***

W Nowym Jorku swiecilo ostre slonce, co bylo rzadkie o tej porze roku. Staruszek oderwal wzrok od szyb,ktore filtrowaly poranne swiatlo, wyrwany z zamyslenia przez dzwonek telefonu. Podniosl sluchawke. W tym gabinecie nie musial niczego sie obawiac, skomplikowany system komunikacji uniemozliwial zalozenie podsluchu.

– Slucham – powiedzial mocnym glosem.

– Pierwszy niemowa jest juz w drodze.

– Nie bylo komplikacji?

– Korzystaja z tych samych kontaktow co poprzednio, to ich utarte, sprawdzone szlaki, a policja niczego nie podejrzewa.

– A drugi?

– Wyruszy jeszcze dzis w nocy. Trzeci jutro. Przywiezie go ciezarowka, ktora transportuje sruby i gwozdzie. To ten najbardziej nerwowy.

– Porozmawiam dzis z naszymi ludzmi w Urfie. Musimy sie dowiedziec, jak zareaguje Addai i co zamierza zrobic.

– Bedzie wsciekly.

– Zobaczymy. Czy mamy nowe informacje o czlowieku Addaia w katedrze?

– Jest bardzo zdenerwowany. Na szczescie nie wzbudza podejrzen, poniewaz wszyscy mysla, ze stary poczciwiec po prostu gleboko przezywa wypadek. Ani kardynal, ani ten policjant niczego sie nie domyslaja.

– Trzeba nadal miec go na oku.

– Tak bedzie.

– A nasz brat?

– Prowadza w jego sprawie sledztwo. Kim jest, jakie ma upodobania, w jaki sposob doszedl do stanowiska. Mnie tez przesluchiwali, podobnie jak innych braci. Trzeba przyznac, ze ten policjant, Marco Valoni, to inteligentny czlowiek i zebral dobry zespol.

– Badzmy ostrozni.

– Bedziemy.

– W przyszlym tygodniu Boston.

– Zjawie sie tam.

***

Sofia i Pietro siedzieli w milczeniu. Wygladali na skrepowanych. Valoni udal sie do szefa karabinierow Turynu, a Minerva, Giuseppe i Antonino postanowili pojsc na kawe do pobliskiego baru. Wszyscy rozumieli, ze musza zostawic tych dwoje samych, by mogli porozmawiac. Kazdy zauwazyl, ze ich stosunki staly sie ostatnio napiete.

Kiedy Sofia, nie spieszac sie, chowala papiery do teczki, Pietro, zatopiony w myslach, patrzyl przez okno na ulice. Nie odzywal sie, bo nie chcial robic Sofii wyrzutow, ze nie wtajemniczyla go w operacje „Kon trojanski”. Sofie zas gryzlo sumienie. Wydawalo jej sie, ze zachowala sie dziecinnie, nie mowiac Pietrowi o swoim pomysle.

– Obraziles sie na mnie? – zapytala, by przerwac klopotliwa cisze.

– Skadze. Nie masz obowiazku zwierzac mi sie z kazdej mysli.

– Daj spokoj, Pietro, zbyt dobrze cie znam i wiem, kiedy cos ci sie nie podoba.

– Nie chce sie klocic. Ty obmyslilas plan, mnie sie wydaje, ze za bardzo sie spieszymy i powinien dojrzec.

Udalo ci sie jednak przekonac szefa, dobrze sie wstrzelilas.

Zrobimy jak chcesz, od tej pory wszyscy bedziemy pracowali tylko nad powodzeniem „Konia trojanskiego”. Nie wracajmy do tego tematu, bo w koncu sie zdenerwujemy i bedzie awantura.

– Zgoda. Zadam ci tylko jedno pytanie: dlaczego uwazasz, ze to nie jest dobry plan? Dlatego ze ja go wymyslilam, czy po prostu widzisz jakies slabe strony?

– Bledem bedzie skrocenie niemowie odsiadki. Zacznie cos podejrzewac i nigdzie nas nie doprowadzi. A co do przesluchan robotnikow, prosze bardzo, nie mam nic przeciwko temu, zebys sie tym zajela. Powiesz mi potem, czy cos sie wyjasnilo.

Sofia byla zadowolona, ze Pietro musi wyjechac. Wolala pracowac tylko z Giuseppem i Antoninem. Gdyby zostal z nimi Pietro, nie unikneliby awantury, a najgorsze, ze ucierpialaby na tym praca. Sofia nie miala na punkcie calunu takiego bzika jak Valoni, ale podobala jej sie ta sprawa. Stanowila wyzwanie.

