siostry? W tym zestawieniu lord Scrope wydawal sie wrec czlowiekiem pogodnym.
Tyle, ze przerazliwie nudnym. Diana chyba nigdy wczesniej nie spotkala wiekszego nudziarza. W dodatku, bez chocby odrobiny poczucia humoru.
Spojrzala w strone Rothgara. Panna Hestrop wciaz trwala uczepiona jego ramienia. Hrabina wiele by dala, zeby byc na jej miejscu. Po chwili zauwazyla, ze obserwuja ja dwie pary oczu. To byli krol i D'Eon. Dlaczego wlasnie Francuz? Czula, ze wokol niej cos sie dzieje, ale nie byla w stanie powiedziec, co. Czula sie uwieziona w tych spojrzeniach. Wszyscy cos o niej mysleli, mieli jakies plany zwiazane z jej osoba, a ona nie mogla tego odgadnac.
Diabelski Londyn!
Odwrocila sie do swoich zalotnikow i spojrzala na nich laskawie. Przynajmniej z nimi wszystko bylo jasne.
25
Nastepnego ranka Diana obudzila sie z jedna mysla. Kiedy znowu zobaczy Beya? Dzien bez niego wydawal jej sie stracony. Tylko nadzieja, ze wkrotce go ujrzy, pozwalala jej zachowac cos w rodzaju pogody ducha.
Dopiero pozniej przypomniala sobie, ze musi udawac.
iz bardziej interesuja ja inni mezczyzni. Jeknela na mysl o tym, ze ponownie czeka ja korowod zalotnikow. Juz wczoraj stalo sie jasne, ze biora cala sprawe bardzo powaznie i zaczynaja ze soba konkurowac.
Pozostawala jeszcze sprawa balu maskowego, ktory mial sie odbyc w poniedzialek w Malloren House. Zostaly jej wiec tylko dwa dni. Sam krol podal to wczoraj do wiadomosci. Diana zauwazyla, ze wszyscy az zadrzeli z emocji na te wiesc. Zapewne Rothgar slynal z tego rodzaju przedsiewziec.
Diana chetnie by poszla w slady innych, ale w czasie pozniejszej rozmowy monarcha dal jej do zrozumienia, ze wlasnie w czasie balu ma lepiej poznac swoich zalotnikow i zdecydowac, ktorego wybiera. Skad ten pospiech? Najchetniej bylaby Penelopa czekajaca na swojego Odysa. Nawet dwadziescia lat.
W koncu wstala i samotnie zjadla lekkie sniadanie, co bylo ogolnie przyjetym zwyczajem. Clara w tym czasie zajmowala sie jej strojem. Raczac sie kawa, Diana zastanawiala sie, czy nie pomalowac dzisiaj mocniej twarzy. Wygladalaby wowczas na chora i byc moze krolowa odeslalaby ja szybciej do pokoju. Moglaby tez zrobic sobie pryszcze, takie jak rok temu, ale bala sie, ze odpadna przy jakiejs okazji. Powinna pamietac, ze to przeciez nie zabawa.
Zrobilo jej sie zimno na mysl, ze markiz po raz pierwszy zobaczyl ja wlasnie z tymi pryszczami, w przebraniu sluzacej. Wtedy tez gra toczyla sie o wysoka stawke, ale Diana nie zdawala sobie z tego sprawy. Dopiero pozniej zrozumiala, ze wszystko sie moglo wowczas zdarzyc.
Po zjedzeniu sniadania i porannej toalecie, ubrala sie z pomoca Gary i ruszyla w strone ogrodu.
Poniewaz stanowila jedynie dodatek do krolewskiej swity, nie miala tak naprawde zbyt wiele do zrobienia. Dlatego mogla przygladac sie bacznie wszystkiemu, co dzialo sie na dworze. Zwykle siedziala przy krolowej, starajac sie nie rzucac w oczy i przysluchiwala sie rozmowom.
Miala zatem duzo czasu na myslenie.
Glownie o Rothgarze.
Calymi dniami przemysliwala, jak sklonic go do malzenstwa. Miala dziesiatki roznych planow, ale wiedziala, ze przede wszystkim musi znalezc dostep do jakiejs biblioteki. Nie chciala wprost o nie pytac w obawie, ze zniszczy - swoj wizerunek „typowej' damy.
Coraz lepiej rozumiala, ze obawy Beya sa czysto irracjonalne. Byc moze dlatego byly w nim tak gleboko zako- rzenione. Musi mu teraz wykazac, ze ta jedna jedyna racjonalna przeslanka, na ktorej sie opieraly, jest falszywa.
Stlumila westchnienie, poniewaz dotarla wlasnie do krolowej i sklonila sie jej gleboko.
– Najjasniejsza pani – przywitala sie. Krolowa skinela laskawie reka. Ten ranek byl nieco inny
od pozostalych, poniewaz do ogrodu przybyla lady Durham wraz ze swa dwutygodniowa coreczka. Krolowa prawdopodobnie zazadala tej wizyty, poniewaz uwielbiala dzieci. Zaraz tez wziela noworodka na rece i zaczela cos do niego mowic po niemiecku. Lady Durham patrzyla na to z niepokojem, choc widac bylo, ze Charlotte doskonale sobie radzi.
Diane najbardziej zdziwila jej wlasna reakcja. Dziecko bylo brzydkie i pomarszczone, chociaz mialo sliczne niebieskie oczy, takie jak Beya, i rozczulajace raczki. Jednak ona tez chciala je tulic i trzymac w ramionach. Ona tez pragnela byc jak najblizej tej niewinnej, nieswiadomej niczego istotki. Zwlaszcza, ze dziewczynka nie protestowala, widzac wokol siebie tyle obcych twarzy.
Krolowa odlozyla dzieciatko do wiklinowego kosza. Diana wstala gwaltownie i przeszla w rog ogrodu. Czy to mozliwe, zeby bylo jej az tak zal? Zwlaszcza, ze to moglo byc przeciez dziecko jej i Beya…
– Lady Arradale?
Dostrzegla cien obok swojego na trawie. Rozczarowana odwrocila sie, zeby przywitac lorda Randolpha. Chetnie zostalaby jeszcze przy noworodku, ale krolowa pozwolila jej pojsc na spacer z nowo przybylym. Somerton podniosl jej dlon do ust.
– Jestes, pani, najpiekniejszym kwiatem w tym ogrodzie -
powiedzial, kiedy troche sie oddalili od krolowej i dam dworu.-Zakwitlas cudownie, aby cieszyc moje oczy. Diana miala nadzieje, ze jej przyszly maz nie bedzie wygadywal podobnych bzdur.
– Dobrze, panie. Ale obawiam sie, ze nie powinnismy odchodzic zbyt daleko. Krolowa moze mnie potrzebowac.
To zupelnie nie przeszkadzalo Somertonowi w wygladzaniu kolejnych komplementow, a poniewaz z czasem zarzynalo mu brakowac pomyslow, byly one coraz bardziej dziwaczne. Wiele wskazywalo na to, ze jego znajomosc literatury ograniczala sie do odczytywania nazw kolejnych gospod i zajazdow. Diana nie watpila jednak, ze znalazlaby w nim godnego przeciwnika w walce na szpady.
Nagle uslyszeli niemowlecy placz i Diana oznajmila, ze musza wracac. Juz z daleka bylo widac, ze lady Durham wraz z niania chetnie odebralyby dziewczynke krolowej i tylko nie smialy tego zrobic. Krolowa natomiast tulila do siebie malenstwo.
– Zmarzly slicznosci – powiedziala. – Przyniescie jakis kocyk.
Lady Durham siegnela nierozwaznie po kocyk nalezacy do malego ksiecia. Na to syn krolowej tez zaczal plakac.
– Herzleib, nein! – krzyknela krolowa i oddala w koncu dziecko zaniepokojonej matce, a sama wziela w ramiona ksiecia. – Lordzie Randolph, prosze nam przyniesc jeszcze jeden kocyk. Szybko, szybko!
Somerton zawahal sie, ale w koncu puscil sie biegiem w strone palacu. Teraz plakalo juz dwoje dzieci: ksiaze i coreczka lady Durham. Zadna z kobiet nie wiedziala, co zrobic, zeby je uspokoic.
– Lord Rothgar! – zawolala Charlotte, jakby nagle pojawilo sie wybawienie. – Prosimy cie tutaj, panie. Musisz uspokoic nasze dzieci.
Maly ksiaze zamilkl na sam widok Rothgara. Nikt nie Wiedzial, dlaczego. Chlopczyk tylko patrzyl na niego swoimi wielkimi oczkami. Jedynie dziewczynka jeszcze plakala, ale byla chyba coraz bardziej zmeczona.
A markiz odwrocil sie na piecie i odszedl.
Wszyscy patrzyli z otwartymi ustami za czlowiekiem, ktory zlamal wszelkie mozliwe reguly. Diana nie byla w stanie wytrzymac napiecia. Podciagnela lekko spodnice -i ruszyla za nim w poscig. Przebiegla alejke, a nastepnie skrecila na trawnik, poniewaz wydawalo jej sie, ze tak bedzie szybciej. W koncu dopadla go przy zegarze slonecznym. Zatrzymal sie tak nagle, jak ruszyl.
– Co… co sie stalo? – wydyszala. Rothgar milczal dosyc dlugo az w koncu wyrzekl:
– Nie moge zniesc placzacych dzieci. Jego siostra. I matka.
– Po prostu zrobilo jej sie zimno – zauwazyla. Odwrocil sie do niej i z ulga stwierdzila, ze wyglada normalnie, jest tylko nienaturalnie blady.
– Wiem.
– Obraziles krolowa – dodala.
– Wiem – powtorzyl. – Pojde ja przeprosic, kiedy… kiedy dziecko przestanie plakac.
Diana skinela glowa.
– Chyba straciles w jej oczach jako kandydat na moj go meza – rzucila lekko.