zrozumiala podtekst: nie jest nia zainteresowany, traktuje ja jak jeszcze jednego goscia.

Bylo jasne, ze D’Alaqua trzyma ja na dystans i mimo calej subtelnosci, z jaka to robil, nie miala watpliwosci, co chce dac jej do zrozumienia.

Podczas przerwy zostala zaproszona do prywatnego saloniku D’Alaquy, gdzie czekal na nich szampan i przekaski, ktorych nawet nie tknela, by nie zlizac karminowej szminki.

– Podoba sie pani opera, pani doktor?

Kardynal Visier mierzyl ja uwaznym spojrzeniem.

– O tak. Pavarotti jest dzis w swietnej formie.

– W rzeczy samej, chociaz rola w Cyganerii nie jest jego najwiekszym osiagnieciem.

Guido Bonomi wylewnie wital gosci D’Alaquy.

– Sofio, wyglada pani olsniewajaco! – wykrzyknal. – Zawsze zaskakuje mnie pani uroda, chociaz widzielismy sie zaledwie wczoraj. Zachwycala mnie juz pani jako studentka, a teraz pani urok wcale nie zmalal. Mam tu cala kolejke kolegow, ktorzy niecierpliwia sie, by pania poznac, i grono zazdrosnych zon, poniewaz ich mezowie czesciej kierowali lornetke na pania niz na tenora. Nalezy pani do tych kobiet, ktore przycmiewaja wszystkie inne.

Sofia usmiechnela sie kwasno. Pochlebstwa Bonomiego wydaly jej sie nie na miejscu. Traktowal ja zbyt poufale, co bylo krepujace. Poslala mu niezadowolone spojrzenie, krzywiac sie lekko. Bonomi zrozumial przeslanie zielonych oczu i nie zaryzykowal dalszych komplementow.

– Doskonale, oczekuje panstwa na kolacji. Eminencjo, pani doktor, burmistrzu… – wybakal.

D’Alaqua zauwazyl skrepowanie Sofii i podszedl do niej.

– Guido juz taki jest – staral sie ja uspokoic. – To fantastyczny czlowiek, znakomitosc w swiecie mediewistyki, byc moze tylko zbyt obcesowy. Prosze sie na niego nie gniewac.

– Nie gniewam sie na niego, lecz na siebie. Zastanawiam sie, co ja tutaj robie? Nie naleze do towarzystwa. Jesli nie ma pan nic przeciwko temu, po przedstawieniu wroce do hotelu.

– Nie, prosze nie odchodzic. Mysle, ze powinna pani zostac i wybaczyc staremu profesorowi, ktory nie potrafi w inny sposob wyrazic swojego podziwu.

– Bardzo mi przykro, ale wole wyjsc. Wlasciwie nie powinnam isc na kolacje do profesora, bylam tylko jego studentka, zaprosil mnie przez uprzejmosc. Niepotrzebnie przyjelam zaproszenie do panskiej lozy. Wsrod pana gosci, pana przyjaciol, czuje sie niezrecznie, jakbym sie narzucala. Zupelnie tu nie pasuje, przepraszam, ze narazilam pana na taki dyskomfort.

– Alez nie czuje zadnego dyskomfortu, zapewniam pania.

Dzwonek obwiescil poczatek drugiego aktu, wiec oboje skierowali sie do lozy.

Sofia zauwazyla, ze D’Alaqua rzuca jej ukradkowe spojrzenia. Miala ochote wybiec z teatru, nie mogla jednak sobie na to pozwolic, nie chciala sie osmieszac, zachowujac sie jak pensjonarka. Wytrzyma do samego konca, pozegna sie grzecznie i nigdy wiecej ich sciezki sie nie przetna. Ten czlowiek nie ma nic wspolnego z calunem i choc Sofia nieufnie podchodzila do ludzi zamoznych i wplywowych, nie podejrzewala, ze Umberto ma jakis zwiazek z pozarami czy kradziezami dziel sztuki. Podejrzenia Valoniego wydaly jej sie smieszne.

Po zakonczonym przedstawieniu bila brawo na stojaco, po czym pozegnala sie z burmistrzem, jego zona, z malzenstwem Agnelli i bankierami. Na koncu podeszla do kardynala Visiera.

– Dobranoc, Wasza Eminencjo.

– Juz pani wychodzi?

– Tak.

Zaskoczony Visier poszukal wzrokiem D’Alaquy. Ten rozmawial z Bolardem na temat sopranu i doskonalej arii Pavarottiego.

– Pani doktor, chcialbym, by zjadla pani z nami kolacje – zapewnil Sofie kardynal.

– Eminencjo, rozumie pan lepiej niz ktokolwiek moje zaklopotanie. Wole wyjsc. Lepiej unikac niezrecznych sytuacji.

– Szkoda, ale skoro nie moge pani przekonac… Mam jednak nadzieje, ze wkrotce sie spotkamy. Pani krotka rozprawa o wspolczesnych metodach badawczych wydala mi sie bardzo nowatorska. Ja sam studiowalem archeologie, zanim calkowicie oddalem sie sluzbie Kosciolowi.

– Samochody juz na nas czekaja… – przerwal im D’Alaqua.

– Pani doktor nie pojedzie z nami – powiadomil go Visier.

– Zaluje, probowalem ja przekonac, ale skoro woli wyjsc wczesniej, nie bede dluzej nalegal. Sofio, ten sam samochod, ktory pania przywiozl, odwiezie pania do hotelu.

– Dziekuje, mam ochote na spacer. Hotel jest niedaleko.

– Przepraszam, pani doktor – wtracil sie kardynal – wydaje mi sie, ze to zbyt lekkomyslne. Turyn to nie jest bezpieczne miasto. Bede spokojniejszy, jesli zgodzi sie pani na podwiezienie.

Sofia ustapila, by nie wyjsc na uparciucha czy obrazalska.

– Zgoda, bardzo dziekuje.

– Prosze nie dziekowac, jest pani powazna osoba i ma pani zasady. To widac. Podejrzewam, ze uroda jest dla pani raczej utrudnieniem niz atutem, bo nigdy nie posluzy sie nia pani dla korzysci.

Slowa kardynala przywrocily jej pewnosc siebie. D’Alaqua odprowadzil ja do samochodu.

– Pani doktor, ciesze sie, ze pani przyszla.

– Dziekuje.

– Zabawi pani jeszcze pare dni w Turynie?

– Tak, mozliwe, ze zostane na nastepne dwa tygodnie.

– Zadzwonie. Chcialbym zaprosic pania na obiad. Oczywiscie jesli znajdzie pani czas…

Sofia, niezmiernie zaklopotana, wyszeptala tylko „dziekuje”, gdy D’Alaqua zatrzaskiwal drzwiczki samochodu, udzielajac szoferowi instrukcji, jak dojechac do hotelu.

Nie wiedziala, ze Guido Bonomi dostanie od kardynala Visiera ostra reprymende.

– Profesorze, potraktowal pan niegrzecznie doktor Galloni, a tym samym tych, ktorzy z nia rozmawiali. Pana wklad w sprawy Kosciola jest bezsprzeczny, wszyscy jestesmy wdzieczni za panskie dokonania jako glownego eksperta w dziedzinie sztuki sakralnej sredniowiecza, to jednak nie powod, by zachowywac sie… grubiansko.

D’Alaqua sluchal tego w milczeniu.

– Paul, nie sadzilem, ze pani doktor zrobi na tobie takie wrazenie.

– Zachowanie Bonomiego bylo niegodne, jakbym mial do czynienia z prostakiem. Obrazil te pania bez zadnego powodu. Czasem sie zastanawiam, jak to sie dzieje, ze jego talent nie obejmuje innych obszarow zycia. Galloni sprawia wrazenie osoby bardzo prawej, zdolna, wyksztalcona… Gdybym nie byl duchownym, natychmiast bym sie w niej zakochal… Oczywiscie, gdybym nie byl… gdybym nie byl… tym, kim jestesmy.

– Szczerosc wrecz brawurowa – mruknal D’Alaqua.

– Umberto, wiesz rownie dobrze jak ja, ze celibat to trudny wybor, rownie ciezki, co niezbedny. Ja dotrzymalem przyrzeczenia. Bog wie, ze przestrzegalem zasady, co nie znaczy, ze kiedy widze inteligentna, a przy tym piekna kobiete, nie potrafie tego docenic. Bylbym hipokryta, gdybym temu przeczyl. Od tego mamy oczy, by widziec, i tak jak zachwycamy sie posagiem dluta Berniniego, poruszaja nas marmury Fidiasza czy kamienna powaga etruskich sarkofagow, tak potrafimy docenic wartosc niektorych osob. Nie obrazajmy naszej inteligencji, udajac, ze nie dostrzegamy urody i innych zalet pani doktor Galloni. Przypuszczam, ze zrobisz cos, by wynagrodzic jej dzisiejsza zniewage.

– Naturalnie, zaprosze ja na obiad. Niewiele wiecej moge zrobic.

– Wiem o tym, nie mozemy ofiarowac jej niczego wiecej…

– Sofio…

Ana Jimenez natknela sie na Sofie, kiedy ta wysiadala z samochodu przed hotelem.

– A niech to, alez sie wystroilas! Wracasz z jakiejs imprezy?

– Wracam z koszmaru. Co slychac? – mruknela Sofia.

– Nic ciekawego. To wszystko okazuje sie trudniejsze, niz myslalam, lecz sie nie poddaje.

– Slusznie.

– Jadlas kolacje?

– Nie, ale najpierw zadzwonie po szefa, jesli jeszcze nie jadl, zaprosze go na dol, do restauracji.

– Czy moge sie do was dosiasc?

– Ja nie widze przeszkod, nie wiem natomiast, co powie szef. Zaczekaj, zaraz sie dowiemy.

Sofia wrocila z recepcji z kartka w reku. Valoni zostawil dla niej wiadomosc.

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату