prowadzic badania calunu. Przy okazji zajmuja sie jego konserwacja. Powstal nawet specjalny komitet, przewodniczy mu profesor Molard. Za kazdym ich przyjazdem kardynal organizuje male przyjecie. Nie zaprasza zbyt wielu gosci, najwyzej trzydziesci, czterdziesci osob, i chcialby panstwa widziec w tym gronie. Swego czasu inspektor Valoni zywo interesowal sie tymi naukowcami i akurat nadarza sie okazja, by ich poznac.
– Wiec i ja jestem zaproszona?
– Oczywiscie, pani doktor, sam Eminencja sobie tego zyczy.
– Dobrze, prosze wiec powiedziec gdzie i kiedy.
– Pojutrze, w rezydencji kardynala o siodmej wieczorem.
Spodziewamy sie tez kilku przedsiebiorcow, ktorzy z nami wspolpracuja, poza tym moze przyjsc burmistrz, jacys samorzadowcy, a moze nawet monsignore Aubry, pomocnik zastepcy sekretarza stanu, oraz Jego Eminencja kardynal Visiers.
– Bardzo dziekuje za zaproszenie.
– Czekamy na panstwa.
Valoni byl w zlym humorze. Wieksza czesc dnia spedzil w turynskich podziemiach. Niektore odcinki korytarzy pamietaly XVI wiek, inne XVIII, nawet Mussolini dostrzegl potencjal tych galerii, niektore nawet kazal przedluzyc. Obchod podziemi byl trudnym zadaniem. Pod ziemia miescil sie inny Turyn, a raczej wiele roznych Turynow, stare terytorium turynczykow skolonizowanych przez Rzym, oblezonych przez Hannibala, zaatakowanych przez Longobardow, az zapanowala nad nim dynastia sabaudzka. Bylo to miasto, w ktorym historia na kazdym kroku krzyzowala sie z mitem, pozostawiajac temu drugiemu duze pole do popisu.
Badania archeologiczne wykazaly, ze niektore z podziemnych przejsc pochodza sprzed XVI wieku, siegajac nawet pierwszych stuleci naszej ery.
Komendant Colombaria okazal sie rownie cierpliwy i zyczliwy, co nieprzejednany, kiedy Valoni staral sie go naklonic, by zapuscil sie w ktorys z niezbadanych czy gorzej utrzymanych korytarzy lub proponowal wykuc otwor w scianie, by przekonac sie, czy nie kryje sie za nia zakamuflowany lacznik.
– Dostalem rozkaz, by oprowadzic pana po galeriach i nie zamierzam niepotrzebnie narazac zycia, zapuszczajac sie w miejsca, gdzie strop nie jest podparty stemplami i grozi zawaleniem. Nikt nie dal nam upowaznienia do wiercenia otworow w scianach. Zaluje, ale nie.
Zalowal tez Valoni, ktory pod koniec wyprawy odnosil wrazenie, ze zmarnowal pol dnia, wloczac sie po tym podziemnym labiryncie.
– Nie zlosc sie, komendant Colombaria ma racje, on tylko wypelnia obowiazki. Cale szczescie, ze nie zabraliscie sie do kucia scian. To czyste szalenstwo. – Giuseppe usilowal uspokoic szefa, ale jego starania nie przynosily efektow.
Sofii nie poszlo lepiej.
– Marco, gdybys chcial zrealizowac twoje szalone zamysly, musialbys miec zgode ministra kultury i turynskiej komisji do spraw sztuki. No i jeszcze przydzielona grupe archeologow i technikow do prowadzenia prac w tunelach. Ale na piekne oczy nie pozwola ci kopac tam, gdzie ci sie spodoba.
– Jesli nie sprobujemy przejsc zamknietymi tunelami, nigdy sie nie przekonamy, czy tajemne przejscie istnieje.
– Wiec pogadaj z ministrem i…
– Minister w koncu posle mnie do diabla. Juz dal mi do zrozumienia, ze ma po dziurki w nosie przypadku „calun turynski”.
Sofia i Giuseppe popatrzyli na siebie zaniepokojeni, nie odezwali sie jednak slowem.
– Dajmy temu spokoj. Kardynal zaprasza nas na bankiet – powiedziala w koncu Sofia.
– Nas? Na bankiet?
– A tak. Dzwonil do mnie ksiadz Yves. Do Turynu przyjezdzaja naukowcy zajmujacy sie konserwacja plotna, kardynal stara sie im zawsze przypodobac, wiec pojutrze urzadza na ich czesc male przyjecie, na ktore zaprasza miejscowe szyszki.
Zdaje sie, ze chciales poznac tych naukowcow, i dlatego kardynal umiescil nas na liscie gosci.
– Nie mam ochoty na imprezy. Wolalbym porozmawiac z nimi w innych okolicznosciach… sam nie wiem… w katedrze, kiedy beda ogladali calun… No, ale musimy tam pojsc. Oddam smoking do odprasowania. A ty, Giuseppe, masz jakies wiesci?
– W policji turynskiej nie ma ludzi, ktorych mozna by oddelegowac do naszego zadania. Musimy zwrocic sie o posilki do Rzymu. Rozmawialem z Europolem. Moga nam przydzielic trzy osoby do pracy w terenie. Ty musisz pogadac z tymi w Rzymie.
– Nie chce tu ludzi z Rzymu. Wole kogos z naszego zespolu. Kto moze przyjechac?
– W wydziale maja mase roboty. Nikt tam nie siedzi bezczynnie – zauwazyl Giuseppe. – Chyba ze oderwiesz jedna osobe od normalnych zajec i przeniesiesz ja tutaj.
– To dobre wyjscie. Wystarcza nasi ludzie i wsparcie tylu miejscowych, ilu uda sie zalatwic. Chociaz to oznacza, ze wszyscy bedziemy musieli robic za gliniarzy.
– Myslalem, ze jestesmy gliniarzami – parsknal Giuseppe.
– Owszem, ty i ja. Ale Sofia nie ani Antonino i Minerva.
– Chyba nie przyszlo ci do glowy kazac im sledzic niemowe?
– Wszyscy beda mieli zajecie, jasne?
– Jasne jak slonce, szefie. Jesli nie ma pan nic przeciwko temu, umowilem sie z kolega karabinierem. To porzadny gosc, gotow nam pomoc. Zaprosilem go na kolacje. Przyjdzie za pol godziny. Chcialbym, zebyscie wypili z nami po kieliszku, zanim wyjdziecie.
– Ja z przyjemnoscia – oswiadczyla Sofia.
– Dobrze – zgodzil sie Valoni. – Wykapie sie i juz wychodze. A pani doktor jakie ma plany na wieczor?
– Wlasciwie zadnych, jesli chcesz, mozemy zjesc cos razem w hotelu.
– Ja zapraszam, moze minie mi zly humor.
– Nie, to ja zapraszam.
– Jak sobie zyczysz.
Sofia kupila jedwabna garsonke. Nie przywiozla ze soba odpowiedniego stroju na wieksze wyjscie, wybrala sie wiec w okolice ulicy Roma, by odwiedzic ulubiony sklep Armaniego.
Przy okazji kupila krawat dla Valoniego.
Lubila stroje Armaniego za prostote i nieformalny akcent, jaki mialy nawet eleganckie kostiumy.
– Zostaniesz krolowa imprezy – zapewnil ja Giuseppe.
– Nie mam co do tego watpliwosci – dodal Valoni.
– Zapisze was do mojego fanklubu – rozesmiala sie Sofia.
Ojciec Yves czekal na nich w drzwiach. Nie byl ubrany w sutanne, nawet nie zalozyl koloratki, tylko garnitur – granatowy, wpadajacy w czern, i krawat od Armaniego, identyczny jak ten, ktory Sofia podarowala szefowi.
– Pani doktor… Panie Valoni… zapraszam, kardynal bardzo sie ucieszy.
Valoni popatrzyl spod oka na krawat ksiedza.
– Ma pan dobry gust, swietnie dobrany krawat, panie Valoni – powiedzial z usmiechem ksiadz.
– Wlasciwie to pani doktor ma dobry gust, zrobila mi maly prezent.
– Moglem sie domyslic! – wykrzyknal ojciec Yves.
Podeszli do kardynala, ktory przedstawil im monsignora Aubry’ego, wysokiego, chudego Francuza. Nosil sie z wyszukana elegancja, ale mial dobrotliwy wyglad. Mogl miec kolo piecdziesiatki i widac bylo, ze to doswiadczony dyplomata. Natychmiast zainteresowal sie przebiegiem sledztwa w sprawie calunu.
Rozmawiali z nim juz dluzsza chwile, kiedy dostrzegli, ze wszystkie spojrzenia kieruja sie ku drzwiom. Oznaczalo to nadejscie osobistosci: kardynala Visiera i Umberta D’Alaquy.
Turynski kardynal i monsignor Aubry przeprosili Sofie i Valoniego i pospieszyli ich przywitac. Sofia poczula szybkie bicie serca. Nie przypuszczala, ze bedzie miala jeszcze okazje spotkac sie z D’Alaqua, a kardynalskie pokoje