– Dlatego przyjechalem tutaj – stwierdzil de Couriac, la-piac oddech. – Do ambasady nie wejda.
– Mogles wracac do domu – syknal D'Eon, sunac ostroznie do swego gabinetu.
W koncu znalezli sie za solidnymi, debowymi drzwiami. De Couriac byl wynedznialy. Jego stroj przypominal obszarpane szmaty.
– Nie sadzisz, ze obstawili porty? – Ton de Couriaca byl niechetny, nawet wrogi. Mowili sobie na „ty', bo zaden nie chcial sie przyznac, ze drugi przewyzsza go ranga. Nalezeli do drobnej szlachty i obaj aspirowali do arystokratycznych tytulow.
Po wpadce z Currym, D'Eon poslal do Paryza po prawdziwego fechtmistrza, takiego, ktory bez problemow sprostalby markizowi. Chodzilo o to, zeby go tylko zranic, poniewaz zabicie Rothgara uznano by zapewne za akt wrogosci wobec Anglii. Ale de Couriac nie wywiazal sie ze swojego zadania. Nie dosyc, ze nie doprowadzil do pojedynku, to jeszcze napadl na markiza. I jak to sie stalo, ze nie pomogla mu najlepsza aktorka z krolewskiego teatru? Przeciez bez trudu potrafila zmienic sie z Kopciuszka w prawdziwa Messaline.
I jakim cudem w ogole doszlo do napadu? D'Eon domyslal sie, ze de Couriac otrzymal oddzielne rozkazy z Francji. Ciekawe, czy osoba, ktora je wydala, wiedziala na co naraza ich kraj?
– Dlaczego nie odbyl sie pojedynek? – D'Eon rozpoczal przesluchanie.
– Z powodu jednej wscibskiej suki, hrabiny Arradale. Nie byla to odpowiedz godna szlachcica, ale tez wcale
w tej chwili na niego nie wygladal.
– Dobrze, a napad? Przeciez nie wydalem takiego rozkazu!
– Rozkaz pochodzil od krola. – De Couriac wyprostowal sie nieco.
Czy to mozliwe? Przyjaciele z Paryza ostrzegali go, ze moze popasc w nielaske. Nawet sam de Broglie o tym wspominal. Ale z drugiej strony D'Eon mial listy od samego monarchy, a w nich wyrazy poparcia.
– Mimo to, powinienes skonsultowac to ze mna! – warknal. De Couriac az poczerwienial na twarzy.
– Powiedzialem przeciez, ze rozkaz pochodzil od samego krola!
D'Eon polozyl dlon na rekojesci szpady. Rzadko dawal sie wyprowadzic z rownowagi, ale czul, ze miarka sie przebrala.
– Co takiego?! Moze myslisz, ze jestes mi rowny ranga?! Moze uwazasz tez, ze wygralbys ze mna w pojedynku?!
De Couriac mial co prawda opinie doskonalego fecht-mistrza, ale D'Eon znal swoje mozliwosci. Wiedzial, ze kazdego mozna pokonac. Gdyby chcial, pewnie slynalby jako doskonaly szermierz, ale wolal utrzymywac swoje umiejetnosci w tajemnicy. Ci, ktorzy je poznali, zabrali tajemnice do grobu.
Mezczyzni przez moment mierzyli sie wzrokiem. W koncu de Couriac pochylil nieco glowe.
– Przepraszam, jesli cie obrazilem, monsieur – baknal. D'Eon rozkoszowal sie ta chwila. Uwielbial wladze
i wszystko, co sie z nia wiazalo.
– W porzadku. Powiedz teraz, co to byly za rozkazy.
– Zeby wyeliminowac markiza.
– Ale z gry – uzupelnil D'Eon. De Couriac potrzasnal glowa.
– Nic tam nie bylo na ten temat.
– Wobec tego przyjmujemy, ze tylko z gry. – Spojrzal groznie. – Jasne?
Po chwili de Couriac znowu skinal glowa.
– Tak jest.
D'Eon przygladal sie przez chwile podwladnemu.
– Powiedz jeszcze, jak to sie stalo, ze Rothgar zabil az czterech twoich ludzi? – spytal o rzecz, ktora od dawna go ciekawila. – Wydaje sie to malo prawdopodobne.
De Couriac skinal ponuro glowa.
– Bo jest – rzekl niechetnie. – To ta lady Arradale.
– Co takiego?! – rozesmial sie D'Eon. – Uzyla swojego wachlarza?
– Nie, pistoletu – mruknal de Couriac. – To ona zabila Guya i Rogera. To byli nasi najlepsi ludzie. Od lat pracowali w Anglii.
D'Eon spowaznial nagle, a na jego czole pojawily sie dwie pionowe kreski.
– Dobrze, a to? – Wskazal obandazowane ramie.
De Couriac nagle opadl z sil. Na jego twarzy widac bylo zmeczenie i zniechecenie.
– Susette mnie dzgnela w czasie klotni. Miala nieposkromiony temperament i nie mogla zniesc tego, ze nie wywiazala sie z zadania. Oczywiscie musialem ja zabic. – Zacisnal piesci, a w jego oczach pojawily sie lzy. – Markiz i hrabina zaplaca mi za to. Byla moja przyjaciolka…
D'Eon czul, ze ma dosyc komplikacji jak na jeden wieczor.
– W porzadku, odpocznij teraz, a potem porozmawiamy -powiedzial. – Spiesze sie do krola. Jesli chcesz, mozesz dostac nastepne zadanie. Tylko musialbys zmienic wyglad.
De Couriac polozyl reke na sercu.
– Jestem mistrzem przebrania – stwierdzil. – Wystepowalem nawet w teatrze.
– Swietnie, mozesz wiec nawiazac znajomosc z lordem Randolphem Somertonem. Uwielbia hazard i czesto mozna spotkac go w domu gry „U Lucyfera'. Nie rob nic bez dalszych polecen – rzucil na koniec i wyszedl.
Zrezygnowal z ogledzin koni i kazal sluzbie, by jak najszybciej podstawila kapiacy od zlota powoz pod glowne wejscie do ambasady. Przez chwile zastanawial sie, czy juz przyszedl czas, zeby pozbyc sie de Couriaca. Stwierdzil jednak, ze na razie nie moze go zabic, bo, miedzy innymi z jego powodu, ma do dyspozycji za malo ludzi. Przyjdzie moment, kiedy monsieur de Couriac bedzie sie musial udac w droge za swa przyjaciolka-aktorka. A moze lepiej zazadac odeslania go do Francji?
D'Eon sam nie wiedzial, co robic. Czul, ze pelnienie obowiazkow przychodzi mu z coraz wiekszym trudem. Wydawal mase pieniedzy i angazowal sie w przedsiewziecia, ktore spelzaly na niczym. Gdyby nie laskawe listy Ludwika XV, z pewnoscia zastanowilby sie glebiej nad swoja sytuacja. Krol docenial jego prace i chcial, zeby D'Eon pelnil nadal obowiazki ambasadora.
Musi jednak zyskac wiekszy wplyw na Jerzego III, co znaczy, ze powinien unieszkodliwic lorda Rothgara.
Lady Arradale, pomyslal i przypomnial sobie cicha i szara arystokratke z prowincji. Moze uda mu sie wykorzystac ja do tego celu.
24
Kiedy Rothgar pojawil sie w apartamentach krolewskich, ze zdziwieniem spojrzal na klebiacy sie tam tlum gosci. Krolewska para rzadko zapraszala wieksza liczbe osob do Buckingham Palace, ktory uwazala za swoj dom. Juz po chwili zorientowal sie, ze nie chodzi nawet o francuski automat, lecz o to, by przedstawic Diane londynskiemu towarzystwu. Byc moze okaze sie, ze ktorys z gosci doskonale nadaje sie na jej meza. O, chocby Somerton, Crumleugh czy Scrope.
Po moim trupie, pomyslal Rothgar, patrzac groznie na zgromadzonych na sali kawalerow. Nastepnie przeszedl do krola i krolowej, by zlozyc im swoje uszanowanie.
Od razu zauwazyl pasterza i pasterke, ktorych podarowal krolowi w zeszlym roku. Automat stal odsloniety, jakby stanowiac wyzwanie dla Francuzow. Rothgar byl pewny, ze D'Eon obejrzal go sobie dokladnie w czasie czestych wizyt w palacu i na pewno sprowadzil z Francji cos bardziej skomplikowanego. Zalowal, ze nie ma jego dawnej pagody, czy chocby dobosza, ktore na pewno przycmilyby dar francuskiego monarchy.
Rothgar usmiechnal sie do siebie na mysl o tym, ze prowadzi wojne na automaty. Ale tak wlasnie bylo. Polityka rzadzil przypadek, a takze zmienny krolewski gust. Chodzilo o to, zeby zjednac sobie jak najwieksza przychylnosc Jerzego III. Oczami duszy widzial mechanizm zlozony z francuskiego i angielskiego szermierza, walczacych przy dzwiekach muzyki.
Przechodzil dalej, starajac sie nie sprawiac wrazenia, jakby kogos szukal. Zreszta i tak wypatrzyl ubrana na zielono Diane zanim jeszcze wszedl do sali. Teraz musial tylko przywitac sie z przybylymi arystokratami. Gdyby pod-izedl do niej od razu, mogloby to wzbudzic podejrzenia. Po jakims czasie znalazl sie blisko grupki, w ktorej sta-Zauwazyl, ze sie usmiecha, ale jest blada. Mogl to byc jednak nakladany na twarz puder. Musi to sprawdzic, ale ze nie teraz. Zwlaszcza, ze zauwazyl, iz krol przyzywa go gestem.