– Nie wiem. Jakiegos goscia, ktorego trzasneli w garazu.Morelli poszedl do kuchni i wystukal w pospiechu jakis numer.
– Mam anonimowe doniesienie – powiedzial. – Wyslijcie moze kogos do domu Hannibala Ramosa przy Fenwood, niech zajrzy do garazu. Tylne drzwi powinny byc otwarte. – Odlozyl sluchawke i odwrocil sie do mnie. – W porzadku, zajma sie tym – poinformowal. -Chodzmy na gore.
– Seks, seks, seks – powiedzialam. – Zawsze ci jedno w glowie.
Chociaz wlasciwie teraz, kiedy odpoczelam i sprawe trupa mialam juz z glowy, orgazm nie byl najgorszym pomyslem.
Morelli oparl mnie o sciane i przylgnal cialem do mojego.
– Mysle o wielu innych rzeczach oprocz seksu… Tylko nie ostatnio.
Pocalowal mnie z jezyczkiem, a orgazm wydawal sie coraz blizej.
– Jeszcze tylko jedno pytanie w zwiazku z tym trupem – powiedzialam. – Jak dlugo beda go szukac?
– Jesli maja jakis patrol w okolicy, od pieciu do dziesieciu minut.
Istnialo duze prawdopodobienstwo, ze kiedy znajda tego kolesia w garazu, zadzwonia po Morellego. A ja nawet w najlepszym wypadku potrzebuje wiecej niz piec minut. Ale zanim dojada do domu, wejda od tylu i dotra do garazu, minie moze okolo dziesieciu. Gdybym nie tracila czasu na zdejmowanie ubrania i przeszla od razu do rzeczy, moze udaloby sie zrealizowac pelny program.
– A moze zrobimy to tutaj? – zaproponowalam Morel-lemu, chwytajac go za zamek od lewisow. – Kuchnie sa takie podniecajace.
– Zaczekaj – powiedzial. – Zaslonie okna. Zrzucilam buty i zdarlam spodnie.
– Szkoda czasu.
Morelli spojrzal na mnie ze zdziwieniem.
– Nie mam nic przeciwko temu, ale trudno mi jakos oprzec sie wrazeniu, ze to zbyt piekne, zeby moglo byc prawdziwe.
– Slyszales o szybkich daniach? To bedzie szybki seks. Objelam go, a on ledwo zlapal oddech.
– Jak szybko chcesz to zrobic? – zapytal. Zadzwonil telefon. Niech to szlag!
Morelli w jednej rece trzymal sluchawke, a druga sciskal moj nadgarstek. Po chwili rozmowy spojrzal na mnie.
– To Costanza. Byl w okolicy, wiec podjechal, zeby sprawdzic dom Ramosa. Mowi, ze musze tam przyjechac, zeby to osobiscie obejrzec. Mowil cos na temat goscia, ktory ma kiepska fryzure i czeka na autobus. A w kazdym razie tyle uslyszalem miedzy wybuchami smiechu.
Wzruszylam ramionami i rozlozylam rece. Tak jakbym chciala powiedziec, ze nie wiem, o czym on, u Ucha, mowi. Dla mnie ten gosc wygladal jak zwyczajny trup.
– Czy chcialabys mi jeszcze o czyms powiedziec?
– Tylko w obecnosci prawnika.
Ogarnelismy sie, pozbieralismy rzeczy i poszlismy w kierunku drzwi. Bob nadal siedzial na kanapie i ogladal
– Moze powinnismy mu pozwolic, zeby dalej to ogladal. Morelli zamknal za nami drzwi.
– Posluchaj, robaczku, sprobuj powiedziec komus, ze pozwalam ogladac psu
Jego wzrok powedrowal w kierunku mojego auta, a potem w kierunku auta, ktore stalo za nim.
– Czy to jest Joyce?
– Sledzi mnie.
– Chce, zebym jej dal jakis mandat?
Cmoknelam Morellego i pojechalam do sklepu spozywczego, z Joyce na ogonie. Nie mialam zbyt duzo pieniedzy, a moja karta kredytowa byla wyczyszczona, wiec kupilam jedynie podstawowe rzeczy: maslo orzechowe,chipsy ziemniaczane, chleb, piwo, mleko, ciasteczka i dwa kupony – zdrapki na loterie.
Potem pojechalam do „Home Depot', gdzie kupilam zasuwe do drzwi wejsciowych na miejsce przecietego lancucha. Plan byl taki, zeby zaplacic piwem za montaz zasuwki mojej zlotej raczce i porzadnemu kolesiowi, ktory nazywal sie Dillan Rudick.
Po zakupach pojechalam do domu. Zaparkowalam przed domem, zamknelam Wielki Blekit i pomachalam Joyce. Joyce wsunela kciuk miedzy zeby i pozegnala mnie prawdziwie wloskim gestem.
Zatrzymalam sie przed drzwiami do mieszkania Dillana w piwnicy i wyjasnilam, o co mi chodzi. Dillan zabral swoje pudlo z narzedziami i poszlismy na gore. Byl w moim wieku i mieszkal w podziemiach domu jak kret. Naprawde fajny gosc, ale niewiele robil i, o ile mi wiadomo, nie mial przyjaciolki… Wiec, jak mozna sie domyslic, pil mnostwo piwa. A poniewaz nie zarabial wiele, piwo za darmo bylo zawsze mile widziane.
Kiedy Dillan zakladal zasuwe, przesluchalam sekretarke. Piec wiadomosci dla babci Mazurowej, dla mnie zadnej.
Odpoczywalismy z Dillanem, ogladajac telewizje, kiedy weszla babcia.
– Ludzie, co za dzien! – wykrzyknela. – Caly czas jezdzilam i prawie zapomnialam, ze istnieje to cos do zatrzymywania sie. – Popatrzyla z ukosa na Dillana. -A kim jest ten mily mlodzieniec?
Przedstawilam Dillana, a poniewaz byla pora obiadowa, wiec zrobilam wszystkim kanapki z maslem orzechowym, udekorowane chipsami. Zjedlismy je przed telewizorem. Babcia i Dillan wygladali na calkiem usatysfakcjonowanych, ale ja zaczelam martwic sie o Boba. Wyobrazilam sobie, jak siedzi sam w domu Morellego i nie ma nic do jedzenia oprocz kartonu po pizzie. I kanapy, i lozka, i zaslon, i dywanu, i ulubionego fotela Joego. Potem wyobrazilam sobie, jak Morelli strzela do Boba, i nie byl to przyjemny widok.
Zadzwonilam do Joego, ale nikt nie odbieral. A niech to. Nie powinnam byla zostawiac tam Boba samego. Trzymalam juz kluczyki w rece i wkladalam kurtke, kiedy przyjechal Morelli, ciagnac za soba psa na smyczy.
– Wychodzisz gdzies? – zapytal, zabierajac mi kluczyki i kurtke.
– Martwilam sie o Boba. Mialam zamiar pojechac do twojego domu i sprawdzic, czy wszystko jest w porzadku.
– Myslalem, ze moze wyjezdzasz z kraju. Usmiechnelam sie obludnie.
Morelli spuscil Boba ze smyczy, przywital sie z babcia i Dillanem i zaciagnal mnie do kuchni.
– Musimy pogadac.
Uslyszalam, jak Dilan zawyl, i domyslilam sie, ze Bob zawarl z nim znajomosc.
– Jestem uzbrojona – ostrzeglam Morellego. – Wiec lepiej uwazaj. Mam pistolet w torebce. Morelli wzial torebke i rzucil ja w kat. O choroba!
– W garazu Hannibala byl Macaroni junior – poinformowal mnie. – Pracowal dla Stolle'a. To przedziwne, ze wlasnie on byl w garazu Hannibala. I z kazda chwila staje sie dziwniejsze.
Skrzywilam sie w duchu.
– Macaroni siedzial na krzesle ogrodowym.
– To byl pomysl Luli – powiedzialam. – Dobra, moj tez, ale facet lezal tak niewygodnie na tej cementowej podlodze.
Morelli wybuchnal smiechem.
– Powinienem cie aresztowac za naruszenie miejsca zbrodni, ale to byl zdeprawowany skurczybyk i wygladal strasznie glupkowato.
– Skad wiesz, ze to nie ja go zabilam?
– Bo nosisz trzydziestke osemke, a jego zastrzelili z dwudziestki dwojki. A poza tym ty nie trafilabys piec razy z rzedu nawet w stodole. Ten jeden raz, kiedy kogos zastrzelilas, to musiala byc interwencja sil wyzszych.
Mial racje.- De osob wie, ze posadzilam go na krzesle ogrodowym?
– Nikt o tym nie wie, ale okolo setki ludzi sie domysla. Zaden nic nie powie. – Morelli spojrzal na zegarek. - Musze leciec. Mam spotkanie dzis wieczor.
– Ale nie z Komandosem, prawda?
– Nie.
– Klamca.
Morelli wyjal z kieszeni kurtki kajdanki i zanim zorientowalam sie, co sie dzieje, zostalam przykuta do lodowki.