Przykucnela i pozbierala wszystkie platki. Byly przyjemne w dotyku i pachnialy slodko, co zdziwilo ja, gdyz roze przy jej zamku mialy raczej slaby zapach. Pomyslala, ze krol i krolowa tez chca dobrze. Gdyby mogli zobaczyc to zdarzenie, byc moze nie zdecydowaliby sie jej swatac.

Musi napisac do Beya. Stojac na sciezce, zaczela obmyslac pierwsze slowa listu. Po czym zasmiala sie i rzucila platki na wiatr. Niech leca.

22

Rothgar konczyl juz pospieszne sniadanie i zerknal nawet milosciwie na projekty nowych liberii dla sluzby, kiedy zapowiedziano sir George'a Uftona. Mezczyzna wpadl jak pocisk do jego gabinetu. Nie byl rumiany, jak zwykle, ale dziwnie blady.

– Na milosc Boska, jak dobrze, ze wasza lordowska mosc jeszcze tu jest!

Rothgar odsunal od siebie talerz i wstal. I tak nie mial juz ochoty na sniadanie.

– Georgie! Moj syn, George, zostal aresztowany za kradziez koni!

Markiz wskazal starszemu Uf tonowi miejsce, a nastepnie nalal mu brandy.

– Powiedz mi, panie, jak to sie stalo – poprosil. Mimo wzburzenia Uftonowi udalo sie pokrotce strescic

historie syna. Otoz George, ktory wybral sie na targ w Dingham, gral w karty z handlarzem konmi. Ojciec nie kryl, ze ma zamiar z nim o tym jeszcze porozmawiac. Kiedy przegral, handlarz zazadal, aby w ramach splaty dlugu, odstawil jego konie do sasiedniej wioski. A kiedy Georgie sie do tego zabral, obwolal go koniokradem. Miejscowy sedzia, Hadley Commons, z ktorym Uftonowie od dawna mieli na pienku, chcial jak najszybciej zajac sie ta sprawa.

Sir George dopil brandy jednym haustem i spojrzal blagalnie na Rothgara. Sprawa wymagala jednak zastanowie-nia. Markiz nie watpil w niewinnosc mlodego Uftona i nie bardzo rozumial, o co w tym wszystkim chodzilo.

Chyba, ze… Przypomnial sobie, ze przed wyjazdem do Yorkshire to wlasnie on przedstawial Uf tonow krolowi.

D'Eona nie bylo wtedy wsrod zebranych, ale Rothgar nie watpil, ze wiedzial o wszystkim, co sie z nim wiaze. W zwiazku z tym mogl to byc kolejny wymierzony w niego cios.

Oczywiscie, nie bylo to nic szczegolnego, ale musialby znowu opuscic dwor krolewski. Po zapadnieciu wyroku, cala sprawa zajelaby mu znacznie wiecej czasu. D'Eon nie mogl przypuszczac, ze bedzie akurat na miejscu.

Tym razem sie przeliczyl! Rothgar od razu odwrocil sie od okna. Mial plan, jak wykorzystac to zdarzenie na wlasna korzysc.

– Pojade z toba panie i pomoge rozwiazac te sprawe -rzekl do zmartwialego szlachcica.

W oczach starego Uf tona pojawily sie lzy.

– Dziekuje, wasza lordowska mosc. Bogu dzieki, ze przyjechales dzisiaj do Abbey!

Rothgar skinal glowa.

– To rzeczywiscie szczesliwy zbieg okolicznosci – stwierdzil. Na zewnatrz dwaj sluzacy czekali na niego z osiodlanym koniem. Rothgar zawahal sie, przypomniawszy sobie

Diane. Bedzie musiala na razie radzic sobie sama. Ta sprawa jest zdecydowanie wazniejsza.

Kiedy wjezdzali do Dingham, poranny targ juz dobiegl konca. Ludzie na wozach lub pieszo opuszczali wlasnie miasteczko. Tlum rozstepowal sie niczym fale Morza Czerwonego, na widok chmurnego Rothgara jadacego w odkrytym koczu.

Przybywszy na miejsce markiz stwierdzil, ze sporo ludzi pozostalo tez w paru lokalnych szynkach, zeby uczcic pomyslnie zakonczone interesy. Dzien targowy nalezal do najruchliwszych w miasteczku. Najwiecej tez sie tu wowczas dzialo. Dlatego sedzia urzedowal w najlepszej gospodzie i na miejscu ferowal wyroki za zlodziejstwo czy probe przekupstwa.

Mineli kobiete, ktorej wlasnie wymierzano baty za jakies przestepstwo i weszli do srodka. Raz jeszcze ludzie rozstapili sie na widok Rothgara. W gospodzie podniosl sie szum, wiec sedzia Commons uderzyl mlotkiem w stol prezydialny.

– Cisza! Cisza!

Nagle dostrzegl markiza w towarzystwie George'a Uftona i jego usta sciagnely sie w jedna kreske.

– Jak widzisz, panie, powstrzymalem sie z sadzeniem Geor-ge'a do twojego powrotu – zwrocil sie do starego Uftona.

– Dziekuje, panie. – Sir George sklonil mu sie, acz z niechecia.

Sedzia spojrzal jeszcze na czlonkow lawy przysieglych, a potem na starszego mezczyzne, ktory stal przed sadem.

– Winny oszukiwania przy wazeniu – oznajmil. – Grzywna trzech szylingow z zamiana na dwadziescia batow.

Starzec westchnal i wyplacil zadana sume. Nie opuscil jednak sali, tak jak to sie zwykle dzialo w podobnych wypadkach. Do gospody naplywali wciaz nowi ludzie, zaintrygowani obecnoscia Rothgara, ktory rzadko bywal w swoich wlosciach. Wezwano mlodszego Uftona.

– Czy wasza lordowska mosc jakos szczegolnie intere* suje sie ta sprawa? – spytal nieufnie sedzia.

– Zawsze interesuje sie sprawiedliwoscia – padla odpowiedz. Rothgar wiedzial, ze moze przejac przewodnictwo. Nie

chcial jednak tego robic. Wolal sprawdzic, kogo wybral D'Eon. Z cala pewnoscia byl to jakis sprytny lotr. Moze ktos miejscowy…? Jesli przylapie go na goracym uczynku, to zapewne bedzie mogl go wykorzystac w przyszlosci. Dla dobra Diany, dodal w mysli.

Ciekawe, co sie z nia teraz dzieje? I czy rozmawiala juz z krolem, czy tylko z krolowa? Wiele wskazywalo na to, ze Jerzemu nadzwyczaj sie spieszylo z wydaniem jej za maz. Rothgar znowu czul tutaj robote D'Eona.

Nie, teraz musi sie skupic na procesie. Inaczej nie bedzie w stanie zapobiec skazaniu George'a.

Mlodzieniec wygladal na przerazonego, chociaz robil wszystko, co mogl, zeby zachowac godna postawe. Wlosy mial rozpuszczone, a na policzkach slady krwi, co znaczylo, ze nie poddal sie tak latwo. Kiedy dostrzegl ojca, na jego twarzy pojawila sie mieszanina wstydu i ulgi, co tylko dobrze o nim swiadczylo.

Stary Ufton mogl byc z niego dumny. Dumny ze swego syna…

Od razu glos zabral oskarzyciel, czyli handlarz konmi, o nazwisku Stringle. Rothgar przyjrzal mu sie uwazniej. Nie, wcale nie wygladal na lotra, co czynilo go szalenie wiarygodnym. Nie byl tez Francuzem, gdyz w Anglii wciaz traktowano ich nieufnie z powodu niedawnej wojny. Stringle mial przecietny wzrost i wyglad i nosil porzadne, acz podniszczone, ubranie. Mowil z zalem, jakby sam dziwil sie temu, co zaszlo.

Najpierw powolal trzech swiadkow, ktorzy powiedzieli, ze mlody Ufton rzeczywiscie przegral z nim w karty. Byli to miejscowi, ktorzy, jak sie zdawalo, niechetnie swiadczyli przeciwko synowi sir George'a. Rothgar zastanawial sie, czy ktorys z nich moze byc oplacony, ale stwierdzil, ze czas pokaze. Zaden z nich, w kazdym razie, nie sprawial wrazenia uczciwego czlowieka.

Georgie slyszac to, pobladl. Zrozumial chyba, ze jest powaznie zagrozony, zwlaszcza, ze za kradziez koni grozil stryczek. Oczywiscie markiz wiedzial, ze nie dojdzie do najgorszego, wolal jednak na razie zachowac spokoj. Chcial przylapac czlowieka D'Eona, a na to trzeba bylo czasu.

Po wysluchaniu swiadkow, glos mogl zabrac oskarzony.

– Chce tylko powiedziec, ze tego nie zrobilem, panowie sedziowie – zaczal drzacym glosem. – To prawda, ze przegralem, ale nie ukradlem konia. Ten Stringle powiedzial mi, zebym go zaprowadzil do Cobcott, a daruje mi czesc zaplaty.

Sedzia Commons zwrocil sie do zebranych:

– Czy ktos to slyszal? Wszyscy milczeli.

– Bylismy w stajni, panie sedzio – dodal niesmialo mlodzieniec.

– W stajni? Ale przeciez Grigson zeznal, ze prosiles, panie, o zwloke, a Stringle odmowil, twierdzac, ze musi jechac dalej. Wyszedles wiec, obiecujac, ze zaraz wrocisz z pieniedzmi. Stringle'a w ogole nie bylo w stajni.

– Alez byl – upieral sie Georgie.

Sedzia zwrocil sie do przesluchanych mezczyzn i wszyscy potwierdzili, ze Stringle pozostal przy stole. Dopiero teraz Rothgar zauwazyl cos w rodzaju porozumiewawczych spojrzen miedzy jednym ze swiadkow a Stringlem i

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату