– Wie pani, co robie w Turynie?
– Bada pani okolicznosci pozaru w katedrze.
– Wiem, ze pani szef nie jest tym zachwycony.
– To chyba oczywiste. Pani tez nie bylaby zadowolona, gdyby policja wtracala sie do pani pracy.
– Pewnie! Staralabym sie ich zgubic. Wiem, ze zabrzmi to naiwnie, ale sadze, ze moge panstwu pomoc. Mozna miec do mnie zaufanie. Jestem bardzo blisko zwiazana z bratem, nie zrobilabym niczego, co mogloby narazic go na przykrosci. Owszem, chcialabym napisac reportaz, ale nie zrobie tego. Obiecuje, ze nie napisze nawet linijki, dopoki nie zamkna panstwo sledztwa i wszystko sie nie wyjasni.
– Sama pani rozumie, ze policja nie moze wlaczyc pani do zespolu prowadzacego sledztwo…
– Mozemy jednak pracowac rownolegle. Ja bede informowala panstwa o tym, co ustalilam, a panstwo odwdziecza mi sie tym samym.
– Ano, to oficjalne tajne sledztwo.
– Wiem o tym.
Sofia zastanawiala sie, dlaczego dziewczyna tak przejmuje sie ta sprawa.
– Dlaczego to dla pani takie wazne?
– Trudno to wyjasnic. Nigdy nie interesowalam sie calunem turynskim, ani nie zwracalam uwagi na to, co dzieje sie w katedrze. Dopiero niedawno, na kolacji u pani przelozonego, Valoniego… To tam po raz pierwszy uslyszalam o tej sprawie i polknelam bakcyla. Brat zabral mnie na te kolacje, bo sadzil, ze to tylko towarzyskie spotkanie, tymczasem wyplynela ta sprawa, pan Valoni zapytal Santiaga i jeszcze jednego kolege, Johna Barry’ego, co sadza o pozarze. Rozprawiali o tym cala noc… Spekulacje, poszlaki, przypuszczenia… No i zaintrygowala mnie ta historia – Co udalo sie pani ustalic?, – Ma pani ochote na kawe? – zapytala Ana.
– Chetnie – odparla Sofia. – I prosze mi mowic po imieniu.
Ana Jimenez odetchnela z ulga, tymczasem Sofia besztala sie w duchu, ze tak latwo dala sie namowic na rozmowe z ta dziennikarka. Owszem, dziewczyna wzbudzala sympatie, zdawalo sie, ze mozna jej ufac, Valoni jednak mial racje – po co mieliby ja w cokolwiek wtajemniczac?
– Dobrze, opowiadaj – ponaglila ja Sofia, gdy usiadly.
– Przeczytalam kilka wersji historii calunu, jest pasjonujaca.
– Owszem, to ciekawe.
– Moim zdaniem ktos chce dostac calun. Pozary to tylko sztuczka, zeby odwrocic uwage policji. Celem jest sama relikwia.
Sofia byla zaskoczona, ze jej rozmowczyni doszla do tego samego wniosku co oni, nadstawila wiec uszu.
– Powinnismy poszukac w przeszlosci. Ktos chce nie tyle ukrasc to plotno, co je odzyskac – orzekla stanowczo Ana.
– Ktos z przeszlosci?
– Ktos zwiazany z historia relikwii.
– Skad ci to przyszlo do glowy?
– Nie wiem, ale ufam swojej intuicji. Mam tysiac teorii, jedna bardziej szalona od drugiej…
– Wiem, czytalam twoj list.
– I co o tym myslisz?
– Ze na pewno masz bujna wyobraznie, bez watpienia talent pisarski, a mozliwe, ze rowniez racje.
– Wydaje mi sie, ze ojciec Yves wie o calunie wiecej, niz przyznaje.
– Skad ten pomysl?
– Bo jest tak uczynny, poprawny, niewinny i tak przejrzysty, ze zaczynam podejrzewac, ze cos ukrywa. Poza tym, jest bardzo pociagajacy, zauwazylas?
– Owszem, to przystojny mezczyzna. Gdzie go poznalas? – chciala wiedziec Sofia.
– Zadzwonilam do kurii, powiedzialam, ze jestem dziennikarka i ze chce napisac artykul o calunie turynskim. W kancelarii pracuje pewna pani, dojrzala matrona, ktora zajmuje sie kontaktami z prasa. Przez dwie godziny opowiadala mi to, co sama moge przeczytac w broszurach dla turystow, w dodatku udzielila mi lekcji historii dynastii sabaudzkiej. Koniec koncow wyszlam stamtad znudzona jak mops. Ta dobra kobieta nie byla wymarzonym informatorem. Zadzwonilam jeszcze raz, proszac o rozmowe z samym kardynalem. Zapytali mnie oczywiscie, kim jestem i czego chce. Wyjasnilam, ze jestem dziennikarka, ktora interesuje sie pozarami i innymi wypadkami w katedrze. Znow przelaczyli mnie do tej zacnej damy, ktora tym razem nie byla juz tak zyczliwa. Nalegalam, by umowila mnie na spotkanie z kardynalem. W koncu postawilam wszystko na jedna karte i powiedzialam jej, iz wiem, ze cos ukrywaja i ze opublikuje moje podejrzenia. Przedwczoraj zadzwonil do mnie ojciec Yves. Przedstawil sie jako sekretarz kardynala. Jego zwierzchnik nie moze sie ze mna spotkac, ale on jest do mojej dyspozycji. Umowilismy sie, pogadalismy. Wydawal sie szczery, kiedy relacjonowal ten ostatni pozar. Potem oprowadzil mnie po katedrze, po czym wypilismy kawe. Uzgodnilismy, ze bedziemy w kontakcie i wrocimy do tematu. Kiedy zadzwonilam wczoraj, by umowic sie na spotkanie, powiedzial, ze przez caly dzien bedzie zajety i zapytal, czy zgodze sie zjesc z nim kolacje. To wszystko.
– To dosc szczegolny ksiadz – wyrwalo sie Sofii, jak gdyby myslala na glos.
– Latwo sobie wyobrazic, ze kiedy odprawia msze, katedra peka w szwach – zauwazyla Ana.
– Podoba ci sie?
– Gdyby nie byl ksiedzem, staralabym sie go poderwac.
Sofia byla troche skonsternowana rezolutnoscia swojej rozmowczyni. Ona sama nigdy nie zdobylaby sie na takie wyznanie. Te mlode dziewczeta… Ana miala najwyzej dwadziescia piec lat, nalezala do pokolenia, ktore smialo siega po to, na co ma ochote, bez hipokryzji i rozgladania sie na boki, chociaz w tym przypadku kaplanstwo ojca Yvesa zdawalo sie ja powstrzymywac. Przynajmniej na razie.
– Mnie rowniez intryguje ten ksiadz, ale przeswietlilismy go i nie trafilismy na nic podejrzanego. Zdarzaja sie tacy ludzie, przejrzysci jak lza. Niewazne! Jaki masz plan?
– Gdybym dostala od ciebie jakas wskazowke… moglybysmy wymieniac sie informacjami…
– Nie, nie moge i nie powinnam tego robic.
– Nikt sie nie dowie.
– Ano, nie chce, bys odniosla zle wrazenie, ale ja nie robie niczego za plecami innych, a zwlaszcza za plecami tych, ktorym ufam i z ktorymi pracuje. Wydajesz mi sie bardzo sympatyczna, ale ja mam swoja prace, a ty swoja. Jesli Valoni w pewnej chwili stwierdzi, ze czas wlaczyc cie do naszych dzialan, bede zachwycona, jesli nie, nie bede rozpaczala.
– Jesli ktos chce ukrasc badz zniszczyc calun turynski, opinia publiczna ma prawo o tym wiedziec.
– Nie watpie. Ale to ty utrzymujesz, ze ktos ma taki zamiar. My prowadzimy sledztwo w sprawie pozaru. Kiedy dobiegnie ono konca, powiadomimy naszych zwierzchnikow, ci zas opinie publiczna, jesli bedzie to konieczne.
– Nie prosilam, zebys robila cos za plecami szefa.
– Ano, zrozumialam, o co mnie prosisz. Odpowiedz brzmi: nie. Przykro mi.
Ana jak niepyszna wstala od stolu, przygryzajac dolna warge.
Zostawila niedopite cappuccino.
– Coz, jak nie, to nie. W kazdym razie, jesli na cos natrafie, wolno mi bedzie do ciebie zadzwonic?
– Naturalnie.
Dziewczyna usmiechnela sie grzecznie na pozegnanie i szybko wyszla z kawiarni. Sofia zastanawiala sie, dokad to idzie tak pewnym krokiem. Zadzwonila jej komorka. Kiedy uslyszala glos ojca Yvesa, miala ochote sie rozesmiac.
– O wilku mowa! Zaledwie pare minut temu rozmawialam o ksiedzu.
– Cos podobnego! Z kim?
– Z Ana Jimenez.
– Ach, z ta dziennikarka. To urocza dziewczyna, bardzo blyskotliwa. Zbiera materialy o pozarze w katedrze. Slyszalem, ze pani przelozony, Valoni, jest przyjacielem jej brata, ktory z kolei pracuje dla Europolu.
– Rzeczywiscie. Santiago Jimenez przyjazni sie z Alonim i z nami wszystkimi. To dobry kolega i bardzo kompetentny policjant.
– Tak, wyglada na przyzwoitego czlowieka. Ale, ale, dzwonie do pani w imieniu kardynala. Chce zaprosic pania i pani zwierzchnika na bankiet.
– Bankiet?
– Kardynal podejmuje grono katolickich naukowcow, ktorzy dosc regularnie przyjezdzaja do Turynu, by