ze templariusze maja cos wspolnego z calunem, ze to oni przywiezli go z Konstantynopola.

Przypomniala sobie noc w Dorchesterze, kiedy wertujac terminarz, pomyslala nagle, ze moze to cos wiecej niz zbieg okolicznosci: przystojny francuski ksiadz, sekretarz kardynala Turynu, nosi nazwisko, ktore przewija sie w tylu dokumentach. Dotychczas nie wiedziala niczego pewnego. Zdaje sie, ze to ksiadz Yves pare lat temu zawital do Lirey. Rysopis sie zgadzal. Nie ma znow tak wielu przystojnych ksiezy.

Byc moze ojciec Yves ma jakis zwiazek z templariuszami.

Tylko z ktorymi? Z tymi z przeszlosci czy wspolczesnymi?

Wyobrazala sobie przystojnego ksiedza z jego niewinnym usmiechem, jak przyznaje, ze faktycznie, jego przodkowie brali udzial w krucjatach, a rodzina rzeczywiscie pochodzi z Troyes. Tylko co z tego? Czy to czegokolwiek dowodzi?

Instynkt podpowiadal jej, ze ten watek jednak dokads prowadzi.

Ten sam watek, ktory prowadzil od Gotfryda de Charneya do Gotfryda de Charny, a po wielu zakretach konczyl sie na ksiedzu Yvesie.

Tylko ze ksiadz Yves nie ma nic wspolnego z pozarami w katedrze. Co do tego nie miala watpliwosci. Gdzie wiec jest klucz do zagadki?

Prawie nie tknela jedzenia. Zadzwonila do Jeana. Poczula sie pewniej, slyszac jego glos, kiedy przekonywal ja, ze Paul Bisol to wprawdzie dziwak, ale poczciwa dusza i mozna miec do niego zaufanie.

O trzeciej ponownie wybrala sie do redakcji „Zagadek”.

Paul czekal juz na nia w gabinecie zony.

– Mamy nowe wiadomosci – oznajmila Elisabeth. – Ten ksiadz pochodzi z bardzo ustosunkowanej rodziny. Jego starszy brat byl poslem, teraz jest czlonkiem Rady Panstwa, jego siostra jest sedzina w Sadzie Najwyzszym. Wywodza sie z drobnej szlachty, choc od czasow Wielkiej Rewolucji Francuskiej zyja jak prawdziwa burzuazja. Ten ksiadz ma liczacych sie protektorow w Watykanie, ni mniej ni wiecej, tylko sam kardynal de Visiers jest przyjacielem jego starszego brata. Ale to jeszcze nic. Prawdziwa bomba to to, ze Edouard, nasz genealog, ktory od trzech godzin biedzi sie nad ich drzewem genealogicznym, uwaza, ze ten Yves de Charny jest potomkiem rodu Charny, tego, ktorego czlonkowie uczestniczyli w krucjatach, a co najwazniejsze, Gotfryda de Charneya, wizytariusza zakonu w Normandii, ktory splonal na stosie wraz z Jakubem de Molayem.

– Jestescie pewni? – zapytala Ana.

– Tak – odparla bez wahania Elisabeth.

Paul Bisol dostrzegl powatpiewanie w oczach Any.

– Ano, Edouard jest profesorem, bardzo rzetelnym historykiem – zapewnil. – Jean nie przepada za naszym pismem, ale wiedz, ze nigdy nie opublikowalismy ani jednego artykulu, ktory nie bylby porzadnie udokumentowany. Wyszukujemy zagadki historii i staramy sie je rozwiazac. Zasiegamy opinii historykow, czasem tworzymy zespol badawczy skladajacy sie z dziennikarzy. Nigdy nie musielismy prostowac naszych informacji. Nie podpisujemy sie pod niczym, co do czego nie mamy pewnosci. Jesli ktos stawia hipoteze, piszemy, ze to tylko hipoteza. Ty utrzymujesz, ze niektore z pozarow w katedrze Turynskiej maja cos wspolnego z przeszloscia. Nie wiem, nigdy nam to nie przyszlo do glowy, dlatego nie zajmowalismy sie tym tematem. Uwazasz tez, ze templariusze weszli w posiadanie calunu, i moze masz racje. Byc moze ojciec Yves pochodzi z bardzo starej rodziny arystokratow i templariuszy. Zastanawiasz sie, czy ci ostatni maja jakis zwiazek z pozarami w swiatyni. Nie potrafie odpowiedziec na to pytanie, ale mysle, ze nie. Nie wydaje mi sie, zeby byli zainteresowani zniszczeniem calunu. Co do jednego mam pewnosc: gdyby chcieli go miec, to by go mieli. To bardzo potezna organizacja, nawet nie wyobrazasz sobie, jak potezna, sa zdolni do wszystkiego.

