Dowodca gwardii wydal rozkaz, by odprowadzono krolowa do jej komnat. Poprosil krola, by usiadl i podal mu puchar wina, ktore ten wypil lapczywie.
– Musza umrzec – wysyczal Maanu, ocierajac usta.
– Tak, umra wszyscy – zapewnil go Marwuz.
Dal znak zolnierzom, ci zas wywlekli nieprzytomnych Tadeusza i Josara. Marcjusz plakal bezglosnie. Teraz wezma sie za niego. Krol podniosl wzrok znad kielicha i spojrzal groznie na architekta.
– Wszyscy umrzecie, chrzescijanie. Wasze domy, wasze pola, caly wasz dobytek rozdam moim wiernym poddanym. Ty, Marcjuszu, zdradziles mnie podwojnie. Jestes jednym z najwiekszych arystokratow Edessy, a oddales serce chrzescijanom, ktorzy rzucili na ciebie urok, tak cie otumanili, ze obciales sobie jezyk. Znajde te wasza tkanine i zniszcze ja. Zetre w proch. Przysiegam ci to.
Na znak Marwuza zolnierz wyprowadzil Marcjusza.
– Krol chce odpoczac. To byl dlugi dzien – rzekl Marwuz do dworzan.
Kiedy zostali sami, Maanu wybuchnal placzem. Matka odebrala mu rozkosz zemsty.
– Chce, by krolowa umarla – szlochal.
– Umrze, panie, musisz jednak troche poczekac. Wpierw odnajdziemy calun i skonczymy z wszystkimi chrzescijanami, potem przyjdzie kolej na krolowa.
Tej nocy krzyki strachu i trzask plonacych domow docieraly do kazdego zakatka palacu. Maanu nie wypelnil ostatniej woli ojca.
Sofia zatelefonowala do ojca Yvesa. Ten ksiadz ja intrygowal.
Nie wiedziala dlaczego, odnosila jednak wrazenie, ze za jego otwartoscia i checia wspolpracy cos sie kryje.
Pomyslala, ze zaskoczy ojca Yvesa, jesli zaprosi go na obiad, ten jednak nie wydawal sie zdziwiony i odparl, ze jesli kardynal nie bedzie go potrzebowal w kancelarii, chetnie sie z nia spotka.
I oto siedzieli w nieduzej przytulnej trattorii nieopodal katedry.
– Ciesze sie, ze kardynal pozwolil ksiedzu przyjac zaproszenie. Bo widzi ojciec, chcialabym porozmawiac o katedrze, o tym, co sie tam niedawno wydarzylo.
Kaplan sluchal z uwaga, choc wynikalo to raczej z grzecznosci niz z prawdziwego zainteresowania.
– Ojcze, chcialabym uslyszec prawde. Czy wierzy ksiadz, ze ten pozar byl nieszczesliwym wypadkiem?
– Kto jak kto, ale ja nie moge klamac… – powiedzial z usmiechem ojciec Yves. – Naturalnie, uwazam, ze byl to wypadek, chyba ze wie pani o czyms, o czym ja nie mam pojecia.
Patrzyl jej w oczy. Mial czyste, zyczliwe spojrzenie, chociaz Sofia byla pewna, ze nie jest z nia szczery.
– Przypuszczam, ze to skrzywienie zawodowe, ale nie wierze w zbiegi okolicznosci. W katedrze turynskiej bylo ich zbyt wiele.
– Podejrzewa pani, ze ktos wzniecil pozar? Po co? I kto by sie odwazyl podniesc reke na Dom Bozy?
– Staramy sie to ustalic. Prosze nie zapomniec, ze mamy trupa, zwloki mlodego mezczyzny. Kim byl? Co tam robil?
Sekcja zwlok ujawnila, ze nie mial jezyka. W wiezieniu siedzi jeszcze jeden niemowa. Pamieta ksiadz te probe kradziezy sprzed kilku lat? Nie trzeba byc geniuszem, by dostrzec zwiazek miedzy tymi dwiema sprawami.
– Przepraszam, troche sie pogubilem… Mnie nie przyszloby to do glowy. W koncu na swiecie zdarzaja sie wypadki, zwlaszcza w budowlach tak starych jak katedra turynska. A co do zwlok pozbawionych jezyka i niemego wieznia, coz, nie wiem, co na to odpowiedziec, nie wiem, jaki moze istniec miedzy nimi zwiazek.
– Szczerze powiedziawszy, nie wyglada ojciec na typowego ksiedza.
– Slucham?
– No coz, kiedy tak rozmawiamy, odnosze wrazenie, ze nie mam do czynienia z pierwszym lepszym wikarym…
– Nadal nie rozumiem…
– Chcialam powiedziec, ze doceniam fakt, iz nie siedzi przede mna zwykly ksiadz, lecz ktos wyksztalcony i inteligentny. Dlatego zalezalo mi na tym spotkaniu. Licze na szczerosc i otwartosc.
