Jezeli, zanim do tego dojdzie, w kotle bedzie juz wystarczajaco duzo pary, zdolaja uciec. Jezeli nie…

— Mikah… Snarbi, ty skulony mazgaju, ty tez… stancie za machina i pchajcie — rozkazal Jason.

— Co sie stalo? — zapytal Mikah. — Rozpoczales rewolucje? Jezeli tak, to nie bede pomagal…

— Uciekamy, jezeli cie to uspokoi. Tylko ja, Ijale i przewodnik, ktory wskaze nam droge. Nie musisz sie do nas przylaczac.

— Przylacze sie. Ucieczka od tych barbarzyncow nie jest przestepstwem.

— To mile, ze tak uwazasz. A teraz pchaj. Chce zeby ten paromobil stanal posrodku, daleko od ogrodzenia i skierowany byl w strone pustyni. W glab doliny, jak sadze. Mam racje, Snarbi?

— Tak, w glab doliny, tam jest droga. — Jason z przyjemnoscia zauwazyl, ze Snarbi wciaz jest zachrypniety.

— Ustawcie go tutaj i wszyscy na poklad. Zlapcie sie za te prety, ktore przymocowalem z bokow, zeby was nie wyrzucilo… jezeli w ogole ruszymy…

Jason szybko rozejrzal sie po warsztacie, by upewnic sie, ze zabral wszystko, czego beda mogli potrzebowac, po czym ociagajac sie wspial sie na platforme i zdmuchnal latarnie. Siedzieli w ciemnosci, z twarzami oswietlonymi jedynie migoczacym odblaskiem plomieni z paleniska i czuli wzrastajace napiecie. Nie mieli mozliwosci mierzenia uplywajacego czasu i kazda sekunda wydawala sie trwac cala wiecznosc. Skorzane sciany nie pozwalaly zobaczyc, co dzieje sie na zewnatrz i wyobraznia zaludniala mroki nocy skradajacymi sie hordami, gromadzacymi sie za cienka przegroda, gotowymi runac i zmiazdzyc ich swym naporem.

— Uciekamy — wybelkotal Snarbi, probujac zeskoczyc z platformy. — Jestesmy w pulapce, nigdy sie stad nie wydostaniemy.

Jason podcial go, przewrocil i kilkakrotnie wyrznal glowa Snarbiego w deski.

— Solidaryzuje sie z tym nieszczesnikiem — stwierdzil powaznie Mikah. — Jestes brutalem, Jasonie, traktujac go w ten sposob. Przerwij te sadystyczne ekscesy i przylacz sie do mych modlow.

— Gdyby ten nieszczesnik, ktorego tak zalujesz, zrobil to, co do niego nalezalo i dopilnowal kotla, bylibysmy juz daleko stad. A jezeli masz wystarczajaco duzo tchu w piersiach, by sie modlic, lepiej zrobisz dmuchajac w palenisko. To nie pobozne zyczenia, modlitwy czy tez opatrznosc nas stad wyciagna, ale cisnienie pary…

Rozlegl sie okrzyk bojowy, podjety przez liczne glosy i grupa d'zertanoj wdarla sie przez wejscie do warsztatu. W tej samej chwili runela tylna sciana i w wylomie zaroilo sie od zbrojnych. Nieruchome caro znalazlo sie miedzy dwoma atakujacymi oddzialami. Napastnicy biegali rechoczac z radosci. Jason zaklal, zapalil jednoczesnie lonty czterech granatow i cisnal po dwa w kazda strone. Zanim uderzyly w cel, podskoczyl do zaworu i puscil pare do kotla. Z syczacym szczekiem caro drgnelo i ruszylo naprzod. Na chwile d'zertanoj powstrzymaly sciany ognia, a gdy machina zaczela wypelzac spomiedzy obu grup, wybuchneli wscieklym wrzaskiem. W powietrzu zaswistaly belty z kusz, ale wiekszosc byla zle wycelowana i tylko kilka wbilo sie w bagaze.

Predkosc narastala z kazdym obrotem kol i gdy uderzyli w ogrodzenie, skory pekly z trzaskiem, smagnawszy ich strzepami. Okrzyki za nimi stawaly sie coraz cichsze, ognie coraz mniejsze, podczas gdy machina z samobojcza predkoscia mknela w glab doliny syczac i pobrzekujac na wybojach. Jason z calych sil trzymal rumpel i darl sie na Mikaha, by przyszedl i go zmienil przy sterze. Gdyby puscil rumpel, pojazd natychmiast by sie przewrocil, a dopoki go trzymal, nie mogl zmniejszyc doplywu pary.

Wreszcie ktorys z okrzykow dotarl do Mikaha, ktory rozpaczliwie chwytajac kazdy dostepny chwyt, doczol-gal sie na przod pomostu i kucnal obok Jasona.

— Zlap za rumpel, trzymaj go prosto i staraj sie wyminac wszystko, co zdolasz zobaczyc.

Jason, wreszcie przekazawszy ster, przedostal sie do silnika i zakrecil zawor. Machina zwalniala stopniowo i wreszcie stanela. Ijale jeknela, a Jason czul sie tak, jakby kazdy cal jego ciala byl dokladnie zbity mlotkiem. Poscigu nie bylo — uplynie przynajmniej godzina, zanim zdolaja podniesc cisnienie pary w swoich caroj, a nikt nie zdola na piechote dorownac ich zawrotnej predkosci. Latarnia, ktorej poprzednio uzywali, zniknela podczas tej szalenczej jazdy i Jason wyciagnal druga, swej wlasnej konstrukcji.

— Wstawaj, Snarbi — rozkazal. — Wydobylem nas z okowow i najwyzsza pora, bys przystapil do wypelniania swoich obowiazkow przewodnika. Nigdy nie nadarzyla mi sie sposobnosc zamontowania reflektorow do tego caro, bedziesz wiec musial isc z tym swiatlem przed nami i wybierac gladka droge prowadzaca we wlasciwym kierunku.

Snarbi niepewnie zlazl z platformy i ruszyl przodem. Jason odkrecil nieco zawor i wehikul ruszyl grzechoczac. Mikah sterowal, kierujac sie w slad za Snarbim, Ijale zas podczolgala sie do Jasona i przytulila do jego boku, drzac z zimna i strachu. Poklepal ja po ramieniu.

— Uspokoj sie — powiedzial. — Od tej pory bedzie to zwykla przejazdzka.

Rozdzial 10

Byli juz szesc dni drogi od PutPko i ich zapasy prawie ulegly wyczerpaniu. Kraj, w ktorym znalezli sie po opuszczeniu gor, stal sie bardziej zyzny i pofalowane lekko, pokryte trawa prerie pelne strumieni i stad zwierzat pozwalaly sadzic, ze nie umra z glodu czy pragnienia. Problemem bylo paliwo i tego popoludnia Jason otworzyl ostatni dzban. Zatrzymali sie kilka godzin przed zapadnieciem ciemnosci, skonczylo sie bowiem swieze mieso. Snarbi wzial kusze i wyruszyl upolowac cos do jedzenia. Poniewaz byl jedynym czlowiekiem, ktory potrafil obchodzic sie z ta niezgrabna bronia i znal miejscowa zwierzyne, jemu wlasnie powierzono ten obowiazek. Po dluzszym obcowaniu, jego strach przed caro zmniejszyl sie, natomiast uznanie, ktorym cieszyl sie jako mysliwy, wyraznie podnioslo go we wlasnych oczach. Pomaszerowal dumnie przez siegajaca mu do kolan trawe, przerzuciwszy kusze przez ramie i falszywie pogwizdujac przez zeby. Jason patrzyl w slad za nim i znowu poczul ogarniajacy go niepokoj.

— Nie ufam temu krzywookiemu najemnikowi, nie ufam mu ani na jote.

— Mowiles cos do mnie? — zapytal Mikah.

— Nie, ale teraz mam do ciebie pytanie. Czy zauwazyles cos ciekawego w okolicy, przez ktora przejezdzalismy, cos innego?

— Nic. To dzikie miejsce, nietkniete ludzka reka.

— No to musisz byc slepy, bo od dwu dni to i owo wpadlo mi w oko, choc na tropieniu znam sie rownie malo, jak ty. Ijale! — zawolal i dziewczyna odwrocila sie od kotla, na ktorym podgrzewala rzadka zupke z ostatnich krenoj. — Zostaw te lure — i tak bedzie smakowac koszmarnie, bez wzgledu na to co z nia zrobisz, a jezeli Snarbi bedzie mial szczescie, zjemy pieczone mieso. Powiedz mi, czy widzialas cos dziwnego albo innego w miejscach, przez ktore przejezdzalismy dzisiaj?

— Nic dziwnego, tylko slady ludzi. Dwa razy mijalismy miejsca, w ktorych trawa byla zgnieciona, a galezie polamane, jakby przejezdzalo tedy jakies car o, dwa, trzy dni temu, moze wiecej. I raz bylo miejsce, gdzie ktos palil ognisko, ale to bylo bardzo stare.

— Zupelnie nic, co, Mikah? — powiedzial Jason unoszac brwi. — Popatrz, co poszukiwanie krenoj moze zrobic z ludzkim zmyslem obserwacji.

— Nie jestem dzikusem. Nie mozesz sie spodziewac, bym zwracal uwage na tego typu rzeczy.

— Nie moge. W ogole nauczylem sie nie spodziewac od ciebie niczego, poza klopotami. Ale teraz potrzebna mi bedzie twoja pomoc. To bedzie ostatnia noc Snarbiego na wolnosci, poza tym nie chce, by tej nocy stal na warcie. Musimy wiec pelnic straz tylko we dwoch.

Mikah byl zdziwiony. — Nic nie rozumiem. Co miales na mysli mowiac, ze to jego ostatnia noc na wolnosci?

— Po tym jak miales moznosc zaobserwowac funkcjonowanie tutejszej etyki, powinno to byc oczywiste nawet dla ciebie. Jak myslisz, co powinnismy zrobic, kiedy dojedziemy do Appsali? Isc za Snarbim jak owce na rzez? Nie mam pojecia, co zamierza, ale wiem, ze na pewno cos kombinuje. Kiedy pytam go o miasto, odpowiada tylko ogolnikami. Oczywiscie, to tylko najemnik, ktory moze nie znac zbyt wielu szczegolow, ale musi wiedziec o wiele wiecej, niz nam mowi. Twierdzi, ze jestesmy jeszcze cztery dni drogi od miasta. Ja natomiast sadze, ze nie wiecej niz jeden czy dwa. Mam zamiar rankiem schwytac go i zwiazac, a potem odjechac w bok, miedzy te wzgorza. Tam przycupniemy. Przyszykuje lancuchy dla Snarbiego, zeby nie mogl zwiac, a nastepnie wybiore sie do miasta na zwiady.

— Masz zamiar bez zadnego powodu zakuc tego nieszczesnika w lancuchy?

Вы читаете Planeta Smierci 2
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату