kon, a skora babci przypominala kurczaka z rosolu. Jej lokcie byly ostre jak brzytwa. Miala na sobie biale tenisowki, karmazynowy ocieplany kostium z poliestru i przygryzala gorna warge, co znaczylo, ze nad czyms rozmysla.
· Czyz nie jest milo? Wlasnie nakrywalysmy do lunchu – powiedziala. – Twoja matka kupila troche salatki z kurczaka i buleczek u Giovicchiniego.
Rzucilam okiem na pokoj goscinny. Fotel ojca byl pusty.
· Jezdzi po miescie na taksowce – wyjasnila babcia. -Dzwonil Whitey Blocher i powiedzial, ze potrzebuja kogos na zastepstwo.
Moj ojciec jest emerytowanym pracownikiem poczty, ale pracuje dorywczo jako taksowkarz, bardziej dlatego, zeby wyjsc z domu, niz zeby miec na drobne wydatki. A jazda taksowka jest dla niego tym samym, co gra w karty w klubie „Elks”.
Powiesilam kurtke na wieszaku w holu i usiadlam przy stole w kuchni. Dom moich rodzicow jest waski i ma okna na trzy strony. Okna pokoju goscinnego wychodza na ulice, okno w jadalni jest od strony podjazdu oddzielajacego dom rodzicow od sasiedniego, a okno od kuchni i drugie drzwi wejsciowe wychodza na podworko, ktore jest uporzadkowane, ale ponure o tej porze roku.
Babcia usiadla naprzeciw mnie.
· Zastanawiam sie nad zmiana koloru wlosow – poinformowala. – Rose Kotman ufarbowala sobie wlosy na czerwono i wyglada calkiem niezle. No i ma teraz nowego chlopaka. – Wziela bulke i przekroila ja duzym nozem. - Nie mialabym nic przeciwko chlopakowi.
· Rose Kotman ma trzydziesci piec lat – wtracila moja matka.
· No, ja mam prawie trzydziesci piec – powiedziala babcia. – Ale wszyscy mi mowia, ze nie wygladam na swoj wiek.
To prawda. Wygladala mniej wiecej na dziewiecdziesiat. Bardzo ja kochalam, lecz sila przyciagania ziemskiego nie byla dla niej zbyt laskawa.
· Mam oko na pewnego faceta w klubie seniora -oswiadczyla babcia. – To prawdziwy przystojniak. Zaloze sie, ze gdybym miala czerwone wlosy, na pewno zaciagnalby mnie do lozka.
Matka otworzyla usta, zeby cos powiedziec, ale pomyslala, ze moze lepiej nic nie mowic, i siegnela po salatke z kurczaka.
Nie mialam specjalnie ochoty zastanawiac sie nad szczegolami wskakiwania do lozka babci, wiec przeszlam od razu do wiadomej sprawy.
· Slyszalyscie o pozarze w centrum? Babcia nalozyla sobie sluszna porcje majonezu na bulke.
· Masz na mysli ten biurowiec na rogu Adamsa i Trzeciej? Spotkalam dzisiaj w piekarni Esther Moyer. Mowila, ze jej syn Bucky prowadzil woz strazy pozarnej. Mowila, ze Bucky powiedzial jej, ze ten pozar to pestka.
· Cos jeszcze?
· No, ze kiedy przeszukali wczoraj budynek, znalezli cialo na trzecim pietrze.
· Czy Esther wie, kto to byl?
· Homer Ramos. Twierdzila, ze byl upieczony na chrupko. A wczesniej go zastrzelono. Mial duza dziure w gjowie. Sprawdzilam, czy nie jest wystawiony w domu pogrzebowym u Stivy, ale nic nie pisali w dzisiejszej gazecie. Czy to nie byloby cos? Domyslam sie, ze Stiva nie mogl wiele zdzialac. Chyba wypelnic dziure po kuli pogrzebowym kitem, tak jak to zrobil w przypadku Moogeya Bluesa, ale mialby jeszcze do zrobienia te czesc spalona na grzanke. Oczywiscie sa rowniez dobre strony takiej sytuacji. Domyslam sie, ze rodzina Ramosa moglaby zaoszczedzic troche pieniedzy na pogrzebie, poniewaz Homer juz zostal skremowany. Przypuszczalnie musieli tylko zmiesc go do sloika. Z wyjatkiem, jak sadze, glowy, ktora zostala, no bo wiedzieli, ze ma dziure po kuli. Tak wiec glowy pewnie nie mogli zmiescic do sloika. Chyba ze zmiazdzyli 1% lopata. Zaloze sie, ze jak sie pare razy grzmotnie, to calkiem niezle sie rozdrobni.
Matka szybko przylozyla chusteczke do ust.
· Dobrze sie czujesz? – zapytala mame babcia. – Znow skoczylo ci cisnienie? – Babcia pochylila sie w moim kierunku i powiedziala szeptem: – Jest zmiana.
· Nie ma zadnej zmiany – zaprotestowala mama.
· Czy wiadomo, kto zastrzelil Ramosa? – zwrocilam sie do babci.
· Esther nic na ten temat nie mowila.
O pierwszej po poludniu bylam napchana salatka z kurczaka i puddingiem ryzowym mojej mamy. Wyszlam z domu, podreptalam do hondy i zauwazylam Mitchella i Habiba, ktorzy stali o kawalek dalej. Kiedy spojrzalam w ich strone, Mitchell pomachal do mnie po przyjacielsku. Nie odwzajemnilam jego gestu, wsiadlam do samochodu i pojechalam z powrotem do Ksiezyca.
Zapukalam do drzwi i Ksiezyc wyjrzal, zmieszany podobnie jak przedtem.
· Ach, tak – powiedzial w koncu. A potem wybuchnal smiechem, glupawym i rubasznym.
· Oproznij kieszenie – powiedzialam do niego.
Wywrocil kieszenie spodni na lewa strone i wyleciala z nich fajka wodna, ktora spadla na werande. Podnioslam ja i wrzucilam do domu.
· Cos jeszcze? – zapytalam. – LSD? Marihuana?
· Nie, facetka. A ty?
Pokrecilam glowa. Jego mozg prawdopodobnie przypomina kepki zdechlych polipow, ktore mozna kupic w sklepie zoologicznym i wlozyc do akwarium.
Popatrzyl z ukosa na honde.
· To twoje auto?
· Tak.
Zamknal oczy i wyciagnal rece przed siebie.
· Nie ma energii – powiedzial. – Nie czuje zadnej energii. Ten samochod nie jest dla ciebie. – Otworzyl oczy i powoli przeszedl przez chodnik, podciagajac opadajace spodnie. – Spod jakiego jestes znaku?
· Spod Wagi.
· A widzisz! Wiedzialem! Jestes powietrzem. A ten samochod jest ziemia. Nie mozesz nim jezdzic, facetka. Masz tworcza moc, a ten samochod cie ogranicza.
· To prawda – powiedzialam – ale na lepszy mnie nie stac. Wsiadaj.
· Mam przyjaciela, ktory moglby ci zalatwic odpowiedni woz. Jest kims w rodzaju… dilera samochodow.
· Bede to miec na uwadze.
Ksiezyc przylgnal do przedniego siedzenia i wyjal okulary sloneczne.
· Lepiej, facetka – powiedzial zza przyciemnianych szkiel. – Znacznie lepiej.
Sklep dla policjantow w Trenton znajduje sie w tym samym budynku co sad. Jest to toporna budowla z czerwonej cegly, bez zadnych ozdob, ktora dobrze spelnia swoja role – produkt kierunku „rachu ciachu i po strachu” w architekturze miejskiej.
Zatrzymalam sie na parkingu i wprowadzilam Ksiezyca do budynku. Z technicznego punktu widzenia nie moglam sama go uwolnic, poniewaz jestem agentka do spraw poszukiwania osob zwolnionych za kaucja, a nie urzednikiem, ktory je zwalnia. Dlatego zaczelam zalatwiac dokumenty i zadzwonilam po Yinniego, zeby zszedl na dol i dopelnil reszty formalnosci.
· Yinnie juz idzie – powiedzialam do Ksiezyca, usadzajac go na lawce obok urzednika prowadzacego rejestr sadowy. – Mam tutaj cos do zalatwienia, wiec zostawiam cie na chwile samego.
· Hej, to w deche, facetka. Nie martw sie o mnie. Ksiezyc sobie poradzi.
· Nie ruszaj sie stad!
· Nie ma problemu.
Poszlam na gore do Brutalnych Przestepstw i znalazlam Briana Simona siedzacego przy swoim biurku. Zaledwie kilka miesiecy temu dostal awans na tajniaka i nadal nie mial bladego pojecia, jak sie ubrac. Byl w sportowej kurtce w zoltawo-brazowa pepitke, granatowych spodniach od garnituru, tanich brazowych polbutach, czerwonych skarpetkach i krawacie, wystarczajaco szerokim, aby uchodzic za sliniaczek.
· Czy nie obowiazuja tu jakies przepisy dotyczace ubioru? – zapytalam. – Jezeli bedziesz sie tak ubieral, to zeslemy cie na banicje do Connecticut.
· Moze wstapilabys po mnie jutro rano i pomogla mi wybrac ubrania.
· O rany – powiedzialam. – Jaki przewrazliwiony. Pewnie to nie jest najlepsza pora.
· Dobra jak kazda inna – odparl. – Co masz na mysli?
· Carol Zabo.