wynikalo rowniez, ze D'Eon nie odpowiadal za napad na drodze.

To byla zla wiadomosc. Zawsze lepiej miec jednego przeciwnika niz dwoch. Chociaz z drugiej strony, mozna to bylo rowniez obrocic na wlasna korzysc.

Markiz nie mogl znalezc w pismie informacji o miejscu pobytu de Couriaca. Wiele jednak wskazywalo na to, ze schronil sie w ambasadzie. W takim wypadku uslugi Strin-gle'a moga sie okazac nieocenione.

Dlugo siedzial za biurkiem, zastanawiajac sie nad cala sytuacja niczym nad skomplikowana partia szachow.

Przerwal mu dopiero Carruthers, ktory przyszedl, zeby przypomniec mu o wieczornym przyjeciu. Markiz sam je wydawal, zeby spotkac sie z tymi, ktorzy go lubili i… nienawidzili.

Przebral sie wiec w czarny surdut, ktory doskonale pasowal do jego nastroju. Wlozyl jasne ponczochy i krotkie spodnie, a glowe przystroil wielka pudrowana peruka. Jedynie kamizelke mial kolorowa i bogato zdobiona.

Tak wystrojony przeszedl do sali przyjec i zarzadzil otwarcie drzwi. Poniewaz w zeszly piatek nie bylo go jeszcze w Londynie, tym razem liczba gosci przeszla najsmielsze oczekiwania. Wiekszosci jednak chodzilo o to, by wyrazic swoj szacunek lub poparcie. Pare osob przyszlo z prosba o wstawienie sie do krola w ich sprawie. Rothgar wyjasnil, ze robi to niezwykle rzadko, ale zebral ich petycje, zeby zapoznac sie z nimi w ciszy i spokoju.

W ten sposob minela ponad godzina. Niektorzy goscie dostali zaproszenie na skromny posilek, po ktorym mieli sie wspolnie wybrac do krola na pokaz francuskiego automatu. Markiz mial nadzieje, ze spotka sie wowczas z Diana. Przypomnial sobie, ze ten sam surdut i kamizelke nosil na balu w Arradale rok temu. Hrabina natomiast wystapila w czerwonej, jedwabnej sukni, co dalo niezwykle interesujacy kontrast.

Kiedy juz raz o niej pomyslal, nie mogl przestac. Przypomnial sobie ich rozmowy, a takze flirt, ktory rozpoczal. Chcial wybadac, czy nie nalezy do kobiet latwych. 2 jej zachowania wowczas wnosil, ze nie. Reszte powiedziala mu spedzona razem noc.

Jak dobrze, ze nie ulegla mu rok temu! Wtedy z cala pewnoscia zrozumialby opacznie jej decyzje.

Sam zreszta nie wiedzial, co zrobilby, gdyby mu sie wowczas oddala. Juz wtedy spostrzegl, ze jest nietuzinkowa. Co jej wowczas powiedzial? Gdybys kiedykolwiek zmienila zdanie, pani, to jestem do twojej dyspozycji? Tak, chyba cos takiego.

Teraz te slowa nabraly zupelnie nowej tresci. Tak, byl do jej dyspozycji! Nie mogl dopuscic, zeby stala sie jej jakakolwiek krzywda!

Po chwili uslyszal chrzakniecie. To Walpole patrzyl na niego ze zdziwieniem. Pewnie znowu czegos nie doslyszal.

– Wlasnie myslalem, panie, o tym, jak blahe zdarzenia i slowa nabieraja nagle zupelnie nowego znaczenia – wyjasnil.

– Tak, tak zdarza sie w polityce – zgodzil sie Walpole. – Coraz czesciej mam wrazenie, ze to przypadek rzadzi swiatem.

Polityka! Jemu chodzilo o zycie, a Walpole wciaz mial w glowie tylko polityke!

– Wlasnie, panie. A my tylko probujemy nim kierowac. Na przyklad wojna z Francja…

Poniechawszy rozmyslan o Dianie, zaczal rozmowe o sytuacji kraju. Dawal przy tym delikatnie do zrozumienia, ze doswiadczony Ludwik XV wciaz stanowi zagrozenie dla Francji i ze D'Eon jest jednym z jego najsprytniejszych ludzi. Slowa te padaly na podatny grunt, poniewaz wielu obecnych na przyjeciu arystokratow bylo krolewskimi ministrami.

Wraz z uplywem czasu coraz czesciej zerkal na wielki stojacy zegar. Liczyl minuty do wyjscia. Mial nadzieje, ze wszyscy beda zajeci automatami i ze uda mu sie zamienic pare slow z Diana.

Na razie musi mu to wystarczyc.

Fred Stringle zostawil konia w stajni przy ambasadzie i zapukal do drzwi kuchennych. Kiedy mu otworzono, podal swoje nazwisko i powiedzial, ze chce mowic z kawalerem D'Eonem.

– A niby czemu mialby cie przyjac? – zapytala bezczelnie sluzaca. – Zreszta i tak ma zaraz wyjechac do Buckingham Palace.

Stringle pchnal ja i wszedl do srodka.

– Po prostu przekaz, co powiedzialem – mruknal. Kobieta wyszla niechetnie, ale powrocila nadzwyczaj

zwawo. Szybko tez poprowadzila go do prawego skrzydla ambasady, gdzie znajdowaly sie apartamenty panow.

No i co? Dlaczego tutaj przyszedles? – spytal go wystrojony w koronki, jedwabie i lsniace ordery D'Eon. - Przeciez miales trzymac sie z daleka od ambasady! Stringle rozlozyl rece w bezradnym gescie.

– Mam problemy, panie.

Do sali weszlo dwoch sluzacych, niosacych wielka peruke z wlosami poskrecanymi w loki.

– Mozesz mowic, nie rozumieja po angielsku – rzucil D'Eon. – Co, nie dalo sie w nic wciagnac mlodego Uf tona?

– O tak, panie. Udalo sie oskarzyc go o kradziez koni. I bylby wisial, gdyby nie ten piekielny markiz.

Francuz, ktory przymierzal peruke przed lustrem, spojrzal na niego z naglym blyskiem w oku.

– Rothgar?! Przeciez jest w Londynie! Stringle pokrecil glowa.

– Dzis rano byl w Dingham i narobil mi mase klopotow. Oczy D'Eona zwezily sie w szparki.

– Wiec dlaczego jestes tutaj? Miales nie przychodzic do Ambasady – przypomnial mu raz jeszcze.

Handlarz schylil lekko glowe.

– Nikt mnie nie sledzil, panie, jesli o to chodzi – zaczal wyjasnienia. – Tam na miejscu zrobilo sie bardzo goraco. Ten markiz chyba… cos podejrzewal. Pewnie chcial sie dowiedziec, kto mnie wyslal. Dlatego wymknalem mu sie I ucieklem tutaj.

To bylo madre posuniecie. D'Eon i tak by odgadl, ze Rothgar chcial go wybadac. Stringle uprzedzil w ten sposob nastepne pytanie.

– I tak sie domysli – mruknal Francuz, a potem znowu zwrocil sie do lustra. – Dobrze, zostan tu na razie. Mozesz mi sie przydac, bo… czterech moich ludzi wyjechalo nagle w waznej sprawie.

W Dingham sporo mowilo sie o napadzie na markiza i Stringle znal te historie.

– Wiem, panie.

Znowu rozsadny ruch. Udawanie czegos wiecej pozatym, co konieczne, bylo zupelnie niepotrzebne. D'Eon slyszac te slowa, rozluznil sie nieco.

– Sluzaca pokaze ci pokoj – zakonczyl rozmowe. -I trzymaj sie ode mnie z daleka, dopoki cie nie poprosze.

Stringle sklonil sie teraz glebiej i wyszedl. Cieszyl sie w duchu, ze D'Eon nigdzie go nie wyslal. Wiedzial, co to moze znaczyc i bal sie tej chwili. Tutaj, w ambasadzie, najlepiej spelni swoje zadanie.

D'Eon skierowal sie w strone stajni, rozwazajac cala sytuacje. Byl rozczarowany, ale tylko troche. Zastawil na markiza szereg pulapek, liczac na to, ze odwroci na jakis czas jego uwage, nie oczekiwal jednak, ze wszystkie okaza sie skuteczne. Plan Stringle'a wydal mu sie nadzwyczaj sprytny. Gdyby sie powiodl, Rothgar spedzilby pare dni ratujac mlodego Uf tona od stryczka.

Tyle by mu wystarczylo. Przeciez w czasie nieobecnosci markiza juz prawie udalo sie wmowic krolowi, ze utrzymanie fortyfikacji Dunkierki dobrze sluzy Anglii! Tak niewiele trzeba, by odniesc pelny sukces.

Intryga, do ktorej wykorzystal de Couriaca, wydawala mu sie jeszcze lepsza. Coz, skoro ten balwan nie wywiazal sie z zadania. Co wiecej, skierowal podejrzenia na Francje. A tak, bylby jedynie zazdrosnym mezem, ktorego troche poniosly nerwy. Nie chodzilo przeciez o smierc Rothgara, a tylko o oddalenie go od dworu.

D'Eon zatrzymal sie na chwile, obserwujac znizajace sie slonce, a potem spojrzal na poludnie. Gdzies tam byla jego ukochana Francja. Mial nadzieje, ze wroci do kraju z tytulem szlacheckim, opromieniony slawa pogromcy Jerzego III.

To wciaz Aest osiagalne. Musi sie tylko pozbyc markiza.

Nagle zza budynku wylonila sie jakas postac i zastapila mu droge. D'Eon natychmiast wyciagnal szpade, ale stojacy przed nim mezczyzna nie mial zamiaru walczyc.

– De Couriac?

– Tak, to ja – odparl czlowiek w lachmanach z reka przestana bandazem.

D'Eon schowal szpade do pochwy i zaciagnal de Couriaca w strone najblizszych budynkow. Stamtad przemkneli do ambasady.

– Co tutaj robisz? Szukaja cie w calej Anglii.

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату