jeszcze mistrz igly.
– Wole len – odparla.
Po ustaleniu dalszych szczegolow, Mannerly zapewnil, ze stroj bedzie gotowy na poniedzialek i ze sam przyjdzie do palacu na przymiarke. Znaczylo to tyle, ze nie bedzie oczywiscie tani. Jednak Diana byla zadowolona z wyboru. Czy cos jeszcze, pani?
Skinela glowa. Wszystkie mozliwe dodatki – powiedziala. – Maska i pomalowany na srebrny kolor luk i strzaly.
Mistrz Mannerly zanotowal to w swoim kajecie i jeszcze raz zapewnil ja, ze stroj bedzie gotowy na czas. Diana juz w nieco lepszym nastroju opuscila pracownie krawiecka Cieszyl ja stroj bogini. Przypuszczala, ze Bey zrozumie zawarta w nim aluzje.
– Jestes, pani, czarujaca, kiedy sie cieszysz – uslyszala tuz obok glos Somertona.
Zupelnie zapomniala o jego istnieniu i traktowala go mniej wiecej tak, jak lokaja, ktory stale jej towarzyszyl. Pomyslala, ze powinna przynajmniej troche obrzydzic mu malzenstwo.
– To dlatego, ze uwielbiam zakupy – stwierdzila. – Moja matka czesto narzeka na wysokosc rachunkow.
Jako twoj maz nigdy nie bede tego robil. Lord Randolph zrownal sie z nia i dla podkreslenia wagi swoich slow polozyl dlon na piersi. Diana juz chciala wark-ac, ze nie mialby do tego najmniejszego prawa, poniewaz pieniadze nie naleza do niego, ale po namysle rzekla tylko:
– Moge ci, panie, obiecac to samo. Zdziwienie Randolpha szybko przeszlo w gniew:
– Jak moglabys to robic?! – niemal wykrzyknal. Diana przystanela na chwile i spojrzala na niego
Usmiechem.
– Czy chcesz powiedziec, panie, ze ignorowalbys moje zyenia? – spytala kokieteryjnie.
Lord Randolph zagryzl wargi. Widac bylo, ze intensywnie myslal nad odpowiedzia.
– Oczywiscie spelnialbym wszystkie twoje zyczenia, pani. Ee, czy to znaczy, ze sie zgadzasz?
– Na co?
– Na nasz slub – odparl. – Ich Krolewskie Moscie popieraja ten projekt.
– Nie.
Diana uniosla lekko suknie i ruszyla w dalsza droge. Somerton szedl za nia. W koncu dotarli do kocza i lord Ran-dolph rzucil sie do przodu, chcac jej otworzyc drzwiczki.
– Ale przeciez powiedzialas, pani…
– To byly teoretyczne rozwazania – przerwala mu i wsiadla do kocza. – Jedziemy!
Woznica strzelil batem i czworka koni ruszyla przed siebie. Somerton w ostatniej chwili wskoczyl do srodka i zajal swoje miejsce naprzeciwko.
– Bawisz sie ze mna, pani – mruknal niechetnie. – Po powrocie do palacu poinformuje krola o naszym slubie.
– A ja zaprzecze.
Lord Randolph z westchnieniem spojrzal na Hagger-dorn, ktora przez caly czas czekala na nich w koczu.
– Przyznasz, pani, ze lady Arradale zgodzila sie mnie poslubic?
– Nie odnioslam takiego wrazenia – odparla Niemka.
– A poza tym, kobiety sa niestale – Diana przywolala jeden ze stereotypow. – Mam chyba prawo zmienic zdanie.
– Wiec przyznajesz, ze myslalas o slubie! – triumfowal Somerton.
Nie, nie byl glupi, jak jej sie poczatkowo wydawalo. W niektorych sytuacjach potrafil wykazac zadziwiajacy spryt. Teraz, zeby uniknac zastawionej przez niego pulapki, sama musiala udac idiotke.
– Och, panie, a czemu mialabym nie myslec? Musze przyznac, ze mi sie podobasz, ale… Ale sa tez inni konkurenci. Potrzebuje czasu. Kazdy mezczyzna ma jakies zalety i musze je wszystkie poznac.
Lord Randolph wzial ja za reke.
– I tak mam ich najwiecej – stwierdzil z blyskiem w oku. -Powiedz, pani, „tak', a pozbedziesz sie wszelkich trosk.
I sporej czesci swoich pieniedzy, pomyslala Diana.
– Moj zmarly ojciec zawsze powtarzal, ze nie moge w pospiechu podejmowac waznych decyzji – rzekla z westchnieniem. – Nakazal, bym czekala co najmniej tydzien…
Somerton scisnal dlon hrabiny, a nastepnie puscil ja i rozsiadl sie wygodnie na swoim miejscu.
– Dobrze, wobec tego tydzien – zgodzil sie. – Ale daj mi, pani, znac, gdybys zdecydowala sie wczesniej. Bede czekal.
Tak, pomylila sie co do niego. Mimo braku wyksztalcenia, Somerton nie nalezal do ludzi glupich. W sprawach finansowych byl zapewne okrutny i bezwzgledny. Jak dobrze, ze pojechala z nim na te zakupy. Inaczej mogloby minac sporo czasu, zanim by go w pelni docenila.
Diana powrocila do palacu, ktory w tej chwili wydal jej sie schronieniem. Wiedziala, ze lord Randolph nie moze zmusic jej do malzenstwa, ale tez zdawala sobie sprawe z tego, ze odparcie jego atakow nie bedzie latwe. Zwlaszcza, ze w dalszym ciagu bedzie musiala sie zachowywac jak „prawdziwa dama'.
Na szczescie tego dnia nie musiala juz przyjmowac zadnych zalotnikow. Krolowa zazadala bowiem dokladnej relacji z wizyty u kupcow i krawca. Chciala tez obejrzec przywiezione rzeczy.
Po poludniu natomiast wystawiono na czesc lady Arra-dale fragmenty pierwszej opery Johanna Christiana Bacha, zatytulowanej „Orione', w ktorej wystepowala bogini Diana. Hrabina starala sie spozytkowac ten czas na przemyslenie swojej sytuacji, ale muzyka szybko ja uwiodla. Dzieki niej zapomniala o swoich klopotach, a poniewaz znala lacine, z ktorej wywodzil sie wspolczesny wloski, mogla bez problemow sledzic fabule.
Orion pragnal poslubic dziewczyne imieniem Candio-pe, ale zazdrosna bogini sama chciala go uwiesc. Cala historia oparta byla na znanym micie, w ktorym Diana na koncu zabijala Oriona.
Czy jej zwiazek z Beyem moglby sie skonczyc w ten sposob?
Sluchajac fragmentow opery bardziej utozsamiala sie._ z Candiope niz z Diana. Ta ostatnia mogli byc krol i kro-Iowa, naklaniajacy ja do malzenstwa z kim innym. Ale monarcha pragnal przeciez, by poslubila Rothgara.
Diana pomyslala, ze nie mozna w prosty sposob przenosic sztuki na zycie. Jakies analogie na pewno istnieja, ale to nie wystarczy. Z ta mysla znowu wsluchala sie w spiew, tym razem Candiope: „Musimy poddac sie woli bogow i rozstac sie na zawsze. Bez ciebie jednak czeka mnie wieczny smutek i zgryzota.'
Orion odpowiadal: „Och, okrutne rozstanie, trace to, co cenie. Juz lepiej rozstac sie z tym zyciem.'
I znowu slowa zbyt mocno dotknely rzeczywistosci. Mit z cala pewnoscia zywil sie prawda. Dookola przeciez bylo tylu nieszczesliwie zakochanych. Czy ona tez dolaczy do ich grona?
Pod koniec arii Oriona Diana nie byla juz w stanie wstrzymac lez. W sali rozlegly sie brawa. Sam krol podszedl do niej i podal jej chusteczke.
– Nie przejmuj sie tak, pani. To tylko historia, co?
– Muzyka byla naprawde wzruszajaca, najjasniejszy panie – powiedziala wycierajac oczy.
– Tak, pan Bach to prawdziwy mistrz – zgodzil sie krol. -Ale mysle, ze lzy biora sie z czegos innego, co? Popatrz, pani, kobiety zamezne nie placza. Czas zdecydowac sie na malzenstwo, co?
Diana starala sie ukryc panike i sklonila sie lekko krolom
– Tak trudno mi kogos wybrac, sire – rzekla. – Tylu we kolo wspanialych i odwaznych mezczyzn.
– To prawda, to prawda – zgodzil sie laskawie krol, pocierajac policzek. – Musisz jednak podjac decyzje, co? Dla wlasnego dobra. Zeby nie popasc w melancholie.
– Za pare tygodni, sire – poprosila. Jednak krol pokrecil stanowczo glowa.
– O, nie, pani! Dla wlasnego dobra, co – powtorzyl. – Zaloze sie, ze kiedy pierwszy raz sie tu pojawilas, nie bylas tak blada.
Do diabla z bielidlem i pudrem! Przeciez chodzilo o to, ?eby odstraszyc kandydatow! Zrozumiala, ze oni wcale nie zwracaja uwagi na jej wyglad. Przyciagal ich tytul i majatek.
– Przynajmniej tydzien, najjasniejszy panie!
– Dobrze, wobec tego po balu maskowym, co? – zgodzil sie laskawie Jerzy.
Diana chciala krzyczec, ze przeciez do poniedzialku zostalo zaledwie dwa dni. Nie mogla jednak spierac sie z krolem. Pochylila wiec tylko glowe.
– Tak jest, sire – baknela.
– Jesli sama sie nie zdecydujesz, pani, wybierzemy za debie – dodal jeszcze monarcha na pozegnanie.
Diana starala sie nie wpadac w panike. Zostalo jej malo czasu. Musi dzialac. Sama nie wiedziala, co robic.