Pobieglam z powrotem do samochodu, zamknelam sie i wyciagnelam komorke. Wybralam numer Komandosa i odczekalam dwa sygnaly, zanim sie wlaczyla poczta glosowa. Moje pytanie bylo krotkie: „Wszystko w porzadku?”.
Rozlaczylam sie i siedzialam przez kilka minut z zapartym tchem i scisnietym zoladkiem. Nie chcialam, zeby Komandos nie zyl. Nie chcialam tez, zeby to on byl morderca Homera Ramosa. Bynajmniej nie zalezalo mi ani troche na Ramosie, ale ten kto go zabil, zaplaci za to predzej czy pozniej.
W koncu wrzucilam bieg i odjechalam. Pol godziny pozniej stalam przed drzwiami mieszkania Lenny’ego Da- le’a, ktory najwyrazniej byl w domu, poniewaz slyszalam strzelanine. Przestepowalam z nogi na noge, stojac w holu na trzecim pietrze i czekajac, az skonczy sie ten huk. Kiedy ucichlo, zapukalam. Uslyszalam odglosy kolejnej strzelaniny, ale tym razem ktos podszedl do drzwi.
Zapukalam po raz drugi. Drzwi otworzyly sie z hukiem i wychylila sie z nich glowa starszego mezczyzny.
· Tak?
· Lenny Dale?
· Wlasnie stoi przed toba, laluniu.
Skladal sie glownie z nosa. Reszta twarzy chowala sie w cieniu tego haczykowatego orlego dzioba, lysa czaszka byla usiana plamami watrobowymi, a uszy mial za wielkie w porownaniu do zasuszonej glowy. Za nim stala kobieta o siwych wlosach, ziemistej twarzy i nogach jak u slonia, wbitych w spodnie od pizamy z podobizna Kota Garfielda.
· Czego ona chce? – wrzasnela. – Czego chce?
· Jak sie zamkniesz, to sie dowiem – ryknal w odpowiedzi. – Skrzeczec, skrzeczec, skrzeczec. To wszystko, co umiesz.
· Ja ci dam skrzeczec – powiedziala. I palnela go w swiecaca lysine.
Dale odwrocil sie i uderzyl ja w bok glowy.
· Hej! – powiedzialam. – Przestan!
· Tobie tez przywale – obiecal Dale, rzucajac sie na mnie z podniesiona piescia.
Podnioslam reke, zeby sie obronic; stal przez chwile nieruchomo jak posag, jakby zastygl z piescia podniesiona do gory. Otworzyl usta, przewrocil oczami, obalil sie, sztywny jak slup, i z hukiem uderzyl o podloge.
Ukleklam przy nim.
· Panie Dale?
Jego zona kopnela go Garfieldem.
· Hm – mruknela. – Pewnie mial znowu ten, no, atak serca.
Polozylam reke na jego szyi i nie poczulam pulsu.
· Niech to diabli – powiedzialam.
· Nie zyje?
· Nie jestem ekspertem…
· Wyglada mi na trupa.
· Niech pani zadzwoni na 999, a ja sprobuje go reanimowac. – W zasadzie nie mialam pojecia o reanimacji, ale widzialam w telewizji, jak sie to robi, i chcialam sprobowac.
· Kochanie – oswiadczyla pani Dale – jezeli on bedzie zyl, to bede cie dotad walic tluczkiem do miesa, az zrobie z twojej glowy kotlet. – Pochylila sie nad mezem. – Zreszta popatrz na niego. Umarl na dobre. Juz bardziej sie nie da.
Obawiam sie, ze miala racje. Pan Dale nie wygladal najlepiej.
Do drzwi podeszla jakas staruszka.
· Co sie stalo? Lenny znowu mial ten, no, atak serca? – Odwrocila sie i krzyknela na dol: – Roger, zadzwon na 999. Lenny znow mial atak serca!
W ciagu kilku sekund pokoj byl pelen sasiadow, ktorzy komentowali stan Lenny’ego i zadawali pytania. Jak to sie stalo? Czy nagle? Czy pani Dale chce kamienny garnek, zeby ocucic pana Dale?
Oczywiscie, powiedziala pani Dale, garnek bylby dobry. I zastanawiala sie, czy Tootie Greenberg moglby upiec ciasto z makiem, tak jak dla Mosesa Schultza.
Przyjechala erka, popatrzyli na Lenny’ego i byli jednomyslni. Lenny Dale umarl na amen.
Wymknelam sie po cichu z mieszkania i dalam nura do windy. Nie bylo jeszcze poludnia, a juz mi sie wydawalo, ze ten dzien jest zbyt dlugi i obfity w nieboszczykow. Zjechalam na dol i zadzwonilam do Yinniego.
· Sluchaj – powiedzialam. – Znalazlam Dale’a. Nie zyje.
· Od kiedy?
· Od dwudziestu minut.
· Byli jacys swiadkowie?
· Zona.
· A niech cie – powiedzial Yinnie. – To bylo w samoobronie, tak?
· Nie zabilam go!
· Jestes pewna?
· No, mial atak serca i przypuszczam, ze w pewnym stopniu moglam przyczynic sie…
· Gdzie on jest?
· W swoim mieszkaniu. Przyjechalo tam pogotowie, ale nic juz sie nie da zrobic. Z cala pewnoscia nie zyje.
· Psiakosc, nie moglas spowodowac tego ataku serca dopiero po dowiezieniu go na policje? Bedziemy mieli teraz niezly bal. W tym przypadku nikt nie uwierzy w zaden papierek. Juz wiem, sprobuj przekonac tych chlopakow z pogotowia, zeby go odwiezli do sadu.
Poczulam, jak usta mi sie otwieraja.
· Taaak, to sie powinno udac – powiedzial Yinnie. -Po prostu wyciagniesz jednego z tych urzednikow, zeby rzucil okiem na Dale’a. Potem niech ci wyda potwierdzenie odbioru zwlok.
· Nie bede ciagac biednego nieboszczyka po urzedach!
· W czym problem? Myslisz, ze tak mu spieszno do trumny? Powiedz sobie, ze robisz dla niego cos milego, taka ostatnia przejazdzka.
Brr. Rozlaczylam sie. Powinnam byla zatrzymac dla siebie cale pudelko paczkow. Zdaje sie, ze to byl jeden z tych dni, w ktorych trzeba zjesc osiem paczkow. Popatrzylam na mrugajaca zielona diode w mojej komorce. Dalej, Komandos, pomyslalam. Zadzwon do mnie.
Wyszlam z holu na ulice. Czlowiek z Ksiezyca, krocej Ksiezyc, byl nastepny na mojej liscie. Mieszkal w Burg, kilka blokow od domu moich rodzicow. Dzielil halasliwe lokum razem z dwoma innymi kolesiami, ktorzy byli takimi samymi swirami jak on. Wedlug moich ostatnich wiadomosci, pracowal noca w magazynie Shop amp; Bag. Podejrzewam, ze o tej porze dnia siedzial w domu, chrupiac chipsy i ogladajac powtorke
Skrecilam w Hamilton, minelam biuro, skrecilam w lewo kolo szpitala Swietego Franciszka w strone Burg i skierowalam sie ku szeregowym domkom przy Grant. Burg to willowa dzielnica Trenton, ktora rozciaga sie miedzy ulicami Chambersburg i Italy. Kruche ciasteczka i chleb oliwkowy to specjalnosci Burg. „Jezyk migowy” polega na podniesieniu do gory wyprostowanego srodkowego palca u reki. Domy sa skromne. Samochody duze. Okna czyste.
Zaparkowalam w polowie szeregowej zabudowy i sprawdzilam w teczce numer. Staly tu obok siebie dwadziescia trzy domy. Kazdy z nich przodem do ulicy. Wszystkie byly dwupietrowe. Ksiezyc mieszkal pod numerem czterdziestym piatym.
Otworzyl szeroko drzwi i popatrzyl na mnie. Mial prawie metr osiemdziesiat wzrostu i jasnokasztanowe wlosy do ramion z przedzialkiem na srodku. Byl szczuply, niezgrabny, ubrany w czarna koszulke z napisem METAL-LJCA i dzinsy z dziurami na kolanach. W jednej rece trzymal sloik masla orzechowego, a w drugiej lyzeczke. Pora lunchu. Gapil sie na mnie, wygladal na zmieszanego, nagle cos mu zaswitalo, stuknal sie lyzeczka w glowe, zostawiajac na wlosach kulke masla orzechowego.
· Cholera, facetka! Zapomnialem o sadzie! Trudno nie polubic Ksiezyca, i pomimo ciezkiego dnia poczulam, jak sie usmiecham.
· Tak, trzeba podpisac kolejny papierek i ustalic nowa date. -1 znowu go zabiore i zawioze do sadu. Stephanie Plum, kwoka.
· Jak Ksiezyc ma to zrobic?