– Dzien dobry…
Staruszka zlustrowala ja z zainteresowaniem od stop do glow.
– Dzien dobry.
– Piekna okolica – zagadnela Ana.
– Owszem. Szkoda, ze nasza mlodziez tego nie docenia i rwie sie do miasta.
– W miescie moga znalezc prace.
– Praca jest tam, gdzie sie jej szuka, tu w Lirey gleba jest urodzajna. A pani skad przyjechala?
– Z Hiszpanii.
– Tak tez mi sie wydawalo po akcencie, ale calkiem dobrze mowi pani po francusku.
– Dziekuje.
– A co pani tu robi? Zabladzila pani?
– Nie, skad. Jestem dziennikarka, pisze o calunie turynskim, a poniewaz tu wlasnie zostal znaleziony…
– To prawda, ale to bylo wieki temu. Teraz znow mowia, ze odbicie na calunie wcale nie jest prawdziwe, tylko ktos je namalowal.
– A pani komu wierzy?
– Wszystko mi jedno, jestem ateistka, a raczej agnostyczka, nigdy nie interesowalam sie takimi rzeczami.
– To podobnie jak ja, ale zlecono mi w redakcji, bym napisala reportaz, w koncu praca to praca.
– Tu nie znajdzie pani zbyt wiele, wszystko, co pozostalo po twierdzy to kamienie.
– Nie zachowaly sie jakies kroniki albo dokumenty po rodzinie de Charny?
– Byc moze w Troyes, chociaz ich potomkowie mieszkaja w Paryzu.
– Jeszcze zyja?
– Bylo wiele odgalezien tego rodu, sama pani wie, mozni byli plodni.
– Jak ich znalezc?
– Nie wiem, nie utrzymuje z nimi stosunkow, chociaz czasem ktores tu zaglada. Trzy czy cztery lata temu odwiedzil nas mlody dziedzic jednej z galezi rodu Charny. Piekny chlopak! Cala wies wyszla na droge, zeby go zobaczyc.
– Kto moglby wiedziec, gdzie ich szukac?
– Niech pani zapyta w tym domu na koncu doliny. Mieszka tam pan Didier, zarzadca majatku tej rodziny.
Ana pozegnala sie i szybkim krokiem powedrowala prosto do domu, ktory wskazala jej starsza pani. Nie wierzyla, ze moglo jej sie az tak poszczescic. Jeszcze chwila, a spotka potomkow de Charny.
Pan Didier mogl miec okolo szescdziesiatki. Wysoki, krzepki i szpakowaty, o ponurej twarzy, patrzyl na Ane nieufnie.
– Panie Didier, jestem dziennikarka, pisze historie calunu turynskiego. Przyjechalam, zeby zobaczyc Lirey, gdyz tu wlasnie zostala odkryta relikwia. Wiem, ze te ziemie nalezaly do rodu de Charny, podobno to oni pana zatrudnili.
Didier poslal jej udreczone spojrzenie. Wlasnie ucinal sobie drzemke w swoim ulubionym fotelu, gdy zadzwonil dzwonek.
Zona byla na tylach domu, w kuchni, wiec nie uslyszala i Didier, chcac nie chcac, musial wstac i otworzyc.
– Czego pani chce? – burknal, nie zapraszajac jej do srodka.
– Zeby mi pan opowiedzial o miasteczku, o rodzinie Charny…
– Po co?
– Juz powiedzialam, jestem dziennikarka, pisze artykul.
– A mnie co do tego? Mam cos opowiadac, tylko dlatego ze pani jest dziennikarka?
– Chyba nie prosze o nic zlego. Wiem, ze mieszkancy tej osady sa dumni, ze to wlasnie tutaj znaleziono calun…
– Zupelnie nas to nie wzrusza. Jesli chce sie pani czegos dowiedziec o tej rodzinie, lepiej poszukac ich w Paryzu. Tu prosze nie przychodzic, nie mamy czasu na plotki.
– Panie Didier, chyba zle mnie pan zrozumial, nie przyszlam na plotki, pisze historie, w ktorej wazna role odgrywa ta osada i miejscowi ludzie. Oni mieli calun, tu sie odnalazl, to chyba powod do dumy?
– Owszem, dla niektorych z nas tak – odezwal sie mily glos.
Do salonu weszla wysoka, dobrze zbudowana kobieta. Wygladala na nieco mlodsza niz pan Didier, bila od niej zyczliwosc i pogoda.
– Zdaje sie, ze wyrwala pani mojego meza z drzemki, dlatego jest nie w sosie. Serdecznie zapraszam. Ma pani ochote na kawe lub herbate?
Ana bez namyslu weszla do domu.
– Bardzo dziekuje, jesli nie sprawi to pani klopotu, napilabym sie kawy.
– Doskonale, za chwile przyniose. Prosze usiasc.
Didierowie popatrzyli po sobie. Od razu bylo widac, ze sa jak ogien i woda i ze czesto sie kloca. Dopoki gospodyni nie wroci z kuchni, Ana postanowila paplac o glupstwach. Dopiero kiedy serwis do kawy stanal na stole, powiedziala pani Didier, co ja sprowadza.
– Rod Charny od niepamietnych czasow byl w posiadaniu tych ziem. Powinna pani pojsc do kolegiaty, tam znajdzie pani wiecej informacji, zwlaszcza w archiwum w Troyes – powiedziala pani Didier.
Przez dobra chwile opowiadala o zyciu w Lirey, narzekajac na mlodziez, ktora tylko czeka, by uciec do miasta. Obaj jej synowie mieszkaja w Troyes, jeden jest lekarzem, drugi pracuje w banku.
Ana sluchala cierpliwie, az w koncu udalo jej sie spytac:
– A jacy sa ci Charny? Przyjazdy do Lirey musza byc dla nich ogromnie wzruszajace…
– Jest tyle odgalezien tego rodu… Spadkobiercy, ktorych znamy, nie bywaja tu zbyt czesto, my jestesmy kims w rodzaju dozorcow. Troche zadzieraja nosa, jak to arystokraci. Przed paroma laty odwiedzil nas ich daleki krewny. Alez z niego przystojniak! Bardzo sympatyczny chlopak. Towarzyszyl mu zwierzchnik kolegiaty. On zna ich najlepiej. My mamy kontakt z zarzadca, ktory mieszka w Troyes. Dam pani adres, zadzwoni pani do pana Capell, to bardzo zyczliwy czlowiek.
Dwie godziny pozniej Ana wyszla z domu Didierow. Z pewnoscia miala wiecej informacji, niz kiedy tu przyjechala. Bylo pozno, we Francji siada sie do kolacji juz o siodmej, postanowila wiec wrocic do Troyes. Nastepnego dnia pomyszkuje w archiwum i odwiedzi kolegiate w Lirey, by porozmawiac z przeorem, o ile oczywiscie ten znajdzie dla niej czas.
Kustoszem muzeum miejskiego w Troyes byl mlody chlopak z trzema kolczykami w nosie i w uszach. Wyznal jej, ze w pracy nudzi sie jak mops, ale i tak ma szczescie, ze udalo mu sie znalezc takie zajecie, zwazywszy na to, ze z wyksztalcenia jest bibliotekarzem.
Ana opowiedziala mu, czego szuka, Jean zas – tak mial na imie – zaproponowal, ze jej pomoze, byle tylko urozmaicic sobie codzienna rutyne.
Zaczeli od skomputeryzowanego archiwum, potem zaczeli przegladac stare folialy, niewprowadzone jeszcze do bazy danych w komputerze. Ana nie mogla wyjsc z podziwu, chlopak byl naprawde zdolny. Nie dosc ze bibliotekarz, to jeszcze romanista, starofrancuski nie stanowil dla niego tajemnicy.
– Trafilem na rejestr wszystkich chrztow w kolegiacie Lirey. To dokument z dziewietnastego wieku, miejscowy medrek postanowil ocalic pamiec o swoim miasteczku i w wolnych chwilach przepisywal koscielne archiwa. Zobaczmy…
Pracowali juz cztery dni i udalo im sie czesciowo odtworzyc drzewo genealogiczne rodu Charny. Wiedzieli, ze daleko im do konca, bo nawet jesli wypis z niektorych aktow urodzenia byl poprawny pod wzgledem ortografii, nic nie wiedzieli o losach tych osob.
– Wydaje mi sie, ze powinnas pojsc do jakiegos historyka, kogos, kto zna sie na genealogii.
– Tak, ktos juz mi to doradzal, tylko skad go wziac? Znasz moze taka osobe?
– Mam przyjaciela, pochodzi z Troyes. Razem zdawalismy mature, potem przeniosl sie do Paryza i zrobil