– Wiec wejda podziemnym korytarzem. Zmylili ich. A tamci? Dobrze, zaraz tam pojedziemy. Z pewnoscia bedzie staral sie tam ukryc, to najbezpieczniejsze miejsce.
Ksiadz Joseph wylaczyl komorke.
– Doskonale, karabinierzy nie wiedza, co sie dzieje. Zgubili dwoch ludzi Addaia, a Mendibh nadal ukrywa sie w bramie. Kreci sie tu za duzo osob. Podejrzewam, ze moze wyjsc w kazdej chwili. Ta jego kryjowka nie wyglada na zbyt bezpieczna.
– Gdzie jest komisarz Valoni? – zapytal ksiadz David.
– Mysle, ze szaleje z wscieklosci, bo wszystko wymyka mu sie z rak – odparl ojciec Joseph.
– Jest juz bardzo blisko prawdy – wtracil ksiadz Yves.
– Nie – stanowczo ucial ksiadz David. – Nic nie wie, mial tylko dobry pomysl, zeby uzyc Mendibha jako przynety, bo podejrzewa, ze jest czlonkiem jakiejs organizacji. Poza tym jednak nie wie ani o wspolnocie, ani o nas.
– Nie rob sobie zludzen – upomnial go ksiadz Yves. – Za bardzo zbliza sie do wspolnoty. Zdali sobie sprawe, ze zbyt wiele osob z Urfy zwiazanych jest z calunem. Doktor Galloni trafila w samo sedno, wczoraj rozmawiala z zespolem operacyjnym. Doszla do wniosku, ze przeszlosc Urfy wiaze sie w jakis sposob z wydarzeniami w katedrze. Nie przejeli sie jej wywodami, oprocz tej informatyczki, ale Valoni jest inteligentny i lada moment wszystkie kawalki w jego ukladance trafia na swoje miejsce. Ta pani doktor podsunela mu pare istotnych kwestii. Szkoda, ze taka kobieta musi…
– W porzadku – przerwal mu ojciec Joseph. – Czekaja na nas w podziemiach. Zaczekamy, az Turgut i jego bratanek znajda sie w srodku. Nasi sa na cmentarzu.
– Nasi sa wszedzie, jak zwykle – stwierdzil z duma ojciec Yves.
Trzej mezczyzni skierowali sie do drzwi. Ana schowala sie za szafa. Bala sie. Wiedziala juz, ze ojciec Yves nie jest zwyklym ksiedzem. Pytanie tylko, czy jest templariuszem, czy nalezy do jakiejs innej organizacji? A ci mezczyzni? Glosy wskazywaly, ze to mlodzi ludzie.
O malo nie zemdlala, kiedy zobaczyla, ze wychodza. Nie zauwazyli jej. Szybko przemierzyli przedpokoj. Czekala, wstrzymujac oddech, a potem, przywierajac do sciany, jak to widziala na filmach, poszla za nimi.
Przeszli niskimi drzwiami do pomieszczen koscielnego.
Ojciec Yves zapukal. Nie bylo odpowiedzi. Jeden z mlodych ksiezy wyjal z kieszeni scyzoryk i podwazyl zamek.
Ana poczula, ze serce wali jej glucho. Co za scena. Nie wierzyla wlasnym oczom. Ostroznie przesunela sie w strone drzwi mieszkania koscielnego. Nie slyszala rozmowy, pomyslala, ze wszyscy przeszli w glab domu. Postanowila wejsc do srodka. Modlila sie, by nikt jej nie zobaczyl, i na wszelki wypadek zaczela obmyslac wymowki, gdyby ktos odkryl jej obecnosc.
Mendibh uslyszal halas. Ocknal sie jakis czas temu. Bolala go rana, krew zaschla w potezny strup na brudnej koszuli. Nie wiedzial, czy zdola wstac i utrzymac sie na nogach, musial jednak sprobowac.
Rozmyslal nad dziwna smiercia wuja. Czy to Addai kazal zabic jego krewnego, bo wiedzial, ze chce mu pomoc?
Nikomu nie mozna ufac, a juz najmniej Addaiowi. Pasterz byl mezem swietym, ale twardym, zdolnym do wszystkiego, byle tylko ratowac wspolnote, on zas, Mendibh, niechcacy mogl narazic wszystkich na niebezpieczenstwo. Chcial tego uniknac, staral sie tego uniknac, odkad odzyskal wolnosc, Addai jednak wiedzial o rzeczach, z ktorych on nie zdawal sobie sprawy, i bylo bardzo prawdopodobne, ze postanowil go zabic.
Otworzyly sie drzwi do zsypu. Kobieta w srednim wieku, z czarnym workiem w reku, dostrzegla skulona postac i krzyknela. Mendibh podniosl sie nadludzkim wysilkiem, przyskoczyl i zaslonil jej usta dlonia.
Nie mogl jej uspokoic slowami, nie mial przeciez jezyka, kobieta albo sama sie opamieta i zamilknie, albo bedzie zmuszony pobic ja do nieprzytomnosci. Nigdy wczesniej nie podniosl reki na kobiete, niech Bog broni, teraz jednak chodzi o jego zycie.
Po raz pierwszy, odkad usunieto mu jezyk, poczul zal, ze nie moze mowic. Popchnal kobiete na sciane. Drzala. Zeby tylko znow nie zaczela krzyczec. Postanowil obezwladnic ja ciosem w kark. Osunela sie na posadzke. Oddychala, choc z trudem. Otworzyl jej torebke i znalazl to, czego szukal: dlugopis i notes, z ktorego wyrwal kartke. Napisal cos szybko.
Kiedy zaczela dochodzic do siebie, Mendibh zaslonil jej usta i wreczyl papier.
„Jesli zrobisz to, co kaze, nic ci nie grozi, ale jesli zechcesz uciekac, albo krzyczec, nie masz co liczyc na ratunek. Masz samochod?”.
Kobieta przeczytala i skinela glowa. Mendibh zdjal reke z jej ust, choc nadal trzymal ja z calej sily, by nie zaczela uciekac.
– Marco, slyszysz mnie?
– Slysze.
– Gdzie jestes?
– W poblizu katedry.
– Mam wiadomosci od lekarza sadowego. Ten starzec, ktorego zabili, rowniez nie mial jezyka ani linii papilarnych. Z ogledzin wynika, ze jezyk stracil pare tygodni temu, opuszki palcow wypalili mu mniej wiecej w tym samym czasie. Nie mial nic, po czym mozna by go zidentyfikowac, zupelnie nic. Bylbym zapomnial – byl bezzebny, ani siekaczy, ani zebow trzonowych, jama ustna pusta jak studnia.
– A niech to!
– Lekarz jeszcze nie skonczyl sekcji, ale zadzwonil do nas specjalnie, zeby nas powiadomic o kolejnym denacie bez jezyka.
– Cholera jasna!
– Marco, moze powiedzialbys cos konstruktywnego?
– Przykro mi, Sofio, przepraszam. Wiem, ze niemowa, to znaczy nasz niemowa, jest gdzies w poblizu. Ktos chce go zabic albo porwac, albo oslaniac, tego nie wiem. Nasze dwa ptaszki, ktorych udalo nam sie ponownie namierzyc, znow zdolaly odfrunac, ale na pewno kreci sie ich tu wiecej. Najwiekszy blad, jaki popelnilismy, to ten, ze odslonilismy sie na rynku, kiedy zamordowali staruszka. Jesli jest wiecej takich ptaszkow, rozpoznaja nas z daleka, my zas nie wiemy, kim oni sa. A nasz podopieczny przepadl jak kamien w wode.
– Pozwol nam przyjechac. Nie widzieli mnie i Minervy, wiec nas nie namierza, mozemy was odciazyc.
– Nie, to zbyt niebezpieczne. Nie wybaczylbym sobie, gdyby cos wam sie stalo. Zostancie na miejscu.
Jakis glos przerwal rozmowe. Pietro.
– Uwaga, Marco! Mendibh jest na skraju placu. Idzie z jakas kobieta. Obejmuja sie! Zatrzymac ich?
– Po co? Co chcesz z nim zrobic? Nie spuszczajcie z niego oka, juz jade. Skoro my go wypatrzylismy, tamci rowniez. Tylko zadnej fuszerki. Jesli znow ucieknie, pourywam wam jaja!
Kobieta poprowadzila Mendibha do swojego samochodu, malego auta popularnej marki, otworzyla drzwi i zanim zdazyla sie odwrocic, zostala wepchnieta na siedzenie pasazera. Mendibh zajal miejsce za kierownica.
Oddychal z trudem, udalo mu sie jednak uruchomic samochod i wlaczyc do popoludniowego ruchu.
Ludzie Valloniego trzymali sie tuz za nim. Podobnie czlonkowie wspolnoty. Wszystkich razem nie spuszczala z oka milczaca armia.
Niemowa kluczyl po miescie. Musial jakos pozbyc sie kobiety, wiedzial jednak, ze ta natychmiast pojdzie na policje.
Tak czy inaczej, nie moze zabrac jej ze soba na cmentarz. Jesli zostawi samochod w poblizu cmentarnej bramy, karabinierzy bez trudu go odnajda. Nie mogl jednak chodzic, slabl, stracil duzo krwi. Modlil sie, zeby dozorca byl w swoim kantorku.
Moglby zajac sie samochodem. Ten dobry czlowiek, jest czlonkiem wspolnoty i na pewno mi pomoze, myslal Mendibh.
Tak, pomoze, chyba ze Addai kazal mnie zamordowac.
Podjal decyzje: pojedzie na cmentarz. Kiedy znalezli sie blisko, ale nie dosc blisko, by zakladniczka domyslila