— Nie mam zamiaru robic z niego niewolnika. Zakuje go profilaktycznie, by sie upewnic, ze nie wciagnie nas w jakas pulapke. To podrasowane caro jest wystarczajaco cenne, by skusic kogos z miejscowych, a gdyby udalo mu sie rowniez sprzedac mnie jako inzyniera-niewolnika, to na pewno zbije fortune.

— Nie chce tego sluchac! — ryknal Mikah. — Skazales tego czlowieka nie majac nawet cienia dowodu, tylko na podstawie swych perfidnych uprzedzen. Nie sadzcie, byscie nie byli sadzeni! I nie badz hipokryta, dobrze bowiem pamietam, jak sam mi tlumaczyles, ze czlowiek jest niewinny dopoty, dopoki jego wina nie zostanie udowodniona.

— Coz, ten czlowiek jest winny, jezeli chcesz widziec to w ten sposob, winny nalezenia do tego pieprznietego spoleczenstwa. Oznacza to, ze w okreslonych okolicznosciach bedzie zawsze dzialac w okreslony sposob. Czy niczego nie zdazyles sie jeszcze nauczyc o tych ludziach? Ijale! — Dziewczyna uniosla oczy, przerywajac szczesliwe przezuwanie kreno. Najwidoczniej nie zwracala uwagi na cala te sprzeczke.

— Powiedz mi, jak ty uwazasz? Wkrotce przybedziemy do miejsca, gdzie Snarbi ma przyjaciol albo tez ludzi, ktorzy mu pomoga. Jak sadzisz, co zrobi?

— Powie “czesc” znajomym. Moze dadza mu kreno. — Usmiechnela sie, zadowolona z odpowiedzi i ugryzla jeszcze raz.

— To nie to, o co mi chodzilo — wyjasnial cierpliwie Jason. — Co sie stanie, gdy bedziemy z nim razem, kiedy przyjedziemy do tych ludzi i zobacza nas i caro…

Zerwala sie przerazona.

— Nie mozemy z nim jechac. Jezeli beda z nim ludzie, pokonaja nas, wezma w niewole, zabiora caro. Musimy zaraz zabic Snarbi.

— Krwiozercza poganka… — rozpoczal Mikah swym najbardziej prokuratorskim tonem, ale urwal, widzac jak Jason bierze do reki ciezki mlotek.

— Czy jeszcze nie zrozumiales? — zapytal dinAlt.

— Wiazac Snarbiego, po prostu stosuje sie do miejscowego kodeksu etycznego, do zwyczajow takich jak salutowanie w wojsku, czy tez niejedzenie palcami w towarzystwie. Prawde mowiac jestem troche niechlujny, poniewaz zgodnie z miejscowymi obyczajami powinienem go zabic, zanim narobi nam klopotow.

— To niemozliwe. Nie wierze. Nie mozesz osadzic i skazac czlowieka na podstawie tak niklych dowodow.

— Nie potepiam go — rzekl Jason, czujac wzrastajaca irytacje. — Po prostu chce sie upewnic, ze nie podlozy nam jakiejs swini. Nie musisz mi pomagac, tylko mi nie przeszkadzaj. I peln warte na zmiane ze mna. Cokolwiek zrobie rano, bedzie to wylacznie moj klopot i mozesz sie tym nie przejmowac.

— Wraca — szepnela Ijale i w chwile potem Snarbi wylonil sie z wysokiej trawy.

— Upolowalem ceno — oznajmil dumnie i rzucil zwierze przed nimi. — Pokroj je, z miesa dobry gulasz i pieczen. Bedziemy jesc.

Sprawial wrazenie uosobienia niewinnosci. Jedyna rzecza, ktora mu nadawala podstepny wyglad, bylo biegajace spojrzenie, ktore jednak mozna bylo przypisac zezowi. Jason zastanawial sie przez chwile, czyjego przeczucie niebezpieczenstwa bylo sluszne, potem jednak przypomnial sobie, gdzie sie znajduje i natychmiast stracil watpliwosci. Jezeli Snarbi sprobuje go zabic lub uwiezic, nie popelni zadnego przestepstwa, bedze robil po prostu to, co kazdy szanujacy sie przedstawiciel tego barbarzynskiego, niewolniczego spoleczenstwa by uczynil. Jason zaczal szukac w swej skrzynce na narzedzia odpowiednich nitow, dzieki ktorym mogl zalozyc kajdany na nogi Snarbiego.

Najedli sie do syta, a gdy pozostali wraz z zapadnieciem zmroku zasneli szybko, Jason ociezaly po posilku i zmeczony calodziennym trudem wedrowki, bronil sie przed zapadnieciem w sen. Niebezpieczenstwo, ktorego sie spodziewal, moglo zaistniec w samym obozie, jak tez nadciagnac z zewnatrz. Gdy sen poczal morzyc go coraz silniej, wstal i zaczal chodzic naokolo obozu, az do chwili, kiedy chlod zapedzil go znowu w poblize ciagle jeszcze goracego kotla. Nad jego glowa gwiazdy przesuwaly sie z wolna i gdy jedna, najjasniejsza dotarla do zenitu, uznal, ze jest juz polnoc albo tuz po pomocy. Obudzil Mikaha.

— Teraz ty. Wytezaj wzrok i sluch, uwazaj, czy cos sie nie rusza i pamietaj, zeby pilnie zwazac na tego tam.

— Wskazal kciukiem nieruchoma postac Snarbiego.

— Obudz mnie, gdyby zdarzylo sie cos podejrzanego.

Sen nadszedl natychmiast i Jason prawie nie drgnal az do chwili, kiedy na niebie pojawil sie pierwszy brzask. Widac bylo tylko najjasniej swiecace gwiazdy i mgle unoszaca sie z otaczajacych ich traw. Niedaleko dostrzegl skulone ksztalty dwojga spiacych ludzi. Lezacy dalej poruszal sie przez sen i Jason stwierdzil, ze jest to Mikah.

Sciagnal z niego przykrywajace skory i potrzasnal za ramiona. — Dlaczego spisz? — krzyknal rozwscieczony. — Miales stac na warcie!

Mikah otworzyl oczy i zamrugal z majestatyczna pewnoscia siebie. — Stalem na strazy, ale gdy zblizal sie ranek, Snarbi obudzil sie i zaproponowal, ze teraz on popilnuje. Nie moglem mu odmowic.

— Nie mogles? Po tym co ci powiedzialem…

— Wlasnie dlatego. Nie moge uznac nie udowodnionej winy tego czlowieka i wspoluczestniczyc w twych nieslusznych poczynaniach. Dlatego tez pozwolilem mu stanac na warcie.

— Pozwoliles stanac mu na warcie! — Jason nieomal dusil sie slowami. — No to gdzie on jest? Czy widzisz, by ktokolwiek stal na strazy?

Mikah uwaznie rozejrzal sie wokolo i spostrzegl, ze pozostali tylko oni dwaj i budzaca sie ze snu Ijale.

— Wyglada na to, ze sobie poszedl. Okazal sie wiec czlowiekiem niegodnym zaufania i w przyszlosci nie pozwolimy mu stac na strazy.

Jason zamachnal sie noga, chcac go kopnac, ale uzmyslowil sobie, ze nie czas teraz na przyjemnosci i skoczyl do parowozu. Krzesiwo, ku jego zdumieniu, natychmiast dalo iskre i udalo mu sie rozpalic pod kotlem. Plomien zahuczal radosnie, ale gdy postukal we wskaznik, zobaczyl, ze paliwa juz nie ma. Zawartosc osatniego dzbana powinna pozwolic im dojechac w bezpieczne miejsce, zanim dadza o sobie znac klopoty, ktore Snarbi chcial im sciagnac na glowe. Ale dzbana rowniez nie bylo.

— No to jestesmy zalatwieni — oznajmil Jason z gorycza po goraczkowych poszukiwaniach na platformie caro i w najblizszej okolicy. Woda mocy zniknela wraz ze Snarbim, ktory, choc pelen obaw przed machina parowa, byl wystarczajaco bystry, by obserwujac jak Jason uzupelnia paliwo, uzmyslowic sobie, ze caro nie pojedzie bez tego tajemniczego plynu.

Uczucie calkowitej rezygnacji wyparlo poprzednia wscieklosc. Przeciez wiedzial, ze nie powinien ufac Mikahowi w niczym, szczegolnie jezeli wiazalo sie to z jego koncepcjami etycznymi. Patrzyl, jak Samon konsumuje kawalek zimnego miesa i podziwial jego niezmacony spokoj.

— Czy nie przejmujesz sie tym drobiazgiem — zapytal — ze w gruncie rzeczy ponownie skazales nas na niewolnictwo?

— Uczynilem to, co uwazalem za sluszne. Nie mialem wyboru. Musimy albo zyc jako istoty moralne, albo znizyc sie do poziomu zwierzat.

— Kiedy jednak zyjesz wsrod ludzi, ktorzy zachowuja sie jak zwierzeta, to w jaki sposob zamierzasz przezyc?

— Zyja tak, jak ty zyjesz, Jasonie — oznajmil Mikah z ciezka ironia — wijac sie i skrecajac ze strachu, ale mimo swych wysilkow, niezdolni do unikniecia swego losu. Mozna tez zyc tak, jak ja to czynie, zyc jak czlowiek, ktory ma przekonania, wie co jest sluszne i nie pozwoli zawrocic sobie glowy drobnymi potrzebami dnia codziennego. Jezeli zyje sie wedlug tych zasad, mozna umrzec szczesliwie.

— Wiec umrzyj szczesliwy! — syknal Jason i schwycil rekojesc miecza. Puscil ja jednak z ponura mina, nie dobywajac ostrza z pochwy. — Pomyslec, iz kiedykolwiek mialem zludzenie, ze zdolam cie czegos nauczyc o realiach tutejszego zycia, skoro nigdy przedtem nie miales do czynienia z rzeczywistoscia. I pewnie do smierci nie bedziesz mial. Stosujesz sie do wlasnego kodeksu zachowan, ktore sa twa realnoscia, otaczaja cie zawsze i wszedzie i sa bardziej materialne dla ciebie niz ziemia, na ktorej siedzisz.

— Po raz pierwszy sie zgadzamy, Jasonie. Probowalem otworzyc twe oczy na swiatlo prawdy, ale ty sie odwracasz i nie chcesz go dostrzec. Nie zwracasz uwagi na Wieczne Prawo, zaslepiony wymogami chwili i dlatego tez zostaniesz potepiony.

Wskaznik cisnienia zasyczal i odskoczyl, ale poziom paliwa spadl do zera.

— Wez troche jedzenia na sniadanie Ijale — powiedzial Jason — i odsun sie od machiny. Paliwo sie skonczylo, a car o rowniez zaraz szlag trafi.

Вы читаете Planeta Smierci 2
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату