sto. Szczegolnie dobrze kuracje te znosza dzieci. Znam sporo piecio- czy siedmiolatkow, ktore czuja sie dzis znakomicie… Pomysl o tym, Alex. Choroba, ktora dziesiec lat temu zabijala wlasciwie kazde dziecko, stala sie potencjalnie uleczalna. Swiatlo w jego oczach nabralo dodatkowej mocy.

– Fantastyczne – zauwazylem.

– Idealne slowo. Rzeczywiscie to jest fantastyczne. Podstawe stanowi chemioterapia multimodalna. Wiecej doskonalszych lekow w odpowiednich kombinacjach.

Kelnerka przyniosla nam jedzenie. Raoul polozyl sobie na talerzu dwie bulki, ktore pokroil na malenkie kawalki. Skonczyl jesc, gdy bylem w polowie mojego bajgla. Kelnerka nalala kawy, ktora Melendez-Lynch sprobowal, dodal smietanki, pomieszal i szybko przelknal. Nastepnie wytarl wargi i wasy.

– Zauwaz, ze uzylem slowa „uleczalna”. Nie jest to gadanie o przedluzonej remisji. Pokonalismy guz Wilma, pokonalismy chorobe Hodgkina. Nowotwor ukladu limfatycznego bedzie nastepny. Zapamietaj moje slowa, bo te chorobe zaczniemy skutecznie leczyc juz w najblizszej przyszlosci.

Pokroil i zjadl trzecia bulke. Przywolal kelnerke, proszac o dolewke kawy.

Gdy odeszla, powiedzial:

– To wlasciwie nie jest kawa, moj przyjacielu, lecz tylko jakas goraca lura. Moja matka umie parzyc prawdziwa kawe. Na Kubie mielismy wlasne poletko. Jeden ze sluzacych, stary Murzyn imieniem Jose, kruszyl ziarna w dloni. Mielenie jest bardzo istotne dla smaku kawy… – Wypil kilka lykow, odstawil kubek, wzial szklanke z woda i ja oproznil. – Przyjdz do mnie do domu, a napijemy sie prawdziwej kawy.

Przyszlo mi do glowy, ze chociaz pracowalem z tym czlowiekiem przez trzy lata, a znalem go dwa razy dluzej, nigdy nie widzialem jego mieszkania.

– Moze odwiedze cie ktoregos dnia. Gdzie mieszkasz?

– Niedaleko stad. Mam mieszkanie na Los Feliz. Z jedna sypialnia… Malutkie, ale na moje potrzeby wystarczy. Kiedy czlowiek mieszka sam, najlepiej zyc skromnie. Nie zgadzasz sie z tym?

– Alez zgadzam sie.

– Tez mieszkasz sam, prawda?

– Jeszcze do niedawna rzeczywiscie tak bylo. Teraz zamieszkalem ze wspaniala kobieta.

– To dobrze, bardzo dobrze. – Odnioslem wrazenie, ze jego ciemne oczy sie zachmurzyly. – Tak, tak, kobiety. Wzbogacaja moje zycie. I niszcza je. Moja ostatnia zona, Paula, ma duzy dom we Flintridge. Inna w Miami, a dwie pozostale Bog wie gdzie. Jorge, moj drugi syn… syn Niny… twierdzi, ze jego matka jest w Paryzu, ale ta kobieta nigdy nie zagrzala zbyt dlugo miejsca w jednym miescie.

Pochylil glowe i uderzyl lyzeczka o stol. Potem pomyslal o czyms, co go wyraznie rozweselilo.

– Jorge idzie w przyszlym roku na studia medyczne. Wybral szkole stanowa w Hopkinsville.

– Gratuluje.

– Dziekuje. Wiesz, to wspanialy chlopak, zawsze taki byl. Latem mnie odwiedza i pracuje w laboratorium. Jestem dumny, ze go inspiruje do pracy. Pozostale dzieciaki nie maja o niczym pojecia… Kto wie, co beda robic w zyciu, ale ich matki tez nie byly takie jak Nina. Nina pracowala jako wiolonczelistka.

– Nie wiedzialem o tym.

Wzial kolejna bulke i zwazyl ja w dloni.

– Pijesz swoja wode? – spytal.

– Nie, nie, czestuj sie.

Wypil.

– Opowiedz mi o tych Swope’ach. Jakiego rodzaju problemy masz z nimi?

– Najgorsze z mozliwych. Po prostu nie chca sie zgodzic na leczenie syna. Zamierzaja zabrac go do domu i poddac Bog wie jakiej kuracji.

– Sadzisz, ze to holisci?

Wzruszyl ramionami.

– Calkiem mozliwe. Pochodza ze wsi, przyjechali z La Visty, malego miasteczka w poblizu granicy z Meksykiem.

– To tereny rolnicze. Znam je.

– Na pewno lecza sie tam robionymi przez siebie miksturami… Ojciec chlopca to farmer czy hodowca. Prymitywny czlowiek, ktory stale probuje mi czyms zaimponowac. Pewnie skonczyl jakas szkole lub kursy, bo lubi zarzucac swoich rozmowcow terminami z zakresu biologii. Duzy, przysadzisty facet, tuz po piecdziesiatce.

– Stary, jak na ojca pieciolatka.

– Tak. A matka musi miec ponad czterdziesci piec lat… Pewnie byla to niechciana ciaza. A teraz obwiniaja siebie za to, ze ich syn ma raka.

– Coz, nie widze w takiej reakcji niczego niezwyklego – ocenilem. – Rodzice czesto zadaja sobie pytanie, na ktore nie ma odpowiedzi: „Dlaczego zachorowalo wlasnie moje dziecko?” Nie postepuja wtedy racjonalnie. Zdarza sie to ludziom niezaleznie od ich wyksztalcenia, nawet lekarzom, biochemikom i innym osobom, ktore powinny sie znac na tych sprawach… Kazdy przezywa katusze, dylemat miedzy rzeczywistoscia i pragnieniami. Wiekszosc rodzicow przezwycieza depresje i niemoc. Przeciez trzeba leczyc dziecko…

– W tym przypadku – przerwal mi Raoul – ich wyrzuty sumienia nie sa bezpodstawne. Stare jajniki… i tak dalej. No coz, lepiej podam ci wiecej faktow. Gdzie skonczylem… Ach tak, Emma Swope. Szara myszka. Posluszna, ulegla. W tej rodzinie rzadzi ojciec. Dwoje dzieci. Corka ma okolo dziewietnastu lat.

– Jak dlugo diagnozowano chlopca?

– Lekarz domowy zauwazyl podczas badania powiekszony brzuch. Przez dwa tygodnie dziecko odczuwalo bol, przez ostatnie piec dni goraczkowalo. Lekarz nabral podejrzen… Okazal sie calkiem niezly jak na wiejskiego lapiducha. Nie ufal lokalnym szpitalom, wiec przyslal Swope’ow do nas. Musielismy powtorzyc badania ogolne, zbadac krew, mocz, pobrac w dwoch miejscach szpik kostny, zastosowac markery immunodiagnostyczne… Od dwoch dni mamy diagnoze. Nowotwor zostal zlokalizowany, na szczescie nie znalezlismy zadnych przerzutow. Odbylem z rodzicami rozmowe, poinformowalem ich, ze prognozy sa dobre, poniewaz guzy jeszcze sie nie rozprzestrzenily. Podpisali zgode na leczenie i bylismy gotowi do rozpoczecia kuracji. W ostatnim czasie chlopiec czesto przechodzil rozmaite infekcje oraz zapalenie pluc charakterystyczne dla osob z oslabiona odpornoscia, totez zdecydowalismy sie umiescic go w sterylnym module. Planowalismy potrzymac go w nim przez pierwszy okres chemioterapii. Sprawa wydawala sie zalatwiona, a potem nagle zadzwonil do mnie Augie Valcroix, ktory opiekuje sie malcem… Pojdziemy do niego za chwile. Powiedzial mi, ze rodzice sie wystraszyli.

– Podczas pierwszej rozmowy nie sprawiali problemow?

– Wlasciwie nie. Ojciec mowil za nich oboje. Jego zona siedziala nieruchomo i plakala. Robilem, co moglem, by ja podniesc na duchu. Swope zadal mi mnostwo dociekliwych pytan… Jak juz wspomnialem, staral sie zrobic na mnie wrazenie. W sumie nasza rozmowa wygladala na przyjazna pogawedke poswiecona trudnemu tematowi. Rodzice dziecka wydali mi sie inteligentni i otwarci. Po telefonie Augiego Valcroix poszedlem do nich. Chcialem porozmawiac. Wiesz, czasami rodzice slysza o kuracji i wyobrazaja sobie, ze torturujemy ich dziecko. Zaczynaja szukac prostszych „lekow”, jak na przyklad wywar z pestek moreli. Jesli lekarz poswieci czas na wyjasnienie zasad chemioterapii, zwykle udzielaja ponownej zgody na kuracje. Ale nie Swope’owie! Ci po prostu nagle sie rozmyslili. Uzylem tablicy i kredy. Narysowalem wykres, pokazujac im owa osiemdziesieciojednoprocentowa statystyke zwiazana z leczeniem. Moj wyklad nie zrobil na nich wrazenia. A przeciez… Podkreslalem, ze konieczny jest pospiech. Przypochlebialem im sie, blagalem, krzyczalem. Nie spierali sie ze mna. Po prostu odmowili i juz. Chca zabrac syna do domu.

Podzielil kolejna bulke na kawaleczki i ulozyl je w polkolu na swoim talerzu.

– Zamierzam wziac jeszcze jajka – oznajmil nagle.

Skinal na kelnerke. Przyjela zamowienie, po czym za jego plecami poslala mi spojrzenie, ktore mowilo: „Jestem do tego przyzwyczajona”.

– Masz jakies teorie na temat przyczyn tego zwrotu o sto osiemdziesiat stopni? – spytalem.

– Dwie. Albo Augie Valcroix zawalil sprawe, albo rodzicom namieszali w glowie ci przekleci „dotykacze”.

– Kto taki?

– „Dotykacze”! Tak ich nazywam na wlasny uzytek. Czlonkowie jakiejs diabelskiej sekty o nazwie Dotkniecie, ktora ma swoja siedzibe nieopodal domu rodziny chlopca. Oddaja czesc guru zwanemu Szlachetnym Matthiasem… Tak mi powiedzial pracownik opieki spolecznej. – W glosie Raoula pojawila sie pogarda. – Madre de Dios, Kalifornia stala sie azylem dla psychicznych dewiantow z calego swiata!

– Czy to holisci?

– Tak twierdzi facet z opieki spolecznej. Holistyczne dupki… Kazda chorobe lecza marchewkami, otrebami i wstretnie smierdzacymi ziolami, ktore zbieraja o polnocy dla wzmocnienia efektu. Ukoronowaniem stuleci naukowego postepu jest swiadomy regres kulturowy! Swiadomy!

– Co wlasciwie zrobili czlonkowie Dotkniecia?

– Nic, co moglbym udowodnic. Wiem tylko jedno: do pewnego momentu wszystko szlo gladko, Swope’owie wyrazili zgode na kuracje, a pozniej pojawila sie pewna para z sekty… Mezczyzna i kobieta… Odwiedzili rodzicow i zapoczatkowali katastrofe!

Kelnerka przyniosla talerz z jajecznica i drugi z zoltym sosem. Przypomnialem sobie, jak Raoul lubi majonez. Teraz polal nim jajka, po czym wzial widelec i podzielil jajecznice na trzy czesci. Srodkowa zjadl pierwsza, potem te z prawej. Wreszcie zniknela takze czesc z lewej. Wytarl usta i strzasnal okruszki z brody.

– Co ma wspolnego z ta sprawa twoj kolega po fachu?

– Valcroix? Prawdopodobnie sporo. Pozwol, ze ci o nim opowiem. Prezentuje sie naprawde swietnie: doktor medycyny, doktoryzowal sie u McGilla. Jest francuskim Kanadyjczykiem. Staz odbyl w Mayo, potem tam pracowal. Rok pracy badawczej w Michigan. Dobiega czterdziestki, jest starszy niz wiekszosc kandydatow, wiec sadzilem, ze dojrzalszy. Ha! Kiedy przeprowadzalem z nim rozmowe kwalifikacyjna, uznalem go za dobrze poukladanego, inteligentnego czlowieka. Szesc miesiecy pozniej stwierdzilem, ze mam do czynienia z podstarzalym hipisem. Facet jest bystry, ale nie podchodzi do swojej pracy jak profesjonalista. Mowi i ubiera sie jak nastolatek. No i stara sie znizyc do poziomu pacjentow. Rodzice go nie szanuja, podobnie jak dzieci. Hm… Mam z nim tez inne problemy. Przespal sie przynajmniej z jedna matka pacjenta. O tej sprawie wiem na pewno, ale podejrzewam, ze takich przypadkow bylo znacznie wiecej. Zapytalem go o to, a on spojrzal na mnie jak na pomylenca. Nie mogl zrozumiec, czym sie przejmuje.

– Uwazasz wiec, ze jest niemoralny?

– W ogole nie zna slowa „moralnosc”. Czasami podejrzewam, ze jest pijakiem albo cpunem, ale nigdy nie udalo mi sie go przylapac. Podczas obchodow jest doskonale przygotowany, zawsze znajduje wlasciwa odpowiedz na kazde moje pytanie. Nazywam go nadzwyczaj wyedukowanym hipisem.

– Jak wygladaja jego kontakty ze Swope’ami?

– Powiedzialbym, ze radzi sobie az za dobrze. Wydaje sie bardzo zaprzyjazniony z matka chlopca i chyba calkiem dobrze sie rozumie z ojcem… Najlepiej, jak mozna sobie wyobrazic. – Zapatrzyl sie w pusty kubek po kawie. – Nie bylbym zaskoczony, gdyby mial ochote przespac sie z siostra chlopca. To bardzo pociagajaca dziewczyna. Jednak nie to mnie dreczy najbardziej. – Zmruzyl oczy. – Otoz zdaje mi sie, ze doktor August Valcroix sprzyja holistom i innym szarlatanom. Na zebraniach personelu mowi, ze powinnismy byc tolerancyjni dla tego, co nazywa „alternatywnym podejsciem do opieki zdrowotnej”. Spedzil troche czasu w indianskim rezerwacie i szamani zrobili na nim spore wrazenie. Omawiamy na przyklad jakis artykul z „New England Journal”, a ten nagle wyskakuje z uzdrowicielami i proszkiem ze skory weza. Nieprawdopodobne. – Twarz Raoula wykrzywil grymas nieukrywanego wstretu. – Kiedy mi powiedzial, ze Swope’owie zabieraja chlopca ze szpitala, chyba uslyszalem w jego glosie radosc i triumf.

– Naprawde sadzisz, ze dzialal przeciwko tobie?

– Wrog w moim otoczeniu? – Zastanowil sie. – Nie, nie w sposob jawny. Sadze po prostu, ze nie popieral w calej rozciaglosci planu kuracji. Nie tak, jak powinien. Cholera, nie jestesmy na

Вы читаете Test krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату