– Zgadza sie. Geny kieruja nas ku pewnym srodowiskowym doswiadczeniom i odsuwaja od innych. Niemowleta o roznych temperamentach traktowane sa w rozny sposob przez rodzicow. Aktywne dzieci maja inne doswiadczenia niz te spokojniejsze, nawet w tym samym domu. Niesforne nastolatki zazywaja wiecej narkotykow niz czlonkowie choru chlopiecego w tym samym miasteczku. Po prawej stronie rownania musimy zatem umiescic wartosc Cge, oznaczajaca kowariancje genow i srodowiska. – Zapisala to na tablicy i zerknela na swoj wojskowy szwajcarski zegarek. – Czy macie jakies pytania?
Dla odmiany tym razem odezwala sie kobieta, Donna-Marie Dickson, inteligentna, lecz niesmiala pielegniarka, ktora po trzydziestce wrocila na studia.
– A co z Osmondami? – zapytala.
Rozlegly sie glosne smiechy.
– Wyjasnij, co masz na mysli Donna-Marie – poprosila Jeannie. – Niektorzy ze studentow sa zbyt mlodzi, zeby pamietac Osmondow.
– To byl taki zespol muzyczny w latach siedemdziesiatych. Skladal sie z braci i siostr. Cala rodzina byla muzykalna. Ale nie mieli tych samych genow, nie byli blizniakami. Wydaje sie, ze to otoczenie wplynelo na to, ze zostali muzykami. To samo mamy w przypadku Jackson Five. – Inni studenci, w wiekszosci mlodsi, ponownie wybuchneli smiechem i Donna-Marie usmiechnela sie z zazenowaniem. – Zdradzilam chyba swoj wiek – dodala.
– Pani Dickson zwrocila uwage na bardzo wazna sprawe i dziwie sie, ze nikt inny o tym nie pomyslal. – W rzeczywistosci Jeannie wcale to nie zdziwilo, ale chciala dodac odwagi Donnie-Marie. – Charyzmatyczni i oddani rodzice moga spowodowac, ze wszystkie ich dzieci poswieca sie pewnej idei niezaleznie od tego, jakie maja geny. Podobnie jak rodzice maltretujacy dzieci moga wychowac cala rodzine na schizofrenikow. Ale to sa skrajne przypadki. Niedozywione dziecko bedzie niskiego wzrostu, mimo ze jego rodzice i dziadkowie byli wysocy. Przekarmione dziecko bedzie tluste, jesli nawet mialo szczuplych przodkow. Tak czy owak, najnowsze badania wydaja sie coraz wyrazniej wskazywac, ze to raczej dziedzictwo genetyczne, a nie srodowisko lub styl wychowania determinuje charakter dziecka. – Przerwala na chwile. – Jesli nie ma wiecej pytan, prosze do przyszlego poniedzialku przeczytac artykul Boucharda i innych w „Science” z dwunastego pazdziernika tysiac dziewiecset dziewiecdziesiatego roku.
Studenci zaczeli pakowac ksiazki. Jeannie zostala jeszcze kilka chwil, zeby dac szanse osobom, ktore byly zbyt niesmiale, aby zadac jej pytanie podczas wykladu. Introwertycy czesto zostawali wielkimi uczonymi.
Do biurka podeszla Donna-Marie. Miala okragla twarz i jasne krecone wlosy. Jeannie pomyslala, ze musi byc dobra pielegniarka, spokojna i skuteczna.
– Tak mi przykro z powodu biednej Lisy – powiedziala Donna-Marie. – To straszne, co sie stalo.
– A policja jeszcze pogorszyla sprawe – odparla Jeannie. – Gliniarz, ktory odwiozl ja do szpitala, byl wyjatkowym idiota, naprawde.
– To fatalnie. Ale moze zlapia faceta, ktory to zrobil. Na calym kampusie rozdaja ulotki z jego podobizna.
– Doskonale. – Podobizna, o ktorej mowila Donna-Marie, musiala zostac sporzadzona na programie komputerowym Mish Delaware. – Kiedy od niej rano wyszlam, pracowala nad tym portretem z policjantka.
– Jak ona sie czuje?
– Jest jakby odretwiala… lecz takze troche roztrzesiona.
Donna-Marie pokiwala glowa.
– Zgwalcone kobiety przechodza rozne fazy, widzialam to juz przedtem. Pierwsza faza to zaprzeczenie. Chca zostawic to za soba, mowia, i zyc dalej, tak jak zyly. Ale nigdy nie okazuje sie to takie latwe.
– Moze powinna z toba porozmawiac. Swiadomosc tego, z czym trzeba sie liczyc, chyba by jej pomogla.
– Kiedy tylko zechce – odparla Donna-Marie.
Jeannie ruszyla przez kampus w strone Wariatkowa. Wciaz bylo goraco. Uswiadomila sobie, ze rozglada sie uwaznie dookola – niczym nerwowy kowboj z westernu – jakby spodziewala sie, ze w kazdej chwili zza rogu moze wyskoczyc i zaatakowac ja jakis napastnik. Uniwersytet Jonesa Fallsa stanowil do tej pory staroswiecka oaze spokoju, polozona posrodku pustyni wspolczesnej amerykanskiej metropolii. Ze swoimi sklepami i bankami, boiskami sportowymi i parkometrami, barami, biurowcami i akademikami rzeczywiscie przypominal male miasteczko. Z pieciu tysiecy uczacych sie i pracujacych tu osob, polowa mieszkala na terenie uczelni. Ale teraz uniwersytet przestal byc bezpieczny. Ten facet nie mial prawa tego zrobic, pomyslala z gorycza Jeannie; nie mial prawa spowodowac, ze boje sie przebywac we wlasnym miejscu pracy. Moze przestepstwo zawsze ma taki efekt: sprawia, ze solidny grunt zaczyna sie nagle chwiac pod nogami.
Wchodzac do swojego gabinetu zaczela myslec o Berringtonie Jonesie. Byl atrakcyjnym mezczyzna, bardzo milym wobec kobiet. Wspominala z przyjemnoscia kazda spedzona z nim chwile. Miala wobec niego dlug wdziecznosci: to on w koncu zalatwil jej te prace.
A jednak byl troche zbyt ugrzeczniony. Podejrzewala, ze moze manipulowac kobietami. Zawsze nasuwal jej na mysl dowcip o mezczyznie, ktory mowi do kobiety: Opowiedz mi cos o sobie. Jaka jest na przyklad twoja opinia na moj temat?
Pod pewnymi wzgledami wcale nie przypominal uczonego. Ale Jeannie zauwazyla juz, ze ludzie sytuujacy sie na samym szczycie uniwersyteckiej hierarchii odbiegaja znacznie od stereotypu roztargnionego profesora. Berrington wygladal i zachowywal sie jak czlowiek wladzy. Od kilkunastu lat nie mial juz na swoim koncie duzych naukowych sukcesow, ale to bylo normalne; genialnych osiagniec, takich jak na przyklad odkrycie podwojnej spirali DNA, dokonywali na ogol ludzie ponizej trzydziestego piatego roku zycia. Starzejac sie, naukowcy dzielili sie swoim doswiadczeniem i intuicja z mlodszymi, swiezszymi umyslami. Chociaz wykladal na trzech uczelniach i organizowal dotacje z Genetico, Berrington dobrze wywiazywal sie z tej roli. Nie cieszyl sie jednak takim szacunkiem, jakim moglby sie cieszyc, innym naukowcom nie podobalo sie bowiem jego zaangazowanie w polityke. Ceniac jego dokonania naukowe, Jeannie z pewnoscia nie podzielala jego pogladow politycznych.
Z poczatku uwierzyla bezkrytycznie w historyjke o sciaganiu danych z Australii; po namysle jednak nie byla juz taka pewna. Patrzac na Stevena Logana, Berry zobaczyl upiora, a nie zawyzony rachunek telefoniczny.
Wiele rodzin mialo swoje sekrety. Zamezna kobieta mogla miec kochanka i tylko ona wiedziala, kto jest prawdziwym ojcem dziecka. Mloda dziewczyna mogla urodzic dziecko, oddac je matce i przy zgodzie dochowujacej sekretu rodziny udawac, ze jest jego starsza siostra. Dzieci bywaly adoptowane przez sasiadow, krewnych i przyjaciol, ktorzy ukrywali prawde. Lorraine Logan nie byla kobieta, ktora trzymalaby w tajemnicy fakt zwyklej adopcji, mogla miec jednak dziesiatki innych powodow, zeby nie powiedziec prawdy Stevenowi. Ale co mial z tym wspolnego Berrington? Czy byl prawdziwym ojcem Stevena? Jeannie usmiechnela sie na te mysl. Berry byl przystojny, lecz o co najmniej szesc cali nizszy od Stevena. Chociaz wszystko bylo mozliwe, takie wytlumaczenie wydawalo sie malo prawdopodobne.
To, ze w calej sprawie tkwi jakas zagadka, nie dawalo jej spokoju. Pod kazdym innym wzgledem odnalezienie Stevena Logana stanowilo wielki sukces. Byl praworzadnym obywatelem, a jego blizniak zatwardzialym przestepca. Fakt, ze go odszukala, swiadczyl o skutecznosci programu komputerowego i potwierdzal jej teorie na temat przestepczosci. Zanim bedzie mozna mowic o przekonujacych dowodach, musiala oczywiscie znalezc setki podobnych do Steve'a i Dennisa par blizniakow, nie mogla jednak zaczac lepiej swojego programu badan.
Jutro spotka sie z Dennisem. Jesli okaze sie czarnowlosym karlem, bedzie to znaczylo, ze popelnila jakis blad. Ale jesli sie nie myli, Dennis Pinker bedzie sobowtorem Stevena Logana.
Wiadomosc, ze Logan nie mial pojecia, iz mogl zostac adoptowany, bardzo ja poruszyla. Wiedziala, ze musi znalezc jakis sposob, zeby uniknac tego rodzaju wstrzasow. W przyszlosci skontaktuje sie najpierw z rodzicami, sprawdzi, ile powiedzieli swoim dzieciom i dopiero wtedy zwroci sie do blizniakow. Spowolni to troche tempo pracy, ale nie bylo innego wyjscia: nie mogla pelnic roli osoby, ktora ujawnia rodzinne sekrety.
Problem byl do rozwiazania, nie mogla sie jednak pozbyc niepokoju, ktory zbudzily w niej sceptyczne pytania Berringtona i niedowierzanie Stevena Logana. Z pewnymi obawami myslala o nastepnym etapie pracy. Miala zamiar uzyc swojego programu do przeszukania kartoteki linii papilarnych FBI.
Bylo to dla niej idealne zrodlo. Wsrod figurujacych w kartotece dwudziestu dwu milionow ludzi wielu bylo podejrzanych o popelnienie przestepstwa albo skazanych na jakas kare. Jesli jej program jest rzeczywiscie skuteczny, powinna uzyskac w ten sposob setki par blizniakow, w tym rowniez kilka takich, ktore wychowywano oddzielnie. Moglo to oznaczac pokazny krok naprzod. Najpierw jednak musiala otrzymac zgode Biura.
Jej najlepsza szkolna przyjaciolka, genialna matematyczka hinduskiego pochodzenia, Ghita Sumra, zajmowala teraz wysokie stanowisko w dziale informatycznym FBI. Pracowala w Waszyngtonie, ale mieszkala tutaj, w Baltimore. Ghita zgodzila sie juz poprosic swoich zwierzchnikow, zeby pomogli Jeannie. Obiecala, ze decyzja