawolac, ale rozplynal sie w ciemnosciach nocy. Zupelnie

Вы читаете Wytropic Milion
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×