przeprowadzeniu operacji tak, jak zaplanowal.

Kolejny mezczyzna wzbudzil jego podejrzenia, ale na krotko.

Nie, ten nie jest policjantem, nie wygladal tez na Turka, z pewnoscia nie ma nic wspolnego z ta sprawa, chociaz porusza sie w dziwny sposob… Poszedl sobie. Falszywy alarm, nie ma powodow do zdenerwowania.

Przez caly dzien Mendibh wloczyl sie po miescie. Zrezygnowal z drzemki na lawce, to bylby blad. Ten, kto szykuje na niego zamach, mialby dzieki temu latwiejsze zadanie. Mendibh skierowal sie do przytulku Siostr Milosierdzia, ktory wypatrzyl rano. Przychodzili tam wloczedzy i bezdomni w poszukiwaniu jedzenia i miejsca, gdzie mogliby troche odpoczac. Tam bedzie bezpieczny.

Valoni byl wykonczony. Kiedy juz upewnili sie, ze niemowa posilil sie zupa z kotla u siostr i pobral materac, ktory ulozyl nieopodal krzesla zakonnicy pilnujacej sali, komisarz zostawil na posterunku Pietra.

Byl pewny, ze tej nocy Mendibh juz nigdzie nie pojdzie, postanowil wiec przespac sie w hotelu i polecil swoim podwladnym zrobic to samo, zwalniajac ich ze sluzby, oprocz Pietra i grupy wsparcia, ktora tworzyli trzej karabinierzy. Tylu wystarczy, by ruszyc za niemowa, jesli zdecyduje sie wyjsc w nocy z przytulku.

Podczas poznej kolacji w hotelu Sofia i Minerva zasypaly go pytaniami. Chcialy, by jeszcze raz wszystko im opowiedzial, chociaz przez caly dzien na biezaco relacjonowal im, co sie dzieje. Poprosily, by pozwolil im uczestniczyc w patrolowaniu ulic, on jednak stanowczo sie temu sprzeciwil.

– Potrzebuje was do koordynowania operacji. Poza tym za bardzo rzucacie sie w oczy.

– ***

Ana Jimenez czekala na paryskim lotnisku na nocny lot do Rzymu. Stamtad zamierzala udac sie do Turynu. Byla zdenerwowana. Pobiezne przejrzenie materialow z teczki Elisabeth utwierdzilo ja w przekonaniu, ze ma do czynienia z czyms, co ja przerasta. Jesli prawda jest tylko jedna czwarta tego, co przeczytala, to juz powinna zaczac sie bac. Jesli mimo to postanowila wrocic do Turynu, to dlatego, ze jedno z nazwisk wystepujacych w zapiskach przewijalo sie juz w raporcie, ktory Marco Valoni pokazal kiedys jej bratu, wiec jesli Elisabeth mowi prawde, czlowiek ten jest jednym z mistrzow nowego zakonu templariuszy i ma scisly zwiazek z calunem.

Ana podjela decyzje: porozmawia z Sofia, a potem pojawi sie bez zapowiedzi w siedzibie episkopatu i zdemaskuje ojca Yvesa.

Pierwsza czesc planu sie nie powiodla, przez caly ranek, az do poludnia, Ana bezskutecznie usilowala polaczyc sie z Sofia.

W hotelu powiedzieli jej, ze pani Galloni wyszla bardzo wczesnie i nikt nie widzial, by wrocila. Ana zostawila jej kilka wiadomosci na automatycznej sekretarce, ale Sofia nie oddzwonila. Wydawala sie nieosiagalna. Co do ksiedza Yvesa, pojdzie do niego jutro z samego rana.

Elisabeth miala racje; jest bliska waznego odkrycia, choc na razie nie wie jeszcze, co tez to moze byc.

***

Ludzie Bakkalbasiego zdolali zgubic karabinierow. Jeden zostal, by miec na oku wejscie do schroniska dla bezdomnych, pozostali rozeszli sie, kazdy w swoja strone. Kiedy dotarli do cmentarza, zapadal wieczor i straznik czekal na nich, nie kryjac zdenerwowania.

– Pospieszcie sie, musze juz isc. Dam wam klucz do bramy, jesli kiedys wrocicie zbyt pozno i juz mnie nie bedzie, sami sobie otworzycie.

Podprowadzil ich do grobowca, ktorego wejscia strzegl aniol z mieczem w dloni. Czterej mezczyzni weszli do srodka, oswietlajac sobie droge latarka, po czym znikneli w ciemnosciach.

Ismet czekal na nich w podziemnej kryjowce. Przyniosl im wody, by sie obmyli, i cos do jedzenia. Byli glodni i wyczerpani i jedyne, czego chcieli, to sie zdrzemnac.

– Gdzie Mehmet?

– Zostal w poblizu noclegowni Mendibha, na wszelki wypadek, gdyby tamtemu przyszlo do glowy wyjsc w nocy na ulice. Addai ma racje, chca, by Mendibh doprowadzil ich do nas. Przygotowali imponujaca operacje – wyjasnil jeden z mezczyzn, ktory w Urfie byl policjantem.

– Odkryli was? – zapytal zmartwiony Ismet.

– Nie, nie sadze – odparl drugi mezczyzna, rowniez policjant. – Ale nie odrzucam takiej mozliwosci, jest ich wielu.

– Musimy bardzo uwazac, a jesli wyda wam sie, ze za wami ida, nie powinniscie sie tu zblizac – upomnial ich Ismet.

– Wiemy, wiemy, nie martw sie, tym razem nikt za nami nie poszedl.

***

O szostej rano Valoni stal juz na posterunku niedaleko noclegowni. Poprosil o jeszcze kilku karabinierow, ktorych oddelegowal do sledzenia tych dwoch podejrzanych mezczyzn pilnujacych niemowy.

– Starajcie sie, zeby was nie zauwazyli, chce miec ich calych i zdrowych. Jesli sledza niemowe, to znaczy, ze sa z organizacji, ktorej szukamy. Trzeba ich zatrzymac, ale nie teraz, na razie musimy jeszcze troche podkrecic akcje.

Pietro upieral sie, ze mimo calonocnej sluzby nie zejdzie ze stanowiska.

– Nie martw sie, nie zasne. Jak juz nie bede mogl wytrzymac, uprzedze cie i pojde sie zdrzemnac.

Sofia wysluchala wiadomosci od Any nagranej na poczcie glosowej. W glosie dziewczyny slychac bylo przejecie. W recepcji przekazali, ze pani Jimenez dzwonila piec razy. Sofie troche gryzlo sumienie, ze do niej nie oddzwania, ale nie miala teraz czasu zastanawiac sie nad jej nieprawdopodobnymi teoriami. Zatelefonuje do niej, gdy juz zamkna sprawe. Zmierzala do wyjscia, kiedy dogonil ja boy hotelowy.

– Doktor Galloni! Pani doktor!

– O co chodzi?

– Telefon do pani, pilny.

– Nie moge w tej chwili rozmawiac, powiedz recepcjonistce, zeby zanotowala wiadomosc.

– Ale ona mowi, ze to pan D’Alaqua i ze ma bardzo pilna sprawe.

Zawrocila, nie baczac na zaskoczenie Minervy, i podeszla do jednego z telefonow w recepcji.

– Nazywam sie Galloni, zdaje sie, ze jest do mnie telefon.

– Wreszcie! Pan D’Alaqua bardzo nalegal, bysmy pania odnalezli. Prosze chwile zaczekac.

Glos Umberta brzmial dziwnie, jakby staral sie ukryc zdenerwowanie, co zaskoczylo Sofie.

– Sofia…?

– To ja, slucham. Jak sie pan miewa?

– Chcialbym sie z pania spotkac.

– Byloby mi bardzo milo, ale…

– Nie ma „ale”, za dziesiec minut podjedzie po pania samochod.

– Przykro mi, ale wychodze do pracy. Dzisiaj to niemozliwe. Czy cos sie stalo?

– Owszem, chce pani zlozyc propozycje. Wie pani, ze moja wielka pasja jest archeologia, nie zdziwi sie wiec pani, ze wybieram sie do Syrii. Mam tam koncesje na pewne zloze i tak sie sklada, ze przy jego eksploatacji zostaly odkryte ciekawe obiekty archeologiczne – chcialbym, by je pani ocenila. Po drodze bedziemy mieli czas na rozmowe, kto wie, czy nie moglbym pani zaoferowac ciekawej pracy.

– Bardzo panu dziekuje, ale teraz nie moge, przykro mi.

– Sofio, niektore okazje trafiaja sie tylko raz w zyciu.

– Zdaje sobie z tego sprawe, ale niektorzy maja obowiazki.

Nie moge w jednej chwili wszystkiego rzucic, wiec jesli zechce pan zaczekac dwa lub trzy dni…

– Nie, nie sadze, bym mogl czekac trzy dni.

– To takie pilne? Juz dzisiaj musi pan jechac do Syrii?

– Tak.

– Przykro mi, moze za kilka dni mi sie uda…

– Nie, to chyba nie bedzie mozliwe. Bardzo pania prosze, niech pani ze mna jedzie. Natychmiast.

Sofia zawahala sie. Propozycja Umberta D’Alaquy zbila ja z tropu, tak samo jak jego nieustepliwosc.

– Czy cos sie stalo? Prosze mi powiedziec., – Staram sie…

– Przepraszam, naprawde zaluje, ze nie moge dzisiaj wyjechac. Musze juz isc, ktos na mnie czeka, nie moge

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату