– Nie. Swope’owie mieszkaja… to znaczy mieszkali jeszcze wyzej. Wlasciwie nie ma tam juz farmy, znajdzie pan tylko dzialke ze starym domem. Jest zbyt mala, by mozna ja bylo korzystnie sprzedac. Niektorzy z pracujacych w miescie ludzi wola mieszkac tutaj. Maja troche wiecej przestrzeni i szanse dodatkowego zarobku na uprawach sezonowych. Hoduja na przyklad dynie na Halloween albo melony na rynek azjatycki.

Przypomnialem, jak Houten zdenerwowal sie, kiedy spytalem, czy pracowal na farmie. Wspomnialem o tym Maimonowi.

– Ray mial kiedys dzialke w poblizu. Uprawial drzewka iglaste, ktore sprzedawal handlarzom przed swietami Bozego Narodzenia – powiedzial niechetnie.

– Kiedys?

– Po smierci corki sprzedal posiadlosc pewnej mlodej parze i wprowadzil sie do wynajetego domu oddalonego zaledwie o przecznice od ratusza.

Przyszla mi do glowy mysl, ze moze szeryf sklamal, poniewaz chcial mnie zniechecic do weszenia w okolicy. Postanowilem dowiedziec sie wiecej o czlowieku, ktory uosabial prawo w La Viscie.

– Powiedzial, ze jego zona umarla na raka. Co sie przydarzylo corce?

Prawnik uniosl brwi i przestal glaskac labradora. Pies poruszyl sie i zaskomlal cicho.

– Popelnila samobojstwo. Cztery czy piec lat temu. Powiesila sie na starym debie na terenie posiadlosci.

Odnioslem wrazenie, ze o smierci dziewczyny mowi bez wielkich emocji. Podzielilem sie z nim swoim spostrzezeniem.

– Hm… To byla tragedia – odparl – lecz rzeczywiscie malo kogo tak naprawde zaskoczyla. Zawsze uwazalem Marle za trudne dziecko. Nieladna, ze spora nadwaga, niesmiala, bez przyjaciol. Stale tkwila z nosem w ksiazce. Ilekroc zajrzalem jej przez ramie, czytala jakas bajke. Nigdy nie widzialem na jej twarzy usmiechu.

– Ile miala lat, kiedy to sie stalo?

– Okolo pietnastu.

A zatem, gdyby zyla, mialaby mniej wiecej tyle samo lat, co Nona Swope. Dwie dziewczyny, rowiesniczki… Mieszkaly blisko siebie. Spytalem Maimona, czy sie przyjaznily.

– Nie sadze. Wiem, ze w dziecinstwie czasem sie ze soba bawily, lecz gdy podrosly, wszystko sie zmienilo. Marla byla typem samotnika, Nona zas zadawala sie z rozwydrzonymi chlopakami. Trudno o bardziej rozniace sie od siebie istoty.

Przestal glaskac psa. Wstal, posprzatal ze stolu i zabral sie do mycia naczyn.

– Smierc Marli calkowicie odmienila Raya – powiedzial. Zakrecil wode i wzial scierke do naczyn. – A miasto zmienilo sie wraz z nim. Przed jej smiercia byl czlowiekiem niezwykle towarzyskim. Lubil wypic, posilowac sie w barze na reke, opowiadac slone dowcipy. Od chwili, kiedy odcieto zwloki corki od drzewa, zamknal sie w sobie. Nie chcial, zeby go pocieszano. Poczatkowo ludzie sadzili, ze to typowa po stracie bliskiej osoby depresja, z ktorej sie w koncu otrzasnie. Niestety, on jest w niej stale pograzony. – Maimon wytarl miske az do polysku. – Od tej pory La Vista zrobila sie jakby posepniejsza. Mieszkancy czekaja, kiedy Ray pozwoli im sie usmiechnac.

Ten opis doskonale pasowal do znanego mi syndromu masowej anhedonii, czyli powszechnego odrzucenia przyjemnosci. Zastanowilem sie, czy aby nie tu nalezy szukac klucza do tolerancji Houtena wobec ostentacyjnej abnegacji, z jaka obnosili sie czlonkowie sekty Dotkniecie.

Maimon skonczyl wycierac naczynia.

Wstalem.

– Bardzo dziekuje – powiedzialem – ze poswiecil mi pan tyle czasu. Stworzyl pan tutaj istny raj.

Wyciagnalem reke. Uscisnal ja i sie usmiechnal.

– Rozmowa z panem, doktorze, sprawila mi ogromna przyjemnosc. Jest pan doskonalym sluchaczem. Pojedzie pan teraz do posiadlosci Garlanda?

– Tak. Chce sie troche rozejrzec. Wskaze mi pan trase?

– Prosze pojechac dalej droga, ktora przyjechalismy. Minie pan sad awokadowy. Nalezy do konsorcjum lekarzy z La Jolla, ktorzy dzieki tej ziemi korzystaja z ulg podatkowych. Potem przejedzie pan przez most nad wyschnietym korytem rzeki. Pol kilometra dalej posiadlosc Swope’ow pojawi sie po lewej stronie.

Powtornie mu podziekowalem, kiedy odprowadzil mnie do drzwi.

– Przejezdzalem tamtedy kilka dni temu – dorzucil. – Na bramie wisiala klodka.

– Zaden problem, wspinaczka to moje hobby.

– Nie watpie. Pamieta pan, co mowilem o niecheci Garlanda do obcych? Zalozyl na szczycie plotu zwoje drutu kolczastego.

– No to jak sie tam dostac?

– Z tylu domu mam szope z narzedziami – powiedzial po chwili zastanowienia. – Znajdzie pan tam cos odpowiedniego.

Odwrocil sie ode mnie. Bez pozegnania wyszedlem z domu.

Narzedzia Maimona byly dobrze zakonserwowane, owiniete w pokrowce. Wybralem ciezkie szczypce do przecinania drutu oraz lom i zanioslem je do seville’a. Polozylem narzedzia i latarke wyjeta ze schowka na podlodze samochodu, uruchomilem silnik i ruszylem przed siebie.

Zerknalem do tylu na jasno oswietlony sad. Ciagle czulem na jezyku smak czerymoi. Kiedy odjezdzalem, swiatla na posiadlosci zgasly.

21

Zebralem juz sporo informacji o Swope’ach, i to z roznych zrodel, jednak dopiero podczas jazdy zaczalem porzadkowac swoja wiedze o tej nieszczesnej rodzinie w jeden logiczny obraz.

Wszyscy tutaj uwazali Garlanda za nieprzewidywalnego, podatnego na emocje, a rownoczesnie skrytego, wrecz wrogiego wobec innych. Beverly i Raoul okreslili go jednak jako czlowieka zadufanego w sobie i do przesady gadatliwego. Nie wydal im sie ani malomowny, ani nietowarzyski.

Emma – wedlug powszechnej opinii – wygladala na kobiete calkowicie zalezna od meza, niemal pozbawiona wlasnej osobowosci. Jedynie Augie Valcroix dostrzegl w niej osobe silna i nawet nie wykluczal mozliwosci, ze wlasnie ona byla inicjatorka porwania.

Na temat Nony chyba wszyscy mieli identyczne zdanie. Byla gwaltowna, prowokacyjnie kobieca i zbuntowana.

A Woody? Slodki maly chlopiec. Jakkolwiek na niego spojrzec, byl niewinna ofiara. Czy tylko sie ludzilem, wierzac, ze nadal zyje? Czyzbym po prostu nie chcial zaakceptowac oczywistej prawdy?

A Matthias i sekta Dotkniecie? Zywilem wobec nich intuicyjna niechec, lecz nie mialem zadnego dowodu na poparcie swoich podejrzen. Odwiedzil ich Valcroix. Czy zlozyl im rzeczywiscie tylko jedna wizyte? Wiele razy widzialem, jak zachowywal sie w sposob przywodzacy na mysl medytacje sekty. Teraz nie zyl. Co laczylo ze soba te sprawy, jesli w ogole istnial jakis zwiazek?

Uderzyl mnie tez inny szczegol. Matthias twierdzil, ze sekta kilka razy nabyla nasiona od Swope’a. A przeciez Ezra Maimon zaprzeczyl, by Garland Swope je sprzedawal. Podobno za brama jego posiadlosci znajdowal sie jedynie stary dom i puste pole. Dlaczego wiec guru Dotkniecia klamal?

Wiele pytan, na ktore nie znalem odpowiedzi.

Mialem do czynienia z lamiglowka, ktorej fragmenty byly niewlasciwie poukladane. Niezaleznie od tego, jak bardzo sie staralem, moj wysilek nie przynosil efektu.

Przejechalem most nad wyschnieta rzeka i zwolnilem. Blotnista drozka prowadzila do zardzewialej zelaznej bramy posiadlosci Swope’ow. Brama byla niewiele wyzsza ode mnie, ale rzeczywiscie jej szczyt wienczyl zwoj drutu kolczastego. Maimon sie nie mylil: na bramie wisial lancuch z klodka.

Podjechalem bardzo blisko do wielkiego eukaliptusa, zaparkowalem seville’a, wyjalem z bagaznika narzedzia oraz latarke.

Klodka wygladala na zupelnie nowa. Prawdopodobnie zalozyl ja Houten. Lancuch wykonano z pokrytej plastikiem stali. Przez moment opieral sie moim szczypcom, potem nagle pekl niczym zbyt dlugo gotowana kielbasa. Otworzylem brame, przesliznalem sie przez nia, zamknalem za soba i jakos polaczylem przeciete ogniwa, by zamaskowac wlamanie.

Podjazd byl wysypany zwirem i pod moimi nogami wydawal odglosy przypominajace chrupanie platkow sniadaniowych. Latarka oswietlila dwupietrowy drewniany dom. Na pierwszy rzut oka wydal mi sie podobny do siedziby Maimona, z bliska zauwazylem jednak, ze budynek osiadl z jednej strony, a drewno w wielu miejscach popekalo lub rozszczepilo sie. Papa na dachu w wielu miejscach swiecila lysina i zzieleniala, okna zwisaly z zawiasow. Postawilem noge na pierwszym stopniu schodow prowadzacych na werande i poczulem, ze zmurszale deski uginaja sie pod moim ciezarem.

Zahukala sowa. Uslyszalem szum skrzydel, podnioslem lom i zamachnalem sie na nadlatujacego ptaka. Sowa uciekla w panice. Rozlegl sie przejmujacy pisk, potem zapadla cisza.

Frontowe drzwi byly zamkniete na klucz. Rozwazylem rozne sposoby sforsowania zamka, lecz natychmiast odsunalem tego rodzaju mysli, poczulem sie bowiem jak zwykly wlamywacz. Patrzac na zniszczony, zagrzybiony dom, przypomnialem sobie los jego mieszkancow. Wyrzadzanie dalszych szkod wydawalo mi sie niepotrzebnym aktem wandalizmu. Postanowilem sprawdzic tylne drzwi.

Potknalem sie na luznej desce, z trudem odzyskujac rownowage. Zaledwie zrobilem kilka krokow, kiedy uslyszalem jakis dzwiek. Jakby rytmiczne kapanie wody.

Skrzynka rozdzielcza znajdowala sie w identycznym punkcie sciany jak u Maimona. Byla jednakze zardzewiala i musialem uzyc lomu, by ja podwazyc i otworzyc. Wyprobowalem trzy przyciski – ale bez efektu. Dopiero czwarty wlaczyl swiatla.

Dostrzeglem oranzerie. Wszedlem do niej.

Dlugie solidne drewniane stoly biegly wzdluz calej szklarni. Zarowki, ktore wlaczylem, byly przycmione, blekitnawe. Rzucaly ksiezycowa poswiate na wielkie donice. Pod sufitem dostrzeglem urzadzenie sluzace do otwierania dachu.

Szybko znalazlem zrodlo kapania. Nad moja glowa znajdowal sie system nawadniajacy ze staroswieckimi mechanicznymi regulatorami czasowymi.

Maimon mylil sie, twierdzac, ze za brama Swope’ow nie znajduje sie nic poza pustym polem. W oranzerii bylo mnostwo roslin, tyle ze nie kwiatow ani nie drzew.

Sad sefardyjskiego prawnika nazwalem rajem. Swiatek, do ktorego trafilem obecnie, jednoznacznie przywodzil na mysl pieklo.

Garland Swope wyhodowal jakies botaniczne potwornosci.

Wokol siebie dostrzeglem setki roz, ktore w zadnym razie nie nadawaly sie do bukietow. Ich kwiaty byly pomarszczone, wyschniete, smiertelnie szare. Kazdy mial poszarpane krawedzie, byl nieregularny i pokryty warstwa czegos, co wygladalo jak wilgotne futro. Inne chelpily sie kilkucentymetrowymi kolcami, ktore zmienialy lodyge w smiercionosna bron. Poczulem cierpki, cieplawy, zjelczaly zapach.

Obok roz roslo wiele roslin miesozernych. Mucholowki, dzbaneczniki i inne, ktorych nie potrafilem zidentyfikowac. Nigdy nie widzialem tak wielkich roslin z tych gatunkow. Mialy otwarte zielone paszcze, z wici saczyl sie sok. Na stole lezal zardzewialy kuchenny noz i kawal wolowiny pocietej w malenkie kosteczki. Kazda czasteczka upstrzona byla setkami larw much. Jedna z miesolubnych roslin pochylila paszcze tak nisko, ze do jej smiercionosnej slodkiej wydzieliny przylepilo sie kilka bialych larw. W poblizu zauwazylem wiecej przysmakow dla miesozercow – puszke po kawie pelna po brzegi zasuszonych chrzaszczy i much. Nagle wydobyl sie spomiedzy nich zywy insekt ze szczypcami na glowie i nabrzmialym brzuchem. Popatrzyl na mnie, zabrzeczal i odfrunal. Kiedy wylecial przez drzwi, podbieglem do nich i zatrzasnalem je. Szklana szyba az zawibrowala.

Przez caly czas slyszalem rownomierne odglosy kapania z rurek nad glowa. Aparatura dzialala bez zastrzezen, utrzymujac piekielko Swope’ow przy… zyciu.

Bylo mi slabo i kolana sie pode mna uginaly, szedlem jednak dalej. Odkrylem hodowle oleandrow, ktorych liscie starto na proszek i zmagazynowano w slojach. Wlasciciel tej paskudnej krainy wyraznie testowal zabojczy granulat, bowiem wokol lezaly wychudzone, martwe polne myszy. Prawdopodobnie bardzo cierpialy przed smiercia, bo ich lapki zastygly w niemej prosbie o pomoc. Truchlami zwierzatek Garland nawozil muchomory. Kazdy rzadek trujacych grzybow zaopatrzony byl w etykietke. Amanita muscaria. Boletus miniato-olivaceus. Helvella esculenta.

Вы читаете Test krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату