byly ostatnim miejscem, gdzie mogla sie go spodziewac. Ciekawe, czy znow potraktuje ja z chlodna uprzejmoscia.
– Pani doktor, skad ten rumieniec? – mruknal Valoni.
– Zarumienilam sie? No tak, ladne rzeczy…
– Bylo bardzo prawdopodobne, ze zaprosi D’Alaque.
– Nie przyszlo mi to do glowy.
– To jeden z dobrodziei Kosciola, zaufany czlowiek. Czesc finansow Watykanu dyskretnie przeplywa przez jego rece. Pozwol sobie przypomniec, co Minerva pisze w swoim sprawozdaniu: to on finansuje komitet naukowy.
– Masz racje, po prostu nie przewidzialam, ze tu bedzie.
– Spokojnie, wygladasz fantastycznie. Jesli D’Alaqua jest wrazliwy na kobiece wdzieki, skapituluje.
– Sam wiesz, ze nikt nie slyszal, zeby mial jakies kobiety. To dziwne.
– Bo czekal na ciebie.
Przerwali te przekomarzania, gdy stanal przy nich ksiadz Yves w towarzystwie burmistrza i dwoch starszych dzentelmenow.
– Chce panom przedstawic doktor Galloni i komisarza Valoniego, szefa wydzialu sztuki rzymskiej policji. Pan burmistrz, profesor Bolard i doktor Castiglia…
Wywiazala sie ozywiona rozmowa na temat calunu. Sofia odsunela sie nieco, prawie nie uczestniczac w dyskusji.
Podskoczyla, kiedy wyrosl przed nia Umberto D’Alaqua, a za nim kardynal Visier. Po kurtuazyjnym powitaniu D’Alaqua wzial ja pod ramie i ku oslupieniu niektorych gosci, odprowadzil na bok.
– Jak tam sledztwo?
– Nie powiem, zebysmy zrobili duze postepy. Potrzeba na to czasu.
– Nie wiedzialem, ze pania spotkam…
– Kardynal nas zaprosil. Wiedzial, ze chcemy poznac czlonkow komitetu naukowego i mam nadzieje, ze uda nam sie spotkac z tym zacnym gronem, zanim wszyscy sie rozjada.
– Wiec przybyli panstwo do Turynu specjalnie na to przyjecie?
– Niezupelnie.
– W kazdym razie ciesze sie, ze pania widze. Jak dlugo pani zostanie?
– Cztery, piec dni, moze troche dluzej.
– Sofio!
Sam na sam z D’Alaqua zaklocil skrzekliwy glos starszego mezczyzny. Sofia usmiechnela sie szeroko na widok swojego wykladowcy sztuki sredniowiecznej, wybitnego naukowca, autora niezliczonych artykulow i ksiazek, gwiazdy na firmamencie europejskiego swiata akademickiego.
– Moja najlepsza studentka! Co za mile spotkanie! Gdzie sie pani podziewala?
– Profesor Bonomi! Tak sie ciesze!
– Umberto, nie wiedzialem, ze znasz Sofie. Zreszta powinienem sie domyslic, bo to jedna z najlepszych specjalistek od historii sztuki we Wloszech. Szkoda, ze nie chciala sie poswiecic pracy naukowej. Proponowalem, by zostala moja asystentka, ale moje blagania na nic sie nie zdaly.
– Alez panie profesorze!
– Tak, tak, nie mialem zdolniejszych uczniow niz pani, sofio.
– Nie watpie – wtracil sie D’Alaqua. – Wiem, ze pani doktor jest niezwykle kompetentna.
– Kompetentna i blyskotliwa, Umberto, a na dodatek bardzo dociekliwa. Prosze wybaczyc niedyskrecje, ale co pani tutaj robi?
Sofia poczula sie zaklopotana. Nie miala ochoty tlumaczyc sie przed swoim dawnym wykladowca, wiedziala jednak, ze nie uniknie odpowiedzi na to pytanie.
– Pracuje w policji, w wydziale do spraw sztuki, jestem tu sluzbowo.
– W policji! Nie sadzilem, ze zostanie pani detektywem.
– Wlasciwie to praca naukowa, nie zajmuje sie tradycyjnie rozumianym sledztwem.
– Prosze ze mna, Sofio, przedstawie pania moim kolegom po fachu, to cenne kontakty.
D’Alaqua wzial ja pod ramie, nie pozwalajac, by profesor go wyprzedzil.
– Wybacz, Guido, ale chcialem przedstawic pania Jego Eminencji…
– Skoro tak… Umberto, mam nadzieje, ze zobacze cie jutro na koncercie Pavarottiego, a potem przyjdziesz na kolacje ktora wydaje na czesc kardynala Visiera?
– Naturalnie.
– Moze przyprowadzisz Sofie? Chcialbym tam widziec moja ukochana dziewczynke, jesli nie ma zadnych zobowiazan na jutrzejszy wieczor.
– Coz, ja…
– Bylbym zachwycony, gdyby zechciala mi pani towarzyszyc – zapewnil pospiesznie D’Alaqua. – Oczywiscie, jesli ma pani wolny wieczor. Teraz, pozwoli pan, kardynal na nas czeka… Do zobaczenia wkrotce.
D’Alaqua zaprowadzil Sofie do grupki otaczajacej kardynala Visiera. Ten przyjrzal jej sie z zaciekawieniem, jakby probowal wywnioskowac, czego mozna sie po niej spodziewac. Byl uprzejmy, ale chlodny jak sopel lodu. Odnosilo sie wrazenie, ze z D’Alaqua laczy go pewna zazylosc.
Dluzsza chwile rozmawiali o sztuce, po czym przeszli do polityki, by w nieunikniony sposob skonczyc na calunie turynskim.
Valoni przygladal sie, jak doskonale Sofia wtopila sie w to doborowe towarzystwo. Nawet nadety kardynal nagradzal usmiechem jej blyskotliwe komentarze. Pomyslal, ze jest nie tylko wyjatkowo inteligentna, ale rowniez bardzo atrakcyjna.
Nikt nie przejdzie obojetnie obok tak pieknej kobiety, nawet ten napuszony kardynal.
Pierwsi goscie pozegnali sie po dziewiatej. D’Alaqua wychodzil w towarzystwie Aubry’ego i obydwu kardynalow, towarzyszyl im tez profesor Bolard i dwaj inni naukowcy.
Zanim wyszedl, odszukal Sofie, ktora rozmawiala z Valonim i z Guido Bonomim.
– Dobranoc panstwu, Sofio, Guido, panie Valoni…
– Gdzie jesz dzisiaj kolacje, Umberto? – zapytal profesor Bonomi.
– W willi Jego Eminencji.
– A wiec spotkamy sie jutro, mam nadzieje, ze w towarzystwie pani doktor…
Sofia poczula, ze sie czerwieni. Nie uszlo to uwagi D’Alaquy.
– Oczywiscie. Skontaktuje sie z pania. Do jutra.
Sofia i Valoni pozegnali sie z kardynalem i ojcem Yvesem.
– Dobrze sie panstwo bawili? – zapytal kardynal.
– Tak, dziekuje, Wasza Eminencjo – odparl Valoni.
– Umowili sie juz panstwo z naszym komitetem naukowym? – dopytywal sie ksiadz Yves.
– Tak, jutro przyjmie nas doktor Bolard – odpowiedzial Valoni.
– Yves, moze zabierzesz panstwa na kolacje?
– Z przyjemnoscia. Jesli panstwo chwile zaczekaja, zarezerwuje stolik w Vecchia Lanterna. Odpowiada?
– Prosze nie robic sobie klopotu…
– To zaden klopot, panie Valoni, chyba ze nie chce pan jesc ze mna kolacji z powodu tego krawata…
Po polnocy ksiadz pozegnal ich w drzwiach hotelu. Spedzili przyjemny wieczor. Smiali sie beztrosko, rozmawiajac o glupstwach, jedzac wysmienita kolacje w jednej z najelegantszych i najdrozszych restauracji w Turynie.
– Wyczerpuje mnie to zycie towarzyskie! – westchnal Valoni, kiedy kierowali sie do baru, by wymienic sie wrazeniami.
– Bylo bardzo milo – przyznala Sofia.
– Jestes urodzona ksiezniczka, wiec czulas sie wsrod tych ludzi jak ryba w wodzie. Ja zas jestem prostym gliniarzem i bylem tam sluzbowo – zaznaczyl Valoni.
– Marco, nie jestes zadnym prostym gliniarzem, masz dyplom z historii, a o sztuce nauczyles mnie wiecej niz uniwersytet.