twojego domu. Mialem wtedy dziesiec lat. Wiedziales, z jakim zalem rozstaje sie z rodzicami, i starales sie, bym mogl ich jak najczesciej odwiedzac. Nigdy nie zapomne, jak odprowadzales mnie do domu, zostawiales na cale popoludnie, a sam spacerowales dla zabicia czasu po wsi, zeby nie krepowac nas swoja obecnoscia. Nie moge ci niczego zarzucic, byles dla mnie bardzo dobry. Jesli chcesz wiedziec, czy stales mi sie bliski, moja odpowiedz brzmi… tak, ale wyznaje, ze czasem nienawidze cie za to, ze jestem z toba polaczony wiezami, ktorych nie mozna zerwac. Nie zdradze cie jednak, jesli tego sie boisz.
– Wiem, ze w naszych szeregach czai sie zdrajca, moim obowiazkiem zas jest przewidziec kazde niebezpieczenstwo.
– Pomysl z listem byl zbyt oczywisty.
– Moze chcialem, bys uznal ten list za ostrzezenie, gdybys rzeczywiscie byl zdrajca. Jestes moim jedynym przyjacielem, jedyna osoba, ktorej nie chcialbym stracic.
– Twoj wyjazd do Wloch to duze ryzyko.
– To ryzyko zamieni sie w powazne zagrozenie dla nas wszystkich, jesli bede siedzial z zalozonymi rekami.
– W Turynie mamy ludzi, ktorzy tylko czekaja na twoje dyspozycje, zrobia wszystko, co im kazesz. Jesli policja rzeczywiscie cos szykuje, nie powinienes wchodzic im w droge.
– Dlaczego uwazasz, ze policja cos szykuje?
– Tak wynika z listu. Chyba nie zastawiasz na mnie kolejnej pulapki…
– Najpierw pojade do Berlina, potem do Mediolanu i Turynu. Bardzo szanuje rodzine Mendibha, wiesz o tym, ale nie pozwole, by chlopak sciagnal na nas klopoty.
– Mozesz zabrac go z Turynu, gdy tylko wypuszcza go na wolnosc.
– A jesli to podstep? Jesli zwalniaja go, by go sledzic? Sam bym tak zrobil na ich miejscu. Nie moge pozwolic, by narazal wspolnote na niebezpieczenstwo, dobrze o tym wiesz. Jestem odpowiedzialny za wiele rodzin, twoja rowniez. Chcesz, by nas zmiazdzyli, odebrali wszystko, co mamy? Czyzbysmy mieli zdradzic pamiec, jaka przodkowie zapisali nam w testamencie? Jestesmy tym, czym musimy byc, nie czym chcielibysmy byc.
– Wyjazd do Turynu to niepotrzebna brawura.
– Nie jestem lekkomyslny, wiesz o tym najlepiej, ale w liscie ostrzegaja nas, ze moze sie szykowac zasadzka. Musze cos zrobic, zebysmy w nia nie wpadli.
– Dni Mendibha sa policzone.
– Kiedy czlowiek sie rodzi, jego dni juz sa policzone.
Zostaw mnie teraz, musze popracowac. Zawiadom mnie, kiedy przyjdzie Talat.
Guner wyszedl z gabinetu i udal sie wprost do kaplicy. Tam, padlszy na kolana, rozplakal sie jak dziecko i wpatrujac sie w krzyz na oltarzu, szukal lekarstwa na swoje cierpienie.
– Czasami podejrzewam, ze masz jakas nerwice – powiedzial Giuseppe, patrzac, jak Valoni spaceruje z kata w kat.
– Posluchaj, Giuseppe, jestem pewny, ze ci zlodzieje wchodza i wychodza jakims tajemnym przejsciem. Podziemia Turynu sa podziurawione jak ser gruyere, same tunele, dobrze o tym wiesz.
Sofia w milczeniu sluchala kolegow, przyznajac racje Valoniemu. Niemi zloczyncy wyrastali jak spod ziemi i znikali, jakby sie pod ziemie zapadli. Policjanci byli juz pewni, ze operacje wymierzone w calun – zakladajac, ze rzeczywiscie chodzi o kradziez calunu z katedry, jak utrzymywal Valoni, sa dzielem jakiejs organizacji. To ona zlecala niemowom wlamania.
W ostatniej chwili szef zdecydowal sie zabrac z nimi do Turynu. Minister kultury zalatwil mu pozwolenie u ministra obrony na zbadanie tuneli, zwykle zamknietych dla osob postronnych. Na planach podziemnych tuneli, ktorymi dysponowalo wojsko, nie bylo takiego, ktory prowadzilby do katedry. Instynkt jednak podszeptywal Valoniemu, ze sie myla, wiec korzystajac z pomocy komendanta wojsk inzynieryjnych i czterech saperow z tego samego oddzialu imienia Pietra Mikki, mieli sprawdzic zamkniete tunele. Podpisal dokument, w ktorym oswiadczal, ze wie o ryzyku z tym zwiazanym, minister zas zaznaczyl, ze nie wolno mu narazac na niebezpieczenstwo zycia komendanta i oddelegowanych do tego zadania zolnierzy.
– Przestudiowalismy wszystkie plany i nie ma tunelu, ktory prowadzi do katedry – nie dawal za wygrana Giuseppe.
– Nie wiemy wszystkiego o podziemiach miasta – wtracila sie Sofia. – Gdyby tak zaczac kopac, Bog jeden wie, co bysmy odkryli. Niezbadane galerie, korytarze, ktore nagle sie urywaja. Nie wiadomo, czy ktorys nie prowadzi do samej katedry. To byloby logiczne. Nie zapominaj, ze miasto wielokrotnie bylo oblezone, a w katedrze przechowywane sa bezcenne eksponaty, ktore turynczycy z pewnoscia chcieli ochronic przed najezdzcami. Nie zdziwilabym sie, gdyby ktorys z korytarzy pozornie wiodacych donikad, konczyl sie w samym kosciele.
Giuseppe zamilkl. Szanowal Valoniego i Sofie za ich wiedze.
Byli historykami i widzieli rzeczy, jakie umykaly zwyczajnym smiertelnikom. W dodatku ta sprawa byla oczkiem w glowie komisarza. Wiedzial, ze albo rozwikla tajemnice, albo zakonczy kariere, poniewaz od miesiecy nie zajmuje sie niczym innym niz pozar w katedrze.
Zatrzymali sie w hotelu Alexandra w poblizu turynskiej starowki. Nastepnego dnia mieli ostro wziac sie do pracy.
Valoni spenetruje podziemia, Sofie czeka audiencja u kardynala, Giuseppe zas spotka sie z karabinierami, by ustalic, ilu ludzi beda potrzebowali do sledzenia niemowy.
Wieczorem Valoni zaprosil wszystkich na kolacje do restauracji rybnej Al Ghibellin Fuggiasco. Ozywiona rozmowe nad zastawionym stolem przerwalo nieoczekiwane wejscie ojca Yvesa.
Podszedl do nich z usmiechem, wymieniajac z kazdym serdeczny uscisk dloni, jakby ich widok szczerze go ucieszyl.
– Nie wiedzialem, ze i pan wybiera sie do Turynu, panie Valoni. Kardynal powiedzial mi tylko, ze pani doktor zlozy nam wizyte, zdaje sie jutro?
– Tak, jutro – potwierdzila Sofia.
– Jak sie toczy sledztwo? Roboty w katedrze juz sie zakonczyly, wierni znow moga adorowac calun. Wzmocnilismy srodki bezpieczenstwa, COCSA zainstalowala supernowoczesny system przeciwpozarowy. Nie sadze, by powtorzyly sie klopoty.
– Oby mial ksiadz racje – westchnal Valoni.
– Nie bede przeszkadzal, udanej kolacji.
Odprowadzili go wzrokiem do stolika, przy ktorym siedziala mloda brunetka. Valoni sie rozesmial.
– Wiecie, z kim je kolacje nasz ojczulek?
– Z pewna calkiem ladna czarnulka. Ach, ci nasi ksieza… – mruknal zniesmaczony Giuseppe.
– To Ana Jimenez, siostra Santiaga.
– Rzeczywiscie. Nie poznalem jej.
– Teraz to ja podejde do ich stolika, zeby sie przywitac – oznajmil Valoni.
– Moze sie przysiada? Zaprosimy ich na drinka? – podsunela Sofia.
– To by znaczylo, ze wzbudzili nasze zainteresowanie, a chyba nie o to nam chodzi?
Komisarz przemaszerowal przez cala sale i stanal przy stoliku ksiedza. Ana Jimenez poslala mu szeroki usmiech, zapraszajac serdecznie, by do nich dolaczyl. Przyjechala do Turynu cztery dni temu, chetnie z nim porozmawia.
Valoni odpowiedzial, ze z przyjemnoscia zaprosi ja na kawe, jesli bedzie mial wolna chwile, i ze nie zamierza dlugo zabawic w miescie. Kiedy zapytal, pod jakim numerem telefonu mozna ja zastac, Ana poprosila, by dzwonil do hotelu Alexandra.
– To mily zbieg okolicznosci, my rowniez zatrzymalismy sie w tym hotelu.
– Brat polecil mi to miejsce. Zdaje sie, ze to dobry hotel na parodniowy pobyt.
– W takim razie na pewno nadarzy sie okazja, by porozmawiac.
Valoni pozegnal sie i wrocil do swojego stolika.
– Ta mloda dama zatrzymala sie w tym samym hotelu co my.
– Coz za przypadek! – mruknal Giuseppe.
– Nie, to zaden przypadek. Santiago polecil jej ten hotel.
Mozna sie bylo tego spodziewac. Bedzie zbyt blisko, starajmy sie wiec jej unikac.
– Coz, nie wiem, czy chce unikac takiego cukiereczka! – wykrzyknal ze smiechem Giuseppe.
– Oswiadczam ci, ze jednak bedziesz jej unikal, i to z dwoch powodow: po pierwsze, Ana jest dziennikarka i