uparla sie, ze ustali, co kryje sie za wypadkami w katedrze, po drugie, jest siostra Santiaga, a ja nie zycze sobie zadnych skandali i zlamanych serc, zgoda?
– Zgoda, tylko zartowalem.
– Ana Jimenez to nieustepliwa i inteligentna kobieta – odezwala sie Sofia. – Lepiej z nia nie zadzierac. W liscie, ktory przyslala bratu, zawarla wiele interesujacych watkow, choc to tylko sprytne spekulacje. Nie bronilabym sie, gdyby nadarzyla sie okazja zamienic z nia slowo.
– Sofio, nie powiedzialem kategorycznie „nie”, ale musimy byc bardzo ostrozni.
– A jak mam rozumiec jej zazylosc z ksiedzem Yvesem? – myslala na glos Sofia.
– To sprytna dziewczyna, udalo jej sie sklonic go, by zaprosil ja na kolacje – orzekl Valoni.
– Intryguje mnie ten ksiadz.
– Dlaczego, Sofio?
– Trudno to sprecyzowac, ale wydaje sie zbyt poprawny, zbyt przystojny, zbyt sympatyczny, choc ani na moment nie mozna zapomniec, ze jest ksiedzem. Nie kokietuje. Przygladam mu sie przez caly czas. Wprawdzie rozmawia z kobieta, jest bardzo uprzejmy, ale nawet nie probuje flirtowac, chociaz, jak zauwazyl Giuseppe, fajna dziewczyna z tej Any.
– Gdyby chcial ja poderwac, nie zabieralby jej w tak uczeszczane miejsce – zauwazyl Valoni. – Zaden z nas by tego nie zrobil.
* **
Starzec odlozyl sluchawke i zapatrzyl sie w krajobraz za oknem. Angielska wies tonela w zieleniach i szmaragdach rozswietlonych wschodzacym sloncem.
Siedmiu mezczyzn czekalo w napieciu, az starzec zabierze glos.
– Wyjdzie za miesiac. Komisja penitencjarna rozwazy w przyszlym tygodniu propozycje zwolnienia – powiedzial wreszcie.
– To w tym celu Addai polecial do Niemiec, a jak twierdzi nasz lacznik, przekroczy rowniez granice Wloch. Mendibh stal sie jego glownym problemem, zagrozeniem dla wspolnoty – stwierdzil jeden z mezczyzn, zapewne Wloch.
– Chce go zlikwidowac? -_ zagadnal dzentelmen z francuskim akcentem.
– Nie mozna pozwolic, by gliniarze deptali mu po pietach. Addai wie, ze to podstep – odparl mezczyzna o wygladzie wojskowego.
– Gdzie zostanie zlikwidowany? – nalegal Francuz.
– Najprawdopodobniej w wiezieniu – odpowiedzial Wloch. – Tak bedzie najbezpieczniej. Co najwyzej zrobi sie mala afera. Mendibh na wolnosci latwo moglby wsypac ludzi Addaia, chocby przypadkiem.
– Macie jakies propozycje? – dopytywal sie starzec.
– Niech to Addai rozwiaze problem. Tak bedzie najlepiej dla nas wszystkich – Czy mamy jakas ochronka Mendibha, gdyby wyszedl zywy z wiezienia? – zapytal starzec.
– Tak – odparl Wloch. – nasi bracia postaraja sie zmylic policje.
– Nie wystarczy, ze sie postaraja. Nie moze im sie nie udac – stwierdzil stary czlowiek stanowczo.
– Uda im sie – zapewnil Wloch. – Mam nadzieje, ze w najblizszym czasie poznam wszystkie szczegoly planu karabinierow co do operacji pod kryptonimem „Kon trojanski”.
– Doskonale. Rozwiazanie moze byc tylko jedno: wyrwanie Mendibha z rak karabinierow, w przeciwnym razie…
Starzec nie dokonczyl. Wszyscy wiedzieli, ze trzeba cos zrobic, by Mendibh nie stal sie bezwiednie koniem trojanskim.
Ciche pukanie do drzwi, poprzedzajace wejscie sluzacego w liberii, bylo znakiem do zakonczenia nocnej sesji.
– Prosze pana, goscie zaczynaja sie budzic na polowanie – oznajmil sluzacy.
Mezczyzni w eleganckich strojach do konnej jazdy jeden za drugim wychodzili z gabinetu, kierujac sie do przytulnej jadalni, w ktorej czekalo na nich sniadanie. Pare minut pozniej do jadalni weszla starsza arystokratka w towarzystwie meza.
– Prosze, prosze, myslalam, ze tylko z nas takie ranne ptaszki! – wykrzyknela.
– Pewnie korzystajac ze spotkania, omawiaja panowie interesy – dodal jej maz.
Francuski dzentelmen zapewnil ich, ze nie moga sie doczekac polowania. Do jadalni wchodzili kolejni goscie. Zebralo sie trzydziesci osob. Rozmawiali z ozywieniem, niektorzy glosno oburzali sie na Izbe Gmin za to, ze zamierza zabronic polowan na lisy.
Starzec patrzyl na nich zrezygnowany. Polowanie napawalo go wstretem. To uczucie podzielalo siedmiu jego towarzyszy.
Nie mogli jednak wymowic sie od tej, jakze angielskiej, rozrywki. Czlonkowie rodziny krolewskiej uwielbiali spedzac w ten sposob czas, poprosili go wiec, by jeszcze raz zorganizowal polowanie w swojej rozleglej, obfitujacej w zwierzyne posiadlosci.
Wieksza czesc poranka Sofia spedzila w towarzystwie kardynala. Nie widziala ojca Yvesa. Tym razem do gabinetu Eminencji zaprowadzil ja inny ksiadz.
Kardynal byl zadowolony, bo roboty w katedrze wreszcie dobiegly konca. Nie mogl sie nachwalic Umberta D’Alaquy, ktory osobiscie zadbal o przyspieszenie prac, delegujac do kosciola wiecej robotnikow, i to bez podnoszenia ceny.
Pod okiem profesora Bolarda calun wrocil do swojej gabloty w kaplicy Guarini. Kardynal dal wyraz rozczarowaniu, ze ani Valoni, ani pani doktor nie zadzwonili do niego, by powiedziec mu o wynikach sledztwa. Sofia przeprosila, tlumaczac sie zaabsorbowaniem praca, i by wkupic sie nieco w laski duchownego, strescila mu w kilku slowach to, co wolno jej bylo zdradzic.
– Wiec twierdzi pani, ze istnieje jakas organizacja lub czlowiek, ktory chce ukrasc calun? Wywoluje pozar w kosciele, by korzystajac z zamieszania, wyniesc relikwie? Uff, strasznie to zagmatwane. A po co komu calun?
– Tego jeszcze nie wiemy. Moze to jakis kolekcjoner, ekscentryk, albo nawet mafia, ktora zazada niebotycznego okupu za zwrot tkaniny.
– Moj Boze!
– Jesli mozemy byc czegos pewni, Wasza Eminencjo, to tego, ze wszystkie te nieszczesliwe wypadki w katedrze maja zwiazek z calunem.
– Wiec mowi pani, ze wasz zwierzchnik poszukuje podziemnego korytarza prowadzacego do katedry? Alez to absurd. Przeciez prosili panstwo ojca Yvesa, zeby dokladnie przejrzal archiwa, i zdaje sie, ze wyslal wam bardzo szczegolowe informacje na temat historii katedry, a dokumenty nawet nie napomykaja o takim przejsciu.
– Co niestety nie oznacza, ze takowe nie istnieje.
– Ani ze istnieje. Bylbym raczej sceptyczny jesli chodzi o te niestworzone historie, jakie wypisuja o starych kosciolach.
– Eminencjo, jestem historykiem…
– Tak, tak, wiem o tym. Z szacunkiem i podziwem odnosze sie do panstwa osiagniec i pracy waszego wydzialu, nie chcialem pani obrazic, prosze mi wybaczyc.
– Wcale nie poczulam sie obrazona. Prosze mi jednak wierzyc, ze cala historia nie zostala jeszcze napisana, nie wiemy o wszystkich zdarzeniach z przeszlosci, a zwlaszcza o tym, czego chcieli nasi przodkowie.
W hotelowym holu Sofia o wlos uniknela zderzenia z Ana Jimenez. Szybko zorientowala sie, ze ta na nia czekala.
– Pani doktor…
– Witam, co u pani slychac?
– Dziekuje, wszystko dobrze. Poznaje mnie pani?
– Tak, siostra Santiaga Jimeneza, naszego dobrego znajomego.