– Zaczekajcie tu – wskazal im miejsce obok drzwi.
– Poniosles kleske – zwrocil sie Addai do niemowy.
Jego donosny glos odbil sie echem od drewnianych scian, pod ktorymi staly regaly wypelnione ksiazkami. Zafarin pochylil glowe, a na jego twarzy malowal sie bol. Jego ojciec zrobil krok do przodu i bez leku spojrzal Addaiowi w oczy.
– Oddalem ci dwoch synow – rzekl. – Obaj byli odwazni, zlozyli ofiare z wlasnego ciala, godzac sie na okaleczenie, pozbyli sie jezykow dla dobra wspolnoty. Beda niemi do konca zycia, dopoki Bog, Nasz Pan, nie wezwie ich w dniu Sadu Ostatecznego. Nasza rodzina nie zasluzyla na takie traktowanie. Od wiekow najlepsi sposrod nas poswiecaja zycie Jezusowi Zbawcy. Jestesmy ludzmi, Addaiu, tylko ludzmi, dlatego czasem ponosimy porazki. Moj syn twierdzi, ze w naszych szeregach jest zdrajca, ktory wie, kiedy nasze misje wyruszaja do Turynu i dokladnie zna twoje plany. Zafarin to bystry chlopak. Sam upierales sie, by podobnie jak Mendibh, ksztalcil sie na uniwersytecie. Porazka ma poczatek tu, w naszym lonie. Addaiu, musisz wytropic zdrajce, ktory uwil wsrod nas gniazdo. Zdrada gosci w naszej wspolnocie od lat, tylko tak mozna wyjasnic fakt, ze dotychczas nie powiodla sie zadna proba odzyskania tego, co do nas nalezy.
Addai sluchal w milczeniu, i choc na jego twarzy nie drgnal zaden miesien, w spojrzeniu plonal gniew, powstrzymywany najwiekszym wysilkiem. Ojciec Zafarina podszedl do stolu i podal Addaiowi plik kartek zapisanych po obu stronach.
– Prosze, oto zapis wydarzen. Moj syn dzieli sie z toba rowniez swoimi podejrzeniami.
Addai nawet nie spojrzal na kartki. Wstal i zaczal przechadzac sie w te i z powrotem, zasepiony i milczacy. W koncu zdecydowanym krokiem podszedl do Zafarina i stanal naprzeciwko niego z zacisnietymi piesciami. Wydawalo sie, ze za chwile uderzy mlodego czlowieka w twarz, opanowal sie jednak i opuscil rece.
– Wiesz, co oznacza to niepowodzenie? Miesiace! Cale miesiace, a moze nawet lata czekania, zanim podejmiemy kolejna probe. Policja prowadzi drobiazgowe sledztwo, niektorzy z naszych ludzi moga zostac zatrzymani, a jesli zaczna mowic, co wtedy?
– Przeciez oni nie znaja prawdy, nie wiedza, w czym brali udzial – stanal w obronie Zafarina ojciec.
– Milcz! Co ty o tym wiesz? Nasi ludzie we Wloszech, w Niemczech, w innych krajach wiedza dokladnie tyle, ile trzeba, i jesli wpadna w rece policji, ta wydusi z nich zeznania, i w koncu dotrze az do nas. Co wtedy zrobimy? Obetniemy sobie jezyki, zeby nie zdradzic Naszego Pana?
– Stanie sie tak, jak zechce Bog – podsumowal ojciec Zafarina.
– Nieprawda. To nie wola Boza, to rezultat nieporadnosci i glupoty tych, ktorzy nie potrafia wypelnic jego rozkazow. Zreszta, moze to moja wina, ze nie potrafie wybrac najlepszych ludzi do misji powierzonej nam przez Chrystusa.
Otworzyly sie drzwi i ten sam niepozorny czlowiek wprowadzil kolejnych mlodych mezczyzn. Im rowniez towarzyszyli ojcowie.
Rasit, drugi niemowa, i Dermisat, trzeci, padli sobie z Zafarinem w objecia, co jeszcze bardziej rozezlilo Addaia.
Zafarin nie wiedzial, ze jego koledzy dotarli juz do Urfy.
Addai nakazal milczenie krewnym i przyjaciolom, by cala trojka nie spotkala sie, zanim nie stana przed nim.
Przemowili ojcowie Rasita i Dermisata, blagajac w imieniu swoich synow o wyrozumialosc i laske. Wygladalo na to, ze Addai ich nie slucha, wydawal sie nieobecny, w milczeniu rozpamietywal porazke.
– Odpokutujecie za grzechy, jakie waszym nieudacznictwem popelniliscie wobec Pana – powiedzial w koncu.
– Nie wystarczy ci, ze dali sobie obciac jezyki? Jak jeszcze chcesz ich ukarac? – odwazyl sie zapytac ojciec Rasita.
– Jak smiesz ze mna dyskutowac! – wykrzyknal Addai.
– Nie, niech Bog broni! Wiesz, ze jestesmy wierni Panu i posluszni tobie. Prosze cie tylko o milosierdzie i wspolczucie – pospiesznie zapewnil ojciec Rasita.
– Jestes naszym pasterzem – wtracil ojciec Dermisata. – Twoje slowo jest prawem, niech sie stanie twoja wola, bo przemawiasz w imieniu Pana.
– Padli na kolana, modlac sie z pochylonymi glowami. Coz jeszcze mogli zrobic? Pozostalo im czekac na wyrok.
Zaden z osmiu mezczyzn siedzacych za stolem nie odezwal sie slowem. Na znak pasterza wyszli z pokoju, pozwalajac mu zamknac milczacy pochod. Przeszli obradowac do innego pomieszczenia.
– Co wy na to? – zapytal Addai. – Uwazacie, ze naprawde jest wsrod nas zdrajca?
Zlowieszcze milczenie calej osemki tylko podsycilo irytacje pasterza.
– Nie macie nic do powiedzenia? Nic, po tym wszystkim, co sie stalo?
– Addaiu, jestes naszym pasterzem, wybrancem Pana, to ty nas musisz oswiecic – odezwal sie jeden z nich.
– Tylko wy znaliscie caly plan. Tylko wy znacie naszych ludzi. Ktory z nich jest zdrajca?
Wsrod mezczyzn dalo sie zauwazyc pewne poruszenie, czuli sie nieswojo, nie wiedzac, czy slowa pasterza sa tylko prowokacja, czy oskarzeniem. To oni, obok Addaia, byli filarami wspolnoty, to ich rodowody siegaly wieki wstecz, ich przodkowie zawsze pozostawali wierni Jezusowi, swojemu miastu i poslannictwu.
– Jesli jest miedzy nimi zdrajca, zginie.
Mezczyzni byli zaniepokojeni oswiadczeniem Addaia, wiedzieli, ze stac go na wymierzenie takiej kary. Pasterz byl zacnym czlowiekiem, zyl skromnie, rok w rok poscil przez czterdziesci dni na pamiatke postu Jezusa na pustyni. Pomagal wszystkim, ktorzy zwrocili sie do niego o pomoc, dajac prace, pozyczajac pieniadze czy lagodzac rodzinne niesnaski. Cieszyl sie w miescie duzym szacunkiem, sadzono, ze jest prawnikiem, w kazdym razie tak o sobie mowil.
Podobnie jak osmiu towarzyszacych mu mezczyzn Addai od dziecinstwa zyl w ukryciu. Modlil sie w samotnosci, z dala od oczu sasiadow i przyjaciol, gdyz byl depozytariuszem tajemnicy, ktora decydowala o ich zyciu, tak jak rzadzila zyciem ich rodzicow i dziadkow.
Wolalby nie sprawowac tej trudnej i odpowiedzialnej funkcji, ale gdy wybor padl na niego, przyjal ja z godnoscia, skladajac te same sluby, jakie od wiekow skladali jego poprzednicy: wypelni wole Chrystusa.
Jeden z mezczyzn w czerni odchrzaknal. Addai pozwolil mu zabrac glos.
– Mow, Talacie.
– Nie pozwolmy, by podejrzenia rozniecily ogien, ktory strawi zaufanie, jakie do siebie mamy. Nie wierze, ze w naszych szeregach jest zdrajca. Stawiamy czolo poteznym i inteligentnym silom, dlatego nielatwo nam odzyskac to, co do nas nalezy. Musimy zabrac sie do pracy i obmyslic nowy plan, a jesli i tym razem sie nie powiedzie, sprobujemy znowu. To Pan zdecyduje kiedy.
Talat zamilkl. Siwizna wygladala na jego wlosach jak snieg, zmarszczki przydawaly dostojenstwa.
– Okaz laske tym trzem wybranym – poprosil zarliwie inny mezczyzna, kiedy Addai dopuscil go do glosu, wzywajac po imieniu: Bakkalbasi.
– Laske? Wiec ty, Bakkalbasi, wierzysz, ze bycie litosciwymi nas ocali? – Addai skrzyzowal rece na piersi i westchnal ciezko. – Czasem mysle, ze popelniliscie blad, wybierajac mnie na przywodce wspolnoty, ze nie jestem pasterzem, jakiego potrzebuje Chrystus w takich czasach i okolicznosciach. Poszcze, odprawiam pokute i goraco prosze Boga, by mnie oswiecil i wskazal droge, ale Jezus nie odpowiada, nie daje mi zadnego znaku… – Glos Addaia zdradzal desperacje. – Jak dlugo bede pasterzem, bede postepowal i dzialal zgodnie z nakazami sumienia, w jednym tylko celu: chce przywrocic naszej wspolnocie to, co dal jej Chrystus, dbajac o dostatek, ale przede wszystkim o bezpieczenstwo nas wszystkich. Bog nie chce widziec nas martwymi, jak dlugo mozemy sluzyc mu zyciem. Nie potrzebuje wiecej meczennikow.
– Co chcesz z nimi zrobic? – zapytal Talat.
– Przez jakis czas pozostana w odosobnieniu, modlac sie i poszczac. Bede sie im przygladal, a kiedy uznam, ze juz pora, wroca do swoich rodzin. Musza jednak odpokutowac za te kleske. Ty, Bakkalbasi, wielki matematyku, zajmiesz sie rachunkami.
– Jakie rachunki mam zrobic, Addaiu?
– Chce, bys sie zastanowil, czy jest wsrod nas zdrajca.
– Wiec wierzysz w to, co mowi ojciec Zafarina?
– Tak, i nie ma co przeczyc faktom. Znajdziemy zdrajce i go zabijemy.