— Niewolnikami! — krzyknal Mikah, gdy znaczenie tego slowa przebilo sie przez bol glowy. — To obrzydliwe. Niewolnicy musza zostac uwolnieni.
— Tylko bez kazan, bardzo prosze i postaraj sie myslec realnie — nawet jezeli to boli. Jedyni niewolnicy, ktorych nalezy uwolnic, to my dwaj — ty i ja. Pozostali sprawiaja wrazenie ”wspaniale przystosowanych do sytuacji i nie widze przeslanek do zmiany stanu rzeczy. Nie mam zamiaru rozpoczynac zadnej wojny o zniesienie niewolnictwa dopoty, dopoki nie znajde sposobu na wydobycie sie z tego bigosu i najprawdopodobniej nigdy jej nie zaczne. Ten swiatek doskonale dawal sobie rade beze mnie i najprawdopodobniej bedzie toczyl sie dalej po moim odjezdzie.
— Tchorzu! Musisz walczyc o Prawde, a Prawda cie wyzwoli!
— Znowu slysze te mocne akcenty — jeknal Jason. — Jedyne, co w chwili obecnej moze mnie wyzwolic, to ja sam. Moze nie najlepszy aforyzm, ale jednak to prawda. Sytuacja tu jest trudna, ale nie beznadziejna, wiec sluchaj i ucz sie. Wladca — zdaje sie, ze nazywa sie Ch'aka — wybral sie na jakies polowanie. Nie odszedl daleko i wkrotce wroci, dlatego sprobuje przedstawic ci wszystko jak najszybciej. Zdawalo mi sie, ze rozpoznalem ten jezyk i mialem racje. To znieksztalcona forma esperanta — jezyka, ktorym posluguja sie wszystkie swiaty Terido. Ten znieksztalcony jezyk oraz zycie na poziomie niewiele wyzszym od jaskiniowcow, swiadcza o tym, ze ludzie ci pozbawieni sa jakichkolwiek kontaktow z reszta galaktyki, choc ludze sie nadzieja, ze nie mam racji. Moze jest gdzies na tej planecie jakas faktoria handlowa i jezeli tak bedzie, predzej czy pozniej ja znajdziemy. W chwili obecnej mamy dosc innych zmartwien, ale w kazdym razie mozemy mowic ich jezykiem. Wprawdzie wiele dzwiekow uleglo sciagnieciu, niektore w ogole zanikly i nawet licho wie po co wprowadzili tu krtaniowa gloske zwarta — cos, co w zadnym jezyku nie jest potrzebne, przy pewnych staraniach mozna sie z tymi ludzmi porozumiec.
— Nie znam esperanta.
— No to sie naucz. Jest dosc latwe, nawet w tej barbarzynskiej postaci. A teraz siedz cicho i sluchaj. Te istoty urodzily sie i dorastaly jako niewolnicy. Wiedza tylko to i nic poza tym. Istnieja pomiedzy nimi pewne tarcia i gdy Ch'aka nie patrzy, silniejsi spychaja robote na slabszych. Naszym najwiekszym problemem jest Ch'aka i musimy sie wiele dowiedziec, zanim sprobujemy sie z nim uporac. Jest wladca, obronca, ojcem, karmicielem oraz przeznaczeniem wszystkich tutaj i sprawia wrazenie faceta, ktory zna sie na rzeczy. Sprobuj wiec byc przez jakis czas dobrym niewolnikiem.
— Ja! Niewolnikiem? — Mikah usilowal sie podniesc. Jason popchnal go z powrotem na ziemie — nieco mocniej, niz bylo to potrzebne.
— Tak, ty… i ja rowniez. W obecnej sytuacji to jedyny sposob, by przezyc. Rob to co wszyscy — sluchaj rozkazow, a bedziesz mial zupelnie niezla szanse pozostac przy zyciu dopoty, dopoki nie uda sie nam z tego wygrzebac.
Odpowiedz Mikaha utonela w dobiegajacym z wydm ryku. Ch'aka powrocil. Niewolnicy szybko zerwali sie na nogi chwytajac swe tobolki i zaczeli sie ustawiac w pojedyncza, luzna tyraliere. Jason pomogl Mikahowi wstac i podtrzymywal go, kiedy potykajac sie brneli na swoje miejsce w szyku. Gdy wszyscy byli gotowi, Ch'aka kopnal najblizszego i niewolnicy wolnym krokiem ruszyli przed siebie, wpatrujac sie uwaznie w piasek pod nogami. Jason nie pojmowal o co tu chodzi, ale dopoki nikt nie niepokoil ani jego, ani Mikaha, bylo to bez znaczenia — mial i tak duzo roboty z podtrzymywaniem rannego. Mikah na szczescie wykrzesal z siebie wystarczajaco duzo sil, by chociaz poruszac nogami.
Jeden z niewolnikow wskazal cos na ziemi i krzyknal. Tyraliera sie zatrzymala. Wszystko dzialo sie zbyt detleko od Jasona, by mogl wiedziec, co jest przyczyna tego podniecenia, ale dostrzegl, ze czlowiek ten pochylil sie i wydlubal dziurke kawalkiem zaostrzonego drewna. W ciagu kilku sekund wykopal cos okraglego, niewiele mniejszego od dloni. Uniosl zdobycz nad glowa i kurcgalopkiem zaniosl ja do Ch'aki. Pan i wladca odebral te rzecz i odgryzl kawalek, kiedy zas niewolnik, ktory ja znalazl, odwrocil, sie wymierzyl mu solidnego kopniaka. Tyraliera znowu ruszyla naprzod.
Znaleziono jeszcze dwa tajemnicze przedmioty i Ch'aka zjadl je. Dopiero, po zaspokojeniu swojego glodu, zaczal myslec o swoich obowiazkach karmicie-la. Gdy dokonano nastepnego znaleziska, przywolal niewolnika i wrzucil te rzecz do prymitywnie plecionego koszyka na jego plecach. Od tej chwili czlowiek ten szedl tuz przed Ch'aka, ktory pilnowal, by wszystko, co zostalo wykopane, trafialo do koszyka. Jason zastanawial sie, co to takiego. Wiedzial juz, ze to cos jadalnego, a wsciekle burczenie w brzuchu przypomnialo mu o niezaspokojonym glodzie. Niewolnik, ktory szedl obok Jasona, nagle krzyknal i wskazal na piasek. Gdy wszyscy staneli, Jason posadzil Mikaha i z zaciekawieniem patrzyl, jak dzikus zaatakowal piach swym kawalkiem drewna, rozdlubu-jac ziemie wokol sterczacych z niej malenkich, zielonych pedow; W rezultacie wykopal cos szarego i pomarszczonego, jakis korzen czy bulwe z zielonymi liscmi. Jasonowi wydawalo sie to rownie jadalne jak kamien, ale niewolnik najwyrazniej byl innego zdania. Glosno przelknal sline i w swej zuchwalosci odwazyl sie nawet powachac ow korzen. Ch'aka widzac to gniewnie ryknal i gdy niewolnik wrzucil korzen do kosza, zafundowal mu takiego kopa, ze nieszczesnik ledwo dokustykal na swoje miejsce.
Wkrotce potem Ch'aka krzyknal, by wszyscy sie zatrzymali i cala grupa oberwancow skupila sie wokol niego. Grzebal w koszyku i wzywal ich pojedynczo, a nastepnie poslugujac sie jakims wlasnym systemem ocen, dawal kazdemu jeden lub wiecej korzeni. Koszyk v byl juz prawie pusty, gdy wskazal palka Jasona.
— K'e nam h'vas vi? — zapytal.
— Mia mono estas Jason, mia amiko estas Mikah.
Jason odpowiedzial w poprawnym esperanto, ktore Ch'aka wydawal sie rozumiec bez specjalnego trudu, mruknal bowiem i przez chwile grzebal w koszyku. Jego zamaskowana twarz byla obrocona w strone Jasona, ktory czul nieomal wwiercajace sie w niego spojrzenie. Palka znowu skierowala sie w jego strone.
— Skad jestescie? To wasz statek palil sie, zatonal?
— To byl nasz statek. Jestesmy z daleka.
— Z drugiej strony oceanu? — Byla to zapewne najwieksza odleglosc, jaka Ch'aka mogl sobie wyobrazic.
— Tak jest, z drugiej strony oceanu. — Jason nie byl w nastroju do dawania lekcji astronomii. — Kiedy dostaniemy jesc?
— Ty bogaty czlowiek w twoim kraju. Ty miales statek, miales buty. Teraz ja mam twoje buty. Ty jestes tu niewolnik. Moj niewolnik. Wy dwaj moi niewolnicy.
— Dobrze, dobrze — odparl z rezygnacja Jason. — Jestem twoim niewolnikiem. Ale nawet niewolnicy musza cos jesc. Gdzie jest jedzenie?
Ch'aka pogmeral w koszu i wreszcie wyciagnal malenki, pomarszczony korzonek. Przelamal go na pol i cisnal Jasonowi pod nogi.
— Pracuj pilnie, dostaniesz wiecej.
Jason podniosl kawalki z ziemi i oczyscil je z piasku, jak mogl najlepiej. Podal jedna czesc Mikahowi i ostroznie nadgryzl druga. Piasek zazgrzytal mu w zebach, a korzen smakowal jak lekko zjelczaly wosk. Jedzenie tego obrzydlistwa przychodzilo mu z duzym wysilkiem, ostatecznie jednak udalo mu sie. Niewatpliwie bylo to jakies pozywienie, mniejsza o to do jakiego stopnia niestrawne. Musialo mu wystarczyc dopoki nie znajdzie czegos lepszego.
— O czym rozmawialiscie — spytal Mikah, przezuwajac ze zgrzytem swa porcje.
— Po prostu wymienilismy klamstwa. On mysli, ze jestesmy jego niewolnikami, ja zas sie z nim zgodzilem. Ale to tylko chwilowe! — dodal szybko, widzac jak Mikah z pociemniala z gniewu twarza zaczyna podnosic sie z ziemi i silnie pociagnal go w dol.
— To obca planeta, jestes ranny, nie mamy ani krzty zywnosci, ani zielonego pojecia jak tu mozna przetrwac. Jedyne, co mozemy zrobic, by utrzymac sie przy zyciu, 19 robic to, co nam ten Stary Brzydal rozkaze. Jezeli ma ochote nazywac nas niewolnikami — dobra, mozemy nimi byc.
— Lepiej umrzec, niz zyc w lancuchach.
— Daj spokoj tym bzdurom! Lepiej zyc w lancuchach i zorientowac sie, jak mozna sie ich pozbyc. W ten sposob wyjdziesz z tego zywy i wolny, a nie martwy i wolny. To pierwsze rozwiazanie jest chyba o wiele sympatyczniejsze. A teraz zamknij sie i jedz. Nie mozemy nic zrobic, dopoki nie wykaraskasz sie z tej kategorii chodzacego rannego.
Przez cala reszte dnia tyraliera piechurow brnela po piasku i Jason, poza pomaganiem Mikahowi, znalazl dwa krenoj — jadalne korzenie. Zatrzymali sie przed zmierzchem i z ulga opadli na piasek. Podczas rozdzialu zywnosci otrzymali nieco wieksze porcje, byc moze w nagrode za przykladna prace Jasona.