dobrze zorganizowana, ktorej czlonkowie zajmuja wysokie stanowiska jak swiat dlugi i szeroki.
– Podobnie jak masoneria – mruknela Ana.
– Niektore loze masonskie uwazaja sie za spadkobiercow zakonu. Ja mowie o czyms prawdziwym, o czym jednak nikt nic nie wie. Od pieciu lat poruszam sie na wozku. Na podstawie listy ojca, z pomoca pewnego dziennikarza, udalo mi sie sporzadzic schemat tego, co, moim zdaniem, jest prawdziwa organizacja templariuszy. Nie poszlo latwo. Michael, ten dziennikarz, nie zyje. Trzy lata temu mial potworny wypadek samochodowy. Podejrzewam, ze to ich sprawka. Jesli ktos podejdzie do nich zbyt blisko, ryzykuje zycie. Przekonalam sie na wlasnej skorze, co dzieje sie z takimi ciekawskimi jak my.
– To brzmi jak teoria spiskowa…
– Ano, wydaje mi sie, ze istnieja dwa swiaty – ten, ktory widzimy i w ktorym zyje zdecydowana wiekszosc ludzi, i swiat utajniony: organizacje gospodarcze, masonskie… bo ja wiem…
To ich czlonkowie rzadza swiatem. A gdzies w tym swiecie wazna role odgrywa zakon templariuszy.
– Nawet jesli masz racje, nie wyjasnia to, co wiaze dzis templariuszy z calunem.
– Prawde mowiac, nie mam pojecia. Przykro mi. Opowiedzialam ci o tym, bo kto wie, czy ten twoj ksiadz Yves… Dokoncz.
– …nie jest jednym z nich.
– Templariuszem z tej tajemniczej organizacji, w ktorej istnienie wierzysz?
– Myslisz, ze opowiadam ci jakies bajeczki, ale wez pod uwage, ze ja tez jestem dziennikarka i umiem odroznic rzeczywistosc od fikcji. Powiedzialam ci, co o tym sadze. Teraz twoja kolej. Dzialaj. Jesli calun nalezal do templariuszy, a ojciec Yves wywodzi sie z rodziny Gotfryda de Charneya…
– Ale calun turynski nie jest plotnem, w ktore owiniete bylo cialo Chrystusa. Metoda wegla radioaktywnego nie pozostawia miejsca na watpliwosci. Nie wiem, dlaczego rod Charny ja ukrywal ani dlaczego tak nagle calun sie pojawil. Tak naprawde nie wiem nic.
Ana uswiadomila sobie, ze slucha tego wszystkiego bez przekonania. Z takim samym sceptycyzmem, z jakim ludzie sluchali jej teorii na temat calunu.
Nie lubila siebie w takich chwilach, gdy tracila zdrowy rozsadek, pakujac sie w jakas absurdalna historie. Tym razem starala sie udowodnic, ze jest sprytniejsza niz policjanci z wydzialu do spraw sztuki. Dosc tego, uznala. Wraca do Barcelony.
Musi natychmiast zadzwonic do Santiaga. Bedzie wniebowziety, kiedy sie dowie, ze postanowila dac sobie spokoj z calunem.
Elisabeth i Paul widzieli, jak jest rozdarta. Miala to wypisane na twarzy. Niewiele bylo osob, z ktorymi mogli porozmawiac o nowym zakonie templariuszy. Niewielu ludzi wiedzialo o ich sledztwie. Nie dzielili sie ta wiedza z nikim, bo zdawali sobie sprawe, ze kazdego, kto im pomaga, moze spotkac cos zlego.
– Elisabeth, dasz jej to?
Slowa Paula wyrwaly Ane z zadumy.
– Tak.
– Co takiego? – zapytala Ana.
– Wez te teczke, to podsumowanie mojej pracy z ostatnich pieciu lat. Mojej i Michaela. Tu znajdziesz nazwiska i biografie osob, ktore wedlug wszelkiego prawdopodobienstwa sa obecnie mistrzami zakonu. Moim zdaniem lord McCall jest wielkim mistrzem. Ale przeczytaj to. Chce cie tez poprosic o przysluge. Mamy do ciebie zaufanie, bo wydaje nam sie, ze jestes o krok od przelomowego odkrycia. Nie wiemy jeszcze, co uda ci sie ustalic ani w jakim kierunku to pojdzie, ale na pewno ma to cos wspolnego z nimi. Jesli te papiery dostana sie w niepowolane rece, zginiemy, mozesz byc tego pewna. Dlatego zaklinam cie, nie ufaj nikomu. Oni maja wtyczki wszedzie, w sadach, policji, parlamentach, na gieldach… wszedzie. Wiedza, ze u nas bylas, nie wiedza tylko, co ci powiedzielismy. Zainwestowalismy duzo pieniedzy w bezpieczenstwo, mamy sprzet do wykrywania podsluchu, a i tak nie wiemy, czy czegos nie zainstalowali. Sa potezni.
– Przepraszam, czy to nie lekka paranoja?
– Mysl sobie, co chcesz, Ano. Zrobisz to, o co cie prosimy?
– Nie martw sie, nikomu nie powiem o tej teczce. Chcesz ja miec z powrotem, kiedy wszystko przeczytam?
– Zniszcz ja. To tylko podsumowanie, ale zapewniam cie, ze ci sie przyda. Zwlaszcza jesli chcesz nadal zajmowac sie ta sprawa.
– Czy cos ci kaze myslec, ze sie wycofam?
Elisabeth westchnela.
– Z twojej twarzy mozna wyczytac wiecej, niz sobie wyobrazasz.
W kosciele unosil sie zapach kadzidla. Msza wlasnie sie skonczyla, nieliczni wierni opuscili juz swiatynie. Addai pospiesznie skierowal sie do konfesjonalu stojacego najdalej od oltarza, w ciemnym kacie, w ktorym nie dosiegnie go niczyje spojrzenie.
Na glowie mial peruke, na szyi koloratke. W reku trzymal brewiarz. Umowil sie z tym mezczyzna na siodma. Zostalo jeszcze pol godziny. Przyszedl wczesniej, przez ponad dwie godziny krazyl po okolicy, rozgladajac sie, czy nikt go nie sledzi.
Siedzac w konfesjonale, rozmyslal o Gunerze. Zauwazyl, ze Guner stal sie bardzo nerwowy, jakby nie czul sie dobrze w jego obecnosci, jakby mial do niego pretensje. Mogl sie domyslac, ze wierny sluga ma dosyc tej historii, podobnie jak on sam. Nikt nie wiedzial, ze Addai jest w Mediolanie, nawet Guner. Pasterz Bakkalbasi kierowal akcja pozbycia sie Mendibha, on jednak musial zorganizowac inna akcje, o ktorej nie wiedzial nikt z jego ludzi. Mezczyzna, na ktorego czekal, byl morderca. Platnym zabojca, ktory pracuje w pojedynke i nigdy nie popelnia bledow. Przynajmniej tak bylo do tej pory.
Dowiedzial sie o nim od czlowieka z Urfy, czlonka wspolnoty, ktory przyszedl do niego blagac o wybaczenie za grzechy.
Mezczyzna wyemigrowal do Niemiec, a stamtad do Stanow Zjednoczonych, nie powiodlo mu sie jednak, jak powiedzial, i zszedl na zla droge. Ani sie obejrzal, juz byl potentatem narkotykowym, ktory zalewal heroina Europe. Zgrzeszyl, ale nigdy nie zdradzil wspolnoty. Wrocil do Urfy, kiedy wykryto u niego ciezka chorobe. Wiedzial, ze umrze, diagnoza nie pozostawiala co do tego watpliwosci, rak zzeral jego wnetrznosci, medycyna byla bezradna. Postanowil wrocic do domu, do miejsca, w ktorym uplynelo jego dziecinstwo, i szukac przebaczenia u pasterza. Ofiarowal tez znaczna kwote wspolnocie. Bogaci ludzie wierza, ze moga kupic sobie zbawienie.
Zaoferowal swoja pomoc na rzecz swietej misji wspolnoty, lecz Addai odrzucil jego ofiare. Zaden bezboznik, chocby wywodzil sie ze wspolnoty, nie bedzie mogl uczestniczyc w swietej misji, nawet jesli duchowym obowiazkiem pasterza bylo pocieszanie i danie grzesznikowi ostatniej szansy poprawy.
Wiele jednak rozmawiali, mezczyzna traktowal te rozmowy jak spowiedz. Podczas jednej z nich wreczyl Addaiowi kartke z numerem skrzynki pocztowej w Rotterdamie, mowiac, ze jesli pewnego dnia pasterz bedzie szukal kogos do wykonania trudnego, niemozliwego zadania, ma wyslac list na ten adres.
Addai tak wlasnie uczynil. Wyslal niezapisana kartke z numerem telefonu komorkowego, ktory kupil po przyjezdzie do Frankfurtu. Dwa dni pozniej zadzwonil nieznajomy. I oto teraz Addai siedzial w konfesjonale, czekajac na platnego zabojce.
Drgnal. Z rozmyslan wyrwal go szept dochodzacy zza kratki konfesjonalu:
– Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus.
– Na wieki wiekow.
– Powinien pan byc ostrozniejszy, roztargnienie zle sie konczy – zauwazyl nieznajomy.
– Chce, by zabil pan czlowieka.
– Tym sie zajmuje. Przyniosl pan jakies informacje?
– Nie. Sam musi go pan namierzyc.
– To podniesie cene.
Przez pietnascie minut Addai wyjasnial zabojcy, na czym polega jego zadanie. Potem tamten wstal z kleczek i