– D'Eon? Z cala pewnoscia przyjde, sire. – Markiz skinal glowa.
– Ze swojej strony chce pokazac automat, ktory dostalem od ciebie, panie, w zeszlym roku, co? – dodal krol.
– Ciesze sie, ze wciaz znajduje uznanie w oczach monarchy. – Rothgar wstal i sklonil sie lekko przy tych slowach.
Monarcha rowniez podniosl sie z miejsca.
– Zaprawde. – Przybral oficjalny ton: – Dobrze, panie, sluzysz Koronie. Jestesmy zadowoleni z twoich uslug i zyczymy ci jak najlepiej.
Rothgar sklonil sie jeszcze nizej.
– Wasza Krolewska Mosc jest dla mnie niezwykle laskawy. Spotkanie dobieglo konca. Markiz przeszedl korytarzem do schodow, powsciagajac chec odszukania Diany. Pragnal upewnic sie, ze jest bezpieczna. Wolal nie mowic jej nic na temat postanowien krola. Zwlaszcza, ze watpil, czy tym razem skonczy sie tylko na grozbach. Hrabina bedzie musiala wykazac wielki hart ducha i duzo determinacji, zeby wyjsc calo z tej opresji.
Nie mogl teraz zajac sie jej sprawami. Chcial pojechac do Abbey i osobiscie zlozyc kondolencje Elli Miller. Przez chwile zastanawial sie co robic, a potem, bedac juz na dole, skrecil do pokoju przyjec i skreslil do niej kilka slow:
Wielmozna Lady Arradale!
Tusze, pani, ze jestes pod dobra opieka i ze dotarly do Ciebie wszystkie bagaze. Prosze o sygnal, gdybym mogl pomoc Ci w czyms jeszcze. Zrobie wszystko, co w mojej mocy.
Twoj pokorny sluga,
Rothgar.
Mial nadzieje, ze Diana odbierze wlasciwie tresc tej blahej notatki. Zwlaszcza wzmianke o tym, co jest w jego mocy. Rothgar zlozyl kartke i zapieczetowal ja swoim sygnetem. Nastepnie przywolal lokaja.
– Dla lady Arradale – poinformowal go.
Sluzacy skinal glowa.
Znalazlszy sie w powozie, probowal zapomniec o Dianie. Jego mysli zwrocily sie ku D'Eonowi. Wybor prezentu nie byl zaskakujacy, poniewaz wielu zdolnych mechanikow pracowalo rowniez we Francji, a poza tym wszysy znali krolewskie upodobania. Zamilowanie do mechaniki laczylo krola z Rothgarem. To markiz dal mu pierwszy tego typu prezent, chinska pagode, ktora usilowano, niestety, wykorzystac przy probie zamachu. Czy to mozliwe, zeby jakas ciemna tajemnica wiazala sie rowniez z francuskim prezentem?
Ostroznosci nigdy nie za wiele! pomyslal markiz.
Kolejny automat, ktory podarowal krolowi, byl juz znacznie prostszy i, jak mu sie zdawalo, calkowicie bezpieczny. Czy to samo bedzie mozna powiedziec o mechanizmie D'Eona? Rothgar mial wrazenie, ze krag, ktory go otaczal, a posrednio takze krola, zaczal sie powoli zaciesniac.
Nagle uderzyla go mysl, ze to D'Eon stoi za pomyslem wydania Diany za maz. Jak do tej pory krol nie wykazywal tyle determinacji nawet w najwazniejszych dla kraju sprawach. Znaczylo to, ze ktos nim manipuluje. D'Eon czesto bywal na dworze i Jerzy chetnie z nim rozmawial.
Tylko po co?
Zeby zemscic sie za dwoch zabitych Francuzow? Nie, niemozliwe. Sprawa byla zbyt swieza. D'Eon nie mogl sie domyslac, ze Diana jest tak doskonalym strzelcem.
A moze sam chcial sie z nia ozenic?
To bylo juz bardziej przekonujace. Nalezal do ludzi ambitnych, lecz pozbawionych majatku. A malzenstwo z angielska arystokratka otwieralo przed nim nieograniczone mozliwosci szpiegowania. Bylo to moralnie obrzydliwe, ale Rothgar wiedzial, ze Francuz jest do tego zdolny.
Ale jedna sprawa byla watpliwa. Jak to juz powiedzial Dianie, meskosc DlEona stala pod znakiem zapytania. Wiadomo bylo, ze nie unika flirtow, ale tez nie ma zadnych kochanek.
Co wiecej, Francuz spedzil sporo czasu na dworze carycy Rosji w… kobiecym przebraniu. Oczywiscie szpiegowal wtedy na rzecz krola Francji. Wielu watpilo w prawdziwosc tej historii, ale Rothgar osobiscie sprawdzil wszystkie fakty. Nie wiedzial tylko, czy D'Eon jest mezczyzna, kobieta, czy moze hermafrodyta.
Niezaleznie od swojej plci, pozostawal jednym z najzreczniejszych francuskich politykow. Brakowalo mu tylko powaznego sukcesu, zeby zostac prawdziwym ambasadorem. Mogla to byc na przyklad zgoda na pozostawienie Dunkierki w niezmienionym ksztalcie.
Rothgar pokiwal glowa. Wiele wskazywalo na to, ze D'Eon traktowal go jak osobistego wroga. Czesto rozmawial z krolem i musial dowiedziec sie, ze markiz kategorycznie domaga sie zburzenia fortyfikacji.
Powoz zatrzymal sie przed Malloren House. Rothgar wysiadl i przeszedl od razu do swojego gabinetu. Zrobilo sie zbyt pozno na jakiekolwiek odwiedziny. Bedzie musial jutro pamietac o zonie woznicy.
Usiadl przy biurku i podparl glowe rekami. Pojedynek z Currym byl majstersztykiem. Nikt by nie powiedzial, ze to robota Francuzow. Ale juz atak na drodze nie nalezal do najzreczniejszych posuniec. Byc moze zainicjowal go sam de Couriac, poruszony tym, ze zdobycz wymknela mu sie z rak.
Skoro zamachowcy posuwaja sie do bandyckich napasci, czego jeszcze mozna sie po nich spodziewac?
Strzalu z tlumu? Byc moze. Nie powinien jednak zyc w ciaglym strachu. Musi wypelniac swoje obowiazki. Poza tym, jesli D'Eon znowu przejal inicjatywe, moze chyba oczekiwac czegos bardziej wyrafinowanego.
Markiz na chwile zakryl twarz rekami. Niepotrzebnie powiedzial Dianie o podwojnym rzadzie. Jesli D'Eon zorientuje sie, ze go szpieguje, znajdzie sie w smiertelnym niebezpieczenstwie. Wystarczy, ze zdradzi sie ze znajomoscia francuskiego, zeby wzbudzic jego podejrzenia.
Diana! Co sie z nia teraz dzieje?
Czy D'Eon ma jakies plany wzgledem jej osoby?
Rothgar nie watpil, ze Francuzi przywaruja na jakis czas. Nie moga juz sobie pozwolic na otwarty atak, a nawet na to, by polaczono z ich krajem kolejna probe zabojstwa. Wbrew pozorom, de Couriac bardzo przysluzyl sie markizowi. D'Eon musi teraz bardzo uwazac, zeby nie popasc w nielaske.
Spojrzal na stos petycji lezacych na stole. Wolal przegladac je sam, chociaz mogl to za niego zrobic Carruthers. Miedzy probami wyludzenia pieniedzy, czy prosbami prawdziwych przestepcow, znajdowaly sie takie, ktorymi warto sie bylo zajac. Na przyklad ta, od pani Tulliver. Jej jedyny syn zostal skazany na deportacje za kradziez surduta jakiegos dzentelmena. Mlodzieniec zrobil to z glupoty, po to, zeby lepiej zaprezentowac sie swojej dziewczynie. A surowosc kary byla oczywiscie zwiazana z pozycja owego dzentelmena.
Rothgar odlozyl petycje na oddzielny stosik. Bedzie sie musial tym zajac w ciagu najblizszych dni, zanim statek nie odplynie do Australii. W kilku nastepnych znajdowaly sie prosby o pieniadze, jak rowniez sprawy, ktore wymagaly glebszego namyslu. Markiz odsunal je wszystkie.
Myslami wciaz byl przy Dianie.
Przez chwile zastanawial sie, co zrobic, zeby przynajmniej chronic ja przed D'Eonem. W koncu usmiechnal sie do siebie szatansko. Mial pewien plan. Jako oficjalny przedstawiciel Ludwika XV, D'Eon byl oczywiscie nietykalny, ale mozna bylo inaczej dobrac mu sie do skory.
Natychmiast poslal po swojego drugiego sekretarza, Josepha Graingera. Carruthers pelnil wylacznie funkcje oficjalne, natomiast mlody Joseph, z wyksztalcenia prawnik, zajmowal sie takimi, ktore wymagaly spokoju i dyskrecji.
– Witaj, Joseph. Przygotuj mi liste wierzycieli D'Eona -zadysponowal. – Te sama, ktora przeslales mi do Arradale.
– Zaraz ja przyniose – rzekl mlodzieniec, a widzac zdziwiona mine chlebodawcy, dodal: – Przygotowalem wszystkie dokumenty zwiazane z D'Eonem, panie. Mam jeszcze wiecej materialow.
Rothgar skinal z uznaniem glowa. Nigdy dotad nie zawiodl sie na inteligencji Graingera. Po chwili na jego biurku lezaly odpowiednie dokumenty lub ich kopie.
– Swietnie.- ucieszyl sie markiz. – Widze, ze jego finanse sa w strasznym stanie. Nie ma juz pieniedzy na amba-sadorskie wydatki. Jest zadluzony po uszy.
– Chcesz, panie, wykupic jego dlugi – domyslil sie Grainger.
– Wlasnie! – Energicznie wstal od biurka. – Rozpusc plotki, ze jest wyplacalny.
– A nie jest? Rothgar machnal reka.
– W tej sytuacji mozna powiedziec, ze ryzyko jest minimalne.
Grainger, ktory nalezal do ludzi niezwykle oszczednych, spojrzal na niego z przygana, ale oczywiscie nic nie