– Oczywiscie, taki jest przeciez cel.

– Zatem jesli program porownal na przyklad elektro-encefalogramy, dowiedziala sie pani, ze ktos ma takie same fale mozgowe jak ktos inny.

– Takie same albo podobne. Ale nie dowiem sie niczego na temat stanu zdrowia tych dwoch osob.

– Niemniej, jezeli wiedziala pani wczesniej, ze jedna z nich cierpi na paranoidalna schizofrenie, nietrudno bedzie zgadnac, ze druga choruje na to samo.

– Nigdy nie wiemy takich rzeczy.

– Moze pani znac ktoras z osob stanowiacych pare.

– Jakim cudem?

– Moze byc pani dozorca, kimkolwiek.

– Niech pani nie zartuje.

– To jest mozliwe.

– I o tym ma byc ten artykul?

– Niewykluczone.

– W porzadku, rzecz jest teoretycznie mozliwa, ale prawdopodobienstwo wydaje sie tak nikle, ze zaden rozsadnie myslacy czlowiek nie wezmie go pod uwage.

– Mozna sie o to spierac.

Dziennikarka zdecydowana byla szukac dziury w calym bez wzgledu na fakty i Jeannie zaczela sie martwic. Miala dosc problemow bez sciagania sobie na glowe prasy.

– Ma pani jakies konkrety? – zapytala. – Znalazla pani kogos, kto uwaza, ze naruszone zostaly jego dobra osobiste?

– Interesuje mnie potencjalne niebezpieczenstwo.

Jeannie uderzyla nagla mysl.

– A swoja droga, kto powiedzial pani, zeby sie do mnie zwrocic?

– Dlaczego pani pyta?

– Z takiego samego powodu, z jakiego pani pyta mnie. Chce znac prawde.

– Nie moge pani powiedziec.

– To ciekawe – stwierdzila Jeannie. – Opowiedzialam pani dosc obszernie o swoich badaniach i metodach. Nie mam nic do ukrycia. O pani jednak nie mozna powiedziec tego samego. Mam wrazenie, ze pani sie czegos wstydzi. Moze tego, w jaki sposob dowiedziala sie o moim projekcie?

– Niczego sie nie wstydze – odparla ostro dziennikarka.

Jeannie czula, jak ogarnia ja zlosc. Za kogo sie uwaza ta baba?

– Ktos sie w kazdym razie wstydzi. Jesli to nieprawda, dlaczego nie chce mi pani podac jego nazwiska?

– Musze chronic swoich informatorow.

– Przed czym? – Jeannie wiedziala, ze nie powinna zaogniac sytuacji. Niczego nie wygra, nastawiajac prase wrogo do siebie. Nie mogla jednak scierpiec arogancji tej jedzy. – Jak juz powiedzialam, moim metodom nie mozna nic zarzucic. Nie naruszaja niczyjej prywatnosci. Dlaczego wiec pani informator ma podlegac ochronie?

– Ludzie maja swoje powody…

– Nie sadzi pani, ze ta osoba zrobila to z nieczystych pobudek? – zapytala. Dlaczego ktos chcialby mi zaszkodzic, zastanawiala sie.

– Nie bede tego komentowac.

– Bez komentarza, tak? – odparla z przekasem. – Gdzies juz to slyszalam.

– Dziekuje za pomoc, doktor Ferrami.

– Nie ma o czym mowic – powiedziala. Odlozyla sluchawke, a potem przez dluzsza chwile wpatrywala sie w telefon. – Co tu jest, do cholery, grane? – mruknela.

SRODA

21

Berrington Jones zle spal.

Noc spedzil z Pippa Harpenden. Pippa pracowala jako sekretarka na wydziale fizyki i probowalo ja poderwac wielu profesorow, w tym rowniez kilku zonatych, ale Berrington byl jedynym, z ktorym sie umawiala. Elegancko sie ubral, zabral ja do kameralnej restauracji i zamowil wykwintne wina. Siedzac przy stoliku, delektowal sie spojrzeniami swoich rowiesnikow, ktorzy jedli kolacje z brzydkimi starymi zonami. A potem przyprowadzil Pippe do domu, zapalil swiece, wlozyl jedwabna pizame i kochal sie z nia powoli, az lapala kurczowo oddech z rozkoszy.

O czwartej rano zbudzil sie jednak i zaczal myslec o wszystkim, co moglo pokrzyzowac mu szyki. Hank Stone saczyl podczas konferencji prasowej zafundowane przez wydawce tanie wino; niewykluczone, ze rozmowa z Berringtonem wyleciala mu po prostu z glowy. A jesli nawet ja zapamietal, redaktorzy „New York Timesa” mogli uznac, ze sprawa nie kwalifikuje sie do druku. Mogli zasiegnac jezyka i zorientowac sie, ze Jeannie nie robi nic zdroznego. Albo po prostu odlozyc wszystko do przyszlego tygodnia, kiedy bedzie juz za pozno.

– Dobrze sie czujesz, Berry? – zapytala Pippa, kiedy po raz kolejny przewrocil sie z boku na bok.

Pogladzil ja po dlugich blond wlosach i Pippa wydala z siebie senne zachecajace odglosy. Milosc z piekna kobieta stanowila normalnie pocieche na wszelkie smutki, ale czul, ze tym razem nic mu nie pomoze. Za duzo mial na glowie klopotow. Kusilo go, zeby porozmawiac o nich z Pippa – byla inteligentna i na pewno by go zrozumiala i pocieszyla – ale nie mogl nikomu wyjawiac tego rodzaju sekretow.

Po jakims czasie wstal i wyszedl pobiegac. Kiedy wrocil, Pippy juz nie bylo. Zostawila mu owiniety w czarna nylonowa ponczoche liscik z podziekowaniem.

Kilka minut po osmej przyszla gosposia i zrobila mu omlet. Marianne byla chuda, nerwowa dziewczyna z francuskiej Martyniki. Mowila slabo po angielsku i bala sie, ze odesla ja z powrotem do domu, co czynilo ja bardzo ulegla. Byla ladna i Berrington domyslal sie, ze gdyby kazal jej ukleknac i obciagnac sobie czlonek, uznalaby, ze wchodzi to w zakres jej obowiazkow. Nigdy tego oczywiscie nie zrobil: sypianie ze sluzba nie bylo w jego stylu.

Wzial prysznic, ogolil sie i chcac wzbudzic wiekszy respekt, ubral sie w popielaty garnitur w prazki, biala koszule i czarny krawat w male czerwone kropki. Wpial zlote spinki z monogramem, wsunal biala lniana chusteczke do kieszonki na piersi i przetarl do polysku czarne polbuty.

A potem pojechal na uczelnie, zaszyl sie w swoim gabinecie i wlaczyl komputer. Podobnie jak wiekszosc akademickich slaw, nie zajmowal sie prawie dzialalnoscia dydaktyczna. Tu, na JFU, mial jeden wyklad rocznie. Jego rola bylo nadzorowanie badan mlodszych kolegow i podnoszenie ich prestizu przez dodawanie swego nazwiska do ich prac. Tego ranka nie byl jednak w stanie na niczym sie skoncentrowac. Czekajac na telefon, wygladal przez okno i obserwowal czworke mlodych ludzi grajacych ostro w debla na korcie.

Nie musial dlugo czekac.

O wpol do dziesiatej zadzwonil do niego rektor uniwersytetu.

– Mamy pewien problem – oznajmil.

Berrington zmarszczyl brwi.

– Co sie stalo, Maurice?

– Wlasnie zadzwonila do mnie jakas dziwka z „New York Timesa”. Twierdzi, ze ktos na twoim wydziale narusza prywatnosc badanych. Jakas doktor Ferrami.

Dzieki Bogu, pomyslal z triumfem Berrington. Hank Stone nie skrewil!

– Obawialem sie czegos takiego – powiedzial starajac sie, zeby jego glos zabrzmial odpowiednio powaznie. – Zaraz u ciebie bede. – Odlozyl sluchawke i przez chwile sie zastanawial. Bylo zbyt wczesnie, zeby swietowac zwyciestwo. Zaczynal dopiero snuc cala intryge. Musial teraz spowodowac, zeby Maurice i Jeannie zachowywali sie dokladnie po jego mysli.

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату