zapadnie pod koniec tygodnia, lecz Jeannie chciala ja troche ponaglic. Wybrala jej numer.
Ghita urodzila sie w Waszyngtonie, ale w jej glosie slychac bylo miekkie zaokraglone samogloski indyjskiego subkontynentu.
– Czesc, Jeannie, jak ci sie udal weekend? – zapytala.
– Fatalnie. Mojej mamie pomieszalo sie w koncu w glowie i musialam ja umiescic w domu opieki.
– Przykro mi to slyszec. Co takiego zrobila?
– Zapomniala, ze jest srodek nocy i wstala z lozka, zapomniala sie ubrac i wyszla kupic karton mleka, a potem zapomniala, gdzie mieszka.
– I co sie stalo?
– Znalazla ja policja. Na szczescie miala w torebce moj przekaz i udalo im sie mnie zlokalizowac.
– Jak sie teraz czujesz?
To bylo kobiece pytanie. Mezczyzni – Jack Budgen, Berrington Jones – pytali, co ma zamiar zrobic. Kobieta pytala, jak sie czuje.
– Zle – odparla. – Jesli musze sie juz teraz zajac wlasna matka, kto zajmie sie mna? Rozumiesz?
– Co to za dom opieki?
– Tani. Tylko na taki starcza jej ubezpieczenie. Wyciagne ja stamtad, kiedy tylko uzbieram forse na cos lepszego. W sluchawce zapadla cisza i Jeannie uswiadomila sobie, ze Ghita obawia sie prosby o pozyczke. – Mam zamiar dawac korepetycje w weekendy – dodala szybko. – Czy rozmawialas juz z szefem o mojej propozycji?
– Wyobraz sobie, ze rozmawialam.
Jeannie wstrzymala oddech.
– Wszyscy bardzo sie tutaj zainteresowali twoim programem – stwierdzila Ghita.
To nie byla ani odpowiedz twierdzaca, ani odmowna.
– Nie macie wlasnych programow przeszukujacych?
– Mamy, ale twoja maszynka jest o wiele szybsza od wszystkiego, czym dysponujemy. Mowi sie o wykupieniu od ciebie licencji.
– No, no. Moze nie bede jednak musiala udzielac korepetycji.
Ghita rozesmiala sie.
– Zanim otworzysz szampana, musimy upewnic sie, czy program rzeczywiscie dziala.
– Jak dlugo to potrwa?
– Uruchomimy go w nocy, zeby nie przeszkadzac normalnym uzytkownikom bazy danych. Musze poczekac na jakas spokojna noc. Powinnismy to zrobic w tym albo przyszlym tygodniu.
– Nie da sie szybciej?
– Tak ci sie pali?
Rzeczywiscie sie palilo, ale Jeannie nie chciala opowiadac Ghicie o swoich obawach.
– Jestem po prostu niecierpliwa.
– Zrobie to jak najszybciej, nie martw sie. Czy mozesz przekazac mi program przez modem?
– Jasne. Ale czy nie sadzisz, ze powinnam tam byc, kiedy go uruchomisz?
– Nie, nie sadze.
Jeannie poznala po glosie Ghity, ze sie usmiecha.
– Oczywiscie, na pewno znasz sie na tych rzeczach lepiej ode mnie.
– Oto adres, na ktory mozesz to wyslac. – Ghita podala jej adres poczty elektronicznej. – Rezultaty przesle ci ta sama droga.
– Dzieki. Sluchaj, Ghita?
– No?
– Czy bede potrzebowala doradcy podatkowego?
– Idz sie powies. – Ghita rozesmiala sie i odlozyla sluchawke.
Jeannie wlaczyla mysza America OnLine i weszla do Internetu. Kiedy jej program wgrywal sie na dysk FBI, rozleglo sie pukanie do drzwi i do gabinetu wszedl Steven Logan.
Zmierzyla go uwaznym spojrzeniem. To, czego sie dzis dowiedzial, wywarlo na nim silne wrazenie i widac to bylo po jego twarzy; byl jednak mlody i silny, wiec wstrzas nie spowodowal jakiegos wiekszego urazu. Mial bardzo stabilna psychike. Gdyby reprezentowal typ kryminalisty – jak jego brat Dennis – z pewnoscia wdalby sie do tej pory z kims w bojke.
– Co slychac? – zapytala.
– Juz po wszystkim – odparl, zamykajac za soba drzwi pieta. – Zaliczylem wszystkie testy, poddalem sie wszystkim badaniom i wypelnilem wszystkie kwestionariusze, ktore zdolal wymyslic rodzaj ludzki.
– W takim razie moze pan wracac do domu.
– Wpadlem na pomysl, zeby zostac wieczorem w Baltimore. Szczerze mowiac, zastanawialem sie, czy nie zjadlaby pani ze mna kolacji.
Zaskoczyl ja.
– Po co? – zapytala niezbyt uprzejmie.
Troche go to zdeprymowalo.
– No… na przyklad chcialbym sie dowiedziec czegos wiecej o pani badaniach.
– Ach tak… Niestety, jestem juz dzisiaj umowiona na kolacje.
Sprawial wrazenie bardzo rozczarowanego.
– Uwaza pani, ze jestem za mlody?
– Na co?
– Zeby wybrac sie z pania na randke.
W koncu to do niej dotarlo.
– Nie wiedzialam, ze zaprasza mnie pan na randke.
– Troche malo pani domyslna – stwierdzil z zazenowaniem.
– Przepraszam. – To prawda, byla malo domyslna. Podrywal ja juz wczesniej na korcie tenisowym. Ale przez caly dzien myslala o nim wylacznie jako o osobie poddawanej badaniom. Teraz jednak, kiedy sie nad tym zastanowila, rzeczywiscie wydal sie jej za mlody. Mial dwadziescia dwa lata i dopiero studiowal; ona miala siedem lat wiecej.
– Ile lat ma facet, ktory pania zaprosil?
– Piecdziesiat dziewiec albo szescdziesiat. Cos kolo tego.
– Lubi pani starych.
Jeannie zrobilo sie przykro, ze go rozczarowala. Cos jestem mu winna, pomyslala, po tym wszystkim, co przeze mnie przeszedl. Jej komputer wydal podobny do dzwonka dzwiek zawiadamiajac, ze skonczyl wgrywac program.
– Mam teraz chwile czasu – powiedziala. – Moze wstapi pan ze mna na drinka do klubu pracownikow naukowych?
Steven natychmiast sie rozchmurzyl.
– Jasne, bardzo chetnie. Czy jestem odpowiednio ubrany?
Mial na sobie spodnie khaki i blekitna plocienna koszule.
– Lepiej niz wiekszosc przesiadujacych tam profesorow – stwierdzila z usmiechem. Wyszla z Internetu i wylaczyla komputer.
– Dzwonilem do mamy – oznajmil Steven. – Opowiedzialem jej o pani teorii.
– Byla wsciekla?
– Smiala sie. Oswiadczyla, ze mnie nie adoptowala i ze nie mialem brata blizniaka, ktorego adoptowalby ktos inny.
– To dziwne. – Jeannie odetchnela z ulga slyszac, ze rodzina Loganow przyjela to tak spokojnie. Z drugiej strony, ich sceptycyzm sprawil, ze zaczela watpic w to, czy Steven i Dennis sa rzeczywiscie blizniakami.
– Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawe… – zaczela i umilkla. Uslyszal od niej tego dnia juz dosyc wstrzasajacych rzeczy. Zdecydowala sie jednak brnac dalej. – Istnieje jeszcze jedno wytlumaczenie przypuszczenia, ze Dennis i pan jestescie blizniakami.
– Wiem, o czym pani mysli – odparl. – Dzieci zamienione w szpitalu.
Byl bardzo bystry. Juz wczesniej w ciagu dnia zauwazyla, jak szybko kojarzy fakty.
– Zgadza sie – powiedziala. – Matka numer jeden ma jednojajowe bliznieta, matki numer dwa i trzy maja