Sofia nie potrafila ukryc, ze zabawa w kotka i myszke, jakiej probowal ojciec Yves, bardzo ja irytuje.
– Przykro mi, ale musze wyprowadzic pania z bledu. Jestem tylko kaplanem i nalezymy do dwoch roznych swiatow. Rzeczywiscie, mialem szczescie odebrac dobre wyksztalcenie, ale moja wiedza nie ma nic wspolnego z tym, o czym pani mowi. Nie jestem policjantem i nie potrzebuje sie martwic oto, czy cos jest mniej, czy bardziej podejrzane.
Ton glosu ksiedza stal sie szorstki. On tez nie staral sie zatuszowac narastajacej irytacji.
– Przykro mi, moze jestem zbyt obcesowa, ale nie umiem prosic o pomoc.
– O pomoc? Mnie? W jaki sposob moglbym pani pomoc?
– Czasem wystarczy drobiazg, cos, co naprowadzi nas na wlasciwy trop, pomoze znalezc nitke, ktora doprowadzi nas do rozwiazania zagadki. Bede z ksiedzem szczera: nie wierzymy, ze pozar wybuchl przypadkiem. Ktos zaproszyl ogien, nie wiemy tylko, dlaczego to zrobil.
– A w czym ja moglbym pomoc? Prosze mowic konkretnie…
Sofia uswiadomila sobie, ze popelnila blad, oznajmiajac mu wprost, ze nie ma do niego zaufania.
– Chcialabym wiedziec, co ksiadz sadzi o robotnikach pracujacych w katedrze. Pracuja dla kosciola od wielu miesiecy, czy zaden z nich nie zwrocil ojca uwagi? Moze padly jakies slowa, moze zastanowil ksiedza jakis gest? Dobrze by bylo, gdyby powiedzial mi ksiadz cos o personelu kurii. Sama nie wiem… o sekretarce, strozu, nawet o kardynale…
– Prosze pani, ja i wszyscy czlonkowie episkopatu pomagamy jak mozemy karabinierom i pani wspolpracownikom.Byloby powaznym naduzyciem z mojej strony, gdybym dzielil sie z pania podejrzeniami, jakie mam wobec robotnikow czy urzednikow kurii. Nie mam do powiedzenia niczego, co nie zostalo powiedziane, i jesli uwaza pani, ze nie byl to wypadek, nalezy przeprowadzic sledztwo. Nie musze dodawac, ze moze pani liczyc na nasza pomoc. Szczerze powiedziawszy, nie rozumiem, jaka gre pani prowadzi. Chyba sie pani domysla, ze powiem kardynalowi o tej rozmowie.
Powietrze miedzy nimi iskrzylo od napiecia. Wygladalo na to, ze ojciec Yves jest naprawde zly. Sofia czula sie niezrecznie.
– Nie prosze, by mowil ksiadz zle o robotnikach lub wspolpracownikach… – wyjakala.
– Naprawde? Wiec jedno z dwojga: albo uwaza pani, ze wiem o czyms, ale nie chce powiedziec, bo mam cos do ukrycia, albo domaga sie pani nie wiem jakich szczegolowych informacji na temat budowlancow i moich wspolpracownikow z kurii, i to natychmiast, tu i teraz, nie wiadomo w jakim celu.
– Nie zamierzalam wyciagac od pana plotek. Zmienmy temat: dlaczego przyjal ksiadz zaproszenie na lunch?
– Dobre pytanie!
– Wiec prosze na nie odpowiedziec!
Kaplan wbil wzrok w Sofie. Jego spojrzenie bylo tak intensywne, ze poczula sie nieswojo i zaczerwienila.
– Wygladala pani na powazna i kompetentna osobe.
– To nie jest odpowiedz.
– Owszem.
Zadne z nich nie tknelo jedzenia. Ojciec Yves poprosil o rachunek.
– To ja zapraszalam.
– Jesli nie ma pani nic przeciwko temu, zaprasza arcybiskupstwo.
– Coz, mysle, ze nie do konca sie zrozumielismy. Jesli to moja wina, prosze mi wybaczyc.
Ojciec Yves znow uwaznie na nia popatrzyl. Tym razem jednak w jego spojrzeniu nie bylo emocji.
– Zostawmy to wiec – rzucil po chwili.
– Nie lubie niedomowien, wolalabym…
Przerwal jej niecierpliwym gestem reki.
– Niewazne, nie wracajmy do tego.
Wyszli na ulice. Swiecilo blade slonce. Szli w milczeniu w strone katedry. W pewnej chwili ksiadz Yves przystanal i znow spojrzal jej w oczy. Zaskoczona Sofia stwierdzila, ze bezwiednie sie usmiechnela.