Tak, lepiej, ze Pietro wyjezdza. Minie pare dni i wszystko wroci do normy.

W koncu sie pogodza i bedzie jak dawniej.

* **

– Od ktorego miejsca zaczynamy, pani doktor?

– Wydaje mi sie, Giuseppe, ze najlepiej porozmawiac jeszcze raz z robotnikami. Przekonamy sie, czy to, co powiedza, bedzie odbiegalo od wersji, jaka uslyszal Pietro. Powinnismy tez zebrac o tych ludziach troche informacji, gdzie i z kim mieszkaja, jaka opinia ciesza sie wsrod sasiadow, czy w ich zyciu nie zaszly jakies nieoczekiwane zmiany…

– Wywiad srodowiskowy zajmie zbyt duzo czasu – przerwal jej Antonino.

– Owszem, dlatego Marco poprosil szefa karabinierow o paru ludzi do pomocy. W koncu nikt tak dobrze jak oni nie zna miasta i szybko sie polapia, jesli w zeznaniach pojawia sie niescislosci. Moze sie tym zajac Giuseppe, a my wrocimy do katedry, jeszcze raz popytamy robotnikow, porozmawiamy ze strozem, z tym ksiedzem Yvesem, ze starymi pannami w kancelarii…

– Zgoda, ale jesli ktos rzeczywiscie ma cos do ukrycia, takim wypytywaniem tylko wzbudzimy podejrzenia i sprawa nie ruszy z miejsca. Mozesz mi wierzyc, przerabialem to z niejednym bandziorem – zapewnil Giuseppe.

– Jesli ktorys za bardzo sie zdenerwuje, sam sie zdradzi – uznala Sofia. – Uwazam, ze powinnismy dotrzec do D’Alaquy i tez z nim porozmawiac.

– To gruba ryba. Zbyt gruba. Jesli popelnimy jakas gafe i go rozzloscimy, w Rzymie moga nam podciac skrzydelka.

– Zdaje sobie z tego sprawe, Antonino, ale trzeba sprobowac. Jestem bardzo ciekawa tego czlowieka.

– Ostroznie, pani doktor, zebysmy sie przez te twoja ciekawosc nie musieli rumienic!

– Nie badz glupi, Giuseppe. Powinnismy porozmawiac z tym czlowiekiem. Przeciez ludzie z jego firmy zawsze byli obecni, gdy w katedrze cos sie dzialo. Jak na moj gust, to podejrzane. Dziwie sie, ze twoj policyjny wech jeszcze cie nie ostrzegl.

Postanowili podzielic sie praca. Antonino porozmawia z pracownikami katedry, Giuseppe wezmie na siebie robotnikow, Sofia natomiast sprobuje umowic sie na spotkanie z D’Alaqua.

Postaraja sie uwinac w ciagu tygodnia, a potem postanowia, co dalej. Moze trafia na jakis slad.

Sofia przekonala Valoniego, by pociagnal za odpowiednie sznurki i postaral sie o spotkanie z Umbertem D’Alaqua.

Komisarz byl troche niezadowolony, ale musial sie z nia zgodzic, ze to spotkanie moze wiele wniesc do sledztwa. Wyslal wiec pismo do ministra kultury, by ten ulatwil mu kontakt.

Minister orzekl w pierwszej chwili, ze chyba poszaleli, jesli mysla, ze ktos pozwoli im infiltrowac takiego giganta jak COCSA, a zwlaszcza krecic sie wokol kogos formatu D’Alaquy. Ostatecznie jednak Valoni przekonal go, ze bez tego nie rusza z miejsca i ze pani doktor Galloni to dobrze wychowana dama, ktora nie pozwoli sobie na najmniejsze uchybienie w etykiecie, wiec na pewno nie zrobi niczego, co mogloby wywolac niesmak tego poteznego czlowieka.

Minister umowil ich na nastepny dzien, na dziesiata rano.

Kiedy Valoni powiedzial o tym Sofii, usmiechnela sie z satysfakcja.

– Szefie, jestes nieoceniony. Wyobrazam sobie, ile cie to musialo kosztowac.

– Zebys wiedziala. I lepiej miej sie na bacznosci. Jesli popelnisz chocby najmniejsza gafe, minister posle nas oboje do scierania kurzu w archiwum. Zaklinam cie, Sofio, badz ostrozna. D’Alaqua ma wplywy nie tylko we

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату