– Nie przesadzaj. Stary Bonomi cie uwielbia.

– To genialny wykladowca, poza tym, ze primadonna wsrod krytykow sztuki. Zawsze byl dla mnie bardzo zyczliwy.

– Wydaje mi sie, ze sie w tobie podkochiwal.

– Co ty wygadujesz! Bylam po prostu dobra studentka, zaliczalam na celujacy wszystkie przedmioty. Przyznaje, bylam kujonem.

– Dobrze, dobrze. A co powiesz o panu D’Alaquie?

– Sama nie wiem… Troche przypomina ksiedza Yvesa. Obaj sa inteligentni, dobrze wychowani, uprzejmi, przystojni i… nieosiagalni.

– Nie wyglada na to, by D’ Alaqua byl dla ciebie nieosiagalny, zwlaszcza ze nie jest ksiedzem.

– Nie, nie jest, ale ma w sobie cos… wyglada, jakby byl z innego swiata, jak gdyby szykowal dla wszystkich jakis wielki plan… Budzi we mnie dziwne odczucia, jak by to ujac…

– Zauwazylem, ze przypadlas mu do gustu.

– Nie bardziej niz inni. Chcialabym moc powiedziec, ze ten mezczyzna sie mna interesuje, ale to nieprawda. Marco, nie bede sie oszukiwala, jestem dorosla i wiem, kiedy sie komus podobam.

– Co ci powiedzial?

– Przez te krotka chwile, kiedy zostalismy sami, wypytywal mnie o sledztwo. Staralam sie nie zdradzac, ze przeprowadzamy tu operacje. Powiedzialam, ze chciales poznac ludzi, ktorzy opiekuja sie calunem.

– Co sadzisz o Bolardzie?

– To ciekawe, ale to ten sam typ czlowieka co D’Alaqua i ksiadz Yves. Teraz juz wiemy, ze to dobrzy znajomi, co zreszta bylo do przewidzenia.

– Wiesz, mnie tez sie wydaje, ze to dosc specyficzni ludzie. Nie wiem jeszcze, co mi sie w nich nie spodobalo, ale mam zle przeczucia. Emanuja potega, pozwalajac innym odczuc swoja wielkosc. Moze to ich wyglad, elegancja, pewnosc siebie… Sa przyzwyczajeni do wydawania rozkazow i posluchu. Nasz gadula, profesor Bonomi, zdradzil mi, ze ten Bolard zyje tylko nauka i dlatego jest zatwardzialym starym kawalerem.

– Dziwi mnie jego oddanie calunowi, przeciez wie, ze badanie izotopu I4C datuje tkanine na okres sredniowiecza.

– Tak, zastanawialem sie nad tym. Zobaczymy, co uda nam sie jutro z niego wycisnac. Chce, zebys byla na tym spotkaniu. A co to za historia z kolacja u Bonomiego?

– Naciskal na D’Alaque, zeby zabral mnie do opery, a potem przyprowadzil do niego do domu, bo wydaje kolacje, by uhonorowac kardynala Visiera. D’Alaqua nie mogl sie wymigac, musial zgodzic sie na moje towarzystwo. Nie wiem, czy powinnam isc…

– Owszem, powinnas pojsc i nadstawiac ucha. To polecenie sluzbowe. Wszyscy ci powazani i wplywowi ludzie trzymaja trupy w szafie. Zastanawiam sie, czy ktorys nie wie czegos o naszej katedrze.

– Marco, prosze! To absurd! Nie mozesz myslec, ze wszyscy maja cos wspolnego z pozarami i niemowami…

– Wiem co mowie. Rozmawiasz z policjantem. Nie ufam grubym rybom. Zeby dojsc tam, dokad doszli, musieli wdepnac w niejedno gowno i sciac wiele glow. Pozwol sobie przypomniec, ze za kazdym razem, kiedy rozbijamy szajke zlodziei dziel sztuki, okazuje sie, ze kradziez zlecil jakis ekscentryczny milioner, ktory sni o tym, by w swojej prywatnej kolekcji zgromadzic cale dziedzictwo kulturowe ludzkosci. Ty jestes urodzona ksiezniczka z bajki, ale masz do czynienia z rekinami, ktore pozeraja wszystko, co napotykaja na swojej drodze. Nie zapomnij o tym jutro, ani w operze, ani na kolacji u Bonomiego. Ich dobre maniery, elokwencja, caly ten zbytek, to tylko fasada. Mam do nich mniej zaufania niz do kieszonkowcow z Trastevere.

– Znowu musze sobie kupic jakis ciuch…

– Kiedy wrocimy, poprosze, by przyznano ci zwrot kosztow zwiazanych ze sledztwem. Tymczasem, ksiezniczko, postaraj sie omijac Armaniego szerokim lukiem, w przeciwnym razie zostawisz u nich cala miesieczna pensje.

– Postaram sie, ale nie obiecuje.

***

Zarumieniona panna mloda przyjmowala zyczenia, nie widzac konca kolejki gosci, ktorzy przyszli na jej wesele. Sala byla pelna. Addai pomyslal, ze slub bratanicy Bakkalbasiego to doskonala okazja, by spotkac sie w Berlinie z wiekszoscia braci.

Podrozowal z Bakkalbasim, jednym z osmiu biskupow wspolnoty, oficjalnie zamoznym kupcem z Urfy.

Zebrawszy siedmiu zwierzchnikow wspolnoty z Niemiec i drugie tyle z Wloch, skierowal sie do spokojnego kata sali, gdzie panowie siegneli po dlugie cygara. Jeden z siostrzencow Bakkalbasiego stal nieopodal, pilnujac, by nikt im nie przeszkadzal.

Addai wysluchal raportow swoich ludzi, ktorzy szczegolowo zdali mu relacje z zycia wspolnoty na tych barbarzynskich ziemiach.

– W przyszlym miesiacu Mendibh wyjdzie na wolnosc.

Naczelnik wiezienia wiele razy rozmawial przez telefon z szefem policjantow, ktorzy prowadza te sprawe. Niedawno kuratorka skarzyla sie naczelnikowi wiezienia, ze nie wypada odgrywac takiego przedstawienia przed wiezniem. Przypomniala, ze juz od dawna radzi, by wyslac Mendibha do specjalnego osrodka, ze jest swiecie przekonana, ze on nie rozumie, co sie do niego mowi, i ze urzadzanie cyrku, w ktorym ona ma sie rzekomo opowiedziec za wypuszczeniem go na wolnosc tylko po to, by sprawdzic, czy rozumie, co mowia, uwaza za oburzajace i niegodziwe. Dala mu do zrozumienia, ze nigdy wiecej nie wezmie udzialu w podobnym przedstawieniu.

– Kto jest twoim lacznikiem w wiezieniu? – zapytal Addai.

– Moja bratowa, sprzataczka. Od lat sprzata biura i niektore czesci samego wiezienia. Tak sie przyzwyczaili do jej obecnosci, ze traktuja jajak powietrze. Kiedy rano przychodzi naczelnik, a ona jest zajeta praca, daje jej znak, by sobie nie przeszkadzala, gdy on tymczasem zalatwia jakis telefon lub rozmawia z pracownikami. Ufaja jej. To starsza kobieta, kto by mogl podejrzewac o zle zamiary siwa pania z wiadrem i scierka.

– Czy mozna sie dowiedziec z wyprzedzeniem, kiedy zostanie zwolniony?

– Tak, to mozliwe – odparl mezczyzna.

– W jaki sposob? – chcial wiedziec Addai.

– Podania o skrocenie wyroku przychodza do naczelnika wiezienia faksem, odbiera je rano. Moja bratowa dociera do pracy wczesniej, i juz zostala poinstruowana, zeby przegladac nadeslane dokumenty, a jesli znajdzie sie wsrod nich nakaz zwolnienia Mendibha, ma do mnie natychmiast zadzwonic. Kupilem jej telefon komorkowy tylko dla tej jednej rozmowy.

– Czy mamy wiecej ludzi w wiezieniu?

– Dwoch braci skazanych za zabojstwo. Jeden byl kierowca pewnego dygnitarza w Turynie, drugi prowadzil zieleniak. Ktorejs nocy doszlo do awantury w dyskotece, postawili sie gosciom, ktorzy zaczepiali ich dziewczyny. Nasi byli szybsi i jeden z awanturnikow dostal cios nozem i zmarl. Ale to dobrzy chlopcy i bardzo oddani sprawie.

– Niech Bog im wybaczy czyn popelniony w afekcie. Naleza do naszej wspolnoty?

– Bezposrednio nie, ale jeden z ich krewnych jest naszym oddanym wyznawca. Rozmawial z nimi. Zapytalismy, czy mogliby… czy mogliby…

Mezczyzna byl speszony, lecz Addai, nie spuszczal wzroku z jego twarzy.

– Co odpowiedzieli?

– Zalezy za jakie pieniadze. Jesli ich rodziny dostana milion euro, podejma sie tego.

– Skad beda wiedzieli, czy pieniadze rzeczywiscie nadeszly?

– Przyjdzie do nich krewny, ktory potwierdzi, czy dostali pieniadze i kiedy maja… zreszta, sam kazales.

– Pieniadze beda. Ale musimy sie przygotowac takze na to, ze Mendibh jednak wyjdzie z wiezienia zywy.

Do rozmowy wlaczyl sie elegancki mlody czlowiek z gestym zarostem.

– Pasterzu, gdyby do tego doszlo, bedzie sie z nami kontaktowal tradycyjnymi kanalami.

– To znaczy?

– O dziewiatej rano pojdzie do parku Carrara. Bedzie sie przechadzal jak znudzony turynczyk nieopodal pomnika Appiusza Klaudiusza. O tej porze codziennie przechodzi tamtedy moj kuzyn Arslan, ktory odprowadza coreczki do szkoly. Juz od lat, kiedy nasi bracia wpadaja w tarapaty, ida tam, upewniajac sie, czy nikt ich nie sledzi.

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату