· Niewazne, co my tutaj robimy – odparlam. – Ale skad ty sie tu wzielas?
· Nie twoj interes. Poza tym ja mam klucz, wiec moja obecnosc nie jest niczym dziwnym. Lula wyjela glocka.
· Mam spluwe. Jest jeden do zera. Cynthia blyskawicznym ruchem wyciagnela z torebki czterdziestke piatke.
· Ja tez mam spluwe. Remis.
Obie odwrocily sie w moim kierunku.
· Ja zostawilam spluwe w domu – wyjasnilam. – Zapomnialam jej zabrac.
· Ona sie nie liczy – skwitowala Cynthia.
· Troche sie liczy – powiedziala Lula. – To nie jest tak, ze ona w ogole nie ma broni. Poza tym jak ma bron, to jest naprawde grozna. Kiedys strzelila do jednego kolesia.
· Pamietam, czytalam o tym. Dick o malo nie dostal ataku serca. Mowil, ze to paskudnie wygladalo.
· Dick to wrzod na dupie – oswiadczylam. Cynthia usmiechnela sie ze smutkiem.
· Wszyscy faceci to wrzody na dupie. – Rozejrzala sie po pokoju. – Przychodzilam tutaj z Homerem, kiedy Hannibal byl za miastem.
To dlatego miala klucz. Byc moze tlumaczylo to rowniez prezerwatywy w lazience.
· Czy Homer trzymal ubrania w sypialni dla gosci?- Pare koszul, troche bielizny.
· W pokoju goscinnym na pietrze sa jakies ubrania. Moze je obejrzysz i powiesz mi, czy nalezaly do Homera.
· Najpierw chce wiedziec, czego tu szukacie.
· Moj przyjaciel jest podejrzewany o ten pozar i morderstwo. Probuje ustalic, jak bylo naprawde.
· I co myslisz? Ze to Hannibal zabil swojego brata?
· Nie wiem. Szukam po omacku. Cynthia ruszyla w kierunku schodow.
· Powiem ci cos o Homerze. Wszyscy chcieli go zabic. Oprocz mnie. Homer byl klamliwym i oszukanczym draniem. Rodzina zawsze wplacala za niego kaucje, zeby go wypuscili. Na miejscu Hannibala juz dawno wpakowalabym mu kule w leb, ale u Ramosow wiezy rodzinne sa bardzo silne.
Poszlysmy za nia schodami do sypialni dla gosci. Stanelysmy w drzwiach, a ona weszla do srodka i rozejrzala sie.
· Czesc z tych rzeczy na pewno nalezy do Homera -powiedziala, przepatrujac szuflady. – Pozostalych nigdy nie widzialam. – Kopnela czerwone jedwabne bokserki w pawie oczka, ktore lezaly na podlodze. – Widzicie te bokserki? – Wycelowala w nie i strzelila piec razy. – Nalezaly do Homera.
· Jasne – powiedziala Lula. – Nie krepuj sie.
· A mogl byc taki czarujacy – westchnela Cynthia. -Ale mial za krotka pamiec, jesli chodzi o kobiety. Myslalam, ze mnie kocha. Myslalam, ze uda mi sie go przerobic.
· Co sie stalo, ze zmienilas zdanie?
· Dwa dni wczesniej, nim go zamordowano, zakomunikowal mi, ze ze mna zrywa. Powiedzial tez kilka niepochlebnych rzeczy pod moim adresem i ze jesli bede mu przysparzac jakichs klopotow, to mnie zabije. Nastepnie wyczyscil dokladnie moja szkatulke z bizuteria i ukradl mi samochod. Wyjasnil, ze potrzebuje pieniedzy.
· Powiadomilas o tym policje?
· Nie. Uwierzylam mu, kiedy mowil, ze mnie zabije. – Schowala rewolwer do kieszeni w kurtce. – Niewazne. Pomyslalam, ze byc moze Homer nie zdazyl sprzedac mojej bizuterii… Ze moze ja gdzies tutaj ukryl.
· Przeszukalam caly dom – powiedzialam – i nie znalazlam zadnej damskiej bizuterii, ale mozesz sie jeszcze rozejrzec na wlasna reke.
Wzruszyla ramionami.
· Beznadziejna sprawa. Powinnam byla przyjsc tu wczesniej.
· Nie balas sie, ze natkniesz sie na Hannibala? – zapytala Lula.
· Liczylam na to, ze Alexander bedzie na pogrzebie, a Hannibal zostanie w rezydencji na wybrzezu. Zeszlysmy na dol.
· A co z garazem? – zapytala Cynthia. – Zajrzalyscie tam? Nie sadze, zebyscie znalazly mojego srebrnego porsche?
· Ja cie krece! – rzucila Lula, na ktorej zrobilo to piorunujace wrazenie. – Masz porsche?
· Mialam. Homer podarowal mi go z okazji naszej szesciomiesiecznej rocznicy… – Westchnela. -Jak juz mowilam, potrafil byc naprawde czarujacy.
„Czarujacy” w znaczeniu „hojny”.
Hannibal mial garaz na dwa samochody, przylegajacy do domu. Prowadzily do niego drzwi z holu, zamkniete na zasuwke. Cynthia otworzyla je i pstryknela wylacznikiem. I oto naszym oczom ukazal sie… srebrny porsche.
· Moj porsche! Moj porsche! – wrzasnela Cynthia. -Nigdy bym nie pomyslala, ze jeszcze kiedys zobacze ten woz. – Umilkla i zmarszczyla nos. – Co to za smrod?
Popatrzylysmy sie na siebie z Lula. Znalysmy ten smrod.
· Fuj! – powiedziala Lula. Cynthia podbiegla do samochodu.
· Mam nadzieje, ze zostawil mi kluczyki. Mam nadzieje. – Nagle przystanela i zajrzala do srodka. – Ktos spi w moim samochodzie!Podeszlysmy z Lula i takze zajrzalysmy do wnetrza wozu.
· Tak. Zimny trup – powiedziala Lula. – Zdradzily go te trzy dziury w czole. Jestes szczesciara – oswiadczyla Cynthii. – Wyglada na to, ze ten koles zarobil kalibrem dwadziescia dwa. Gdyby zastrzelili go czterdziestka piatka, mozg rozprysnalby sie po calym samochodzie. Dwudziestka dwojka wchodzi do srodka i drazy mozg.
Trudno bylo cos powiedziec o mezczyznie osunietym na siedzeniu, ale wygladal na troche mniej niz metr osiemdziesiat i moze dwadziescia piec kilo nadwagi. Ciemne wlosy, krotko ostrzyzone. Wiek okolo czterdziestu pieciu lat. Ubrany w koszule z dzianiny i sportowy plaszcz. Sygnet z rozowawym diamentem. Trzy dziury w czole.
· Poznajesz go? – zapytalam Cynthie.
· Nie. Nigdy go nie widzialam. Potworne. Jak to sie moglo stac? Na mojej tapicerce jest krew.
· Nie jest tak zle, biorac pod uwage, ze dostal trzy strzaly w glowe – pocieszyla ja Lula. – Tylko nie myj tego goraca woda. Goraca woda utrwala plamy krwi.
Cynthia otworzyla drzwi i probowala wyciagnac nieboszczyka z samochodu, ale on nie chcial wspolpracowac.
· Moze ktoras moglaby mi pomoc? – zapytala Cynthia. – Trzeba go popchnac z drugiej strony.
· Hej, poczekaj – powiedzialam. – To jest miejsce zbrodni. Powinnas zostawic wszystko tak, jak jest.
· Ani mi sie sni – rzekla Cynthia. – To moj samochod i mam zamiar nim odjechac. Pracuje u prawnika. Wiem, co sie stanie. Skonfiskuja ten samochod i beda go trzymac do konca swiata. A potem prawdopodobnie dostanie go jego zona. – Wyciagnela cialo do polowy, ale nogi byly sztywne i nie chcialy sie rozprostowac.
· Przydalby sie tutaj Siegfried i Roy – powiedziala Lula. – Widzialam ich w telewizji, jak przecieli kogos na pol i nawet nie narobili balaganu.
Cynthia trzymala goscia za glowe, majac nadzieje, ze zadziala system dzwigni.
· Noga zaczepila mu sie o lewarek – zauwazyla. -Ktos musial go kopnac w stope.
· Nie patrz na mnie – zdenerwowala sie Lula. – Na widok trupow przechodza mnie ciarki. Nigdy nie tykam zadnych nieboszczykow.
Cynthia chwycila nieboszczyka za plaszcz i pociagnela.
· Nie uda sie. Nie uda mi sie wyciagnac tego idioty z mojego samochodu.
· Moze jakbys go naoliwila? – zastanowila sie Lula.
· Moze jakbyscie mi pomogly – odpalila Cynthia. -Obejdz woz z drugiej strony i pchnij faceta w tylek, a Stephanie pomoze mi go ciagnac.
· Pod warunkiem, ze tylko noga – powiedziala Lula. -Mysle, ze tyle moge zrobic.
Cynthia chwycila trupa za glowe, ja za pole koszuli, a Lula wypchnela go jednym porzadnym kopniakiem.
Natychmiast go puscilysmy i zrobilysmy krok do tylu.
· Jak myslisz, kto go zabil? – zapytalam, w zasadzie nie oczekujac odpowiedzi.
· Homer, z pewnoscia – odparla Cynthia. Pokrecilam glowa.
· Za swiezy trup, zeby to mogla byc robota Homera.
· Hannibal?