Paul spojrzal na Elisabeth, a ta przytaknela. Ana oniemiala, kiedy zdala sobie sprawe, ze fotel Elisabeth podjezdza w jej strone. Wygladal zwyczajnie i w rzeczywistosci byl meblem biurowym, przystosowanym jednak dla osoby, ktora nie moze chodzic.

Elisabeth zatrzymala fotel obok Any i odchylila koc, ktory zakrywal jej nogi.

– Jestem Szkotka, nie wiem, czy Jean ci o tym powiedzial?

Moj ojciec nazywa sie McKenny, lord McKenny, w gronie jego znajomych jest lord McCall. Nie slyszalas o nim? To jeden z najbogatszych ludzi na swiecie, jednak jego nazwisko nigdy nie pojawia sie w gazetach ani dziennikach. Jego swiat nie jest z tego swiata, to swiat, w ktorym jest miejsce tylko dla najwiekszych poteg. Ma fantastyczny zamek, to stara forteca templariuszy w poblizu Wysp Malych. Nikogo jednak tam nie zaprasza. My, Szkoci, uwielbiamy legendy, wiec i o lordzie McCallu krazy niejedna opowiesc. Niektorzy rolnicy, mieszkajacy nieopodal zamku, nazywaja lorda „Templariuszem” i przysiegaja, ze od czasu do czasu, dosc regularnie, przylatuja do niego w odwiedziny helikopterami goscie, wsrod nich czlonkowie angielskiej rodziny krolewskiej. Pewnego dnia opowiedzialam Paulowi o lordzie McCallu i przyszlo nam do glowy, zeby napisac reportaz o zamkach i twierdzach templariuszy rozsianych po calej Europie. Chodzilo o swego rodzaju spis z natury: ile z nich przetrwalo, do kogo naleza. Pomyslelismy, ze to dobry pomysl, by lord McCall pozwolil nam odwiedzic swoj zamek. Wzielismy sie do pracy. Poczatkowo wszystko szlo dobrze. Istnieja setki fortec, wiekszosc w oplakanym stanie. Moj ojciec poprosil McCalla, by mi pozwolil odwiedzic swoja posiadlosc i zrobic zdjecia. Lord jednak bardzo grzecznie nam odmowil. Nie dalam sie zbyc i pewnego dnia po prostu tam pojechalam. Zadzwonilam z komorki, ale nawet nie podszedl do aparatu. Jego sekretarz poinformowal mnie, ze pana nie ma, jest w Stanach Zjednoczonych, a on nie moze wpuscic mnie na pokoje. Nalegalam, ale byl nieugiety: nie ma mowy, bez pozwolenia lorda nikt nie wejdzie na teren jego posiadlosci. Nie poddalam sie jednak. Pojechalam do zamku przekonana, ze jak juz sie tam znajde, nie beda mieli innego wyjscia i mnie wpuszcza, pozwalajac chociaz rzucic okiem. Przedtem porozmawialam z miejscowymi. Wszyscy czuli respekt przed lordem, choc zapewniali mnie, ze to dobry czlowiek, ktory troszczy sie, by niczego im nie brakowalo. Mozna powiedziec, ze nie tyle go szanuja, co wielbia. Jeden z chlopow powiedzial mi, ze jego syn zyje tylko dzieki temu, ze McCall sfinansowal operacje w Houston. Dotarlam do ogrodzenia oddzielajacego majatek lorda od wsi, ale nigdzie nie znalazlam wjazdu do posiadlosci. Zaczelam isc wzdluz muru z nadzieja, ze natrafie na jakas furtke albo wylom, przez ktory uda mi sie przecisnac. Zobaczylam w koncu dziure, zajrzalam – za murem byl las, a w lesie kapliczka obrosnieta powojem. Zebys mogla zrozumiec, co sie stalo, musze ci wyjasnic, ze wspinalam sie, odkad skonczylam dziesiec lat. Zdazylam nawet zdobyc kilka liczacych sie szczytow. Nie przerazala mnie wiec wizja wspiecia sie na wysoki mur, choc oczywiscie nie mialam przy sobie zadnego sprzetu.

Nie pytaj jak, ale udalo mi sie wdrapac na ogrodzenie i przeskoczyc na teren posiadlosci. To ostatnie, co pamietam. Uslyszalam huk i poczulam potworny bol nog. Nawet nie wiem, kiedy upadlam. Wylam z bolu. Naprzeciwko mnie stal jakis czlowiek i mierzyl do mnie ze strzelby. Powiedzial cos przez walkie-talkie, przyjechal samochod terenowy, podniesli mnie i zawiezli do szpitala. Jestem sparalizowana. Nie strzelali, zeby zabic, ale wystarczajaco celnie, by doprowadzic mnie do takiego stanu. Naturalnie wszyscy wybaczyli ochroniarzom lorda McCalla. To ja bylam intruzem, ktory wdarl sie do jego twierdzy.

– Przykro mi.

– Reszte zycia spedze na wozku, a wszystko przez wlasna glupote. Jestem jednak przekonana, ze dobry pan McCall to ktos wiecej, niz mogloby sie wydawac. Poprosilam ojca, by przygotowal dla mnie szczegolowa liste osob, o ktorych wiadomo, ze sa jakos powiazani z McCallem. Nie chcial, opieral sie, ale w koncu jednak go przekonalam. Ojciec byl zalamany po moim wypadku. Nigdy nie aprobowal tego, co robie, a zwlaszcza tematyki, jaka sie zajmuje. Lord McCall to bardzo tajemnicza postac. Kawaler, amator sztuki sakralnej, obrzydliwie bogaty. Co sto dni do zamku przyjezdzaja, a nawet przylatuja prywatnymi samolotami dzentelmeni, ktorzy zostaja u niego na dwa, trzy dni. Nikt nie wie, kim sa, mozna sie tylko domyslac, ze to jakies szyszki. Przesledzilam jego rozliczne interesy, na tyle, na ile moglam. Ma udzialy w wielu przedsiebiorstwach, mozna powiedziec, ze zadne wydarzenie w swiatowej gospodarce nie dzieje sie bez niego i jego przyjaciol.

– Co chcesz przez to powiedziec?

– Ze istnieje grupa ludzi, ktorzy pociagaja za sznurki, sa tak bogaci, ze maja wplyw na polityke wielu krajow.

– A co to ma wspolnego z templariuszami?

– Od pieciu lat czytam wszystko, co napisano o templariuszach. Czasu mi nie brak, jestem przykuta do fotela. Wyciagnelam pewne wnioski: poza wszystkimi organizacjami, ktore uwazaja sie za spadkobiercow zakonu, istnieje jeszcze jedna, stworzona przez dyskretnych panow, bardzo bogatych i ustosunkowanych. Nie wiem, ilu ich jest ani kim sa. Mam jedynie podejrzenia. Sadze jednak, ze sa wsrod nich prawdziwi templariusze, spadkobiercy Jakuba de Molaya, McCall jest wlasnie kims takim. Przesledzilam historie jego twierdzy. To ciekawe, ale na przestrzeni dziejow przechodzila z rak do rak, zawsze jednak nalezala do samotnych dzentelmenow, bogatych i wplywowych, wszyscy zas mieli jedna obsesje – bronili jej przed obcymi. Wydaje mi sie, ze istnieje cicha armia templariuszy,

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату